Najnowsze wpisy, strona 2


lut 22 2016 do ilu razy sztuka? 29

29

            -Jak to „wyprowadziła się”?- Olivier stoi zdumiony przed drzwiami mieszkania Marty

-No panie! Wyprowadziła się i już!- kiwa ręką sąsiad z piętra.- A kto tam za wami, młodymi nadąży?- dorzuca i znika za drzwiami własnego mieszkania. Olivier natychmiast wyciąga telefon i dzwoni do Olki. Szybko też uzyskuje informacje, że Marta sprzedała mieszkanie, bo planuje przeprowadzkę. Chwilowo mieszka u rodziców. Cudownie...

Już od dawna nie czuł się tak dziwnie podenerwowany jak teraz. Oto stoi przed domem Marty. Ileż to czasu upłynęło, odkąd czekał tu na nią ostatni raz. Siada na przystanku i zapala papierosa. Widzi, jak światło to zapala się to gaśnie w oknie jej dawnego pokoju. Gdzieś w ogródku obok pachnie maciejka ... puf! Leżą w sadzie u dziadków Oliviera. Jest to jedna z tych licznych wycieczek, na które ją zabierał. Wszędzie wokół pachnie maciejka. Słońce powoli zachodzi, ale wieczór nadal jest gorący. Marta ma we włosach rumianek. Wygląda cudownie. Jej oczy są szczęśliwe. Patrzy na nią z góry, opierając się na łokciu. Całuje ją delikatnie. „Kiedyś się z tobą ożenię” mówi, przepełniony tym, co do niej czuje. Nie potrafi nawet nazwać tego po imieniu, ale chce mu się krzyczeć ze szczęścia, że są razem. Puf! Wraca do teraźniejszości. Zaczyna zastanawiać się, co mógłby jej powiedzieć właśnie teraz. Z uwagą obserwuje dobrze mu znany budynek. Światło w pokoju gaśnie. Dom zapada w ciemność. Przez chwilę ma ochotę wspiąć się po pergoli i zastukać w okno, jak to robił przed laty, ale jego wzrok przykuwa postać, która zawisa nad parapetem i schodzi na dół.  Olivier uśmiecha się do siebie w ciemności. A więc go zauważyła. Idzie w jego stronę i nawet nie musi widzieć jej twarzy, wie, że i ona się uśmiecha.

-Czekałeś na mnie?

-Chyba tak...

-I co teraz?

-Porywam cię, jak zwykle, nie?

-Czekałam na to.

jkamp   
lut 16 2016 do ilu razy sztuka? 28

28

            Co teraz? Już nie po raz pierwszy Olivier czuje, że jego życie stanęło w miejscu. Potrzebuje jakiegoś solidnego kopa. Ojciec. Tak, tylko on przebiega mu przez myśl. Do trzech razy sztuka. Już dwa razy do niego uciekał. A swoją drogą... jak to jest, że nawet dorośli ludzie, odpowiedzialni za swoje słowa i czyny zawsze w kryzysowej sytuacji wracają do rodziców? Ciekawe... chwilami wstyd mu tej słabości, ale musi wyjechać. Po prostu musi. Chociaż na chwilę. Tydzień, najwyżej dwa! Będąc daleko od kłopotów, ma wrażenie, że widzi je wyraźniej i łatwiej mu podjąć jakąkolwiek decyzję.

            Pakuje się w pośpiechu. Prosi Gośkę o opiekę nad psem i cudem zdąża na samolot.

Dużą część lotu przesypia. Nie ma ochoty na pogawędki typu : dokąd? Dlaczego? Po co?

Wie, że ojciec jest w Paryżu. Nie uprzedził go o swoim przyjeździe toteż nie spodziewa się powitania na lotnisku. Ma zamiar powłóczyć się po mieście. Zadziwiało go za każdym razem, kiedy się tutaj znalazł. Uwielbia tu być. Po części czuje się jego obywatelem.

-Cześć, tato.

-Olivier Philippe! Co za niespodzianka.- ojciec rzeczywiście jest zaskoczony.- Czemu nie zadzwoniłeś?

-Nie chciałem cię odrywać od obowiązków.

-Siadaj, synu. Co cię sprowadza? Masz jakieś kłopoty?

-Możemy o tym porozmawiać przy obiedzie? Jestem potwornie głodny.

-Oczywiście. Chodźmy.- ojciec podnosi się szybko i ruszają w stronę zatłoczonych uliczek. Wybierają spokojną, małą restaurację.- Czuję się trochę zaniepokojony twoim przyjazdem.

-Tato, musiałem przyjechać....- zaczyna Olivier i ani się spostrzegł, opowiada mu o Marcie. Nie wspominał o niej od czasu, kiedy rozstali się po śmierci Przemka. Teraz nie ma już oporów. Wie, że musi być w końcu z kimś szczery.

-I dlatego tutaj jesteś?

-Tak.

-Chcesz mojej rady?

-Po cichu liczyłem, że coś mi podpowiesz.

-Wiesz co...jesteś moim synem, ale nie sądziłem, że akurat ty kiedykolwiek zwrócisz się do mnie z czymś takim.

-Co to ma znaczyć?

-Że masz prawie 30 lat, a zachowujesz się, jak nastolatek. Sam nie wiesz, czego chcesz. Teraz dopiero widzę, jak brak mojej opieki źle na ciebie wpłynął. Jesteś rozpuszczony i rozkapryszony, zupełnie jak York Margot!

-Tato...- Oliviera zatyka

-Co? Czego się spodziewałeś? Chyba nie tego, że będę planował za ciebie życie? Wydaje mi się, że zawodowo urządziłem cię dostatecznie dobrze. Z bajzlem, który zrobiłeś w swoich prywatnych sprawach, musisz poradzić sobie sam. Najpierw zdecyduj, na czym ci naprawdę zależy. Zostań, odpocznij, zdystansuj się, ale nie pytaj mnie, co masz robić. Tylko ty wiesz, jak chcesz zakończyć tę farsę!

            Ojciec jak zwykle ma rację. Olivier myśli o tym, snując się całymi dniami po uliczkach Paryża.

Po tygodniu stwierdza, że ma już dość. Co prawda w dalszym ciągu nie bardzo wie, co zrobić, ale odpoczął na tyle, żeby móc choćby porozmawiać z Martą.

Żegna w pośpiechu ojca i wraca do Polski.

jkamp   
lut 09 2016 do ilu razy sztuka? 27

27

            Słońce, upał... popołudnie będzie jeszcze bardziej nieznośne. Też sobie wybrali! Ślub w lipcu! Olivier właśnie jedzie po Izę. Nie może uwierzyć, kiedy widzi ją wychodzącą z klatki. Musi przyznać, że wygląda zjawiskowo. Ma krótką czerwoną sukienkę, która doskonale podkreśla jej wąską talię i niezwykle zgrabne nogi. Olo otwiera jej drzwi i uśmiecha się.

-Coś nie tak?

-Przeciwnie! Wyglądasz świetnie!

-Cieszę się, że sprostałam wymaganiom, panie prezesie!

-Byłem pewien, że im sprostasz!

Ślub w jednym z mniejszych kościołów w mieście, za to wesele na 200 osób. Szaleństwo.

Stoją na placu. Przed salą bawi się gromadka dzieci. Na boku stoi mała blondynka i poprawia bransoletki. Z całej grupy wyróżnia się czarnowłosa szalejąca dziewczynka w niebieskiej sukience. Nie przejmując się niczym biega jak szalona i śmieje się głośno. Olo obserwuje ją przez chwilę. W tłumie zjawia się Mateusz Wipler, ale myśli Oliviera przerywa Iza.

-Powiedz mi, dlaczego masz taki dziwny stosunek do kobiet?

-Nie rozumiem.

-Z mojego punktu widzenia, to każdą masz tylko na chwilę, dla zabicia czasu.

-Nic na to nie poradzę.- odpowiada zdawkowo rozglądając się za prawnikiem

-Nie chcesz założyć rodziny?

-Może kiedyś. Na razie nie myślę o tym.

- Żadna na ciebie nie zasługuje?

- To nie to.- uśmiecha się blado.

- Słyszałam, że jest ktoś, kto nie daje ci spokoju od bardzo dawna.

-Iza, daj spokój! Nie chce mi się o tym rozmawiać. Nie czuję się na siłach na jakikolwiek związek.

-Czyli jednak! Wiedziałam!

-Pani detektyw, chodźmy na salę.

-Mogę się założyć, że ona tu jest.

-Iza!- mówi ostrzegawczo Olo, co dodatkowo ją upewnia.

            Impreza trwa w najlepsze. Olivier świetnie się bawi z Izą. Paweł zorientował się już wcześniej, że Olo  raczej niezręcznie będzie się czuł siedząc przy Marcie, więc posadził go prawie na drugim końcu sali. Muzyka, jedzenie i towarzystwo jest świetne. Olo jest w swoim żywiole, a Iza okazuje się być imprezową duszą, jak trochę się rozluźni. Nigdy by jej o to nie podejrzewał, ale cieszy się z jej obecności.

-Idę zapalić. – decyduje, kiedy widzi wychodzących Marcina i Grześka.

-Idź. Zostanę.- przytakuje Iza, po czym Olo rusza za przyjaciółmi.

-I jak, stary?

-Super.- mówi mało przekonująco Olivier

-Chyba niekoniecznie!

-Dlaczego? Naprawdę świetnie się bawię.

-I nie przeszkadza ci, że...?

-Dziś nic mi nie przeszkadza, Marcin.

-Czyżby seksowna sekretarka zdobyła bazę?

-Wżyciu! Za dobra jest w swojej pracy! muszę ją awansować, może wtedy da mi spokój.- śmieje się Olo. Stoją tak na tarasie i rozmawiają. Dołącza do nich Paweł. Zaczynają się śmiać, gratulować i ściskać. Jednak Olivier wychwytuje jakąś kłótnię obok tarasu. Już wie, że to Marta. Jej głos poznałby wszędzie. Jest zdenerwowana i jakby nieco przestraszona.

-Idziesz?- pyta w końcu Marcin

-Tak! Za chwilę!- zostaje z grupką ludzi na tarasie. Powoli idzie w kierunku, z którego dobiegają głosy. Stoi ponad kłócącą się parą. Obserwuje wściekłą Martę i jakiegoś mężczyznę. Po chwili dociera do niego, że to Wipler. Jest ostro wstawiony i robi swojej byłej żonie wyrzuty o to, że ich małżeństwo się skończyło. Olo przysłuchuje się chwilę i nie może uwierzyć, że prawnik wini za wszystko właśnie jego. Chyba nie chce zrozumieć dlaczego.

-Puść mnie!- wykrzykuje w końcu Marta. Olivier spogląda w dół. Wipler szamocze się z Martą, która próbuje wyrwać się z jego ramion. Cóż, nie udaje jej się to. Prawnik to wysoki, postawny facet, w przeciwieństwie do niej. Olo zręcznie przeskakuje barierkę. Kłócąca się para jest zdumiona jego nagłym pojawieniem się. Na twarzy Marty pojawia się ulga, za to Wipler jest wściekły.

-Jak zawsze nie w porę.- patrzy na Oliviera z zaciśniętymi pięściami- Przestań wtrącać się w nasze życie!

- Zostaw ją.- mówi spokojnie Olo

- Chyba nie powinno cię obchodzić, co i z kim tu robię.- Olivier widzi, jak Wipler zaciska pięści i rusza w jego kierunku. Marta już wie, jak się to skończy.

-Mateusz! Przestań!- mówi groźnie, ale na niego to już nie działa. Bierze zamach i... bach! Pada na ziemię po pewnym i starannie wymierzonym ciosie Oliviera. Próbuje się podnieść, ale Olo wymierza mu drugie celne uderzenie, rozcinając łuk brwiowy. Teraz sam przed sobą musi się przyznać, że od zawsze chciał to zrobić!. Krew płynąca strużką po twarzy kapie na rękaw białej koszuli. Olo  jest pewien, że Wipler już się nie podniesie, nachyla się nad nim i mówi z wściekłością.

-Jeśli coś jej zrobisz, to słowo daję, zatłukę cię.

-Pozwę cię o napaść!- jęczy Wipler

-Pozwij, tylko zastanów się, co ona na to powie.- wskazuje na Martę, po czym wstaje i odchodzi, jakby nic się nie stało.

Idzie prosto do łazienki, ale w połowie sali zatrzymuje go Iza. Widzi, że coś jest nie tak i mierzy go wzrokiem.

- Szukałam cię.- uśmiecha się

-Byłem na zewnątrz.

-Ale chyba nie na tarasie, bo cię tam nie spotkałam.

-Nie, nie na tarasie.

-Co to.... jest?- Iza spostrzega zakrwawioną rękę Oliviera.

-Nic takiego. Zaraz wrócę.

-Na minutę nie można cię spuścić z oka!- kiwa głową z niedowierzaniem.

-Po to tu jesteś prawda?- mruga do niej

            Nad ranem jest proszony o wyjście z zabawy. Policja. Olo uśmiecha się pod nosem. Zna funkcjonariusza bardzo dobrze, to chłopak, z którym grali w siatkówkę w gimnazjum. Kuba też go poznaje, ale chyba nie jest mu do śmiechu, że musi przekazać mu niezbyt dobre wiadomości. Olivier za to jest pewien, że to sprawka Wiplera.

- Cześć Olivier, mamy nieprzyjemną informację.- policjant zachowuje się bardzo formalnie.

