sty 31 2016

do ilu razy sztuka? 25


25

            Wiktoria stara się, jak może. Nadskakuje Olivierowi wieloma rzeczami. Przyrządza pyszne kolacje, ubiera piękną bieliznę, a nawet zaczęła wstawać o 7 i razem biegają. Olo powoli wraca do rzeczywistości. Znowu staje się uśmiechnięty, żartuje i przyzwyczaja się do nowej sytuacji. On także zaczął się starać. Chce, żeby wszystko było, jak najlepiej, ale kiedy Wika mówi, że go kocha, nie jest w stanie odpowiedzieć jej tym samym. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz.

-Gość do ciebie, Olivier. – Iza ma grobową minę.

-Niech wejdzie.- Olo wzrusza ramionami. To Wika. Wchodzi uśmiechnięta do jego biura.

-Hej słońce! Dasz mi klucze?

-Jasne. – podaje jej nad dużym biurkiem.- Mówiłem ci, żebyś zabrała te, które kiedyś należały do ciebie. Wiesz, gdzie są.

- Ok.! ok.! zrobię to. O której wrócisz?

- Tak koło 17.- patrzy na nią z niepokojem.

-To do zobaczenia. Kocham cię!- cmoka go w usta i wychodzi. Olo patrzy za nią i napotyka wściekły wzrok Izy.

-Dokumenty do podpisu.- kładzie mu na biurku.

-Mhm, już się robi.- patrzy na swoją sekretarkę i wie, że coś jest nie tak- O co chodzi Iza?

-Nie mogłeś powiedzieć, że kogoś masz? Po co ten kit, że będę z tobą szczęśliwa? A ona?

-Ona nie jest szczęśliwa. Tak jej się tylko wydaje.

- Mogę być z tobą szczera?

-Jak najbardziej.

-Jesteś totalnym kretynem.- Olo patrzy na Izę i na jego ustach zaczyna pojawiać się uśmiech, w końcu zaczyna się śmiać.- Nie wiem, co cię tak bawi!

-Właśnie trafiłaś do grona moich przyjaciół.- śmieje się Olo. Iza dąsa się i wychodzi.

Olo siedzi w biurze do 16.30, ani minuty dłużej. Powiedział, że będzie na 17 w domu i nie chce robić Wiktorii przykrości. Tez „związek” absorbuje jego całą uwagę. Stara się najmocniej, jak tylko potrafi. Próbuje zapomnieć o Marcie i, póki co, jest nieźle. Uznał, że jeśli oboje z Wiką dadzą z siebie wszystko, to może się udać. Pełen spokoju wraca do siebie. Nic. Zero ruchu! Cisza. Wjeżdża do garażu i idzie za dom. Z daleka słyszy roześmiane głosy. Są tam wszyscy. Uśmiechają się na jego widok.

-Stary!! Nareszcie!! Wszystkiego najlepszego!!- Marcin ściska go mocno. Po kolei składają mu życzenia. No tak, dziś są jego urodziny. Tak bardzo skupia się na tym, co robi, że sam o nich zapomniał. Jest zadowolony. Wika uśmiecha się do niego.

-Dobra! Zrzucę z siebie te szmaty i zaraz do was wracam!- mówi w końcu Olo i wchodzi do domu. Kieruje się prosto do sypialni. Zdejmuje z siebie garnitur i już ma zacząć się przebierać, kiedy wchodzi za nim Wiktoria.

-Niespodzianka.- mówi uśmiechnięta. Staje tuż za nim i obejmuje go całując po umięśnionych plecach.- Jesteś spięty. Usiądź.

-Czekają na nas.

-Usiądź.- powtarza i Olo więcej się nie sprzeciwia. Pod wpływem jej wprawnych rąk, zaczyna się rozluźniać. Kiedy Wika to czuje, powoli zaczyna go całować.- Spokojnie. Nie spinaj się znowu.- mówi delikatnie i nawet sam nie wie kiedy, dziewczyna ląduje na jego kolanach i zaczynają się kochać. Całuje go z taką tęsknotą, jakby nie widzieli się od dawna. Kiedy on słyszy zduszone westchnienie i widzi jej wygięte w łuk plecy, wie, że nie tego pragnie i nie z nią. Z tej myśli wyrywa go jej szeroki, upojny uśmiech.

-Powiedz im, że za chwilę zejdę.- Olo znika w łazience.

Schodząc na dół słyszy ten śmiech. Siedzi na tarasie razem z innymi i popija wino. Reszta rozpala ognisko i przygotowuje stół. Wika, jako pani sytuacji, panuje nad wszystkim doskonale, toteż wszyscy słuchają jej wskazówek.  Kiedy Marta go widzi, zatrzymuje kieliszek przy ustach i nie spuszcza z niego wzroku. Ma ochotę wyjść tam i w obecności ich wszystkich pocałować ją i wykrzyczeć, że nie powinni byli jej zapraszać, ale też, że nadal ją kocha i nigdy nie przestał, że był głupi uciekając na tak długo, że mimo wszystko i że na zawsze i.... ale ona mówi coś do Marcina i rusza w jego stronę pierwsza.

