lut 05 2016

do ilu razy sztuka? 26


26

            Któregoś dnia budzi się w swoim salonie. Głowa mu pęka. Nie wie, jakim cudem udało mu się wrócić do domu. Kanapa jest piekielnie niewygodna, ale musi przyzwyczaić się do światła, żeby móc się ruszyć. I dlaczego do cholery bolą go wszystkie mięśnie? Spogląda na swoje dłonie. Obdarte kostki mówią same za siebie. Bił się. Niestety, nic nie pamięta. Za jego plecami otwierają się drzwi i ktoś szybkim krokiem przemierza salon kierując się na górę. Olivier słyszy jak tupie na piętrze.

-Francuz!! Wiem, że jesteś w domu!- krzyczy Marcin schodząc na dół

-Tutaj.- jęczy Olo i przyjaciel staje przed nim

-Kurwa! Wyglądasz, jak szmata!

-I tak się czuję.

-Udany miałeś wieczór?

-Raczej tak.

-To ciekawe, bo na mieście aż huczy!

-Nie wiem, o czym mówisz.

-Zrobiłeś niezły rozpierdol w „TOFEE”

-Bzdura! Nawet tam nie byłem!

-Czyżby?  Gośka przywiozła cię stamtąd siłą do domu.

-A co ona tam robiła?

-To, co robią na dyskotekach zwykli ludzie, Olo! Poszła potańczyć!

-Muszę wstać.

-Niezły pomysł! Zrobię nam kawę.

-Nie dam rady jej przełknąć.- Olo zwleka się z kanapy.

-Stary! Tak źle nie wyglądałeś od dawna.

-Kurwa! Od dawna tak się nie czułem!

-Co cię napadło??

-Też chciałbym wiedzieć!

-Nie możesz tego robić! Kurwa upijasz się na zawołanie! Znajdź sobie jakąś porządną laskę i przytrzymaj ją przy sobie! Ta huśtawka między Martą a resztą świata cię wykończy.

-Upijam się właśnie dlatego, że żadna nie jest Martą.

-To zacznij ją bzykać! Jaki to problem?

-Ty i twoje rady!- prycha Olivier

-Weź się w garść, to nie będziesz musiał ich wysłuchiwać.

Olivier nigdy nie przyjmował niczyich rad. Po pół roku szaleństwa znów zaczyna się uspokajać. Narobił sobie niemało kłopotów i teraz czas stawić im czoło.

Wraca do swojej monotonnej pracy w biurze, gdzie wszyscy wiedzą o jego wybrykach na mieście i witają go szerokimi uśmiechami.

-Dobrze, że jesteś.  Masz dziś spotkanie. O! I nawet wyglądasz całkiem dobrze.

-Nie ma to, jak polegać na twoim wprawnym oku.

-Czyżbyś zarzucił rozbijanie się po dyskotekach?

-Iza! Skup się na pracy! Co to za spotkanie?

-Dokumenty masz przed nosem.- mówi jeszcze i wychodzi. Wspaniale! Następny przewodnik po moralnej stronie życia! Olo kiwa z niezadowoleniem głową. Po pół godzinie razem z sekretarką wychodzą na służbowy obiad do jednej z najbardziej popularnych restauracji. Są przed czasem. Zajmują zarezerwowany stolik i czekają.

-Jak się czujesz?- pyta Iza

-Ja? Świetnie! Czemu pytasz?

-Cóż! Doszły mnie pewne plotki...

-Nigdy nie uważałem cię za plotkarę!

-Bo nią nie jestem! Martwię się o ciebie! Ostatnio, kiedy pojawiłeś się w biurze...

-Ok.! ok.! Poddaję się! Wiem już do czego zmierzasz! Miałem ciężkie chwile.

-Chwile?  Dobre sobie! -kiwa z niedowierzaniem głową, ale nie jest w stanie powiedzieć nic więcej, bo do ich stolika zmierza kelner wraz z umówionymi gośćmi. Mężczyzna jest znanym chirurgiem, a kobieta.. jego żoną! Olo jest zdumiony. Za każdym razem, kiedy go spotyka, jest z inną kobietą i za każdym razem, z młodszą. Teraz zachowuje się zupełnie inaczej. Nie jest roześmiany, jak zwykle, ale uprzejmy i rzeczowy. Jego żona to bardzo zadbana kobieta koło czterdziestki. Miła i gadatliwa. Czarne śmiejące się oczy i mały zadarty nos. Elegancko, choć kusząco ubrana i starannie umalowana. Olivier nawet nie zastanawiał się, dlaczego mąż prowadza się z młodszymi dziewczynami. Podczas rozmowy kobieta wychodzi do toalety i wraca nerwowo spoglądając na męża, choć on zupełnie nie zwraca na nią uwagi. Z wielkim skupieniem przygląda się Izie. Olo stwierdza, że jego kusząca sekretarka wpadła chirurgowi w oko. Już wie, że ubiją interes zgodnie z oczekiwaniami firmy. Kobieta natomiast co chwilę rzuca Olivierowi ukradkowe spojrzenia. Olo nie wie, o co może jej chodzić, ale stara się być miły i uśmiecha się do niej za każdym razem. Podczas pożegnania kobieta, zostawia w dłoni Oliviera zwiniętą wizytówkę ze swoim prywatnym numerem i dopiskiem „Zadzwoń”. Jest zdumiony, ale zatrzymuje informację dla siebie. Całe popołudnie nie może się skupić. Wizytówka w kieszeni niemal go parzy. Przed wyjściem decyduje. Wykręca numer kobiety.

Ona odbiera niemal natychmiast.

-Witam, Olivier Dati z tej strony, dzwonię do pani....

-Olivier! myślałam, że nie doczekam się na twój telefon!- jest ucieszona, a Olo milknie. Od kiedy mówią sobie po imieniu?

-W czym mogę pomóc?- przechodzi do rzeczy, a kobieta po drugiej stronie wybucha śmiechem

-Jesteś bardzo zabawny. Powiedzmy, że za pół godziny spotkamy się w pewnym miejscu, a wszystko ci wyjaśnię. Dobrze?

-Jeśli pani uważa, że...

-Patrycja. Wystarczy Patrycja. Wyślę ci adres smsem.

-Ok. do zobaczenia.- rozłącza się i ma mieszane uczucia. Nie wie, czego ta kobieta mogłaby od niego chcieć. Rusza jednak na spotkanie w wyznaczonym przez nią miejscu. Kiedy tam dociera orientuje się, że to jedna z jego siłowni, a ona już czeka na niego na parkingu. Uśmiecha się do niego miło.

-Spóźniłem się?

-Nie! To ja byłam tutaj dużo przed czasem.

-Co mogę dla pani zrobić?

-Na razie możesz ze mną iść na kawę i skończ z tą panią!

-Jasne!- idą w stronę pobliskiej kawiarni i rozmawiają o mało istotnych sprawach. Kobieta wybiera stolik najbardziej jak to możliwe oddalony od reszty.

-Olivier, będę z tobą szczera.

-Na to liczyłem, bo ta wiadomość na wizytówce trochę mnie zaskoczyła.

-Jak wiesz, mój mąż ma dość... swobodne podejście do małżeństwa...

-Nic mi o tym nie wiadomo.- Olo zaczyna czuć się niezręcznie

-Nie opowiadaj głupot! Wie o tym każdy w tym mieście, łącznie ze mną.

-Staram się nie wtrącać w prywatne sprawy...

-I chwała ci za to! Dlatego właśnie uznałam, że... – uśmiecha się- ...mógłbyś od czasu do czasu pójść ze mną na kawę, albo... do jakiegoś klubu...