-Tak myślałem, kiedy was zobaczyłem.

-Bardzo prosimy, żebyś  poszedł z nami.

-Olivier, co się dzieje?- Iza szeroko otwiera oczy

-Już teraz? Daj spokój, nie mogę się zgłosić, jak trochę się ogarnę?

-Chcieliśmy prosić o wypełnienie pewnych dokumentów.

-Dokumentów? Jakich dokumentów? To jakiś żart? O co chodzi? Kuba weź mów wprost!

-Twój dom został podpalony. W areszcie mamy podpalacza i zeznanie świadka.

-Mój dom? Podpalony?

-Tak. Niejaki pan Mateusz Wipler dokonał tego czynu.

-Mam tam po co jechać?

-Spłonęła tylko część garażu, w tym motor. Pożar szybko udało się ugasić, dzięki interwencji naocznego świadka.

-Rozumiem. Już z wami jadę.

-Pojadę z tobą.

Ranek dłuży się w nieskończoność. Wszyscy są zmęczeni. Ciągłe pytania, zeznania, maglowanie w kółko tego samego. Olivier zaczyna powoli tracić cierpliwość.

-Chcę stąd w końcu wyjść.- mówi do Kuby, którego łapie w przelocie.

-Jeszcze tu jesteś?- dziwi się chłopak

-Tak! Siedzę tu od 5 rano. Jest 9! Muszę się przebrać, zjeść coś i zobaczyć w jakim stanie jest mój dom.

-Olo, to nie zależy ode mnie.

- Ileż to może trwać!

-Olivier.- Iza kładzie mu rękę na ramieniu, a on bierze głęboki oddech.

-Kuba!  Mów co się tutaj, kurwa dzieje!

-Daj mi chwilę.- chłopak przechodzi przez komisariat i szybko załatwia, że Olo i Iza mogą spokojnie wracać do siebie. Zatrzymują się jeszcze przed budynkiem.

-Czemu to tyle trwało?

-Olo, ten facet oskarża cię o pobicie. Faktycznie ma rozwalony nos i łuk brwiowy. Wiesz coś o tym, prawda?

-Wiem.

-Tak myślałem- uśmiecha się Kuba.- Spoko. Jakoś to ogarniemy. Teraz jedź do domu.

-Dzięki.- ściska mu dłoń i wsiada do taksówki. Jest naprawdę zmęczony.

            Dom wygląda nie najgorzej, za to z garażu nić nie zostało. Kupa sterczących niedopałków, a wśród nich jego nowy motor. Dobrze, że chociaż BMW Z4, które dostał od ojca musiał zabrać. Widok jest żałosny. Niech to szlag! Nie ma nawet siły dłużej się nad tym zastanawiać. Pada tuż po wzięciu prysznica.

            Budzi go natarczywy dzwonek domofonu. I szczekanie psa. Zwleka się powoli z łóżka i otwiera nie pytając nawet kto to. Chyba mało go już dziś zdziwi. A jednak.

- Obudziłam cię?

- Tak, ale to nic. I tak miałem wstać.

- Oli! Tak mi przykro!

- Nie twoja wina.

-Boże! Oli! Nie miałam pojęcia, że tak się to skończy!

- Powinienem był nad sobą zapanować.

- Dziękuję.

-Nie wracajmy do tego. Chcesz kawę?

-Poproszę.

- Wyjdźmy na taras. Muszę zapalić.

-Jasne!- Marta idzie za nim posłusznie i siadają na miękkich ogrodowych meblach.

-O której skończyła się impreza?

-Kilka minut po 7.

-Żałuję, że nie mogłem zostać do końca.

- To przeze mnie. Powiedziałam Mateuszowi o parę słów za dużo.

-Nie chcę się w to mieszać. To sprawa między wami. I tak za dużo już zrobiłem.

-Gdyby nie ty...

-To miałabyś całkiem udane życie!- wybucha śmiechem

- Moje życie jest udane, ale głównie dzięki takim chwilom, jak ta teraz.

-Nie chcę o tym mówić.

-Do cholery jasnej!- wybucha nagle Marta. Olo kamienieje, nie ma pojęcia, co ma zrobić. Nigdy nie widział Marty tak wkurzonej- Co ty sobie wyobrażasz? Nie rozumiem cię! Nie chcesz mnie widzieć, a niedługo potem kochasz się ze mną, a potem znów nie chcesz mnie widzieć! Jak długo to jeszcze potrwa?

-Prawda jest taka, że ja nie chcę cię znać, ale bez przerwy o tobie myślę. Nie potrafię nad tym zapanować.

-Pocałuj się w swoją egoistyczną dupę, wiesz? Czemu nie możesz przyznać, że ciągle mnie kochasz? To takie trudne? Ja zaryzykowałam wszystko! Chcę z tobą być! Kocham cię i to się nigdy nie zmieni!

- Daj spokój Marta!

-Nie! Nie mogę tak żyć! Zdecyduj coś!!

- Zdecydowałem! Zdecydowałem już bardzo dawno temu, ale ty nie pozwalasz mi odejść! Nie mogę ułożyć sobie, życia, bo kiedy wszystko jest na dobrej drodze, zawsze ty się pojawiasz! A ja dla ciebie.... kurwa mać!- rzuca kubkiem o taras i wchodzi do domu starając się uspokoić emocje.

-Tak! Jasne! Rozwal coś, a potem uciekaj! Jak za starych dobrych czasów, co?! Cholerny wariat! – w złości krzyczy Marta. Olo zatrzymuje się w pół kroku, ale zanim dociera do niego znaczenie tych słów, Marta znika.

Do cholery! Ma rację! Gdyby nie jego upór, to pewnie nigdy by się nie rozstali... przemyka mu przez myśl. Chociaż! Chwila! Chwila! Z jakiej racji on, Francuz, ma się komukolwiek z czegokolwiek tłumaczyć? Kurwa mać! Powinna mu wierzyć! Nigdy jej nie okłamał! Nigdy! Odkąd byli razem nie oszukał jej w niczym! Sam też wierzył we wszystko, co mówiła! Nie przeszło mu przez myśl, że mogłaby coś kręcić! Chciał się z nią ożenić! Zrobiłby dla niej wszystko! Niech to szlag! Ja pierdolę! Nie może nawet nikomu nawrzucać! Dupa!

            Wsiada do auta i jedzie wprost do jej mieszkania. Wie, że najpewniej tam ją zastanie. Prawie rozpłaszcza jakiegoś człowieka na klatce, który przytrzymuje mu drzwi. Znów jest sobą. Tym, którym był, kiedy poznał Martę, tym, którym był, zanim Patrycja go zmieniła. Kipi złością. Nie zważa na nic i na nikogo. Niemal wyłamuje drzwi do mieszkania Marty.

-Ty pusta idiotko!- grzmi na całe gardło i w tym krzyku jest cała jego gorycz. Nigdy nie sądził, że mógłby się o niej zwrócić w ten sposób, ale nie panuje już nad sobą. Marta jest w szoku. Szeroko otwiera usta i patrzy na niego ogromnymi oczami, ale Olo podchodzi do niej. Jest napięty, gotowy do walki- Zrobiłbym dla ciebie wszystko! Wszystko! Rozumiesz, co to, kurwa znaczy? Rozumiesz? Wróciłem tu po roku tylko dla ciebie! Przez ten czas nie myślałem o nikim innym, ale ty zachowałaś się jakbym był jakimś pieprzonym kryminalistą! Nie zabiłem tego gnojka, Przemka! A może powinienem był! Nie tknąłem go nawet! Zrobił to ktoś, kto uznał, że mu się to należy! Nic mi do tego! Nie liczył się dla mnie prokurator, policja, śledztwa, tylko to, co ty myślałaś, a ty uważałaś inaczej! Ale jakoś dałem radę! Starałem się zapomnieć i szło mi całkiem nieźle! I wtedy ten ślub! Marcin wydzwaniał kilka razy dziennie, żebym przyjechał! Zrobiłem to dla niego, chociaż wiedziałem, że tam będziesz! Znowu się zakochałem! Chciałem tylko z tobą być! Zapomniałem o wszystkim! Nic się nie liczyło, tylko ty! Ale ty się zaręczyłaś i jakby tego było mało, byłaś w ciąży! Niech to szlag! Czemu mi wtedy nie powiedziałaś? Nie robiłbym sobie nadziei! Myślałem, że znowu będziemy razem! Tylko, że ty wcale tego nie chciałaś! Byłem w stanie zostawić wszystko wrócić do ciebie na kolanach, jak zbity pies! Kurwa mać! I teraz przychodzisz do mnie z wyrzutami, że cię nie chcę? Że jestem egoistą? Kocham cię, jak nikogo innego i nigdy o tobie nie zapomnę! Zawsze będę cię kochał, ale po raz kolejny nie dam rady! To już za dużo, nawet, jak na mnie!- Olivier odwraca się i próbuje odejść, ale zatrzymuje go Marta, która chwyta go za dłoń

-Nie uciekaj. Zostań. Wyjaśnijmy to raz, na zawsze.

-Nie chcę niczego wyjaśniać. Za kilka dni wracam do ojca.

-Oli, proszę. Daj mi szansę.

- Kolejną? Chyba żartujesz!

-Ostatnią. Jeśli tym razem uznasz, że nie warto, jakoś będę musiała to przeboleć. Usiądź.- łagodny ton jej głosu sprawia, że Olo siada na kuchennym krześle.

-Co masz mi do powiedzenia?- niecierpliwi się

-Chyba będzie lepiej, jak zacznę od początku. To, co wyobraziłam sobie o Przemku, jest po części winą mojej rodziny. Pewnie sam już to wiesz.

-Jakże by inaczej! Wszechwładny pan ordynator!

- Muszę przyznać, że miał na mnie w tamtym czasie bardzo duży wpływ. Wiesz dobrze, że był dla mnie wzorem we wszystkim. Nigdy nie sądziłam, że w czymkolwiek może się mylić.

-Tak, i dobrze znał takich ludzi, jak ja, prawda?

- Oli...daj mi wytłumaczyć...

-Nie wiem, czy chcę słuchać dalej.

-Ja pozwoliłam ci wpaść do mojego domu i na mnie nawrzeszczeć, więc jesteś mi winny rewanż, nie sądzisz? – Olo kiwa tylko głową.- Poza tym... ślub Marcina... tak, byłam zaręczona, ale nie byłam w ciąży. Chciałam tylko ciebie. Czekałam na twój powrót! Wiedziałam, że też tam będziesz i spotkamy się i.... ale ty się dowiedziałeś o Mateuszu i wtedy zaaranżowałeś to okropne spotkanie w restauracji. Byłam na ciebie bardzo zła, dlatego powiedziałam ci tyle okropnych rzeczy. Nigdy tak nie myślałam, chciałam tylko, żebyś cierpiał. Tylko to.

-Tylko to...- powtórzył niemal bezgłośnie

-Tak. Tego wieczoru chciałam zerwać zaręczyny, ale wypadek i twój pobyt w szpitalu... tam pojawiła się ta dziewczyna, która powiedziała, że jest dla ciebie najbliższą rodziną.... myślałam, że się ożeniłeś...

-Nie mogła powiedzieć niczego innego...

-Teraz to wiem, ale w tamtym czasie wyglądało to inaczej. Dokładnie tego dnia dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie miałam innego wyjścia, musiałam ożenić się z Mateuszem. Nikt mi nie powiedział, że tamta dziewczyna to Natalka...nie poznałam jej...

-Chwila! Niczego nie rozumiem. Co ty właściwie chcesz mi powiedzieć?

-Że to było twoje dziecko, Oli.

- To niemożliwe.- Olo kręci głową i patrzy na Martę z niedowierzaniem

- Nie okłamałam cię wtedy. Nie byłam z nikim od twojego wyjazdu, nawet z Mateuszem. Zwłaszcza z nim.

-Nie... to niemożliwe- powtarza Olivier

- Nie umiałam żyć bez ciebie. Te chwile, które spędziliśmy razem, były dla mnie wszystkim. Nie mogłam jeść i nie mogłam spać.... straciłam nasze dziecko po trzech miesiącach... nigdy sobie tego nie wybaczę.

-Muszę wyjść.- Olivier szybko podnosi się z krzesełka. Jest otępiały po tym, co usłyszał. Kręci mu się w głowie.

-Zaczekaj.

-Za chwilę zwymiotuję. Muszę wyjść.- z mętlikiem myśli opuszcza mieszkanie Marty. Co powinien teraz zrobić? Nigdy nie prosił nikogo o radę. Nigdy nikogo nie pytał, ale teraz... teraz musi z kimś porozmawiać, bo inaczej zwariuje.

-Słucham Olivier.- miękki kobiecy głos odbiera jego telefon

-Muszę się z tobą zobaczyć.

-Nie bardzo mam czas...

-Przyjedź, albo powiedz gdzie, ja przyjadę... proszę...

-Olivier, co się dzieje?

-Pat, proszę.

-Dobrze. U Włocha...za... piętnaście minut?

-Czekam.- Olo wie, że tylko ona może mu podpowiedzieć coś rozsądnego. Po kilku chwilach zasiada w kawiarni i pali papierosa za papierosem, jest blady i zdenerwowany, jak nigdy.

-Olivier!- na jego widok Patrycja zamiera. Już wie, że coś jest nie tak. Olo mówi jej o wszystkim. O tym, jak poznał Martę i co dalej się wydarzyło. Patrycja zna część tej historii. Ona i matka Marty są bliskimi przyjaciółkami.

