do ilu razy sztuka? 13
13
Na początku lipca Marta dowiaduje się, że Olivier wrócił. Szuka kontaktu z nim, ale on o to nie dba. W końcu ktoś podaje jej nowy adres chłopaka. Nie zastanawia się długo. Postanawia do niego pojechać. Na jednym z domofonów znajduje jego nazwisko. Rozgląda się dookoła. Jego motor stoi na parkingu. To znaczy, że jest w domu. Stoi chwilę pod klatką i myśli, co mu powie, kiedy otwierają się drzwi. Korzysta z okazji i wślizguje się do środka.
Olo właśnie wychodzi spod prysznica, kiedy słyszy pukanie. Owija się ręcznikiem i, pewien, że to listonosz, uchyla drzwi. Zamiera, kiedy widzi Martę.
- Wejdź. – wpuszcza ją do środka.- Ubiorę się, poczekaj.- kątem oka dziewczyna widzi, jak w łazience wciąga na siebie dolne części garderoby. Już prawie zapomniała, jak dobrze jest zbudowany. Z łazienki wychodzi prosto na balkon. Marta rozgląda się po mieszkaniu. Jest świeżo pomalowane, ale brakuje w nim mebli. W rogu dużego pokoju leży materac i spora ilość pudeł. Rusza za Olivierem.
- Palisz?- pyta niepewnie
- Tylko, kiedy się denerwuję.
- I teraz akurat się denerwujesz?
- Do diabła! Jasne, że tak!
- Oli... ja...
- No właśnie. Ty! Ciągle ty! A ja? Mnie też ten układ nie odpowiadał. Wiedziałaś o tym. Robiłem wszystko, żeby to jakoś, kurwa nadrobić. Postawiłem wszystko na jedną kartę i się spierdoliło! Co jeszcze mam ci powiedzieć?
- To nie tak!
- Dałbym się za ciebie zabić, a ... zresztą! Nie chce mi się o tym rozmawiać.
- Daj sobie wytłumaczyć! To nieporozumienie!
- Nieporozumienie? Nieporozumienie to jest to, że tutaj jesteś. Nie wiem po co przyszłaś. Nie rób tego więcej.
- Wyjaśnijmy to jakoś.
- Chciałem to wyjaśnić od razu, ale zdecydowałaś inaczej, a teraz idź już
- Ale Oli! Ja ....!
-Muszę odebrać.- rozmawia chwilę, a potem idzie ubrać koszulkę. Najwyraźniej spodziewa się gościa. Kilka minut później dzwoni domofon.
Gościem okazuje się być chuda, uśmiechnięta dziewczyna o ciemnych włosach i intensywnie zielonych oczach, Marcie wydaje się znajoma. Kiedy ich spojrzenia się spotykają, wyraz twarzy dziewczyny zmienia się. Maluje się na niej przerażenie.
-Wchodź Wika.- wpuszcza ją do środka i gromi Martę spojrzeniem- Na razie Marta- przytrzymuje jej otwarte drzwi, czekając aż wyjdzie.
- Tak, cześć.- jest w szoku, że tak ją potraktował. Schodzi na dół i nie wie co zrobić. Zdaje sobie sprawę z tego, że na dawnych przyjaciół nie ma co liczyć. Sama z nich zrezygnowała na rzecz Przemka. Musi to dobrze rozegrać, jeśli chce znów być z Olivierem. Idzie wolno w stronę domu i myśli intensywnie.
Następnego dnia wstaje wcześnie. Ubiera dres i wychodzi. Od dawna nie biegała. Nie sądziła, że tak szybko się zmęczy. Po drodze do Oliviera wstępuje do jego ulubionej piekarni i kupuje rogaliki. Uwielbia je. Myśli, że będzie to dla niego miła niespodzianka, jeśli tym razem to ona będzie się o niego martwiła.