-Ja?- Olo szeroko otwiera oczy. Tego się nie spodziewał. To zwykle on proponował kobietom takie rzeczy

-Tak, ty.

-Mogę spytać dlaczego wybór padł na moją osobę?

-Z wielu względów. Nie masz nikogo, jesteś niezależny, nie będziesz chciał pieniędzy za milczenie, ale przede wszystkim, jesteś piekielnie pociągający.

-To dość zaskakujące.

-Przemyśl to. Ja nie oczekuję niczego w zamian. Chcę się tylko dobrze bawić. To wszystko.

-I mówisz mi to, ot tak?

-Tak. W jaki inny sposób mogłabym ci to powiedzieć? Miałabym cię powiadomić telefonicznie? Mailowo?- Olivier wybucha śmiechem. Musi przyznać, że jeszcze nie spotkał tak bezpośredniej kobiety jak ona.

-Ok. idę na to.

-Bez zastanowienia?

-Lubię ryzyko.

-Skoro tak...- uśmiecha się do niego-... to za dwie minuty siedzisz w moim samochodzie.- Olo przyjmuje wyzwanie z uśmiechem. Nie wie, co go czeka, ani co ta kobieta może jeszcze od niego chcieć, ale nagle czuje, że to może być coś fascynującego.

Szybko płaci rachunek i wsiada do jej auta. Patrycja nie zastanawia się długo. Odjeżdża z piskiem opon spod siłowni. Zatrzymuje się dopiero pół godziny później w jakimś domku na obrzeżach miasta.

-Ładnie tutaj.- uśmiecha się Olo.

-Chodź.- wysiada z auta i Olivier musi podążyć za nią. Wchodzą do domku- Coś do picia?

-Nie, dziękuję....- kiedy tylko odmawia, Patrycja staje tuż przed nim i zaczyna go całować. A niech to! Trafił w sam środek małżeńskiego sporu! Nie lubił być w takich sytuacjach! Musi jednak przyznać, że nie marnowała czasu, jej dłonie szybko pozbywają się z niego garderoby. Nie protestuje. Kochają się szybko i z wielką niecierpliwością.

-Muszę przyznać, że cię nie doceniałam. Jesteś bardziej zaskakujący, niż na to wyglądałeś.-półnaga przemaszerowuje do niewielkiego aneksu kuchennego. Olo uśmiecha się pod nosem

-Tego ode mnie oczekujesz?

-Powiedzmy, że tego też.- wraca na kanapę, gdzie został Olo i rozsiada się obok niego, nieskrępowana swoją nagością. Olivier przygląda się jej z zainteresowaniem- Czemu tak na mnie patrzysz?

-Jesteś bardzo pociągająca.

-Och! Nie! Nie musisz tego robić! Nie mów tego, czego tak naprawdę nie myślisz!

-A jeśli tak myślę?

-Posłuchaj. Przedstawię ci moje zasady.

-Trochę późno, ale mów! Jestem ciekaw!

-Oto one: 1. Nie odejdę od męża, choćby nie wiem co. Zapewnia mi on stabilne życie na pewnym poziomie. 2. Nie będziesz odwiedzał mnie w moim domu, ani w mojej pracy. 3. Nie mam zbyt dużo wolnego czasu, więc musisz być trochę elastyczny. Ja też się o to postaram.  4. Chcę, żebyś był dla mnie nie tylko kochankiem, ale osobą, z którą będę się dobrze bawić. 5. Nie musisz mówić mi komplementów. Nie żądam tego.  6. Nie będziemy przed sobą udawali ludzi, którymi nie jesteśmy. Chcę szczerości. Jeśli coś ci się nie spodoba, powiesz mi o tym. 7. Nie zakochujemy się w sobie. O tym nie ma najmniejszej mowy. 8. Nie okazujemy sobie publicznie żadnych uczuć. 9. Obowiązuje nas obojga całkowita dyskrecja.

-Ok. w porządku. Przyjmuję.

-Żadnych zastrzeżeń?

-Żadnych. Jedno pytanie. Jeśli zażyczę sobie twoich odwiedzin w mojej pracy lub w moim domu, będzie to wykonalne?

-Myślę, że tak, ale jeśli chodzi o pracę, to niezbyt często.

-Rozumiem.

-Świetnie. Co robisz wieczorem?

-Nie mam planów.

-Ubierz się porządnie. Spotkamy się przed Benelux Club.

-Porządnie?

-Nie tak, jak zwykłeś chodzić na te swoje dyskoteki dobrze? I staraj się nikogo nie pobić. Nie masz obowiązku zmieniać czyjegoś zdania na temat mojej osoby.- Olo wybucha śmiechem- Mówię poważnie. Nie chcę rozgłosu.

-Dobrze.- Olo przystaje na ten układ z czystej ciekawości i poniekąd z nudów. Jeszcze żadna kobieta nie okazała wobec niego takiej śmiałości i nie była tak rzeczowa w określeniu swoich zasad i planów względem znajomości. Kiedy się nad tym zastanawia Patrycja staje przed nim i zaczyna pozbywać się reszty ubrań, które na sobie ma. Musi przyznać, że jest przy tym bardzo kusząca. Tym razem postanawia, że nie pozwoli jej się spieszyć.

            Nie wraca już do biura. Ledwie pojawia się w domu, bierze szybki prysznic i ubiera się, starannie dobierając garderobę

-Olo! Co się z tobą kurwa dzieje?

-Marcin, nie teraz! Spieszę się!

-Ty? Chyba sobie jaja robisz!!

-Nie. Wychodzę.

-W takich ciuchach? Masz jakąś oficjalną kolację, czy co?

-Dokładnie tak.

-Co z naszym męskim wieczorem?

-Stary! Nie mam teraz czasu! Jarzysz?  Oddzwonię.

-Coś ty taki drażliwy?

-Jestem spóźniony, a wiesz, jak tego nienawidzę!

-Dobra! Leć! E! Mogę jeszcze pożyczyć kilka rzeczy z garażu?

-Bierz, co chcesz tylko zamknij potem!- Olo szybko wsiada do auta i odjeżdża. Marcin jest jedyną osobą, która ma klucze do domu Oliviera, poza nim samym. Olo ufa mu bezgranicznie, poza tym, jest to pewne zabezpieczenie od czasu, kiedy miał wypadek i popadł w tarapaty. Chociaż rzadko zamyka na klucz drzwi balkonowe, furtka i brama zawsze są domknięte na cztery spusty.

            Patrycja już na niego czeka. Zanim weszli do środka, obrzuciła dobór jego garderoby i jest wyraźnie zadowolona. Olo nigdy nie bywał w takich miejscach, jak to. Uważał, że lokale pokroju Benelux Club to miejsce, gdzie zbiera się masa niezadowolonych z życia ludzi, szukająca raczej zbyt drogiego alkoholu i sposobu na bezsensowne wydanie fury swoich pieniędzy. Okazało się, że bardzo się myli. Patrycja jest duszą towarzystwa. Świetnie tańczy i potrafi się dobrze bawić. Wokół niej kręci się masa mężczyzn, ale ona nie zwraca na nich szczególnej uwagi. Nad ranem lądują u niego w domu. Już wieczorem postanowił, że kolejnego dnia nie pójdzie do pracy. Otwierając oczy widzi ją śpiącą całkiem nago. Jest  diabelnie zgrabna. Nic dziwnego. Mając męża chirurga plastycznego, musi być jego wizytówką! Wyczuła, że na nią patrzy, bo i ona przygląda się jemu.

-Śniadanie? Kawa?

-Kawa. Śniadanie zjem na mieście.

-Nie musisz.

-Mam masę obowiązków w pracy.