Olo jest zdesperowany. Jeszcze nigdy nie czuł się tak, jak teraz. Z jednej strony ulżyło mu, ale z drugiej, czuje, że dusi się we własnym ciele. Jest mu niedobrze i w dalszym ciągu kręci mu się w głowie od nadmiaru informacji. Musi jednak przyznać, że nie ma jeszcze takiej rzeczy, która nie spotkała go w związku z Martą. Mają za sobą już właściwie wszystko.

-Jak mam ci pomóc?

-Porozmawiaj ze mną. Nakieruj na coś.

-To zależy, co dalej planujesz.

-Nie wiem.

-Więc przemyśl to, bo jeśli chcesz być z nią, to musisz zacząć wszystko od nowa.

-Jak?

-Przecież jesteś najsłynniejszą partią w mieście. Wymyśl coś. Rusz głową.

-W tej chwili wolałbym zdać się na ciebie.

-Ty? Olivier Dati? Zwariowałeś?- śmieje się serdecznie Patrycja.- Już samo to, że użyłeś słowa ”proszę” zwaliło mnie z nóg!

-Pat... nie jestem w stanie myśleć....

-Nie dam ci gotowego rozwiązania na tacy. To zbyt łatwe.  Wysil się. Masz fantazję, jak mało który facet! A teraz mów! Co w firmie?

Rozmawiali dość długo. Olivier choć na chwilę chciał oderwać myśli od Marty. Był Patrycji bardzo wdzięczny za to, że poświęciła mu całe popołudnie.

jkamp   
lut 05 2016 do ilu razy sztuka? 26

26

            Któregoś dnia budzi się w swoim salonie. Głowa mu pęka. Nie wie, jakim cudem udało mu się wrócić do domu. Kanapa jest piekielnie niewygodna, ale musi przyzwyczaić się do światła, żeby móc się ruszyć. I dlaczego do cholery bolą go wszystkie mięśnie? Spogląda na swoje dłonie. Obdarte kostki mówią same za siebie. Bił się. Niestety, nic nie pamięta. Za jego plecami otwierają się drzwi i ktoś szybkim krokiem przemierza salon kierując się na górę. Olivier słyszy jak tupie na piętrze.

-Francuz!! Wiem, że jesteś w domu!- krzyczy Marcin schodząc na dół

-Tutaj.- jęczy Olo i przyjaciel staje przed nim

-Kurwa! Wyglądasz, jak szmata!

-I tak się czuję.

-Udany miałeś wieczór?

-Raczej tak.

-To ciekawe, bo na mieście aż huczy!

-Nie wiem, o czym mówisz.

-Zrobiłeś niezły rozpierdol w „TOFEE”

-Bzdura! Nawet tam nie byłem!

-Czyżby?  Gośka przywiozła cię stamtąd siłą do domu.

-A co ona tam robiła?

-To, co robią na dyskotekach zwykli ludzie, Olo! Poszła potańczyć!

-Muszę wstać.

-Niezły pomysł! Zrobię nam kawę.

-Nie dam rady jej przełknąć.- Olo zwleka się z kanapy.

-Stary! Tak źle nie wyglądałeś od dawna.

-Kurwa! Od dawna tak się nie czułem!

-Co cię napadło??

-Też chciałbym wiedzieć!

-Nie możesz tego robić! Kurwa upijasz się na zawołanie! Znajdź sobie jakąś porządną laskę i przytrzymaj ją przy sobie! Ta huśtawka między Martą a resztą świata cię wykończy.

-Upijam się właśnie dlatego, że żadna nie jest Martą.

-To zacznij ją bzykać! Jaki to problem?

-Ty i twoje rady!- prycha Olivier

-Weź się w garść, to nie będziesz musiał ich wysłuchiwać.

Olivier nigdy nie przyjmował niczyich rad. Po pół roku szaleństwa znów zaczyna się uspokajać. Narobił sobie niemało kłopotów i teraz czas stawić im czoło.

Wraca do swojej monotonnej pracy w biurze, gdzie wszyscy wiedzą o jego wybrykach na mieście i witają go szerokimi uśmiechami.

-Dobrze, że jesteś.  Masz dziś spotkanie. O! I nawet wyglądasz całkiem dobrze.

-Nie ma to, jak polegać na twoim wprawnym oku.

-Czyżbyś zarzucił rozbijanie się po dyskotekach?

-Iza! Skup się na pracy! Co to za spotkanie?

-Dokumenty masz przed nosem.- mówi jeszcze i wychodzi. Wspaniale! Następny przewodnik po moralnej stronie życia! Olo kiwa z niezadowoleniem głową. Po pół godzinie razem z sekretarką wychodzą na służbowy obiad do jednej z najbardziej popularnych restauracji. Są przed czasem. Zajmują zarezerwowany stolik i czekają.

-Jak się czujesz?- pyta Iza

-Ja? Świetnie! Czemu pytasz?

-Cóż! Doszły mnie pewne plotki...

-Nigdy nie uważałem cię za plotkarę!

-Bo nią nie jestem! Martwię się o ciebie! Ostatnio, kiedy pojawiłeś się w biurze...

-Ok.! ok.! Poddaję się! Wiem już do czego zmierzasz! Miałem ciężkie chwile.

-Chwile?  Dobre sobie! -kiwa z niedowierzaniem głową, ale nie jest w stanie powiedzieć nic więcej, bo do ich stolika zmierza kelner wraz z umówionymi gośćmi. Mężczyzna jest znanym chirurgiem, a kobieta.. jego żoną! Olo jest zdumiony. Za każdym razem, kiedy go spotyka, jest z inną kobietą i za każdym razem, z młodszą. Teraz zachowuje się zupełnie inaczej. Nie jest roześmiany, jak zwykle, ale uprzejmy i rzeczowy. Jego żona to bardzo zadbana kobieta koło czterdziestki. Miła i gadatliwa. Czarne śmiejące się oczy i mały zadarty nos. Elegancko, choć kusząco ubrana i starannie umalowana. Olivier nawet nie zastanawiał się, dlaczego mąż prowadza się z młodszymi dziewczynami. Podczas rozmowy kobieta wychodzi do toalety i wraca nerwowo spoglądając na męża, choć on zupełnie nie zwraca na nią uwagi. Z wielkim skupieniem przygląda się Izie. Olo stwierdza, że jego kusząca sekretarka wpadła chirurgowi w oko. Już wie, że ubiją interes zgodnie z oczekiwaniami firmy. Kobieta natomiast co chwilę rzuca Olivierowi ukradkowe spojrzenia. Olo nie wie, o co może jej chodzić, ale stara się być miły i uśmiecha się do niej za każdym razem. Podczas pożegnania kobieta, zostawia w dłoni Oliviera zwiniętą wizytówkę ze swoim prywatnym numerem i dopiskiem „Zadzwoń”. Jest zdumiony, ale zatrzymuje informację dla siebie. Całe popołudnie nie może się skupić. Wizytówka w kieszeni niemal go parzy. Przed wyjściem decyduje. Wykręca numer kobiety.

Ona odbiera niemal natychmiast.

-Witam, Olivier Dati z tej strony, dzwonię do pani....

-Olivier! myślałam, że nie doczekam się na twój telefon!- jest ucieszona, a Olo milknie. Od kiedy mówią sobie po imieniu?

-W czym mogę pomóc?- przechodzi do rzeczy, a kobieta po drugiej stronie wybucha śmiechem

-Jesteś bardzo zabawny. Powiedzmy, że za pół godziny spotkamy się w pewnym miejscu, a wszystko ci wyjaśnię. Dobrze?

-Jeśli pani uważa, że...

-Patrycja. Wystarczy Patrycja. Wyślę ci adres smsem.

-Ok. do zobaczenia.- rozłącza się i ma mieszane uczucia. Nie wie, czego ta kobieta mogłaby od niego chcieć. Rusza jednak na spotkanie w wyznaczonym przez nią miejscu. Kiedy tam dociera orientuje się, że to jedna z jego siłowni, a ona już czeka na niego na parkingu. Uśmiecha się do niego miło.

-Spóźniłem się?

-Nie! To ja byłam tutaj dużo przed czasem.

-Co mogę dla pani zrobić?

-Na razie możesz ze mną iść na kawę i skończ z tą panią!

-Jasne!- idą w stronę pobliskiej kawiarni i rozmawiają o mało istotnych sprawach. Kobieta wybiera stolik najbardziej jak to możliwe oddalony od reszty.

-Olivier, będę z tobą szczera.

-Na to liczyłem, bo ta wiadomość na wizytówce trochę mnie zaskoczyła.

-Jak wiesz, mój mąż ma dość... swobodne podejście do małżeństwa...

-Nic mi o tym nie wiadomo.- Olo zaczyna czuć się niezręcznie

-Nie opowiadaj głupot! Wie o tym każdy w tym mieście, łącznie ze mną.

-Staram się nie wtrącać w prywatne sprawy...

-I chwała ci za to! Dlatego właśnie uznałam, że... – uśmiecha się- ...mógłbyś od czasu do czasu pójść ze mną na kawę, albo... do jakiegoś klubu...

-Ja?- Olo szeroko otwiera oczy. Tego się nie spodziewał. To zwykle on proponował kobietom takie rzeczy

-Tak, ty.

-Mogę spytać dlaczego wybór padł na moją osobę?

-Z wielu względów. Nie masz nikogo, jesteś niezależny, nie będziesz chciał pieniędzy za milczenie, ale przede wszystkim, jesteś piekielnie pociągający.

-To dość zaskakujące.

-Przemyśl to. Ja nie oczekuję niczego w zamian. Chcę się tylko dobrze bawić. To wszystko.

-I mówisz mi to, ot tak?

-Tak. W jaki inny sposób mogłabym ci to powiedzieć? Miałabym cię powiadomić telefonicznie? Mailowo?- Olivier wybucha śmiechem. Musi przyznać, że jeszcze nie spotkał tak bezpośredniej kobiety jak ona.

-Ok. idę na to.

-Bez zastanowienia?

-Lubię ryzyko.

-Skoro tak...- uśmiecha się do niego-... to za dwie minuty siedzisz w moim samochodzie.- Olo przyjmuje wyzwanie z uśmiechem. Nie wie, co go czeka, ani co ta kobieta może jeszcze od niego chcieć, ale nagle czuje, że to może być coś fascynującego.

Szybko płaci rachunek i wsiada do jej auta. Patrycja nie zastanawia się długo. Odjeżdża z piskiem opon spod siłowni. Zatrzymuje się dopiero pół godziny później w jakimś domku na obrzeżach miasta.

-Ładnie tutaj.- uśmiecha się Olo.

-Chodź.- wysiada z auta i Olivier musi podążyć za nią. Wchodzą do domku- Coś do picia?

-Nie, dziękuję....- kiedy tylko odmawia, Patrycja staje tuż przed nim i zaczyna go całować. A niech to! Trafił w sam środek małżeńskiego sporu! Nie lubił być w takich sytuacjach! Musi jednak przyznać, że nie marnowała czasu, jej dłonie szybko pozbywają się z niego garderoby. Nie protestuje. Kochają się szybko i z wielką niecierpliwością.

-Muszę przyznać, że cię nie doceniałam. Jesteś bardziej zaskakujący, niż na to wyglądałeś.-półnaga przemaszerowuje do niewielkiego aneksu kuchennego. Olo uśmiecha się pod nosem

-Tego ode mnie oczekujesz?

-Powiedzmy, że tego też.- wraca na kanapę, gdzie został Olo i rozsiada się obok niego, nieskrępowana swoją nagością. Olivier przygląda się jej z zainteresowaniem- Czemu tak na mnie patrzysz?

-Jesteś bardzo pociągająca.

-Och! Nie! Nie musisz tego robić! Nie mów tego, czego tak naprawdę nie myślisz!

-A jeśli tak myślę?

-Posłuchaj. Przedstawię ci moje zasady.

-Trochę późno, ale mów! Jestem ciekaw!

-Oto one: 1. Nie odejdę od męża, choćby nie wiem co. Zapewnia mi on stabilne życie na pewnym poziomie. 2. Nie będziesz odwiedzał mnie w moim domu, ani w mojej pracy. 3. Nie mam zbyt dużo wolnego czasu, więc musisz być trochę elastyczny. Ja też się o to postaram.  4. Chcę, żebyś był dla mnie nie tylko kochankiem, ale osobą, z którą będę się dobrze bawić. 5. Nie musisz mówić mi komplementów. Nie żądam tego.  6. Nie będziemy przed sobą udawali ludzi, którymi nie jesteśmy. Chcę szczerości. Jeśli coś ci się nie spodoba, powiesz mi o tym. 7. Nie zakochujemy się w sobie. O tym nie ma najmniejszej mowy. 8. Nie okazujemy sobie publicznie żadnych uczuć. 9. Obowiązuje nas obojga całkowita dyskrecja.

-Ok. w porządku. Przyjmuję.

-Żadnych zastrzeżeń?

-Żadnych. Jedno pytanie. Jeśli zażyczę sobie twoich odwiedzin w mojej pracy lub w moim domu, będzie to wykonalne?

-Myślę, że tak, ale jeśli chodzi o pracę, to niezbyt często.

-Rozumiem.

-Świetnie. Co robisz wieczorem?

-Nie mam planów.

-Ubierz się porządnie. Spotkamy się przed Benelux Club.

-Porządnie?