Dzwoni domofonem do pierwszego z brzegu mieszkania i informuje, że przyniosła ulotki. Klatka otwiera się. Wbiega cicho na piętro i stoi chwilę pod jego drzwiami. W mieszkaniu panuje cisza. Albo jeszcze śpi, albo już wyszedł- ryzyk-fizyk! Dzwoni, zostawia pakunek na wycieraczce i zbiega na dół. Po chwili drzwi otwierają się.
- Słucham?- słyszy zaspanego Oliviera i szelest otwieranej paczki.- Halo?- głos jest już mniej zaspany. Olivier najwyraźniej przechyla się przez barierkę i obserwuje klatkę. Chwilę później słyszy odgłos zamykanych drzwi. Marta uśmiecha się. Czuje, że to jest ten dzień, w którym musi zmienić wszystko. Do domu wraca zadowolona.
- Cześć, mała!- po kuchni krząta się Przemek.
- Cześć. Zrób kawę.- mruga do niego i swoim zwyczajem opiera się o blat.
- Wychodzisz ze mną wieczorem?- staje przed nią i opiera ręce tak, żeby nie mogła uciec
- Mam już inne plany.- uśmiecha się. Przemek nachyla się do niej i szepcze tuż przy uchu:
- Będziesz żałowała.- muska wargami jej szyję. Marcie uginają się nogi- ...ale skoro nie chcesz- śmieje się. – Twoja kawa- podaje jej z uśmiechem kubek i idzie na górę.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się zareagować w ten sposób na ten śmieszny zwyczaj szeptania do ucha. Dlaczego to robi? Przecież doskonale wie, że chce wrócić do Oliviera. Prawdę mówiąc, przez ostatnie pół roku kilka razy wyrwało mu się, że powinni być razem, ale zawsze mówił to w żartach. Marta też nie traktowała tego poważnie.
- Przemek!- woła za nim
- Czyżby nagła zmiana decyzji?- śmieje się
- Dokąd idziesz?
- Jeszcze się zastanawiam.
- To dziś ja cię zapraszam.
-Ty? Mnie?
- Tak! Tym razem ty mi potowarzyszysz.
- To jakiś podstęp, prawda?
- Jeden. Malutki. No! Może dwa!
- No wal! Czekam.
- Bez dymka.
- Uuuuu! Stawiasz ciężkie warunki.
- Jestem tego warta, wiesz o tym- uśmiecha się
- Co jeszcze?
- Idziemy tam, gdzie ja chcę.
- Słuchaj, mała...- podchodzi do niej i delikatnie obejmuje ją w pasie dłońmi-...nie jestem aż tak głupi, na jakiego wyglądam. Mów o co chodzi.
- To skomplikowane.
- Czyli już wiem. Znowu ten twój amant, tak?
- Och! Przemek no! Nie daj się prosić! Sama nie pójdę!
- A nie uważasz, że pora odpuścić?
- Do tej pory odpuszczałam. Teraz pora to ogarnąć.
- I podjęłaś tę decyzję ot, tak?!
- ....tak...
- Dobra, pójdę z tobą. Chcę tylko wiedzieć jedno. Idę jako kumpel, kuzyn czy jak to sobie wyobrażasz?
- Przecież nie jesteś moim kuzynem!
- To mnie akurat cieszy najbardziej. Zwyczajowo o 20?
- Zwyczajowo.
Wieczorem Marta umalowała się i założyła imprezowe ciuchy. Czekając na Przemka postanowiła zrobić sobie kawę.
- Dziecko! Zdrowia ci nie szkoda? Kawa teraz?
-Mamo! Muszę się trzymać! Wychodzę.
-Sama?
-Nie, idziemy z Przemkiem potańczyć.
- Tak jest, ciociu!- do kuchni wchodzi uśmiechnięty Przemek. Zarzuca na siebie bluzę i jest gotowy do wyjścia.