- Ok. już się robi.- wstaje i wciąga na siebie luźne spodnie.- Chcesz jakąś koszulkę?

-Poproszę.- uśmiecha się, wdzięczna, że o niej pomyślał. Chwilę później słyszą kogoś na dole. Olo wyskakuje z sypialni i zamyka za sobą drzwi.

-Jesteś?- woła Marcin.

-Idę.- zbiega po dwa stopnie

-Hej! Wpadłem oddać pożyczone rzeczy.

-Ok.- Marcin obserwuje go z uwagą.

-Coś ty taki....? Nie jesteś sam?- domyśla się.

-Nie.- przyznaje Olo

-Ktoś jest na górze?

-Tak.

-Jakaś laska.

-Tak.

-Znam ją?

-Wątpię. I to raczej zły pomysł, żebyś ją poznał akurat teraz.

-O kurwa... stary! Ubliżyłeś mi!- przyjaciel rusza w stronę schodów na górę

-Marcin, to nie jest dobry moment.- mówi ostrzegawczo

-To tylko taki żart! Co cię ugryzło?

-Wiesz, że jesteś moim najlepszym przyjacielem....

-O! Coś się kurwa szykuje! Zaczekaj, usiądę!

-Posłuchaj chwilę! Zawsze jesteś u mnie mile widziany...

-Ok.! dotarło już! Nie będę ci wbijał na chatę, żeby pogadać! Też czułbym się nieswojo bzykając Agę i myśląc o tym, że masz klucze i za chwilę wpadniesz na kawę.

-Czyli rozumiesz?

-To aż tak poważne?- Olo marszczy czoło. Nie może odpowiedzieć twierdząco, bo przyjaciel domagałby się poznania „dziewczyny”. Nie może też powiedzieć, że nie, bo niby dlaczego by ją ukrywał- Dobra! Nie będę pytał!- Marcin najwyraźniej zorientował się w czym rzecz, bo sam postanowił odpuścić.

-Do zobaczenia.

-Oddać ci klucze?

-Nie. Zachowaj je, tylko przestań nachodzić mnie z samego rana!

-Nie spodziewałem się, że będziesz w domu. Zawsze biegasz o tej porze.

-Dziś postanowiłem odpuścić- śmieje się Olo

-Musi być tego warta.- Olo wzrusza tylko ramionami. Zgodził się na warunki podyktowane przez Patrycję i nie ma zamiaru ich naruszać.- Dobra! Nie chcesz, to nie mów!!

            W bardzo krótkim czasie Olo potrafi już dzielić dzień na pracę, Patrycję i swoje typowe zajęcia, jak bieganie, czy siłownia. Każdą niemal chwilę ma zapełnioną. Sam sobie się dziwi, że jeszcze go to nie męczy. Kobieta okazała się być bardzo zabawną towarzyszką i niezwykle namiętną kochanką, a przy okazji, dobrą przyjaciółką, choć Olo nie zabiegał o poszerzenie grona tych ostatnich. Ta sytuacja trwa i trwa, co zresztą bardzo mu odpowiada. Czasem śmieje się, że osiągnął stabilizację bez przymusu żenienia się.

Któregoś popołudnia do jego biura wpada zdyszany Marcin.

-Olo! Na łeb upadłeś? Bzykasz Kopulińską??

-Iza! Zamknij drzwi!- Olo niemal spada z krzesła i piorunuje Marcina wzrokiem

-No gadaj!!- przyjaciel rozsiada się w fotelu

-Co ty pieprzysz?!- oburza się

-Weź mi tu nie zgrywaj niewiniątka!! Jej syn przyjeżdża do mnie ze swoim motorem! Mówił mi wczoraj, że widział matkę z jakimś facetem i to, kurwa jesteś ty!

- Skąd ci to przyszło do głowy?

-Powiedzmy, że widziałem cię na jednym ze zdjęć.- Olo szeroko otwiera oczy- Masz, stary przejebane. I co teraz powiesz?

-Że to niemożliwe!

-A weź nie pierdol!

-Marcin! Może nie zauważyłeś, ale jestem w pracy!

-Panie prezesie! Od pół roku posuwasz pan jedną z najbardziej dzianych kobiet na Śląsku i nawet się słowem nie odzywasz!

-To, kogo aktualnie „posuwam”, jest moją sprawą! Nie musisz mnie nachodzić i wrzeszczeć na całe biuro!

-Ja pierdole! Ale z ciebie kretyn!- Marcin kiwa głową

-Jesteś moim przyjacielem i tylko dlatego znoszę twoje moralizatorskie pieprzenie. Inaczej, obiłbym ci pysk za wściubianie go w nieswoje sprawy!

-Kur....!- zaczyna na nowo Marcin, ale Olo ucisza go gestem dłoni i odbiera telefon. To ona. Ma dziwny głos i prosi o jak najszybsze spotkanie.

-Muszę wyjść. Sorry! Widzimy się wieczorem.- mija przyjaciela i wychodzi bez słowa wyjaśnienia. Marcin nie może w to uwierzyć.

Olo zjawia się w miejscu podanym przez Patrycję. Jest zszokowany. Kobieta ma posiniaczone ręce powyżej łokci i lekko spuchnięty lewy policzek

-Co się dzieje?

-Dostałam za swoje, ale to nieważne.

-Nieważne?- patrzy na nią zaskoczony.

-Dla mnie takie właśnie jest. To nie pierwszy raz i nie ostatni.

-Patrycja! Nie wiedziałem...

-Nie musisz nic wiedzieć. Tego nasz układ nie obejmuje.

-Chodź.- wyciąga do niej ręce i mocno tuli ją do siebie. Wie, że właśnie dlatego zadzwoniła. Musi chociaż przez chwilę poczuć się bezpieczna. Zamyka ją w swoich ramionach, a ona zaczyna szlochać. Kurwa! Jeszcze tego mu brakowało!!

Po kilku dniach siniaki znikają, a sytuacja znowu wraca do normy. Znowu chodzą po restauracjach, klubach i spotykają się w różnych miejscach, na tyle często, na ile ona sobie tego życzy. Olo w życiu nie przypuszczałby, że zdoła się podporządkować jakiejkolwiek kobiecie. Patrycja jest jednak zupełnie inna niż te, które do tej pory spotkał na swojej drodze. Nie znosi sprzeciwu, jest stanowcza i zdecydowanie wie, czego on niego chce. Daje mu to poczucie swobody, a jednocześnie, trzyma w ryzach jego wybuchowy charakter. Nawet najbliżsi przyjaciele zauważają jego zmianę. Mówią mu, że chyba się zestarzał, ale Olo wie, że to dzięki jej ogromnemu wpływowi na jego życie, stał się tym, kim jest teraz. Szanowanym, rozpoznawalnym w gronie dobrze usytuowanych i wiele obiecującym, młodym  biznesmenem. Patrycja, choć z początku nie zdawał sobie z tego sprawy, zmieniała jego życie stopniowo. Zabierała go tam, gdzie powinien bywać, przedstawiała tym, których powinien znać. W szybkim czasie i on i jego ośrodki bardzo dużo zyskują. Ojciec dzwoni do niego żądając natychmiastowego przyjazdu syna do Paryża.

-Jedź ze mną. Powiedz, że masz jakieś szkolenie w pracy, albo wymyśl jakąś inną historię.

-Kiedy?

-W piątek.

-Na jak długo?

-3 może 4 dni.

-Myślę, że na tyle udałoby mi się wyrwać. Zadzwonię jeszcze.

-Dobrze.