-Nie tak, jak zwykłeś chodzić na te swoje dyskoteki dobrze? I staraj się nikogo nie pobić. Nie masz obowiązku zmieniać czyjegoś zdania na temat mojej osoby.- Olo wybucha śmiechem- Mówię poważnie. Nie chcę rozgłosu.

-Dobrze.- Olo przystaje na ten układ z czystej ciekawości i poniekąd z nudów. Jeszcze żadna kobieta nie okazała wobec niego takiej śmiałości i nie była tak rzeczowa w określeniu swoich zasad i planów względem znajomości. Kiedy się nad tym zastanawia Patrycja staje przed nim i zaczyna pozbywać się reszty ubrań, które na sobie ma. Musi przyznać, że jest przy tym bardzo kusząca. Tym razem postanawia, że nie pozwoli jej się spieszyć.

            Nie wraca już do biura. Ledwie pojawia się w domu, bierze szybki prysznic i ubiera się, starannie dobierając garderobę

-Olo! Co się z tobą kurwa dzieje?

-Marcin, nie teraz! Spieszę się!

-Ty? Chyba sobie jaja robisz!!

-Nie. Wychodzę.

-W takich ciuchach? Masz jakąś oficjalną kolację, czy co?

-Dokładnie tak.

-Co z naszym męskim wieczorem?

-Stary! Nie mam teraz czasu! Jarzysz?  Oddzwonię.

-Coś ty taki drażliwy?

-Jestem spóźniony, a wiesz, jak tego nienawidzę!

-Dobra! Leć! E! Mogę jeszcze pożyczyć kilka rzeczy z garażu?

-Bierz, co chcesz tylko zamknij potem!- Olo szybko wsiada do auta i odjeżdża. Marcin jest jedyną osobą, która ma klucze do domu Oliviera, poza nim samym. Olo ufa mu bezgranicznie, poza tym, jest to pewne zabezpieczenie od czasu, kiedy miał wypadek i popadł w tarapaty. Chociaż rzadko zamyka na klucz drzwi balkonowe, furtka i brama zawsze są domknięte na cztery spusty.

            Patrycja już na niego czeka. Zanim weszli do środka, obrzuciła dobór jego garderoby i jest wyraźnie zadowolona. Olo nigdy nie bywał w takich miejscach, jak to. Uważał, że lokale pokroju Benelux Club to miejsce, gdzie zbiera się masa niezadowolonych z życia ludzi, szukająca raczej zbyt drogiego alkoholu i sposobu na bezsensowne wydanie fury swoich pieniędzy. Okazało się, że bardzo się myli. Patrycja jest duszą towarzystwa. Świetnie tańczy i potrafi się dobrze bawić. Wokół niej kręci się masa mężczyzn, ale ona nie zwraca na nich szczególnej uwagi. Nad ranem lądują u niego w domu. Już wieczorem postanowił, że kolejnego dnia nie pójdzie do pracy. Otwierając oczy widzi ją śpiącą całkiem nago. Jest  diabelnie zgrabna. Nic dziwnego. Mając męża chirurga plastycznego, musi być jego wizytówką! Wyczuła, że na nią patrzy, bo i ona przygląda się jemu.

-Śniadanie? Kawa?

-Kawa. Śniadanie zjem na mieście.

-Nie musisz.

-Mam masę obowiązków w pracy.

- Ok. już się robi.- wstaje i wciąga na siebie luźne spodnie.- Chcesz jakąś koszulkę?

-Poproszę.- uśmiecha się, wdzięczna, że o niej pomyślał. Chwilę później słyszą kogoś na dole. Olo wyskakuje z sypialni i zamyka za sobą drzwi.

-Jesteś?- woła Marcin.

-Idę.- zbiega po dwa stopnie

-Hej! Wpadłem oddać pożyczone rzeczy.

-Ok.- Marcin obserwuje go z uwagą.

-Coś ty taki....? Nie jesteś sam?- domyśla się.

-Nie.- przyznaje Olo

-Ktoś jest na górze?

-Tak.

-Jakaś laska.

-Tak.

-Znam ją?

-Wątpię. I to raczej zły pomysł, żebyś ją poznał akurat teraz.

-O kurwa... stary! Ubliżyłeś mi!- przyjaciel rusza w stronę schodów na górę

-Marcin, to nie jest dobry moment.- mówi ostrzegawczo

-To tylko taki żart! Co cię ugryzło?

-Wiesz, że jesteś moim najlepszym przyjacielem....

-O! Coś się kurwa szykuje! Zaczekaj, usiądę!

-Posłuchaj chwilę! Zawsze jesteś u mnie mile widziany...

-Ok.! dotarło już! Nie będę ci wbijał na chatę, żeby pogadać! Też czułbym się nieswojo bzykając Agę i myśląc o tym, że masz klucze i za chwilę wpadniesz na kawę.

-Czyli rozumiesz?

-To aż tak poważne?- Olo marszczy czoło. Nie może odpowiedzieć twierdząco, bo przyjaciel domagałby się poznania „dziewczyny”. Nie może też powiedzieć, że nie, bo niby dlaczego by ją ukrywał- Dobra! Nie będę pytał!- Marcin najwyraźniej zorientował się w czym rzecz, bo sam postanowił odpuścić.

-Do zobaczenia.

-Oddać ci klucze?

-Nie. Zachowaj je, tylko przestań nachodzić mnie z samego rana!

-Nie spodziewałem się, że będziesz w domu. Zawsze biegasz o tej porze.

-Dziś postanowiłem odpuścić- śmieje się Olo

-Musi być tego warta.- Olo wzrusza tylko ramionami. Zgodził się na warunki podyktowane przez Patrycję i nie ma zamiaru ich naruszać.- Dobra! Nie chcesz, to nie mów!!

            W bardzo krótkim czasie Olo potrafi już dzielić dzień na pracę, Patrycję i swoje typowe zajęcia, jak bieganie, czy siłownia. Każdą niemal chwilę ma zapełnioną. Sam sobie się dziwi, że jeszcze go to nie męczy. Kobieta okazała się być bardzo zabawną towarzyszką i niezwykle namiętną kochanką, a przy okazji, dobrą przyjaciółką, choć Olo nie zabiegał o poszerzenie grona tych ostatnich. Ta sytuacja trwa i trwa, co zresztą bardzo mu odpowiada. Czasem śmieje się, że osiągnął stabilizację bez przymusu żenienia się.

Któregoś popołudnia do jego biura wpada zdyszany Marcin.

-Olo! Na łeb upadłeś? Bzykasz Kopulińską??

-Iza! Zamknij drzwi!- Olo niemal spada z krzesła i piorunuje Marcina wzrokiem

-No gadaj!!- przyjaciel rozsiada się w fotelu

-Co ty pieprzysz?!- oburza się

-Weź mi tu nie zgrywaj niewiniątka!! Jej syn przyjeżdża do mnie ze swoim motorem! Mówił mi wczoraj, że widział matkę z jakimś facetem i to, kurwa jesteś ty!

- Skąd ci to przyszło do głowy?

-Powiedzmy, że widziałem cię na jednym ze zdjęć.- Olo szeroko otwiera oczy- Masz, stary przejebane. I co teraz powiesz?

-Że to niemożliwe!

-A weź nie pierdol!

-Marcin! Może nie zauważyłeś, ale jestem w pracy!

-Panie prezesie! Od pół roku posuwasz pan jedną z najbardziej dzianych kobiet na Śląsku i nawet się słowem nie odzywasz!

-To, kogo aktualnie „posuwam”, jest moją sprawą! Nie musisz mnie nachodzić i wrzeszczeć na całe biuro!

-Ja pierdole! Ale z ciebie kretyn!- Marcin kiwa głową

-Jesteś moim przyjacielem i tylko dlatego znoszę twoje moralizatorskie pieprzenie. Inaczej, obiłbym ci pysk za wściubianie go w nieswoje sprawy!

-Kur....!- zaczyna na nowo Marcin, ale Olo ucisza go gestem dłoni i odbiera telefon. To ona. Ma dziwny głos i prosi o jak najszybsze spotkanie.

-Muszę wyjść. Sorry! Widzimy się wieczorem.- mija przyjaciela i wychodzi bez słowa wyjaśnienia. Marcin nie może w to uwierzyć.

Olo zjawia się w miejscu podanym przez Patrycję. Jest zszokowany. Kobieta ma posiniaczone ręce powyżej łokci i lekko spuchnięty lewy policzek

-Co się dzieje?

-Dostałam za swoje, ale to nieważne.

-Nieważne?- patrzy na nią zaskoczony.

-Dla mnie takie właśnie jest. To nie pierwszy raz i nie ostatni.

-Patrycja! Nie wiedziałem...

-Nie musisz nic wiedzieć. Tego nasz układ nie obejmuje.

-Chodź.- wyciąga do niej ręce i mocno tuli ją do siebie. Wie, że właśnie dlatego zadzwoniła. Musi chociaż przez chwilę poczuć się bezpieczna. Zamyka ją w swoich ramionach, a ona zaczyna szlochać. Kurwa! Jeszcze tego mu brakowało!!

Po kilku dniach siniaki znikają, a sytuacja znowu wraca do normy. Znowu chodzą po restauracjach, klubach i spotykają się w różnych miejscach, na tyle często, na ile ona sobie tego życzy. Olo w życiu nie przypuszczałby, że zdoła się podporządkować jakiejkolwiek kobiecie. Patrycja jest jednak zupełnie inna niż te, które do tej pory spotkał na swojej drodze. Nie znosi sprzeciwu, jest stanowcza i zdecydowanie wie, czego on niego chce. Daje mu to poczucie swobody, a jednocześnie, trzyma w ryzach jego wybuchowy charakter. Nawet najbliżsi przyjaciele zauważają jego zmianę. Mówią mu, że chyba się zestarzał, ale Olo wie, że to dzięki jej ogromnemu wpływowi na jego życie, stał się tym, kim jest teraz. Szanowanym, rozpoznawalnym w gronie dobrze usytuowanych i wiele obiecującym, młodym  biznesmenem. Patrycja, choć z początku nie zdawał sobie z tego sprawy, zmieniała jego życie stopniowo. Zabierała go tam, gdzie powinien bywać, przedstawiała tym, których powinien znać. W szybkim czasie i on i jego ośrodki bardzo dużo zyskują. Ojciec dzwoni do niego żądając natychmiastowego przyjazdu syna do Paryża.

-Jedź ze mną. Powiedz, że masz jakieś szkolenie w pracy, albo wymyśl jakąś inną historię.

-Kiedy?

-W piątek.

-Na jak długo?

-3 może 4 dni.

-Myślę, że na tyle udałoby mi się wyrwać. Zadzwonię jeszcze.

-Dobrze.

-Janusza też pewnie nie będzie. Mówił coś o konferencji w Warszawie... – zamyśliła się. Tak, pan Kopuliński był niezwykle zaganianym człowiekiem. Dużo pracował, ciągle wyjeżdżał, całe środowisko chirurgów dobrze go znało. Znało też jego zamiłowanie do młodych kobiet i ciągłych zdrad, jakich się dopuszczał. Nigdy nie rozmawiał o żonie, która według niego, była przyczyną wszelkich niepowodzeń, jakie kiedykolwiek go doświadczały. Szczególnie dumny był ze starszego syna, który tak, jak on, chciał być lekarzem. Patrycja także nie poruszała tych tematów z Olivierem. Dyplomatycznie milczała nawet wtedy, gdy pytał o siniaki na rękach czy plecach. Olo nigdy nie ciągnął z niej informacji. Wiedział, że jeśli zechce, sama mu powie. Ona najwyraźniej znała go lepiej, niż on ją. Pewnie dlatego, że bardzo blisko kolegowała się z panią Golańską. Kiedy Olo to usłyszał, aż nie mógł uwierzyć, że blisko rok udało mu się wywinąć od spotkania z Martą w cztery oczy. Nie wie, co mógłby jej odpowiedzieć, gdyby wprost powiedziała mu, że go kocha.

Kurwa! To, zadupie, nie miasto! Był wściekły, kiedy okazało się, że Patrycja wie wszystko o jego niechlubnej przeszłości, o której on chciał zapomnieć.

            Lecą oboje do Francji. Patrycja rozluźniona, jak nigdy. Pogoda jest doskonała. Jeszcze nie ma fali letnich upałów, ale jest na tyle ciepło, że można spokojnie spacerować i zwiedzać miasto. Zatrzymują się w hotelu. Olo nie chce, tłumaczyć pobytu Patrycji tutaj. Sytuacja byłaby, lekko mówiąc, niezręczna.

-Olivier Philippe! – cieszy się ojciec, kiedy umawiają się na obiad w jednej z restauracji.

-Tato! Miło cię widzieć!

-Synu, nie odzywasz się! Co się z tobą dzieje?

-Widocznie dzieje się dobrze, skoro nie wymagam twojej pomocy!- uśmiecha się Olo

-Ośrodki prosperują doskonale! Nigdy nie spodziewałbym się takich zysków w Polsce!

-Staram się, tato.- wzrusza ramionami, a ojciec przygląda mu się z uwagą

-Zmieniłeś się nie do poznania, synu.- mierzy od góry do dołu mężczyznę ubranego w dżinsy, jasną dopasowaną koszulkę i stylową kurtę z czarnej skóry. Nie jest tym samym chłopakiem, który przyleciał do Marsylii szukając przygód z koleżankami jego córki. Teraz wygląda dużo poważniej. Jego ubiór świadczy o dobrym guście, a postura o tym, że nadal dba o siebie. Nowa, modna fryzura sprawia, że rysy łagodnieją.  Ojcu nie umyka fakt, że jest wypoczęty i świeży, nie tak, jak ostatnim razem, kiedy go widział.