-Wszystkiego najlepszego, wariacie!- przytula się do niego i całuje go

-Dzięki.- uśmiecha się

-Brakuje mi ciebie.- szepcze mu do ucha i muska delikatnie jego szyję. To wystarcza, żeby stracił panowanie nad sobą. Przeszywa go dreszcz. Całuje ją tak, jak robił to, kiedy byli razem. Szalony taniec ich języków, bliskość i zapach jej ciała wywołują w nim falę tęsknoty i pożądania. Poddaje się temu bez oporów. Puf! Wraca do piątkowego popołudnia, kiedy rodzice byli w pracy. Wszedł jak zwykle przez okno. Wiedział, że jest w domu, ale nie mógł jej znaleźć. Zajrzał do łazienki. Zobaczyła go. Otworzyła drzwi kabiny, odgarnęła pasmo suchych jeszcze włosów i wyciągnęła do niego rękę. Nie bronił się. Nigdy się przed nią nie bronił. Całowała go tak namiętnie i tęskno...  Znowu są tylko oni. Świat staje w miejscu. Nic się nie liczy. Puf!

-Hej! Marta! - do salonu wpada rozbawiony Marcin i zatrzymuje się w pół kroku- Sorry.

-Już wychodzimy.- Marta czmycha na taras, a Olo spieszy do kuchni po piwo. Marcin rusza za nim. Ma bardzo poważną minę

-Stary... co się tu, kurwa dzieje?

-A ty kto? Przyzwoitka?

-Hej! Nie o to chodzi!

-Marcin. Znamy się od zawsze. Wiesz o mnie wszystko. Nie domyśliłeś się?

-Wiedziałem, że jesteś kompletnym kretynem, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania!

-Co takiego? Nienawidzę jej! Nienawidzę jej tak bardzo, że nie mogę bez niej żyć! Kurwa!!- Olo trzaska zaciśniętą pięścią w blat

-Wika mówiła, że coś dziwnego się z tobą dzieje, ale myślałem, że masz w chuj pracy.

-Wika ci to powiedziała?

-Chłopie! Zna cię lepiej niż ty sam! Prosiła mnie o radę.

-Teraz to sobie ze mnie jaja robisz.

-Wcale. – mówi poważnie Marcin.-Zastanów się, co tracisz. Ona jest fantastyczna, szaleje za tobą!

-Nie mogę nad tym zapanować.

-Nad czym?- do kuchni wparowuje Agnieszka

-Słonko!! To męska sprawa!- Marcin rozkłada ręce. Agnieszka przymruża oczy i spogląda na Oliviera

-Jeśli sprowadzisz go na swoją ścieżkę bezustannego seksu z kim popadnie, to cię znajdę!

-Jakiego seksu?- dołącza Olka- Kiedy?

-Kurwa! Z wami to się nie da! Co za wścibskie baby! Stary! Męski wieczór! Ale ostrzegam, nie taki, jak ostatnio!- grozi mu palcem

-A co wydarzyło się „ostatnio”?- pyta zaciekawiona Aga, a Olka kiwa z zainteresowaniem głową przypatrując się im obojgu

-Olo znalazł towarzyszkę i nas olał! Ot co!!

-Jak zwykle!

-Nic nowego! - stwierdzają obie jednocześnie i wychodzą  na taras zabierając ze sobą piwo

-Nie chcę o tym rozmawiać.

-Olo! Kurwa! Przestań pieprzyć!- Marcin rusza za dziewczynami, a on zostaje sam.

-Co się dzieje, kochanie? Coś nie tak?

-Nie, Wika. Cieszę się, że zrobiłaś mi tę imprezę.

-Coś cię męczy, prawda?

-To chyba złe słowo. Nie zawracaj sobie tym głowy.

-Mówisz, że nie powinnam?

-Chodźmy.- mija ją i wychodzi za resztą. Zabawa trwa w najlepsze. Śmieją się, tańczą, żartują. Olo jest bardzo zadowolony. Uwielbia spędzać z nimi czas. W miarę, jak ilość wypitego alkoholu staje się większa, jego spojrzenia i żarty kierują się coraz częściej w stronę Marty. Wika widzi to, ale nie reaguje. Szybko upija się i odpada z grona imprezowiczów. Towarzystwo rozchodzi się kolo 3 w nocy. Ostatnia wychodzi właśnie Marta. Stoją chwilę, czekając na taksówkę.