-Janusza też pewnie nie będzie. Mówił coś o konferencji w Warszawie... – zamyśliła się. Tak, pan Kopuliński był niezwykle zaganianym człowiekiem. Dużo pracował, ciągle wyjeżdżał, całe środowisko chirurgów dobrze go znało. Znało też jego zamiłowanie do młodych kobiet i ciągłych zdrad, jakich się dopuszczał. Nigdy nie rozmawiał o żonie, która według niego, była przyczyną wszelkich niepowodzeń, jakie kiedykolwiek go doświadczały. Szczególnie dumny był ze starszego syna, który tak, jak on, chciał być lekarzem. Patrycja także nie poruszała tych tematów z Olivierem. Dyplomatycznie milczała nawet wtedy, gdy pytał o siniaki na rękach czy plecach. Olo nigdy nie ciągnął z niej informacji. Wiedział, że jeśli zechce, sama mu powie. Ona najwyraźniej znała go lepiej, niż on ją. Pewnie dlatego, że bardzo blisko kolegowała się z panią Golańską. Kiedy Olo to usłyszał, aż nie mógł uwierzyć, że blisko rok udało mu się wywinąć od spotkania z Martą w cztery oczy. Nie wie, co mógłby jej odpowiedzieć, gdyby wprost powiedziała mu, że go kocha.

Kurwa! To, zadupie, nie miasto! Był wściekły, kiedy okazało się, że Patrycja wie wszystko o jego niechlubnej przeszłości, o której on chciał zapomnieć.

            Lecą oboje do Francji. Patrycja rozluźniona, jak nigdy. Pogoda jest doskonała. Jeszcze nie ma fali letnich upałów, ale jest na tyle ciepło, że można spokojnie spacerować i zwiedzać miasto. Zatrzymują się w hotelu. Olo nie chce, tłumaczyć pobytu Patrycji tutaj. Sytuacja byłaby, lekko mówiąc, niezręczna.

-Olivier Philippe! – cieszy się ojciec, kiedy umawiają się na obiad w jednej z restauracji.

-Tato! Miło cię widzieć!

-Synu, nie odzywasz się! Co się z tobą dzieje?

-Widocznie dzieje się dobrze, skoro nie wymagam twojej pomocy!- uśmiecha się Olo

-Ośrodki prosperują doskonale! Nigdy nie spodziewałbym się takich zysków w Polsce!

-Staram się, tato.- wzrusza ramionami, a ojciec przygląda mu się z uwagą

-Zmieniłeś się nie do poznania, synu.- mierzy od góry do dołu mężczyznę ubranego w dżinsy, jasną dopasowaną koszulkę i stylową kurtę z czarnej skóry. Nie jest tym samym chłopakiem, który przyleciał do Marsylii szukając przygód z koleżankami jego córki. Teraz wygląda dużo poważniej. Jego ubiór świadczy o dobrym guście, a postura o tym, że nadal dba o siebie. Nowa, modna fryzura sprawia, że rysy łagodnieją.  Ojcu nie umyka fakt, że jest wypoczęty i świeży, nie tak, jak ostatnim razem, kiedy go widział.

-Mam nadzieję, że na dobre!

-Zdecydowanie!- przyznaje zadowolony ojciec.- Dlaczego nie chciałeś zatrzymać się w moim domu?- pyta urażony

-Jest ze mną znajoma. Nie chciałem zostawiać jej samej w mieście.

-Cóż to za kłopot?

-Nie nalegaj, tato!

- To może poznałbyś mnie z tą swoją znajomą? Skoro już ją tutaj przywiozłeś, to musi być kimś ważnym, prawda?- Olo zawahał się. Co ma powiedzieć?

-Tato, to nie tak...- czuje, że stoi pod ścianą

-Nie będę nalegał. Jeśli źle to zinterpretowałem, to przepraszam. Nie mam zamiaru wtrącać się w twoje prywatne sprawy.

-To tylko znajoma. Daleko mi do poważniejszych decyzji.

-A szkoda...- wzdycha ojciec- Ale nie po to cię wezwałem...- zaczyna się rozmowa o interesach. Ojciec już postanowił, że uczyni Oliviera właścicielem ośrodków. Do tej pory Olo działał z jego ramienia, ale teraz miał stać się prawdziwym szefem. Pan Dati nie zamierza dać synowi chwili do zastanowienia. Niemal od razu pojawia się u jego boku prawnik i załatwiają wszystko na miejscu. Olo jest oszołomiony.

- Tato....ja...- chyba pierwszy raz w życiu nie wie, co ma powiedzieć

-Zasłużyłeś na to, synu. Kimkolwiek jest kobieta, z którą tu jesteś, trzymaj się jej. Ma na ciebie dobry wpływ!- klepie syna po ramieniu i znika w tłumie. Olo nie może uwierzyć w to, co właśnie się stało. Nie jest w stanie ruszyć się z miejsca. Po chwili dosiada się do niego Patrycja, która piła kawę przy sąsiednim stoliku.

-Gratuluję!- mówi z uśmiechem.

-Ojciec ma rację. Bardzo mi pomogłaś.

-Nic mi nie zawdzięczasz. Potrzebowałeś spokoju i skupienia się na tym, co robisz. Ja jedynie kierują twoje myśli w odpowiednim kierunku.- siedzą tak chwilę, po czym rozpoczynają wędrówkę po mieście. Zwiedzają, oglądają, spacerują, śmieją się. Kilka dni mija w zastraszającym tempie. Olo czuje, że odpoczął. Tym razem naprawdę. Towarzystwo Patrycji jest zaskakujące. Zna zabytki miasta i restauracje, w których warto jeść. Ostatniego wieczoru zostają zaproszeni na kolację do rodziny. Patrycja decyduje, że pójdzie.

            Zebrani są zaskoczeni widząc Oliviera z dużo starszą od siebie kobietą. Ojciec stara się nie reagować. Nigdy nie wtrącał się w prywatne sprawy żadnego ze swoich dzieci i teraz też nie zamierza tego robić. Nie może jednak udawać, że nie zauważył obrączki na jej palcu. Olo od razu orientuje się, o co chodzi. Zna ojca na wylot. Najbardziej ze wszystkich zaszokowana jest Margot. Nie może uwierzyć, że brat spotyka się z taką kobietą, a już na pewno nie wierzy, że to tylko znajoma. Kiedy znajdują się na osobności Margot nie wytrzymuje:

-Olivier Philippe! Czy ty oszalałeś? Możesz mieć każdą!

-Margot, to, co mówisz nie jest fair.

-Ale.... na litość boską!

-To przyjaciółka. Przyleciała tutaj, żeby pozwiedzać. Jak zapewne i ty zauważyłaś, jest mężatką, więc...

-Wsadź sobie w tyłek te swoje uprzejmości! Bzykasz ją!

-Margot!- oburza się Olo

-Co? To nagi fakt! Nie jestem głupia!- dołącza do nich pan Dati. Jest dziwnie milczący.

-Margot, zostaw nas.- siostra kręci głową i odchodzi- Nie będę ci mówił, co masz robić. Jesteś dorosły. Proszę cię tylko, żebyś uważał. To może się źle skończyć.

-Tato, wiem, co robię.

-Mam taką nadzieję. – wzdycha- Teraz przynajmniej wiem, komu zawdzięczam uratowanie mojego syna. Jest mądrą kobietą. - uśmiecha się blado.