-Mam nadzieję, że na dobre!

-Zdecydowanie!- przyznaje zadowolony ojciec.- Dlaczego nie chciałeś zatrzymać się w moim domu?- pyta urażony

-Jest ze mną znajoma. Nie chciałem zostawiać jej samej w mieście.

-Cóż to za kłopot?

-Nie nalegaj, tato!

- To może poznałbyś mnie z tą swoją znajomą? Skoro już ją tutaj przywiozłeś, to musi być kimś ważnym, prawda?- Olo zawahał się. Co ma powiedzieć?

-Tato, to nie tak...- czuje, że stoi pod ścianą

-Nie będę nalegał. Jeśli źle to zinterpretowałem, to przepraszam. Nie mam zamiaru wtrącać się w twoje prywatne sprawy.

-To tylko znajoma. Daleko mi do poważniejszych decyzji.

-A szkoda...- wzdycha ojciec- Ale nie po to cię wezwałem...- zaczyna się rozmowa o interesach. Ojciec już postanowił, że uczyni Oliviera właścicielem ośrodków. Do tej pory Olo działał z jego ramienia, ale teraz miał stać się prawdziwym szefem. Pan Dati nie zamierza dać synowi chwili do zastanowienia. Niemal od razu pojawia się u jego boku prawnik i załatwiają wszystko na miejscu. Olo jest oszołomiony.

- Tato....ja...- chyba pierwszy raz w życiu nie wie, co ma powiedzieć

-Zasłużyłeś na to, synu. Kimkolwiek jest kobieta, z którą tu jesteś, trzymaj się jej. Ma na ciebie dobry wpływ!- klepie syna po ramieniu i znika w tłumie. Olo nie może uwierzyć w to, co właśnie się stało. Nie jest w stanie ruszyć się z miejsca. Po chwili dosiada się do niego Patrycja, która piła kawę przy sąsiednim stoliku.

-Gratuluję!- mówi z uśmiechem.

-Ojciec ma rację. Bardzo mi pomogłaś.

-Nic mi nie zawdzięczasz. Potrzebowałeś spokoju i skupienia się na tym, co robisz. Ja jedynie kierują twoje myśli w odpowiednim kierunku.- siedzą tak chwilę, po czym rozpoczynają wędrówkę po mieście. Zwiedzają, oglądają, spacerują, śmieją się. Kilka dni mija w zastraszającym tempie. Olo czuje, że odpoczął. Tym razem naprawdę. Towarzystwo Patrycji jest zaskakujące. Zna zabytki miasta i restauracje, w których warto jeść. Ostatniego wieczoru zostają zaproszeni na kolację do rodziny. Patrycja decyduje, że pójdzie.

            Zebrani są zaskoczeni widząc Oliviera z dużo starszą od siebie kobietą. Ojciec stara się nie reagować. Nigdy nie wtrącał się w prywatne sprawy żadnego ze swoich dzieci i teraz też nie zamierza tego robić. Nie może jednak udawać, że nie zauważył obrączki na jej palcu. Olo od razu orientuje się, o co chodzi. Zna ojca na wylot. Najbardziej ze wszystkich zaszokowana jest Margot. Nie może uwierzyć, że brat spotyka się z taką kobietą, a już na pewno nie wierzy, że to tylko znajoma. Kiedy znajdują się na osobności Margot nie wytrzymuje:

-Olivier Philippe! Czy ty oszalałeś? Możesz mieć każdą!

-Margot, to, co mówisz nie jest fair.

-Ale.... na litość boską!

-To przyjaciółka. Przyleciała tutaj, żeby pozwiedzać. Jak zapewne i ty zauważyłaś, jest mężatką, więc...

-Wsadź sobie w tyłek te swoje uprzejmości! Bzykasz ją!

-Margot!- oburza się Olo

-Co? To nagi fakt! Nie jestem głupia!- dołącza do nich pan Dati. Jest dziwnie milczący.

-Margot, zostaw nas.- siostra kręci głową i odchodzi- Nie będę ci mówił, co masz robić. Jesteś dorosły. Proszę cię tylko, żebyś uważał. To może się źle skończyć.

-Tato, wiem, co robię.

-Mam taką nadzieję. – wzdycha- Teraz przynajmniej wiem, komu zawdzięczam uratowanie mojego syna. Jest mądrą kobietą. - uśmiecha się blado.

            Powrót do Polski nie jest dla nich powodem do zadowolenia. Patrycja żegna się z nim sztywno i wraca do siebie. Olo natomiast włącza telefon. Masa nieodebranych połączeń od Olki i Pawła. Postanawia oddzwonić do nich natychmiast. Chcą go odwiedzić. Olo jest zaskoczony, ale proponuje zwyczajową posiadówkę w gronie przyjaciół. Są zadowoleni. Jak zwykle spotykają się wszyscy. Grzesiek i Natalka mówią wszystkim o swoich zaręczynach, ale nie to jest wiadomością wieczoru

-Super, że w końcu udało nam się zgrać!- mówi urażony Marcin

-Ej! Nie zaczynaj!- grozi mu palcem Olo

-Dobra! Dość tego!- uznaje w końcu Paweł.

-Tak! Super, że jesteście, bo oszczędzacie nam sporo czasu.- dodaje Ola.

-Chcielibyśmy zaprosić was na ślub i wesele.- wszyscy są zdezorientowani, ale po chwili cieszą się i gratulują im.

-Czyli co? Zostaję sam na placu boju?- śmieje się Olo

-Chyba nie na długo, bo masz kogoś.- zauważa Olka

-Skąd ten wniosek?- Olo unosi brew

-Marta widziała cię w jednym z klubów z jakąś kobietą.

-Wiesz, że zawsze kręci się obok mnie masa kobiet!- śmieje się Olo

-Mówiła, że wychodziliście razem, więc myślałam....

-Nie, nie mam nikogo.- mówi i piorunuje Marcina wzrokiem

-To co się dzieje, że nigdy nie masz dla nas czasu?- dopytuje Paweł

-Praca!- śmieje się Olo

-Ta! Z taką sekretarką też chętnie przebywałbym nocami w biurze!- wybucha śmiechem Grzesiek i wszyscy zaczynają sobie żartować z kawalerskiego stanu najbardziej rozchwytywanego faceta w mieście. Siedzą w ogrodzie i rozmawiają o wielu rzeczach. To prawda, w pełnym gronie nie widzieli się od dawna. Olo jest duszą towarzystwa, choć przyjaciołom nie uchodzi fakt, że bardzo się zmienił. Nie jest już taki porywczy, jak dawniej, a jego riposty i poczucie humoru stało się zdecydowanie bardziej trafne. Jak zwykle, jest głośno i wesoło. Nie słychać dzwoniącego w salonie telefonu, który w końcu się rozładowuje. Olo odkrywa ten fakt dopiero rano. Jest przerażony ilością połączeń od Patrycji. Stara się z nią skontaktować, ale ona nie odbiera. Ma dziwne wrażenie, że coś przeoczył. Po dwóch dniach ciszy, decyduje się jechać do niej do pracy. Tam dowiaduje się, że miała wypadek i jest w szpitalu. Olivier na tę wieść kamienieje. Szybko bierze się w garść. Znajduje ją na oddziale. Śpi. Niech to diabli. Jest cała posiniaczona. Podbite oko, pęknięta warga, złamana ręka i Bóg jeden wie, co jeszcze. Siada cicho przy jej łóżku i przygląda się jej. Z trudem nad sobą panuje. W tym stanie wygląda na dużo więcej, niż swoje 43 lata.

-Cześć.- mówi do niego niemal szeptem.

-Pat...- jest przerażony jej stanem

-Po co przyjechałeś?

-Zobaczyć się z tobą.

-Nie powinieneś...

-Daj spokój!- ucina szybko- Jak się czujesz?

-A jak wyglądam?

-Pytanie bardzo nie fair.

-Tak, jak twoje.

-Co się stało?

-To nie jest odpowiednie miejsce....

-Żadne, poza gabinetem dobrego prawnika, nie jest odpowiednie.

-Nie zrobię tego.

-Nie będę cię zmuszał. Zrobisz, jak uważasz.

-Aż tak szanujesz moją niezależność?

-Gdybym jej nie szanował, on leżałby w sali obok w dużo gorszym stanie, niż ty.

-Dowiedział się i wpadł w furię.- wyznaje w końcu

-Domyślam się....- ciężko oddycha

-Nie rób głupstw!- Patrycja szybko zauważa jego zdenerwowanie- Za długo nad tobą pracowałam, żebyś stracił panowanie z mojego powodu. A poza tym, to nic nie zmieni.

-Tak... więc... co teraz planujesz?

-Dla twojego dobra, wypadałoby zerwać nasz układ.

-Dla mojego dobra?

-Nie znasz go. Twoje ośrodki...

-Mało mnie obchodzą.

-Ale mnie obchodzą.

-W porządku. Jeśli uważasz, że to dobre wyjście.

-To jedyne wyjście, zwłaszcza, że zaczynam się do ciebie przywiązywać. Wbrew moim własnym zasadom.

-Robi się zbyt niebezpiecznie, co?

-Tak. Dlatego od dziś nasza umowa nie istnieje.

-To znaczy, że mam udawać, że cię nie znam?

-To byłaby przesada.

-Mogę więc liczyć na twój bystry umysł?

-Możesz liczyć na moją przyjaźń.

-Przyjaźń.- uśmiecha się rozbawiony- Wiesz, że to najgorsze słowo świata, jakie można usłyszeć od kobiety?

-A jednak przyjaźnisz się z Olą Golańską? Albo z Martą?

-Tak, ale to chyba nieco inna sytuacja.

-Doprawdy?- unosi brew. Olo nie może w to uwierzyć! Skąd ona zna tak intymne szczegóły jego życia?

-Zaskakujesz mnie.

-Wiem o tobie więcej, niż sądzisz.- uśmiecha się blado

-Zauważyłem...

-Mogę udzielić ci rady?

-Ty? Mnie?- jest zdziwiony- Możesz!

-Daj jej i sobie szansę.

-Patrycja, to chyba wykracza poza granice naszej umowy.- spina się

-Poza granice umowy tak, ale nie poza granice przyjaźni, a to typowo przyjacielska rada. Możesz mi wierzyć, że będziesz miło zaskoczony.

-Marta Golańska od dawna nie potrafi miło mnie zaskoczyć.

-Powtarzam wcześniejsze pytanie: doprawdy?

-Stąpasz po wyjątkowo cienkim lodzie, Pat.

-Po cieńszym niż ten, który się pode mną załamał? Wątpię. Wiesz, że Marta....

-Nie chcę o niej w tej chwili rozmawiać.- ucina jej myśl

-Ty w ogóle nie chcesz rozmawiać, to jest twój problem.

-Pomówmy o czymś innym.

-Nie teraz. Jestem strasznie zmęczona. Idź już, dobrze?

-Przyjdę jutro.

-Nie.

-W takim razie zadzwonię.

- To ja zadzwonię do ciebie, jak stąd wyjdę.

-Dobrze, jak chcesz.

-Tak właśnie chcę. Do usłyszenia.

-Trzymaj się.- wychodzi od Patrycji trochę zdezorientowany. Nie bardzo wie, co może ze sobą zrobić. Jedzie na siłownię. Musi poćwiczyć, może wtedy opuści go chęć obicia Kopulińskiego za to, co zrobił.

Wieczorem idzie do Benelux Club. Ma ochotę pobyć wśród ludzi, bez możliwości pobicia ich. Wybiera ten lokal, ponieważ wie, że każdy fałszywy ruch zrujnowałby jego interesy. Przychodząc tu z Patrycją, nie zwracał uwagi na inne kobiety. Wiedział dokładnie po co tu jest i z kim. Miał zapewniać jej miłe spędzenie wieczoru i to właśnie robił. Okazuje się jednak, że zjawia się tu sporo całkiem interesujących dziewczyn. Nie musi długo czekać. Już kiedy staje przy barze, podchodzi do niego blondynka z szerokim uśmiechem i zaczyna go zagadywać. Olo nie jest jednak w nastroju na kolejny romans. Musi jakoś uporać się z sytuacją, która jest dla niego bardzo niewygodna. Do dzisiejszego dnia miał niezwykle poukładane życie. W tej chwili ma masę wolnego czasu i nie bardzo wie, jak może go wykorzystać. Owszem, mógłby spędzić go z dziewczyną, która stoi przed nim, ale nawet nie dosłyszał, jak ma na imię i im bardziej wsłuchuje się w jej słowa, tym szybciej dochodzi do wniosku, że jest po prostu głupia. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej zupełnie mu by mu to nie przeszkadzało, ale teraz, owszem.  Przeprasza ją więc i idzie do innej sali klubu. W przejściu ktoś go potrąca. Olo nie jest w stanie zapanować nad sobą. Łapie wątłe ramię i wciąga w krąg światła. Od razu orientuje się, że nie powinien był tego robić. Jego uścisk zwalnia się. Puf!...

-Oli...- patrzy na niego ogromnymi oczami- Nie poznałam cię! Wyglądasz świetnie!