-Cieszę się, że przyszłam.

-Ja też....- przyznaje w końcu Olivier, ale nie jest mu dane powiedzieć nic więcej. Marta przytula go mocno i zaczyna całować. Puf! Czas się cofa! Kręci mu się w głowie, sam już nie wie, czy to z powodu alkoholu, czy z winy Marty. Jej dłonie wędrują bezwstydnie pod jego koszulką, w czym on nie pozostaje jej dłużny. Oboje czują rosnące w nich pożądanie. Stoją tak, w mroku jego ogrodu, gdzie nikt nie może ich zobaczyć. Ubrania w szalonym tempie spadają na ziemię, a zaraz za nimi zsuwają się oni. Noc jest chłodna, ale nie na tyle, żeby ostudzić ich galopujące zmysły. Za płotem słyszą podjeżdżające auto, ale żadne z nich się nie spieszy. Tak bardzo za sobą tęsknili, że trudno im się od siebie oderwać. Ich ciche westchnienia wypełniają ogród. Ileż to razy kochali się w każdym zakątku tego ogrodu! Śmiech Marty niesie się między drzewami. Pierwsza przytomnieje właśnie ona, sprowadzając go do rzeczywistości.

-Jedź do mnie.- mówi

-Nie mogę.- na te słowa Marta wybucha śmiechem

-Ty? Ty, Francuz, czegoś nie możesz?- mówi z rozbawieniem.

-Tak właśnie jest.- leży rozłożony na trawie i patrzy gdzieś w niebo. Ale właściwie, dlaczego nie może? Bo niby co się stanie? -Chodź. Odprowadzę cię.- mówi zbierając swoje rozrzucone rzeczy i pomaga jej wstać. Daje sobie ostatnią szansę na podjęcie właściwej decyzji

- Sprowadzę cię na właściwą ścieżkę, Oli.

-Już sprowadziłaś mnie na niewłaściwą.- idą tak przez miasto trzymając się za ręce. Po Alejach wałęsają się ludzie wracający z różnych imprez. Puf!...

            Rano Olivier budzi się bardzo późno. Ma wrażenie, że jest popołudnie. Pokój jest zbyt jasny, a łóżko zbyt miękkie. Wszystko jest bardzo dziwnie, ale najdziwniejsze jest to, że w obcym domu. Próbuje jakoś poukładać wydarzenia poprzedniego wieczoru.

 Wokół panuje kompletna cisza. Wstaje i szybko rozgląda się po mieszkaniu. Trafia do kuchni. Na blacie stoi kubek, o który oparta jest kartka. „dzień dobry, kocham Cię” widnieje napis. O nie! O nie! O nie!

Szybko zbiera się i wraca do siebie.

-Wika? Jesteś?- mówi podniesionym głosem. Cisza.

W pierwszej chwili myśli tylko o kawie i śniadaniu. Obie rzeczy wykonuje błyskawicznie. Wszystko, ma pod ręką.

-Czeeeeeeeeeeeeeść!! Wszystkiego najlepszego!!- od drzwi balkonowych woła Gośka. Ściska go mocno i siada przy blacie w kuchni

-Dzięki.

- Imprezka się udała?

-Poniekąd.

-O! Tego nie możesz powiedzieć!- śmieje się

-Gośka!- mówi ostrzegawczo

-Co?  Miałam na myśli, że trochę posiedzieliście!- mówi niewinnie

-Tak! Jasne! Co jeszcze? Że masz system kamer zamontowany na moim podwórku?

-Chciałabym!!

-Co u ciebie nowego?

-A bzdety! Mam chłopaka i...- i zaczyna się paplanina, na którą Olo nie jest przygotowany.

-Super!- podsumowuje, kiedy orientuje się, że skończyła mówić

-A u ciebie same nowości!

-Poważnie?- dziwi się-Jakie na przykład?

- Zaszywasz się w ogrodzie ze swoją byłą! Rano ucieka od ciebie twoja obecna! Nie nadążam!! Jesteś fascynujący!

-Co powiedziałaś?- Olo zaczyna dochodzić do siebie

-Że w nocy...

-Kurwa!!- zrywa się od stołu i biegnie na górę. Jak mógł tego nie zauważyć? Wszystkie rzeczy Wiki zniknęły. Szafki, których używała, są puste... ukrywa twarz w dłoniach, czuje, że boląca głowa zaczyna pulsować mocniej. Szlag! Marta miała rację. Ona wie. Łapie za telefon. Nie ma tam jej numeru. Kurwa! Nie ma tam nic! Żadnego smsa, połączenia, nic!! Jest wściekły. Najbardziej na siebie. Niech to diabli!!

-Gośka! Zawieź mnie gdzieś!

-Co?