            Powrót do Polski nie jest dla nich powodem do zadowolenia. Patrycja żegna się z nim sztywno i wraca do siebie. Olo natomiast włącza telefon. Masa nieodebranych połączeń od Olki i Pawła. Postanawia oddzwonić do nich natychmiast. Chcą go odwiedzić. Olo jest zaskoczony, ale proponuje zwyczajową posiadówkę w gronie przyjaciół. Są zadowoleni. Jak zwykle spotykają się wszyscy. Grzesiek i Natalka mówią wszystkim o swoich zaręczynach, ale nie to jest wiadomością wieczoru

-Super, że w końcu udało nam się zgrać!- mówi urażony Marcin

-Ej! Nie zaczynaj!- grozi mu palcem Olo

-Dobra! Dość tego!- uznaje w końcu Paweł.

-Tak! Super, że jesteście, bo oszczędzacie nam sporo czasu.- dodaje Ola.

-Chcielibyśmy zaprosić was na ślub i wesele.- wszyscy są zdezorientowani, ale po chwili cieszą się i gratulują im.

-Czyli co? Zostaję sam na placu boju?- śmieje się Olo

-Chyba nie na długo, bo masz kogoś.- zauważa Olka

-Skąd ten wniosek?- Olo unosi brew

-Marta widziała cię w jednym z klubów z jakąś kobietą.

-Wiesz, że zawsze kręci się obok mnie masa kobiet!- śmieje się Olo

-Mówiła, że wychodziliście razem, więc myślałam....

-Nie, nie mam nikogo.- mówi i piorunuje Marcina wzrokiem

-To co się dzieje, że nigdy nie masz dla nas czasu?- dopytuje Paweł

-Praca!- śmieje się Olo

-Ta! Z taką sekretarką też chętnie przebywałbym nocami w biurze!- wybucha śmiechem Grzesiek i wszyscy zaczynają sobie żartować z kawalerskiego stanu najbardziej rozchwytywanego faceta w mieście. Siedzą w ogrodzie i rozmawiają o wielu rzeczach. To prawda, w pełnym gronie nie widzieli się od dawna. Olo jest duszą towarzystwa, choć przyjaciołom nie uchodzi fakt, że bardzo się zmienił. Nie jest już taki porywczy, jak dawniej, a jego riposty i poczucie humoru stało się zdecydowanie bardziej trafne. Jak zwykle, jest głośno i wesoło. Nie słychać dzwoniącego w salonie telefonu, który w końcu się rozładowuje. Olo odkrywa ten fakt dopiero rano. Jest przerażony ilością połączeń od Patrycji. Stara się z nią skontaktować, ale ona nie odbiera. Ma dziwne wrażenie, że coś przeoczył. Po dwóch dniach ciszy, decyduje się jechać do niej do pracy. Tam dowiaduje się, że miała wypadek i jest w szpitalu. Olivier na tę wieść kamienieje. Szybko bierze się w garść. Znajduje ją na oddziale. Śpi. Niech to diabli. Jest cała posiniaczona. Podbite oko, pęknięta warga, złamana ręka i Bóg jeden wie, co jeszcze. Siada cicho przy jej łóżku i przygląda się jej. Z trudem nad sobą panuje. W tym stanie wygląda na dużo więcej, niż swoje 43 lata.

-Cześć.- mówi do niego niemal szeptem.

-Pat...- jest przerażony jej stanem

-Po co przyjechałeś?

-Zobaczyć się z tobą.

-Nie powinieneś...

-Daj spokój!- ucina szybko- Jak się czujesz?

-A jak wyglądam?

-Pytanie bardzo nie fair.

-Tak, jak twoje.

-Co się stało?

-To nie jest odpowiednie miejsce....

-Żadne, poza gabinetem dobrego prawnika, nie jest odpowiednie.

-Nie zrobię tego.

-Nie będę cię zmuszał. Zrobisz, jak uważasz.

-Aż tak szanujesz moją niezależność?

-Gdybym jej nie szanował, on leżałby w sali obok w dużo gorszym stanie, niż ty.

-Dowiedział się i wpadł w furię.- wyznaje w końcu

-Domyślam się....- ciężko oddycha

-Nie rób głupstw!- Patrycja szybko zauważa jego zdenerwowanie- Za długo nad tobą pracowałam, żebyś stracił panowanie z mojego powodu. A poza tym, to nic nie zmieni.

-Tak... więc... co teraz planujesz?

-Dla twojego dobra, wypadałoby zerwać nasz układ.

-Dla mojego dobra?

-Nie znasz go. Twoje ośrodki...

-Mało mnie obchodzą.

-Ale mnie obchodzą.

-W porządku. Jeśli uważasz, że to dobre wyjście.

-To jedyne wyjście, zwłaszcza, że zaczynam się do ciebie przywiązywać. Wbrew moim własnym zasadom.

-Robi się zbyt niebezpiecznie, co?

-Tak. Dlatego od dziś nasza umowa nie istnieje.

-To znaczy, że mam udawać, że cię nie znam?

-To byłaby przesada.

-Mogę więc liczyć na twój bystry umysł?

-Możesz liczyć na moją przyjaźń.

-Przyjaźń.- uśmiecha się rozbawiony- Wiesz, że to najgorsze słowo świata, jakie można usłyszeć od kobiety?

-A jednak przyjaźnisz się z Olą Golańską? Albo z Martą?

-Tak, ale to chyba nieco inna sytuacja.

-Doprawdy?- unosi brew. Olo nie może w to uwierzyć! Skąd ona zna tak intymne szczegóły jego życia?

-Zaskakujesz mnie.

-Wiem o tobie więcej, niż sądzisz.- uśmiecha się blado

-Zauważyłem...

-Mogę udzielić ci rady?

-Ty? Mnie?- jest zdziwiony- Możesz!

-Daj jej i sobie szansę.

-Patrycja, to chyba wykracza poza granice naszej umowy.- spina się

-Poza granice umowy tak, ale nie poza granice przyjaźni, a to typowo przyjacielska rada. Możesz mi wierzyć, że będziesz miło zaskoczony.

-Marta Golańska od dawna nie potrafi miło mnie zaskoczyć.

-Powtarzam wcześniejsze pytanie: doprawdy?

-Stąpasz po wyjątkowo cienkim lodzie, Pat.

-Po cieńszym niż ten, który się pode mną załamał? Wątpię. Wiesz, że Marta....

-Nie chcę o niej w tej chwili rozmawiać.- ucina jej myśl

-Ty w ogóle nie chcesz rozmawiać, to jest twój problem.

-Pomówmy o czymś innym.

-Nie teraz. Jestem strasznie zmęczona. Idź już, dobrze?

-Przyjdę jutro.

-Nie.

-W takim razie zadzwonię.

- To ja zadzwonię do ciebie, jak stąd wyjdę.

-Dobrze, jak chcesz.

-Tak właśnie chcę. Do usłyszenia.

-Trzymaj się.- wychodzi od Patrycji trochę zdezorientowany. Nie bardzo wie, co może ze sobą zrobić. Jedzie na siłownię. Musi poćwiczyć, może wtedy opuści go chęć obicia Kopulińskiego za to, co zrobił.