-Tak. Ty też, Marta.- stoi, jak wmurowany. Że też musiały go ponieść emocje! Miał zamiar złapać gnojka, który wylał mu drinka.

-Jesteś tutaj sam?

-Czekam na znajomego.- kłamie gładko.

-Och! Ok.! gdybyś miał ochotę dołączyć do mnie, to będę tam.- wskazuje palcem na grupę kobiet siedzących w loży, do których macha.

-Dzięki. Do zobaczenia.

-Pa.- uśmiecha się i całuje go w policzek. Olo wypija kilka drinków i rusza piechotą do domu. Nie spieszy się. Noc jest ciepła i gwieździsta. Co zrobić z tak porąbanym dniem?

Pod dom dociera dobrze po północy. Siada na tarasie i w ciemnościach zapala papierosa. O dziwo, jest bardzo spokojny. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się w zeszłym roku, rozniósłby faceta na strzępy, potem zrobiłby awanturę w dyskotece, a na koniec.... tak...na koniec by się upił do nieprzytomności. Co by to dało? Kolejne kłopoty. Ot co! Jednak przy takiej kobiecie, jak Patrycja, nie może pozwolić sobie na żadną z tych rzeczy. Przy niej stał się spokojniejszy, bardziej poukładany i świadomy swoich błędów. Dużo go nauczyła i dużo mu pokazała. Jest jej wdzięczny. Jeśli kiedykolwiek będzie go potrzebowała, nie zawaha się, żeby jej pomóc.

-Olo?- słyszy cichy głos za ogrodzeniem

-Tak. Wejdź.- Gośka jednym susem przeskakuje przez płot

-Cześć. Co robisz?

-Jak widzisz.

-Coś cię gryzie?

-Nie, w porządku.

-Przyniosłam truskawki!- śmieje się Gośka. Puf!! Olivier zamyka oczy. Widzi Martę rozłożoną w żółtych kwiatach chmielu. Leżą tak na ugniecionych łodygach. Marta trzyma w ustach truskawkę. Odgryza kawałek i daje mu. Śmieje się, bo Olo zaczyna ją całować. Mmm... jej usta są słodkie, truskawkowe... puf!

- Ej!! Słuchasz mnie??

-Co mówiłaś?

-Wiesz, pomyślałam, że przydałby ci się pies. Nie spędzał byś wieczorów samotnie

-Po co mi pies? Mam ciebie! Jesteś zawsze wtedy, kiedy potrzebuję towarzystwa i zawsze wtedy, kiedy akurat go nie potrzebuję.

-A teraz?

-A teraz...nie wiem. Jestem trochę skołowany.

-Myślałam, że nie jesteś sam.

-Nie ma u mnie nikogo. Nawet jeszcze nie wszedłem do domu.

-Masz doła, co?

-Czy ja wiem... zastanawiam się, co dalej robić.

-Widziałam u ciebie taką kobietę...

-Nie chcę, żebyś komukolwiek o niej mówiła, rozumiesz?- nachyla się ku niej i mówi stanowczo

-Ok.! ok.! weź mnie tak nie strasz! Nikomu nie powiem.

-Nie będziemy o niej rozmawiać.

-Od kilku dni się nie pokazuje, więc......Zostawiła cię? Czy ty ją olałeś?

-Nie będę o tym mówił. Temat jest skończony.

-Była aż tak ważna?

-Gośka, powoli tracę cierpliwość.

-No właśnie! Bo jeśli nie poszło ci z kolejną laską, to dlaczego jeszcze nie tłuczesz naczyń, nie miotasz się po domu czy coś bardziej w twoim stylu?

-Nie mam już naczyń, które chciałbym stłuc.

-Nie wierzę! Olo! Ty się zestarzałeś!! Kurde!! Pociągnęła cię!

-Wiesz, jak masz mi takie teorie ogłaszać, to lepiej się nie odzywaj!

-A no właśnie! Wracając do tematu psa...

-Nie chcę żadnego psa! Nie mam na to czasu!

-Upsss...- z plecaka wyjmuje szczeniaka

-Nie...- Olo kiwa głową- Nie! Zabierz go stąd!

-Och! Przestań! Przechowaj go tylko kilka dni! Proszę! Zanim znajdę mu dom!

-Myślisz, że ktoś normalny przygarnie takie wstrętne bydlę?

- Nie ubliżaj jej!

-Jej?! Mam dość kłopotów przez kobiety!

-To jest Isis. Proszę, przyjmij ją na trochę!

-Isis? Bogini płodności! Super! Wiesz, czego mi trzeba!

-Nie bądź przezorny!

-Jedno muszę jej przyznać, faktycznie wygląda, jak krowa.- Olo patrzy z niesmakiem na szczeniaka sikającego po jego tarasie.

-Olo! Jak możesz! Obrażasz ją! Będziesz tego żałował! Dopiero rano zobaczysz, jaka jest śliczna! Nie mogłam jej zostawić do uśpienia.

-Co to w ogóle jest za rasa?

-Pitbull.

-Świetnie! Tego mi brakowało! Może zacznę ustawiać się na walki psów, jak już dorośnie!

-Nie opowiadaj głupot. Zauroczy cię! Zobaczysz!

-Czym na przykład? Zasika mi salon?

-Ma piękny kolor! Według weterynarza to najpiękniejsze ze wszystkich i bardzo rzadko spotykane umaszczenie! Błękitne!

-Pokaż się, gówniarzu.- Olo łapie szczeniaka i przygląda mu się w świetle ogrodowych lamp. Suczka jest mała i tęga. W ciemności wygląda na czarną. Przez środek czoła rysuje się biała kreska, która jasną plamą okrąża czarny nos. Po chwili psiak obsikuje go.

-To na szczęście!- śmieje się dziewczyna, a Olo oddycha głęboko.

-Gośka! Nie mydl mi oczu, dobrze? Godzę się, żeby została na kilka dni.

-Weterynarz mówi, że niektórzy przycinają tym psom uszy na szpic, żeby wyglądały groźnie

- Co za banda wariatów! I bez tego wygląda wstrętnie!

Gawędzą tak jeszcze trochę, po czym każdy idzie do siebie. Psiak nie odstępuje Oliviera na krok. Próbuje nawet wejść mu pod prysznic. Kiedy Olo kładzie się spać, piszczy aż do momentu, kiedy trafia na łóżko. Oboje zasypiają momentalnie.

            Budzi go zimny dotyk na nosie. Otwierając oko, Olo przypomina sobie o psie. Dosłownie minutę później dzwoni budzik.

-Cześć mała. Co zjesz na śniadanie? Płatki, jajecznica, czy kawa starczy?- patrzy na śmiesznego szczeniaka biegnącego za nim. Decyduje, że swoje poranne kilometry przebiegnie w ogrodzie. Nie jest to, co prawda szczyt jego marzeń, ale nie zostawi psa samego w domu. Bierze też tydzień urlopu w pracy i informuje Izę, że wszystkie pilne sprawy ma przywozić mu do domu. Psiak biega za nim, ale wkrótce pada i obserwuje go z daleka.  Oliviera śmieszy to małe stworzenie. Decyduje, że zostanie u niego. Gośka miała rację. Jest naprawdę ładna. Ma ciekawe umaszczenie i bystre szare oczy, które śledzą każdy jego ruch. Po obowiązkowej liczbie kilometrów Olo dzwoni po sąsiadkę. Gośka zjawia się zaspana.

-Co jest?

-Ona tu zostaje.

-Tak? Mówiłam!! Mówiłam!! Super! Wiedziałam, że będzie dla ciebie idealna!!

-Mam pewne warunki.

-Jakie?

-Jakiś czas temu miałaś mi pomóc z ogrodem. W dalszym ciągu nie widzę efektów. Bajzel szerzy się w każdym kącie.

-Myślałam, że to żart i zatrudnisz kogoś....no wiesz...

-Jeśli ona ma tu zostać, pomóż mi zaplanować ogród.

-Ubiorę się i przyjdę.

Mają dla siebie cały dzień. Chodzą po działce z planami w rękach. Pies podąża za nimi i w każdym możliwym miejscu zapada w drzemkę. Olo przekonuje się, że działka jest większa, niż przypuszczał. Do tej pory korzystał jedynie z podjazdu i najbliższej przestrzeni wokół domu, jednak okazuje się, że do placu należy jeszcze mały brzozowy lasek i kawał zarośniętego krzakami terenu. Gośka poddaje mu niezłe pomysły. Olo notuje je szybko i uznają, że lasek zostaje, a krzaki trzeba wyciąć. Między drzewkami ma przebiegać kilka ścieżek do biegania. Olo uważa, że pomysły dziewczyny są świeże i nowatorskie. Szybko Zatrudnia brygadę robotników, która się tym zajmie. Gośka dogląda całości. Robotnicy często skarżą się, że „Siostra strasznie krzyczy” ale Olo uśmiecha się pod nosem i mówi, że taka jest jej rola.

            Każdego dnia czeka na telefon od Patrycji. Niestety, ta nie odzywa się. Któregoś popołudnia przyjeżdża. Olo jest zażenowany. Ubrudzony ziemią, z krzewami w rękach otwiera jej bramę i zaprasza na kawę. Wita ją  zwyczajowym całusem w policzek. Ta zasiadają na tarasie i długo rozmawiają. Patrycja jest zachwycona nowymi planami ogrodu i oczywiście nowym nabytkiem Oliviera również. Rozmawiają, jak starzy, dobrzy znajomi, jakby nigdy w życiu nic ich nie łączyło.

-Dobrze wyglądasz.- mówi w końcu Olo

-Tak, nawet nieźle się też czuję!- śmieje się

-Czemu po prostu się nie rozwiedziesz?

-Przyzwyczaiłam się do wygodnego życia. Sama go sobie nie zapewnię, przynajmniej nie na takim poziomie.

-Warto?

-Nie wiem. Odpowiem ci za kilka lat.

-Pat, chyba tego nie rozumiem. Znasz mnie i wiesz, że ja nigdy w życiu bym sobie na to nie pozwolił.

-Myślę jednak, że udało mi się trochę cię poskromić.

-Tak!- śmieje się  Olo- Uratowałaś mnie. Nigdy ci tego nie zapomnę i gdybyś tylko czegoś potrzebowała, zadzwoń.

-Możliwe, że kiedyś z tego skorzystam!

-Nie będę miał nic przeciwko temu.

            Po tygodniu spędzonym w ogrodzie Olo jest wykończony. Gośka ma natomiast zastrzeżenia. Żąda poprawienia kilku rzeczy, które jej zdaniem wyglądają na niedopracowane. Olo bierze dodatkowy urlop i zaczyna kolejne dni walki z naturą. Działka jest strasznie zaniedbana. Nie ma co wymyślać, trzeba wziąć się ostro do roboty. Gośka jest idealistką, żadne źdźbło trawy jej się nie wywinie, jeśli nie jest na swoim miejscu.

-Chyba nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale bardzo mi pomogłaś.- mówi, kiedy siedzą wieczorem na tarasie

-Och! Poważnie? W życiu ni wiedziałam, żeby ktoś miał tak piękny ogród i tak zapuszczony!

-Ja mówię o czymś zupełnie innym. Zjawiłaś się z tym psem i z tym pomysłem akurat wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałem.

-W takim razie cieszę się jeszcze bardziej, ale chciałabym zrozumieć, o czym mówisz.

-Zajęłaś mój czas na maxa! O tym mówię.

-Ta kobieta, która tu była....?

-Nie zaczynaj znowu!

-Nie jesteście razem prawda?

-Nie. Nigdy nie byliśmy.

-Mam trochę inną teorię!- śmieje się Gośka, na co Olo tylko kiwa głową.

-Czy ja cię pytam o twoich chłopaków? Nie! I nie rozliczam cię z tego! Czemu ty robisz odwrotnie? Musisz wszystko wiedzieć?

-Taka już jestem. A jeśli chodzi o chłopaków, to raczej nie miałbyś o co pytać.

-Więc właśnie nie pytam! I nawet nie waż mi się o tym opowiadać! Poczekaj, telefon.- Olo wchodzi do domu-Słucham.

-Cześć Oli!

-Marta... co słychać?

-Mam do ciebie taki mały interes, może moglibyśmy....?

-A nie możesz powiedzieć przez telefon?

-Nie. Tak się składa, że to skomplikowana sprawa.

-Ok., jeśli tak, to jutro gdzieś na mieście. Wszystko mi jedno gdzie, tylko jakoś do południa.

-Dobrze! Wyślę ci adres smsem.

-W porządku.

-Dzięki, do zobaczenia!

-Do zobaczenia.- Olo wzdycha ciężko, bierze z lodówki dwa piwa i wraca na taras.

-A więc jednak to ty!- śmieje się Gośka

-Przestań! Trochę relaksu należy się każdemu!

-Ty się tak znowu nie relaksuj, bo ci brzuch urośnie!

-Mnie? chyba żartujesz!- prycha Olo.

            Następnego dnia zostawia Gośkę samą w ogrodzie i jedzie na spotkanie z Martą. Jak zwykle jest pierwszy. Tak, nie cierpi ludzi, którzy się spóźniają.

-Cześć!- tuż za plecami słyszy jej głos. Jest roześmiana i wygląda naprawdę bardzo ładnie.

-Cześć. Siadaj. Co to za pilna sprawa?

-Tak od razu? Myślałam, że chociaż kawę ze mną wypijesz!

-Cóż, mam trochę roboty w ogrodzie...

-Na reszcie wziąłeś się za uprzątnięcie tego bałaganu?