Przemek nigdy nie należał do tęgich chłopaków. Zawsze był szczupły i wysoki, a teraz pracuje po 10 godzin i zarywa noce na imprezach, co sprawiło, że jeszcze schudł. Dziś wygląda wyjątkowo dobrze. Luźne spodnie co prawda wiszą mu na biodrach, ale obcisła koszulka podkreśla mięśnie na klatce i rękach. Jedno należy mu jednak przyznać- niezależnie od tego, w jak złym stanie się aktualnie znajdował, zawsze czuć od niego było perfumy. Tym razem także. Przemek jest facetem, który zawsze ma dobry humor i mało co potrafi go wytrącić z tego stanu. Według Marty, nie jest zbyt przystojny, ale wszędzie gdzie się pojawi otacza go masę dziewczyn. Śmieje się z tego i powtarza, że ma magnetyczną osobowość, prawda jest jednak taka, że Przemek jest flirciarzem. Zawsze wie, co powiedzieć, żeby dziewczyna czuła się wyjątkowa i jak pokierować rozmową, żeby to ona zrobiła pierwszy krok.
W Klubie znajduje się masę ludzi. Gdzieś między gośćmi dostrzega znajome postacie i dziewczynę, którą widziała u Oliviera. Ta jednak, szybko opuszcza lokal. Siadają przy barze.
- Czyli mam cię pilnować?- zaczyna
- Nie. Dziś sama się przypilnuję. Ty możesz się bawić.
- Będziesz tu siedziała cały wieczór?- staje przed nią i kładzie jej ręce na udach. Uśmiecha się przy tym i pyta- I mam wierzyć na słowo, że będziesz grzeczna?
- Obiecuję!
- To ja za chwilę wracam. Nie odchodź nigdzie.- potakuje głową, a Przemek znika w tłumie ludzi. W ułamku sekundy spostrzega obok siebie znajomą postać
- Grzesiek! Cześć!
- O kurczę! Marta! Nie poznałem cię! Szukasz Francuza?
- A jest tutaj?
- Wyszedł przed chwilą! Dawno cię nie widziałem! Wyglądasz zajebiście! Gdybyś mnie nie zaczepiła to bym cię nie poznał.- Grzesiek mierzy Martę wzrokiem
- Jestem. Kto to?- jak spod ziemi pojawia obok niej Przemek. Grzesiek nie jest zachwycony
- To mój znajomy Grzesiek, a to Przemek. Pilnuje mnie- śmieje się
- I dobrze, bo jest czego! Ja znikam! Na razie!
- Do zobaczenie!
- O! Marta! Przyjdź na koncert za tydzień.
- Jasne! Dzięki!- patrzy na Przemka. Wygląda dziwnie.
- Dobrze się czujesz?
- Minąłem się z kimś.- przejeżdża dłonią po policzku i Marta już wie, co się stało
- Olivier?- kiwa tylko głową.
Marta znajduje Agnieszkę i Marcina. Wita się z nimi. Bawią się razem aż do zamknięcia Klubu, choć przyjaciółka nie ukrywa, że nie bardzo cieszy się z towarzystwa Przemka. Znowu wracają nad ranem.
- Zdejmuję te buty! Już nie mogę!
-Trzymaj fason!
- Wiesz, kupowanie ciuchów z tobą to prawdziwa przyjemność.
- Pamiętaj! Kobieta kobiecie nie doradzi dobrze! To wasza kobieca zawiść na to nie pozwala, żeby ta druga wyglądała lepiej. Tylko my, faceci naprawdę się na tym znamy.
- A ty się znasz jak nikt inny!
- Owszem! Przed przyszłą sobotą też gdzieś wyskoczymy. Muszę uzupełnić szafę! A z ciebie zrobię taką laskę, że ten twój amant padnie z wrażenia!
- Już to zrobiłeś!
- A co bym jeszcze zrobił, gdybyś mi tylko pozwoliła!- przewraca oczami
- Hej! To jakiś podtekst?
- Kto wie!- śmieje się.
W domu nikogo jest cicho i pusto. Rodzice mają nocne dyżury i jeszcze nie wrócili.