-To, co słyszałaś!- ubiera się szybko i daje dziewczynie kluczyki. Jadą pod mieszkanie, które Wika wynajmowała z koleżanką. Olo cudem dostaje się na klatkę. Drzwi otwiera mu jej współlokatorka.

-Cześć. Jest Wiktoria?

-Chyba na głowę upadłeś!- odparowuje Justyna

-Nie mam czasu na kolejną aferę z tobą- mówi ostrzegawczo

-Wyprowadziła się tydzień temu, kretynie.

-Co?

-Ogłuchłeś? Gdybyś częściej był zainteresowany jej sprawami niż swoimi własnymi, to może byś wiedział! Idiota!- wzrusza ramionami dziewczyna i próbuje zamknąć drzwi, ale Olo powstrzymuje ją

-Gdzie ona jest?

-Nie wiem. Dzwoniła do mnie, że wszystko ok, a ja nie pytałam.

-Nie wierzę!

-To uwierz! A teraz wyjazd, bo nie mam dla ciebie czasu.- zatrzaskuje mu drzwi przed nosem. Olo wraca do domu. Gośka przygląda mu się uważnie.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że dałeś mi prowadzić swoje ukochane auto?

-Muszę się ogarnąć.- mówi Olo.

-Co się dzieje?

-Osz! Kurwa!!- Olo uderza zaciśniętą pięścią w stół w jadalni.- Kurwa! Kurwa! Kurwa!!

-Hej! Spoko! Jakoś to będzie! Nie wyglądałeś na szczególnie zakochanego, więc....

-Telefon....- Olivier dzwoni do Marcina. Rzuca kilka prostych i szybkich haseł.- Przyjedź. Sam. Czekam.- komunikat jest na tyle czytelny, że przyjaciel pojawia się w piętnaście minut.

-Olo? Jestem! Co .....?- widok Oliviera z butelką wódki na stole sprawia, że nawet Marcin traci pewność, o co chodzi- Stary!  Znowu??

-Siadaj! Napij się ze mną.

-Dzięki, Gosiu. Możesz iść.- mówi spokojnie Marcin

-Ale ja nie....- protestuje dziewczyna

-Idź, to będzie żałosne...- odprawia ją Marcin. Czeka aż wyjdzie i przysiada się do przyjaciela- Co tym razem?

-Namieszało się.

-Jak zwykle!- śmieje się Marcin, ale to, co wyrzuca z siebie Olivier zaskakuje nawet jego. Mówi o weekendzie z Martą, o Wiktorii  i o wszystkim, co jeszcze narozrabiał poprzedniego wieczoru. Przyjaciel powoli dochodzi do siebie

-Tylko nie dzwoń do mojego ojca. Dam radę sam.- uprzedza.

-Stary! Zrobię to, jeśli uznam, że muszę! Znasz mnie!- siedzą tak tylko we dwoje. Olo nie chce rad. Chce tylko porozmawiać. Rzadko zdarza mu się zwierzać ze swoich kłopotów, ale teraz uznał, że musi to zrobić. Marcin zna go na tyle, że pozwala mu mówić. Nie poucza, nie krytykuje, słucha.  W końcu dochodzą do wniosku, że jest późno.

            Poniedziałek.... boli nawet swoją nazwą. Olo nie jest w stanie zwlec się z łóżka. Postanawia nie iść do biura. W sumie, dochodzi do wniosku, że jest wdzięczny Wiktorii. Oszczędziła mu szopki, której tak nie znosił. Oskarżenia, że jest taki, a nie inny, że próbowała... i takie tam bzdury! Ma zamiar znowu zacząć być sobą. Marta roześmiała się, kiedy powiedział, że nie może z nią jechać. Teraz może wszystko. Swoim zwyczajem zmierza pod prysznic. Uff... ulga... odpręża się... wyłącza telefon, bieganie, siłownia... wszystko, co może poprawić mu humor.

            Po upływie tygodnia Olo wraca do swojego naturalnego sposobu bycia. Zaczyna flirtować z każdą dziewczyną, która tylko wpadnie mu w oko. Po niedługim czasie, nie nocuje u siebie. Każdego ranka budzi się w innym łóżku należącym do innej kobiety, za grosz nie pamiętając nawet jej imienia. Ulatnia się zawsze szybko i cicho nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu, choćby w postaci numeru telefonu. W biurze bywa rzadko, a jeśli tam zagląda, to upewnia się jedynie, czy interesy idą zgodnie z jego pomysłami. O ile tak jest, wraca do poprzednich zajęć. Po zmianie personelu, wszystko leci, jak z płatka. Każdy wie, co ma robić i każdy lubi to, co ma przydzielone. W ten sposób jest łatwiej. Ośrodki, siłownie i salony zaczynają przynosić niemałe zyski. Olo jest zadowolony. Z siebie i z zespołu.

jkamp