-Tak. Muszę to w końcu zrobić.

-Świetnie! Może jak już skończysz, to zrobisz jakąś fajną imprezę?- uśmiecha się i Olo wie, co chodzi jej po głowie

-Myślę, że to może jeszcze trochę potrwać.

-Znalazłeś kogoś, kto ci to wszystko jakoś rozplanował, czy sam coś wymyśliłeś?

-Mam kogoś, ale to idealistka. Wszystko trzeba przemyśleć pięć razy, zanim się ruszy, a i tak zawsze ma jakieś zastrzeżenia.

-Mało jest teraz ludzi, którzy tak przykładają się do swojej pracy.

-Ona jest na tym punkcie przewrażliwiona. Ciągle coś poprawia. Chciałbym mieć to już z głowy. Ekipa ma jej dość.

-Musisz mi podać jej numer. Rodzice planują przeorganizować ogród.

-Wątpię, żeby przypadła im do gustu. Raczej ciężko ich zadowolić.

-Oli! Daj spokój!

-Nie to miałem na myśli. Chodzi raczej o to, że ona dopiero zaczyna studia w tym kierunku.

-Ale ty zaryzykowałeś?

-Tak. To mi zostało z dawnych czasów. W dalszym ciągu lubię ryzyko.

-Dobrze wiedzieć, bo właśnie z tym wiąże się moja sprawa.

-Jaka?

-Chciałabym, żebyś mi towarzyszył na ślubie Olki i Pawła.- Olo zamiera. -... nie wiem, co mam odpowiedzieć... nie spodziewałem się tego...

-Więc ja zacznę i będę wścibska. Wiem, że nie masz nikogo. Tak, jak ja. Nie mam zamiaru zabierać ze sobą kogoś zupełnie przypadkowego. Myślę, że i ty planowałeś iść sam, albo co gorsza, nie pokazać się wcale.

- I to mają być powody, dla których powinniśmy iść razem?

- Pobieżnie, ale tak. Znamy się na tyle długo, że chyba jest to możliwe.

-Znamy się na tyle, że w ogóle nie powinniśmy się nawet widywać.

-Wcale tak nie myślisz.- Marta śmieje się.

-Nie wiem, do czego zmierzasz proponując mi coś takiego.

-Chcę odzyskać z tobą kontakt. Unikasz mnie od...pewnego czasu

-Nie wydaje mi się to dobrym pomysłem.

-Nie rozumiem dlaczego! Co złego może się stać, jeśli zaczniemy się spotykać?

-To chyba jakiś żart!- Olo kiwa głową

-Wcale! Daj temu szansę!

-Nie! Nie chcę! Znoszę cię, jak zło konieczne, nie rozumiesz?

-Dziwne, bo zupełnie inaczej to odbieram!

-Nie będziemy się spotykać, umawiać na kawę, dyskoteki, imprezy, ogniska ani na nic innego! To zawsze źle się dla mnie kończy! I przykro mi, ale nie pójdę z tobą na tę imprezę, bo już kogoś zaprosiłem. Masz niepełne informacje. A teraz muszę lecieć, mam masę roboty!- Olo jest poruszony, szybko płaci rachunek i wraca do domu. Przejażdżka motorem nieco go uspokaja. Tuż za bramą wita go radosne szczekanie psa.

Przemierza ogród i znajduje Gośkę grzebiącą się z jakimiś nowymi krzewami.

-Hej!- woła na jego widok.

-Jesteś. Znowu coś zamówiłaś?

-A jakże! Ma być idealnie! Dokładnie tak, jak zaplanowałam!

-Ok., a kto będzie przy tym wszystkim robił?

-Wybrałam takie rośliny, żeby pracy było jak najmniej!

-Świetnie.

-Załatwiłeś swoje tajemnicze interesy?

-Nie do końca, ale jestem na dobrej drodze.

-Dziwną masz minę. Spotkało cię coś niemiłego?

-Nie! – Olo opanowuje się, żeby nie wybuchnąć.- Muszę jeszcze dziś podjechać do pracy.

-Nie przeszkadzaj sobie! Jedź! Ja się tutaj ogarnę.

-Super! Wrócę jak najszybciej.

-Spoko! Jakoś dam radę!- Gośka kręci głową i znowu zaczyna grzebać w ziemi.

Olivier jedzie do biura. Jego pojawienie się wywołuje poruszenie pracowników. Wszyscy są zdezorientowani. Obawiają się kolejnego wybuchu niezadowolenia.

-Iza! Wejdź do mnie za kilka minut.- mówi stanowczo i zamyka się w gabinecie. Przegląda szybko pocztę.

-Jestem.- kobieta wślizguje się do środka.- Coś zawaliłam?

-Przeciwnie. Nie ma nic na tyle ważnego, żeby przywieźć mi do domu?

-Nie. Tylko to, co zwykle. Żadnych trudności.

-Świetnie.- mruczy pod nosem.

-Przyjechałeś w wolnym dniu, żeby o to spytać?

-Powiedzmy...- patrzy na Izę przenikliwie, a ta zaczyna się zastanawiać, o co może chodzić.

-Czyli....?- nie wytrzymuje w końcu.

-Zapomniałem przywieźć czegoś bardzo ważnego. Musisz do mnie po to podjechać.

-Teraz?

-Nie, będę w domu dopiero pod wieczór. Kończysz o 16, więc powiedzmy, że 17?

-Jeśli to takie pilne....

-Bardzo.

-Nie ma sprawy. Przyjadę.

-Świetnie.- patrzy na nią jeszcze przez chwilę- To wszystko. Przejrzę tylko pocztę i wychodzę.

-Dobrze. O 17 będę po te dokumenty.

- Tak, jak mówiliśmy.- przytakuje i zostaje sam. Zastanawia się jeszcze, czy decyzja, którą podjął jest słuszna. Ma niedużo czasu, żeby przekalkulować ewentualny bilans zysków i strat.

Popołudnie ciągnie się długo. Olo do ostatnich chwil waha się, co powiedzieć Izie.

-Jestem!- wchodzi uśmiechnięta

-To dobrze. Siadaj.

- Masz dziwną minę. Nie wyglądasz na zadowolonego.

-Napijesz się czegoś?

-Nie, dzięki. Podaj tylko te papiery i jadę na jakiś obiad. Konam z głodu!

-To może zjesz ze mną?

-Olivier, o co chodzi?

-Proponuję ci tylko obiad, który i tak zamierzałem zjeść.

-Dobrze. Skoro tak, to może w czymś ci pomóc?

-Nie, wszystko mam.

-Co to za ważne dokumenty?

-Właśnie widzisz, one są ważne dla mnie i uściślając, to żadne dokumenty.

-Żartujesz? Tłukłam się przez pół miasta, żeby....?- nie zdąża skończyć, bo Olo pokazuje jej zaproszenie na ślub

-To dla mnie bardzo ważne.- mówi powoli patrząc na nią

-Chyba źle rozumiem....

-Pójdziesz ze mną?

- Ja?- nie jest pewna, czy dobrze słyszy, ale Olivier nie odpowiada.- Ile mam czasu na zastanowienie?

-Wolałbym to rozstrzygnąć teraz.

- Mogę pertraktować?

-Co przez to rozumiesz?

-Pójdę z tobą, ale chcę coś w zamian.

- Co na przykład?

- Wieczór z tobą. Kino, kolacja... sam wiesz.

- Iza, muszę ci coś wyjaśnić. Chciałbym, żebyś poszła ze mną na tę imprezę, ponieważ tylko ty jesteś w stanie tak mnie przypilnować, żebym nie narobił sobie kłopotów. Nie chcę obudzić się rano nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim nic nie pamiętając.

-Rozumiem to i zgadzam się, ale interesy, to interesy.

- Ciężki z ciebie zawodnik.

-Dlatego pracujemy w jednej drużynie.

-Niech tak będzie. Ja też się zgadzam. Jeden wieczór.

-Ok.!  rozumiem, że resztę oczekiwań przedstawisz na kilka dni przed imprezą?

-Nie mam żadnych oczekiwań. Bądź sobą, jak zwykle!

- W porządku. Podawaj ten obiad bo za chwilę się rozmyślę i wyjdę.

-Bardzo byś żałowała.- śmieje się Olo.

jkamp   
sty 31 2016 do ilu razy sztuka? 25

25

            Wiktoria stara się, jak może. Nadskakuje Olivierowi wieloma rzeczami. Przyrządza pyszne kolacje, ubiera piękną bieliznę, a nawet zaczęła wstawać o 7 i razem biegają. Olo powoli wraca do rzeczywistości. Znowu staje się uśmiechnięty, żartuje i przyzwyczaja się do nowej sytuacji. On także zaczął się starać. Chce, żeby wszystko było, jak najlepiej, ale kiedy Wika mówi, że go kocha, nie jest w stanie odpowiedzieć jej tym samym. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz.

-Gość do ciebie, Olivier. – Iza ma grobową minę.

-Niech wejdzie.- Olo wzrusza ramionami. To Wika. Wchodzi uśmiechnięta do jego biura.

-Hej słońce! Dasz mi klucze?

-Jasne. – podaje jej nad dużym biurkiem.- Mówiłem ci, żebyś zabrała te, które kiedyś należały do ciebie. Wiesz, gdzie są.

- Ok.! ok.! zrobię to. O której wrócisz?

- Tak koło 17.- patrzy na nią z niepokojem.

-To do zobaczenia. Kocham cię!- cmoka go w usta i wychodzi. Olo patrzy za nią i napotyka wściekły wzrok Izy.

-Dokumenty do podpisu.- kładzie mu na biurku.

-Mhm, już się robi.- patrzy na swoją sekretarkę i wie, że coś jest nie tak- O co chodzi Iza?

-Nie mogłeś powiedzieć, że kogoś masz? Po co ten kit, że będę z tobą szczęśliwa? A ona?

-Ona nie jest szczęśliwa. Tak jej się tylko wydaje.

- Mogę być z tobą szczera?

-Jak najbardziej.

-Jesteś totalnym kretynem.- Olo patrzy na Izę i na jego ustach zaczyna pojawiać się uśmiech, w końcu zaczyna się śmiać.- Nie wiem, co cię tak bawi!

-Właśnie trafiłaś do grona moich przyjaciół.- śmieje się Olo. Iza dąsa się i wychodzi.

Olo siedzi w biurze do 16.30, ani minuty dłużej. Powiedział, że będzie na 17 w domu i nie chce robić Wiktorii przykrości. Tez „związek” absorbuje jego całą uwagę. Stara się najmocniej, jak tylko potrafi. Próbuje zapomnieć o Marcie i, póki co, jest nieźle. Uznał, że jeśli oboje z Wiką dadzą z siebie wszystko, to może się udać. Pełen spokoju wraca do siebie. Nic. Zero ruchu! Cisza. Wjeżdża do garażu i idzie za dom. Z daleka słyszy roześmiane głosy. Są tam wszyscy. Uśmiechają się na jego widok.

-Stary!! Nareszcie!! Wszystkiego najlepszego!!- Marcin ściska go mocno. Po kolei składają mu życzenia. No tak, dziś są jego urodziny. Tak bardzo skupia się na tym, co robi, że sam o nich zapomniał. Jest zadowolony. Wika uśmiecha się do niego.

-Dobra! Zrzucę z siebie te szmaty i zaraz do was wracam!- mówi w końcu Olo i wchodzi do domu. Kieruje się prosto do sypialni. Zdejmuje z siebie garnitur i już ma zacząć się przebierać, kiedy wchodzi za nim Wiktoria.

-Niespodzianka.- mówi uśmiechnięta. Staje tuż za nim i obejmuje go całując po umięśnionych plecach.- Jesteś spięty. Usiądź.

-Czekają na nas.

-Usiądź.- powtarza i Olo więcej się nie sprzeciwia. Pod wpływem jej wprawnych rąk, zaczyna się rozluźniać. Kiedy Wika to czuje, powoli zaczyna go całować.- Spokojnie. Nie spinaj się znowu.- mówi delikatnie i nawet sam nie wie kiedy, dziewczyna ląduje na jego kolanach i zaczynają się kochać. Całuje go z taką tęsknotą, jakby nie widzieli się od dawna. Kiedy on słyszy zduszone westchnienie i widzi jej wygięte w łuk plecy, wie, że nie tego pragnie i nie z nią. Z tej myśli wyrywa go jej szeroki, upojny uśmiech.

-Powiedz im, że za chwilę zejdę.- Olo znika w łazience.

Schodząc na dół słyszy ten śmiech. Siedzi na tarasie razem z innymi i popija wino. Reszta rozpala ognisko i przygotowuje stół. Wika, jako pani sytuacji, panuje nad wszystkim doskonale, toteż wszyscy słuchają jej wskazówek.  Kiedy Marta go widzi, zatrzymuje kieliszek przy ustach i nie spuszcza z niego wzroku. Ma ochotę wyjść tam i w obecności ich wszystkich pocałować ją i wykrzyczeć, że nie powinni byli jej zapraszać, ale też, że nadal ją kocha i nigdy nie przestał, że był głupi uciekając na tak długo, że mimo wszystko i że na zawsze i.... ale ona mówi coś do Marcina i rusza w jego stronę pierwsza.