- Padam! Nie wiem jak przeżyję ten dzień!
- Wchodź na górę i nie marudź!- wbiegają po schodach na piętro. Nagle Przemek wybucha głośnym śmiechem
- Co jest?
- Wiesz! Z tej perspektywy wyglądasz jeszcze lepiej!
- Jesteś zwariowany!- ale nagle przestaje się śmiać. Przypomina jej się pierwsza ucieczka z Olivierem, kiedy wchodziła po pergoli do swojego pokoju.
Marta bierze szybki prysznic, ale przed pójściem do łóżka wygląda na ulicę. Mogłaby przysiąc, że widzi Oliviera. Otwiera szeroko okno. Chłodne powietrze nocy wdziera się do pokoju. Szybko zbiega na dół. Słyszy daleki warkot silnika. Przystanek jest pusty.
Rano, tak, jak poprzedniego dnia ubiera dres i wychodzi. Wie, że bieganie tuż po dyskotece to raczej marny pomysł, ale skoro się powiedziało „a” to trzeba powiedzieć „b”. Swoje kroki kieruje w stronę ulubionej piekarni Oliviera. Codziennie przez parę dni powtarza ten rytuał, kiedy w końcu któregoś ranka natyka się na ludzi wnoszących do środka jakieś narzędzia.
- Dzień dobry!- zaczyna wesoło
- Dzień dobry.- starszy z mężczyzn mierzy ją
- Do którego mieszkania to panowie wnosicie?
- Do 6.
- O! To wspaniale! Bardzo się spieszę, a panowie już tam idziecie. Czy mogłabym was prosić o podrzucenie właścicielowi paczki?
- Duża ta paczka?
- Nie, to tylko pieczywo!- śmieje się
- A to nie ma sprawy.
- To w ramach podziękowań, proszę! Słodkie bułki do kawy!- uśmiecha się do nich
- Nie trzeba!
- Nalegam! I dziękuję!- rusza truchtem w kierunku domu. Powtarza tę trasę każdego dnia. Wieczorami stara się kłaść jak najwcześniej, ale przy Przemku nie jest to możliwe
Któregoś dnia spotyka ją rano kuchni. Staje cicho tuż za nią i zaczyna ją delikatnie łaskotać po przedramieniu. Spogląda na niego zdziwiona.
- Co znowu?
- Czy to był twój żart?
- Jaki?
- Dzwonili do mnie ze szkoły i kazali być w ciągu pół godziny.
- Niestety! Nic mi o tym nie wiadomo!
- To jak ja tam dojadę? Mam kaca jak diabli! Nie wsiądę do auta!
- Jedź autobusem!
- Ale zobacz, jak ja wyglądam!
- Nie panikuj! Zrób to, co zwykle! Prysznic, perfumy, sam wiesz!
- A! Idź ty!- idzie do łazienki. Zanim Marta zjada śniadanie, Przemek wygląda jak nowonarodzony.
- Już jest ok.!- śmieje się
- Czuję się kijowo!
- Wcale tak nie wyglądasz.
- Dobra! Dobra! Lecę! Masz gościa!- krzyczy jeszcze od drzwi i znika. Okazuje się, że to Agnieszka.
- Wchodź porozmawiamy.
- Wiesz, że Olo wrócił?
-Tak. Zdążył już przyłożyć Przemkowi.- Agnieszka śmieje się. Nie przepada za lokatorem Golańskich.
Siadają w kuchni długo rozmawiają. Nie robiły tego od dawna. Agnieszka ma za to trochę żalu do przyjaciółki. Spędzają razem cały dzień. Marta zwierza się Agnieszce, jak za dawnych czasów. W końcu wyjaśniają to nieporozumienie, które je pokłóciło. Przerywa im Przemek, wpadając jak burza do kuchni
-Mała! Nie uwierzysz! Miałem dziś egzamin!
- I zapomniałeś o nim?
- Tak, ale to nieważne! Zaliczyłem z wyróżnieniem!
- Super! Gratuluję!