Wieczorem idzie do Benelux Club. Ma ochotę pobyć wśród ludzi, bez możliwości pobicia ich. Wybiera ten lokal, ponieważ wie, że każdy fałszywy ruch zrujnowałby jego interesy. Przychodząc tu z Patrycją, nie zwracał uwagi na inne kobiety. Wiedział dokładnie po co tu jest i z kim. Miał zapewniać jej miłe spędzenie wieczoru i to właśnie robił. Okazuje się jednak, że zjawia się tu sporo całkiem interesujących dziewczyn. Nie musi długo czekać. Już kiedy staje przy barze, podchodzi do niego blondynka z szerokim uśmiechem i zaczyna go zagadywać. Olo nie jest jednak w nastroju na kolejny romans. Musi jakoś uporać się z sytuacją, która jest dla niego bardzo niewygodna. Do dzisiejszego dnia miał niezwykle poukładane życie. W tej chwili ma masę wolnego czasu i nie bardzo wie, jak może go wykorzystać. Owszem, mógłby spędzić go z dziewczyną, która stoi przed nim, ale nawet nie dosłyszał, jak ma na imię i im bardziej wsłuchuje się w jej słowa, tym szybciej dochodzi do wniosku, że jest po prostu głupia. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej zupełnie mu by mu to nie przeszkadzało, ale teraz, owszem.  Przeprasza ją więc i idzie do innej sali klubu. W przejściu ktoś go potrąca. Olo nie jest w stanie zapanować nad sobą. Łapie wątłe ramię i wciąga w krąg światła. Od razu orientuje się, że nie powinien był tego robić. Jego uścisk zwalnia się. Puf!...

-Oli...- patrzy na niego ogromnymi oczami- Nie poznałam cię! Wyglądasz świetnie!

-Tak. Ty też, Marta.- stoi, jak wmurowany. Że też musiały go ponieść emocje! Miał zamiar złapać gnojka, który wylał mu drinka.

-Jesteś tutaj sam?

-Czekam na znajomego.- kłamie gładko.

-Och! Ok.! gdybyś miał ochotę dołączyć do mnie, to będę tam.- wskazuje palcem na grupę kobiet siedzących w loży, do których macha.

-Dzięki. Do zobaczenia.

-Pa.- uśmiecha się i całuje go w policzek. Olo wypija kilka drinków i rusza piechotą do domu. Nie spieszy się. Noc jest ciepła i gwieździsta. Co zrobić z tak porąbanym dniem?

Pod dom dociera dobrze po północy. Siada na tarasie i w ciemnościach zapala papierosa. O dziwo, jest bardzo spokojny. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się w zeszłym roku, rozniósłby faceta na strzępy, potem zrobiłby awanturę w dyskotece, a na koniec.... tak...na koniec by się upił do nieprzytomności. Co by to dało? Kolejne kłopoty. Ot co! Jednak przy takiej kobiecie, jak Patrycja, nie może pozwolić sobie na żadną z tych rzeczy. Przy niej stał się spokojniejszy, bardziej poukładany i świadomy swoich błędów. Dużo go nauczyła i dużo mu pokazała. Jest jej wdzięczny. Jeśli kiedykolwiek będzie go potrzebowała, nie zawaha się, żeby jej pomóc.

-Olo?- słyszy cichy głos za ogrodzeniem

-Tak. Wejdź.- Gośka jednym susem przeskakuje przez płot

-Cześć. Co robisz?

-Jak widzisz.

-Coś cię gryzie?

-Nie, w porządku.

-Przyniosłam truskawki!- śmieje się Gośka. Puf!! Olivier zamyka oczy. Widzi Martę rozłożoną w żółtych kwiatach chmielu. Leżą tak na ugniecionych łodygach. Marta trzyma w ustach truskawkę. Odgryza kawałek i daje mu. Śmieje się, bo Olo zaczyna ją całować. Mmm... jej usta są słodkie, truskawkowe... puf!

- Ej!! Słuchasz mnie??

-Co mówiłaś?

-Wiesz, pomyślałam, że przydałby ci się pies. Nie spędzał byś wieczorów samotnie

-Po co mi pies? Mam ciebie! Jesteś zawsze wtedy, kiedy potrzebuję towarzystwa i zawsze wtedy, kiedy akurat go nie potrzebuję.

-A teraz?

-A teraz...nie wiem. Jestem trochę skołowany.

-Myślałam, że nie jesteś sam.

-Nie ma u mnie nikogo. Nawet jeszcze nie wszedłem do domu.

-Masz doła, co?

-Czy ja wiem... zastanawiam się, co dalej robić.

-Widziałam u ciebie taką kobietę...

-Nie chcę, żebyś komukolwiek o niej mówiła, rozumiesz?- nachyla się ku niej i mówi stanowczo

-Ok.! ok.! weź mnie tak nie strasz! Nikomu nie powiem.

-Nie będziemy o niej rozmawiać.

-Od kilku dni się nie pokazuje, więc......Zostawiła cię? Czy ty ją olałeś?

-Nie będę o tym mówił. Temat jest skończony.

-Była aż tak ważna?

-Gośka, powoli tracę cierpliwość.

-No właśnie! Bo jeśli nie poszło ci z kolejną laską, to dlaczego jeszcze nie tłuczesz naczyń, nie miotasz się po domu czy coś bardziej w twoim stylu?

-Nie mam już naczyń, które chciałbym stłuc.

-Nie wierzę! Olo! Ty się zestarzałeś!! Kurde!! Pociągnęła cię!

-Wiesz, jak masz mi takie teorie ogłaszać, to lepiej się nie odzywaj!

-A no właśnie! Wracając do tematu psa...

-Nie chcę żadnego psa! Nie mam na to czasu!

-Upsss...- z plecaka wyjmuje szczeniaka

-Nie...- Olo kiwa głową- Nie! Zabierz go stąd!

-Och! Przestań! Przechowaj go tylko kilka dni! Proszę! Zanim znajdę mu dom!

-Myślisz, że ktoś normalny przygarnie takie wstrętne bydlę?

- Nie ubliżaj jej!

-Jej?! Mam dość kłopotów przez kobiety!

-To jest Isis. Proszę, przyjmij ją na trochę!

-Isis? Bogini płodności! Super! Wiesz, czego mi trzeba!

-Nie bądź przezorny!

-Jedno muszę jej przyznać, faktycznie wygląda, jak krowa.- Olo patrzy z niesmakiem na szczeniaka sikającego po jego tarasie.

-Olo! Jak możesz! Obrażasz ją! Będziesz tego żałował! Dopiero rano zobaczysz, jaka jest śliczna! Nie mogłam jej zostawić do uśpienia.

-Co to w ogóle jest za rasa?

-Pitbull.

-Świetnie! Tego mi brakowało! Może zacznę ustawiać się na walki psów, jak już dorośnie!

-Nie opowiadaj głupot. Zauroczy cię! Zobaczysz!

-Czym na przykład? Zasika mi salon?

-Ma piękny kolor! Według weterynarza to najpiękniejsze ze wszystkich i bardzo rzadko spotykane umaszczenie! Błękitne!

-Pokaż się, gówniarzu.- Olo łapie szczeniaka i przygląda mu się w świetle ogrodowych lamp. Suczka jest mała i tęga. W ciemności wygląda na czarną. Przez środek czoła rysuje się biała kreska, która jasną plamą okrąża czarny nos. Po chwili psiak obsikuje go.

-To na szczęście!- śmieje się dziewczyna, a Olo oddycha głęboko.

-Gośka! Nie mydl mi oczu, dobrze? Godzę się, żeby została na kilka dni.

-Weterynarz mówi, że niektórzy przycinają tym psom uszy na szpic, żeby wyglądały groźnie

- Co za banda wariatów! I bez tego wygląda wstrętnie!

Gawędzą tak jeszcze trochę, po czym każdy idzie do siebie. Psiak nie odstępuje Oliviera na krok. Próbuje nawet wejść mu pod prysznic. Kiedy Olo kładzie się spać, piszczy aż do momentu, kiedy trafia na łóżko. Oboje zasypiają momentalnie.

            Budzi go zimny dotyk na nosie. Otwierając oko, Olo przypomina sobie o psie. Dosłownie minutę później dzwoni budzik.