-Wszystkiego najlepszego, wariacie!- przytula się do niego i całuje go

-Dzięki.- uśmiecha się

-Brakuje mi ciebie.- szepcze mu do ucha i muska delikatnie jego szyję. To wystarcza, żeby stracił panowanie nad sobą. Przeszywa go dreszcz. Całuje ją tak, jak robił to, kiedy byli razem. Szalony taniec ich języków, bliskość i zapach jej ciała wywołują w nim falę tęsknoty i pożądania. Poddaje się temu bez oporów. Puf! Wraca do piątkowego popołudnia, kiedy rodzice byli w pracy. Wszedł jak zwykle przez okno. Wiedział, że jest w domu, ale nie mógł jej znaleźć. Zajrzał do łazienki. Zobaczyła go. Otworzyła drzwi kabiny, odgarnęła pasmo suchych jeszcze włosów i wyciągnęła do niego rękę. Nie bronił się. Nigdy się przed nią nie bronił. Całowała go tak namiętnie i tęskno...  Znowu są tylko oni. Świat staje w miejscu. Nic się nie liczy. Puf!

-Hej! Marta! - do salonu wpada rozbawiony Marcin i zatrzymuje się w pół kroku- Sorry.

-Już wychodzimy.- Marta czmycha na taras, a Olo spieszy do kuchni po piwo. Marcin rusza za nim. Ma bardzo poważną minę

-Stary... co się tu, kurwa dzieje?

-A ty kto? Przyzwoitka?

-Hej! Nie o to chodzi!

-Marcin. Znamy się od zawsze. Wiesz o mnie wszystko. Nie domyśliłeś się?

-Wiedziałem, że jesteś kompletnym kretynem, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania!

-Co takiego? Nienawidzę jej! Nienawidzę jej tak bardzo, że nie mogę bez niej żyć! Kurwa!!- Olo trzaska zaciśniętą pięścią w blat

-Wika mówiła, że coś dziwnego się z tobą dzieje, ale myślałem, że masz w chuj pracy.

-Wika ci to powiedziała?

-Chłopie! Zna cię lepiej niż ty sam! Prosiła mnie o radę.

-Teraz to sobie ze mnie jaja robisz.

-Wcale. – mówi poważnie Marcin.-Zastanów się, co tracisz. Ona jest fantastyczna, szaleje za tobą!

-Nie mogę nad tym zapanować.

-Nad czym?- do kuchni wparowuje Agnieszka

-Słonko!! To męska sprawa!- Marcin rozkłada ręce. Agnieszka przymruża oczy i spogląda na Oliviera

-Jeśli sprowadzisz go na swoją ścieżkę bezustannego seksu z kim popadnie, to cię znajdę!

-Jakiego seksu?- dołącza Olka- Kiedy?

-Kurwa! Z wami to się nie da! Co za wścibskie baby! Stary! Męski wieczór! Ale ostrzegam, nie taki, jak ostatnio!- grozi mu palcem

-A co wydarzyło się „ostatnio”?- pyta zaciekawiona Aga, a Olka kiwa z zainteresowaniem głową przypatrując się im obojgu

-Olo znalazł towarzyszkę i nas olał! Ot co!!

-Jak zwykle!

-Nic nowego! - stwierdzają obie jednocześnie i wychodzą  na taras zabierając ze sobą piwo

-Nie chcę o tym rozmawiać.

-Olo! Kurwa! Przestań pieprzyć!- Marcin rusza za dziewczynami, a on zostaje sam.

-Co się dzieje, kochanie? Coś nie tak?

-Nie, Wika. Cieszę się, że zrobiłaś mi tę imprezę.

-Coś cię męczy, prawda?

-To chyba złe słowo. Nie zawracaj sobie tym głowy.

-Mówisz, że nie powinnam?

-Chodźmy.- mija ją i wychodzi za resztą. Zabawa trwa w najlepsze. Śmieją się, tańczą, żartują. Olo jest bardzo zadowolony. Uwielbia spędzać z nimi czas. W miarę, jak ilość wypitego alkoholu staje się większa, jego spojrzenia i żarty kierują się coraz częściej w stronę Marty. Wika widzi to, ale nie reaguje. Szybko upija się i odpada z grona imprezowiczów. Towarzystwo rozchodzi się kolo 3 w nocy. Ostatnia wychodzi właśnie Marta. Stoją chwilę, czekając na taksówkę.

-Cieszę się, że przyszłam.

-Ja też....- przyznaje w końcu Olivier, ale nie jest mu dane powiedzieć nic więcej. Marta przytula go mocno i zaczyna całować. Puf! Czas się cofa! Kręci mu się w głowie, sam już nie wie, czy to z powodu alkoholu, czy z winy Marty. Jej dłonie wędrują bezwstydnie pod jego koszulką, w czym on nie pozostaje jej dłużny. Oboje czują rosnące w nich pożądanie. Stoją tak, w mroku jego ogrodu, gdzie nikt nie może ich zobaczyć. Ubrania w szalonym tempie spadają na ziemię, a zaraz za nimi zsuwają się oni. Noc jest chłodna, ale nie na tyle, żeby ostudzić ich galopujące zmysły. Za płotem słyszą podjeżdżające auto, ale żadne z nich się nie spieszy. Tak bardzo za sobą tęsknili, że trudno im się od siebie oderwać. Ich ciche westchnienia wypełniają ogród. Ileż to razy kochali się w każdym zakątku tego ogrodu! Śmiech Marty niesie się między drzewami. Pierwsza przytomnieje właśnie ona, sprowadzając go do rzeczywistości.

-Jedź do mnie.- mówi

-Nie mogę.- na te słowa Marta wybucha śmiechem

-Ty? Ty, Francuz, czegoś nie możesz?- mówi z rozbawieniem.

-Tak właśnie jest.- leży rozłożony na trawie i patrzy gdzieś w niebo. Ale właściwie, dlaczego nie może? Bo niby co się stanie? -Chodź. Odprowadzę cię.- mówi zbierając swoje rozrzucone rzeczy i pomaga jej wstać. Daje sobie ostatnią szansę na podjęcie właściwej decyzji

- Sprowadzę cię na właściwą ścieżkę, Oli.

-Już sprowadziłaś mnie na niewłaściwą.- idą tak przez miasto trzymając się za ręce. Po Alejach wałęsają się ludzie wracający z różnych imprez. Puf!...

            Rano Olivier budzi się bardzo późno. Ma wrażenie, że jest popołudnie. Pokój jest zbyt jasny, a łóżko zbyt miękkie. Wszystko jest bardzo dziwnie, ale najdziwniejsze jest to, że w obcym domu. Próbuje jakoś poukładać wydarzenia poprzedniego wieczoru.

 Wokół panuje kompletna cisza. Wstaje i szybko rozgląda się po mieszkaniu. Trafia do kuchni. Na blacie stoi kubek, o który oparta jest kartka. „dzień dobry, kocham Cię” widnieje napis. O nie! O nie! O nie!

Szybko zbiera się i wraca do siebie.

-Wika? Jesteś?- mówi podniesionym głosem. Cisza.

W pierwszej chwili myśli tylko o kawie i śniadaniu. Obie rzeczy wykonuje błyskawicznie. Wszystko, ma pod ręką.

-Czeeeeeeeeeeeeeść!! Wszystkiego najlepszego!!- od drzwi balkonowych woła Gośka. Ściska go mocno i siada przy blacie w kuchni

-Dzięki.

- Imprezka się udała?

-Poniekąd.

-O! Tego nie możesz powiedzieć!- śmieje się

-Gośka!- mówi ostrzegawczo

-Co?  Miałam na myśli, że trochę posiedzieliście!- mówi niewinnie

-Tak! Jasne! Co jeszcze? Że masz system kamer zamontowany na moim podwórku?

-Chciałabym!!

-Co u ciebie nowego?

-A bzdety! Mam chłopaka i...- i zaczyna się paplanina, na którą Olo nie jest przygotowany.

-Super!- podsumowuje, kiedy orientuje się, że skończyła mówić

-A u ciebie same nowości!

-Poważnie?- dziwi się-Jakie na przykład?

- Zaszywasz się w ogrodzie ze swoją byłą! Rano ucieka od ciebie twoja obecna! Nie nadążam!! Jesteś fascynujący!

-Co powiedziałaś?- Olo zaczyna dochodzić do siebie

-Że w nocy...

-Kurwa!!- zrywa się od stołu i biegnie na górę. Jak mógł tego nie zauważyć? Wszystkie rzeczy Wiki zniknęły. Szafki, których używała, są puste... ukrywa twarz w dłoniach, czuje, że boląca głowa zaczyna pulsować mocniej. Szlag! Marta miała rację. Ona wie. Łapie za telefon. Nie ma tam jej numeru. Kurwa! Nie ma tam nic! Żadnego smsa, połączenia, nic!! Jest wściekły. Najbardziej na siebie. Niech to diabli!!

-Gośka! Zawieź mnie gdzieś!

-Co?

-To, co słyszałaś!- ubiera się szybko i daje dziewczynie kluczyki. Jadą pod mieszkanie, które Wika wynajmowała z koleżanką. Olo cudem dostaje się na klatkę. Drzwi otwiera mu jej współlokatorka.

-Cześć. Jest Wiktoria?

-Chyba na głowę upadłeś!- odparowuje Justyna

-Nie mam czasu na kolejną aferę z tobą- mówi ostrzegawczo

-Wyprowadziła się tydzień temu, kretynie.

-Co?

-Ogłuchłeś? Gdybyś częściej był zainteresowany jej sprawami niż swoimi własnymi, to może byś wiedział! Idiota!- wzrusza ramionami dziewczyna i próbuje zamknąć drzwi, ale Olo powstrzymuje ją

-Gdzie ona jest?

-Nie wiem. Dzwoniła do mnie, że wszystko ok, a ja nie pytałam.

-Nie wierzę!

-To uwierz! A teraz wyjazd, bo nie mam dla ciebie czasu.- zatrzaskuje mu drzwi przed nosem. Olo wraca do domu. Gośka przygląda mu się uważnie.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że dałeś mi prowadzić swoje ukochane auto?

-Muszę się ogarnąć.- mówi Olo.

-Co się dzieje?

-Osz! Kurwa!!- Olo uderza zaciśniętą pięścią w stół w jadalni.- Kurwa! Kurwa! Kurwa!!

-Hej! Spoko! Jakoś to będzie! Nie wyglądałeś na szczególnie zakochanego, więc....

-Telefon....- Olivier dzwoni do Marcina. Rzuca kilka prostych i szybkich haseł.- Przyjedź. Sam. Czekam.- komunikat jest na tyle czytelny, że przyjaciel pojawia się w piętnaście minut.

-Olo? Jestem! Co .....?- widok Oliviera z butelką wódki na stole sprawia, że nawet Marcin traci pewność, o co chodzi- Stary!  Znowu??

-Siadaj! Napij się ze mną.

-Dzięki, Gosiu. Możesz iść.- mówi spokojnie Marcin

-Ale ja nie....- protestuje dziewczyna

-Idź, to będzie żałosne...- odprawia ją Marcin. Czeka aż wyjdzie i przysiada się do przyjaciela- Co tym razem?

-Namieszało się.

-Jak zwykle!- śmieje się Marcin, ale to, co wyrzuca z siebie Olivier zaskakuje nawet jego. Mówi o weekendzie z Martą, o Wiktorii  i o wszystkim, co jeszcze narozrabiał poprzedniego wieczoru. Przyjaciel powoli dochodzi do siebie

-Tylko nie dzwoń do mojego ojca. Dam radę sam.- uprzedza.

-Stary! Zrobię to, jeśli uznam, że muszę! Znasz mnie!- siedzą tak tylko we dwoje. Olo nie chce rad. Chce tylko porozmawiać. Rzadko zdarza mu się zwierzać ze swoich kłopotów, ale teraz uznał, że musi to zrobić. Marcin zna go na tyle, że pozwala mu mówić. Nie poucza, nie krytykuje, słucha.  W końcu dochodzą do wniosku, że jest późno.

            Poniedziałek.... boli nawet swoją nazwą. Olo nie jest w stanie zwlec się z łóżka. Postanawia nie iść do biura. W sumie, dochodzi do wniosku, że jest wdzięczny Wiktorii. Oszczędziła mu szopki, której tak nie znosił. Oskarżenia, że jest taki, a nie inny, że próbowała... i takie tam bzdury! Ma zamiar znowu zacząć być sobą. Marta roześmiała się, kiedy powiedział, że nie może z nią jechać. Teraz może wszystko. Swoim zwyczajem zmierza pod prysznic. Uff... ulga... odpręża się... wyłącza telefon, bieganie, siłownia... wszystko, co może poprawić mu humor.

            Po upływie tygodnia Olo wraca do swojego naturalnego sposobu bycia. Zaczyna flirtować z każdą dziewczyną, która tylko wpadnie mu w oko. Po niedługim czasie, nie nocuje u siebie. Każdego ranka budzi się w innym łóżku należącym do innej kobiety, za grosz nie pamiętając nawet jej imienia. Ulatnia się zawsze szybko i cicho nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu, choćby w postaci numeru telefonu. W biurze bywa rzadko, a jeśli tam zagląda, to upewnia się jedynie, czy interesy idą zgodnie z jego pomysłami. O ile tak jest, wraca do poprzednich zajęć. Po zmianie personelu, wszystko leci, jak z płatka. Każdy wie, co ma robić i każdy lubi to, co ma przydzielone. W ten sposób jest łatwiej. Ośrodki, siłownie i salony zaczynają przynosić niemałe zyski. Olo jest zadowolony. Z siebie i z zespołu.

jkamp