-Cześć mała. Co zjesz na śniadanie? Płatki, jajecznica, czy kawa starczy?- patrzy na śmiesznego szczeniaka biegnącego za nim. Decyduje, że swoje poranne kilometry przebiegnie w ogrodzie. Nie jest to, co prawda szczyt jego marzeń, ale nie zostawi psa samego w domu. Bierze też tydzień urlopu w pracy i informuje Izę, że wszystkie pilne sprawy ma przywozić mu do domu. Psiak biega za nim, ale wkrótce pada i obserwuje go z daleka.  Oliviera śmieszy to małe stworzenie. Decyduje, że zostanie u niego. Gośka miała rację. Jest naprawdę ładna. Ma ciekawe umaszczenie i bystre szare oczy, które śledzą każdy jego ruch. Po obowiązkowej liczbie kilometrów Olo dzwoni po sąsiadkę. Gośka zjawia się zaspana.

-Co jest?

-Ona tu zostaje.

-Tak? Mówiłam!! Mówiłam!! Super! Wiedziałam, że będzie dla ciebie idealna!!

-Mam pewne warunki.

-Jakie?

-Jakiś czas temu miałaś mi pomóc z ogrodem. W dalszym ciągu nie widzę efektów. Bajzel szerzy się w każdym kącie.

-Myślałam, że to żart i zatrudnisz kogoś....no wiesz...

-Jeśli ona ma tu zostać, pomóż mi zaplanować ogród.

-Ubiorę się i przyjdę.

Mają dla siebie cały dzień. Chodzą po działce z planami w rękach. Pies podąża za nimi i w każdym możliwym miejscu zapada w drzemkę. Olo przekonuje się, że działka jest większa, niż przypuszczał. Do tej pory korzystał jedynie z podjazdu i najbliższej przestrzeni wokół domu, jednak okazuje się, że do placu należy jeszcze mały brzozowy lasek i kawał zarośniętego krzakami terenu. Gośka poddaje mu niezłe pomysły. Olo notuje je szybko i uznają, że lasek zostaje, a krzaki trzeba wyciąć. Między drzewkami ma przebiegać kilka ścieżek do biegania. Olo uważa, że pomysły dziewczyny są świeże i nowatorskie. Szybko Zatrudnia brygadę robotników, która się tym zajmie. Gośka dogląda całości. Robotnicy często skarżą się, że „Siostra strasznie krzyczy” ale Olo uśmiecha się pod nosem i mówi, że taka jest jej rola.

            Każdego dnia czeka na telefon od Patrycji. Niestety, ta nie odzywa się. Któregoś popołudnia przyjeżdża. Olo jest zażenowany. Ubrudzony ziemią, z krzewami w rękach otwiera jej bramę i zaprasza na kawę. Wita ją  zwyczajowym całusem w policzek. Ta zasiadają na tarasie i długo rozmawiają. Patrycja jest zachwycona nowymi planami ogrodu i oczywiście nowym nabytkiem Oliviera również. Rozmawiają, jak starzy, dobrzy znajomi, jakby nigdy w życiu nic ich nie łączyło.

-Dobrze wyglądasz.- mówi w końcu Olo

-Tak, nawet nieźle się też czuję!- śmieje się

-Czemu po prostu się nie rozwiedziesz?

-Przyzwyczaiłam się do wygodnego życia. Sama go sobie nie zapewnię, przynajmniej nie na takim poziomie.

-Warto?

-Nie wiem. Odpowiem ci za kilka lat.

-Pat, chyba tego nie rozumiem. Znasz mnie i wiesz, że ja nigdy w życiu bym sobie na to nie pozwolił.

-Myślę jednak, że udało mi się trochę cię poskromić.

-Tak!- śmieje się  Olo- Uratowałaś mnie. Nigdy ci tego nie zapomnę i gdybyś tylko czegoś potrzebowała, zadzwoń.

-Możliwe, że kiedyś z tego skorzystam!

-Nie będę miał nic przeciwko temu.

            Po tygodniu spędzonym w ogrodzie Olo jest wykończony. Gośka ma natomiast zastrzeżenia. Żąda poprawienia kilku rzeczy, które jej zdaniem wyglądają na niedopracowane. Olo bierze dodatkowy urlop i zaczyna kolejne dni walki z naturą. Działka jest strasznie zaniedbana. Nie ma co wymyślać, trzeba wziąć się ostro do roboty. Gośka jest idealistką, żadne źdźbło trawy jej się nie wywinie, jeśli nie jest na swoim miejscu.

-Chyba nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale bardzo mi pomogłaś.- mówi, kiedy siedzą wieczorem na tarasie

-Och! Poważnie? W życiu ni wiedziałam, żeby ktoś miał tak piękny ogród i tak zapuszczony!

-Ja mówię o czymś zupełnie innym. Zjawiłaś się z tym psem i z tym pomysłem akurat wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałem.

-W takim razie cieszę się jeszcze bardziej, ale chciałabym zrozumieć, o czym mówisz.

-Zajęłaś mój czas na maxa! O tym mówię.

-Ta kobieta, która tu była....?

-Nie zaczynaj znowu!

-Nie jesteście razem prawda?

-Nie. Nigdy nie byliśmy.

-Mam trochę inną teorię!- śmieje się Gośka, na co Olo tylko kiwa głową.

-Czy ja cię pytam o twoich chłopaków? Nie! I nie rozliczam cię z tego! Czemu ty robisz odwrotnie? Musisz wszystko wiedzieć?

-Taka już jestem. A jeśli chodzi o chłopaków, to raczej nie miałbyś o co pytać.

-Więc właśnie nie pytam! I nawet nie waż mi się o tym opowiadać! Poczekaj, telefon.- Olo wchodzi do domu-Słucham.

-Cześć Oli!

-Marta... co słychać?

-Mam do ciebie taki mały interes, może moglibyśmy....?

-A nie możesz powiedzieć przez telefon?

-Nie. Tak się składa, że to skomplikowana sprawa.

-Ok., jeśli tak, to jutro gdzieś na mieście. Wszystko mi jedno gdzie, tylko jakoś do południa.

-Dobrze! Wyślę ci adres smsem.

-W porządku.

-Dzięki, do zobaczenia!

-Do zobaczenia.- Olo wzdycha ciężko, bierze z lodówki dwa piwa i wraca na taras.

-A więc jednak to ty!- śmieje się Gośka

-Przestań! Trochę relaksu należy się każdemu!

-Ty się tak znowu nie relaksuj, bo ci brzuch urośnie!

-Mnie? chyba żartujesz!- prycha Olo.

            Następnego dnia zostawia Gośkę samą w ogrodzie i jedzie na spotkanie z Martą. Jak zwykle jest pierwszy. Tak, nie cierpi ludzi, którzy się spóźniają.

-Cześć!- tuż za plecami słyszy jej głos. Jest roześmiana i wygląda naprawdę bardzo ładnie.

-Cześć. Siadaj. Co to za pilna sprawa?

-Tak od razu? Myślałam, że chociaż kawę ze mną wypijesz!

-Cóż, mam trochę roboty w ogrodzie...

-Na reszcie wziąłeś się za uprzątnięcie tego bałaganu?

-Tak. Muszę to w końcu zrobić.

-Świetnie! Może jak już skończysz, to zrobisz jakąś fajną imprezę?- uśmiecha się i Olo wie, co chodzi jej po głowie

-Myślę, że to może jeszcze trochę potrwać.

-Znalazłeś kogoś, kto ci to wszystko jakoś rozplanował, czy sam coś wymyśliłeś?

-Mam kogoś, ale to idealistka. Wszystko trzeba przemyśleć pięć razy, zanim się ruszy, a i tak zawsze ma jakieś zastrzeżenia.

-Mało jest teraz ludzi, którzy tak przykładają się do swojej pracy.

-Ona jest na tym punkcie przewrażliwiona. Ciągle coś poprawia. Chciałbym mieć to już z głowy. Ekipa ma jej dość.

-Musisz mi podać jej numer. Rodzice planują przeorganizować ogród.

-Wątpię, żeby przypadła im do gustu. Raczej ciężko ich zadowolić.

-Oli! Daj spokój!

-Nie to miałem na myśli. Chodzi raczej o to, że ona dopiero zaczyna studia w tym kierunku.

-Ale ty zaryzykowałeś?

-Tak. To mi zostało z dawnych czasów. W dalszym ciągu lubię ryzyko.

-Dobrze wiedzieć, bo właśnie z tym wiąże się moja sprawa.

-Jaka?

-Chciałabym, żebyś mi towarzyszył na ślubie Olki i Pawła.- Olo zamiera. -... nie wiem, co mam odpowiedzieć... nie spodziewałem się tego...

-Więc ja zacznę i będę wścibska. Wiem, że nie masz nikogo. Tak, jak ja. Nie mam zamiaru zabierać ze sobą kogoś zupełnie przypadkowego. Myślę, że i ty planowałeś iść sam, albo co gorsza, nie pokazać się wcale.

- I to mają być powody, dla których powinniśmy iść razem?

- Pobieżnie, ale tak. Znamy się na tyle długo, że chyba jest to możliwe.

-Znamy się na tyle, że w ogóle nie powinniśmy się nawet widywać.

-Wcale tak nie myślisz.- Marta śmieje się.

-Nie wiem, do czego zmierzasz proponując mi coś takiego.

-Chcę odzyskać z tobą kontakt. Unikasz mnie od...pewnego czasu

-Nie wydaje mi się to dobrym pomysłem.

-Nie rozumiem dlaczego! Co złego może się stać, jeśli zaczniemy się spotykać?

-To chyba jakiś żart!- Olo kiwa głową

-Wcale! Daj temu szansę!

-Nie! Nie chcę! Znoszę cię, jak zło konieczne, nie rozumiesz?

-Dziwne, bo zupełnie inaczej to odbieram!

-Nie będziemy się spotykać, umawiać na kawę, dyskoteki, imprezy, ogniska ani na nic innego! To zawsze źle się dla mnie kończy! I przykro mi, ale nie pójdę z tobą na tę imprezę, bo już kogoś zaprosiłem. Masz niepełne informacje. A teraz muszę lecieć, mam masę roboty!- Olo jest poruszony, szybko płaci rachunek i wraca do domu. Przejażdżka motorem nieco go uspokaja. Tuż za bramą wita go radosne szczekanie psa.

Przemierza ogród i znajduje Gośkę grzebiącą się z jakimiś nowymi krzewami.

-Hej!- woła na jego widok.

-Jesteś. Znowu coś zamówiłaś?

-A jakże! Ma być idealnie! Dokładnie tak, jak zaplanowałam!

-Ok., a kto będzie przy tym wszystkim robił?

-Wybrałam takie rośliny, żeby pracy było jak najmniej!

-Świetnie.

-Załatwiłeś swoje tajemnicze interesy?

-Nie do końca, ale jestem na dobrej drodze.

-Dziwną masz minę. Spotkało cię coś niemiłego?

-Nie! – Olo opanowuje się, żeby nie wybuchnąć.- Muszę jeszcze dziś podjechać do pracy.

-Nie przeszkadzaj sobie! Jedź! Ja się tutaj ogarnę.

-Super! Wrócę jak najszybciej.

-Spoko! Jakoś dam radę!- Gośka kręci głową i znowu zaczyna grzebać w ziemi.

Olivier jedzie do biura. Jego pojawienie się wywołuje poruszenie pracowników. Wszyscy są zdezorientowani. Obawiają się kolejnego wybuchu niezadowolenia.

-Iza! Wejdź do mnie za kilka minut.- mówi stanowczo i zamyka się w gabinecie. Przegląda szybko pocztę.

-Jestem.- kobieta wślizguje się do środka.- Coś zawaliłam?

-Przeciwnie. Nie ma nic na tyle ważnego, żeby przywieźć mi do domu?

-Nie. Tylko to, co zwykle. Żadnych trudności.

-Świetnie.- mruczy pod nosem.

-Przyjechałeś w wolnym dniu, żeby o to spytać?

-Powiedzmy...- patrzy na Izę przenikliwie, a ta zaczyna się zastanawiać, o co może chodzić.

-Czyli....?- nie wytrzymuje w końcu.

-Zapomniałem przywieźć czegoś bardzo ważnego. Musisz do mnie po to podjechać.

-Teraz?

-Nie, będę w domu dopiero pod wieczór. Kończysz o 16, więc powiedzmy, że 17?

-Jeśli to takie pilne....

-Bardzo.

-Nie ma sprawy. Przyjadę.

-Świetnie.- patrzy na nią jeszcze przez chwilę- To wszystko. Przejrzę tylko pocztę i wychodzę.

-Dobrze. O 17 będę po te dokumenty.

- Tak, jak mówiliśmy.- przytakuje i zostaje sam. Zastanawia się jeszcze, czy decyzja, którą podjął jest słuszna. Ma niedużo czasu, żeby przekalkulować ewentualny bilans zysków i strat.

Popołudnie ciągnie się długo. Olo do ostatnich chwil waha się, co powiedzieć Izie.

-Jestem!- wchodzi uśmiechnięta

-To dobrze. Siadaj.

- Masz dziwną minę. Nie wyglądasz na zadowolonego.

-Napijesz się czegoś?

-Nie, dzięki. Podaj tylko te papiery i jadę na jakiś obiad. Konam z głodu!

-To może zjesz ze mną?

-Olivier, o co chodzi?

-Proponuję ci tylko obiad, który i tak zamierzałem zjeść.

-Dobrze. Skoro tak, to może w czymś ci pomóc?

-Nie, wszystko mam.

-Co to za ważne dokumenty?

-Właśnie widzisz, one są ważne dla mnie i uściślając, to żadne dokumenty.

-Żartujesz? Tłukłam się przez pół miasta, żeby....?- nie zdąża skończyć, bo Olo pokazuje jej zaproszenie na ślub

-To dla mnie bardzo ważne.- mówi powoli patrząc na nią

-Chyba źle rozumiem....

-Pójdziesz ze mną?

- Ja?- nie jest pewna, czy dobrze słyszy, ale Olivier nie odpowiada.- Ile mam czasu na zastanowienie?

-Wolałbym to rozstrzygnąć teraz.

- Mogę pertraktować?

-Co przez to rozumiesz?

-Pójdę z tobą, ale chcę coś w zamian.

- Co na przykład?

- Wieczór z tobą. Kino, kolacja... sam wiesz.

- Iza, muszę ci coś wyjaśnić. Chciałbym, żebyś poszła ze mną na tę imprezę, ponieważ tylko ty jesteś w stanie tak mnie przypilnować, żebym nie narobił sobie kłopotów. Nie chcę obudzić się rano nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim nic nie pamiętając.

-Rozumiem to i zgadzam się, ale interesy, to interesy.

- Ciężki z ciebie zawodnik.

-Dlatego pracujemy w jednej drużynie.

-Niech tak będzie. Ja też się zgadzam. Jeden wieczór.

-Ok.!  rozumiem, że resztę oczekiwań przedstawisz na kilka dni przed imprezą?

-Nie mam żadnych oczekiwań. Bądź sobą, jak zwykle!

- W porządku. Podawaj ten obiad bo za chwilę się rozmyślę i wyjdę.

-Bardzo byś żałowała.- śmieje się Olo.

jkamp