- Nie ma czego, bo musiałem odejść od Marietty.
-Dobra! Wy sobie gadajcie, a ja już lecę.- decyduje Agnieszka i wychodzi.
-Przemek? Odszedłeś od Marietty?
- Tak. Nie miałem wyjścia. Postawiła mnie pod ścianą.
- To niemożliwe!
- Dobra, to mało ważnie. Idziemy na zakupy. Jutro koncert. Musisz wyglądać ekstra.
- Jesteś szalony!
- Marta, ale obiecaj mi coś. Jeśli to nie wyjdzie, to dasz sobie spokój, dobrze?
- Nie mogę ci tego obiecać.
- Więc ja muszę wyjść z tego błędnego koła. Ostatni raz ci pomagam. Przepraszam, ale teraz muszę zająć się sobą.
- Och! I tak jesteś kochany!- cmoka go
- Hej! Bo się do tego przyzwyczaję!
Popołudnie ciągnie się w nieskończoność. Marta jest gotowa na długo przed wyjściem. Czeka na Przemka w kuchni. Jak na złość rozpadało się.
- O! Już gotowa?
- Tak. Nie mogłam się doczekać.
- To lecimy.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale leje.
- Dobra, ja pojadę.
- Ty? Pojedziesz?
- Tak. I obiecuję, że będę w stanie wrócić.
- Jesteś moim mistrzem!- ściska go.
- Chodź już!
Koncert zebrał pełen Klub. Marta siada przy barze i ogląda wszystko z daleka. Zespól daje z siebie wszystko. Gdzieś między barem a lożami spostrzega znajomą postać. To ON. Wygląda niesamowicie. Śmieje się i widać, że jest rozluźniony. Stoi z Marcinem i tą dziewczyną! Kto to jest u diabła? Marta wpatruje się w niego intensywnie. Olo wyczuwa to i kiedy zauważa Martę zamiera. Dziewczyna z, którą rozmawia rozgląda się i podąża za wzrokiem Oliviera. W końcu gładzi go po ramieniu, daje całusa w policzek i odchodzi. Olo zostaje tylko z Marcinem i dopiero po chwili wraca do rozmowy. Kiedy spostrzega obok niej Przemka, na jego twarzy pojawia się wściekłość. Szybko żegna się ze znajomymi i znika w tłumie. Marta chce z nim porozmawiać. Niestety, już nie może go odnaleźć.
- Marta! Wychodzimy!
- Ale Przemek!
- Chodź! -ciągnie ją za sobą
- Co ty robisz?
- On już wyszedł! Widziałem go kilka minut temu. Gdzie mam cię zawieźć?
- Zrobisz to dla mnie?
- Ostatni raz.- Marta podaje mu adres i Przemek zawozi ją pod sam blok. Kiedy się zatrzymują, on wysiada pierwszy i rozkłada parasol. Pomaga Marcie wysiąść.
- Słuchaj, jakby coś nie wyszło, to jestem w dyskotece 2 ulice stąd. Dzwoń. Idź już.- odsuwa się i ciepły deszcz zaczyna zacinać na Martę
- Zmoknę! – protestuje
- Znasz faceta, który nie wpuści do domu przemoczonej dziewczyny?
- Ty chyba żartujesz?
- Wcale. Leć.
Marta idzie przez parking, a deszcz spływa jej po twarzy. Bierze głęboki oddech i dzwoni domofonem.
- Oli, wpuść mnie, proszę.- drzwi natychmiast się otwierają. Kiedy wchodzi do klatki, słyszy już dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach mieszkania.
- Marta! Boże! Jak ty zmokłaś! Wchodź szybko!- wpuszczają do środka i od razu owija grubym ręcznikiem. Przygląda się jej z nieodgadnioną miną.
- Wiesz, że nawet teraz wyglądasz nieziemsko?- całuje ją delikatnie- Jesteś zmarznięta. Zdejmuj to szybko.- niemal zdziera z niej ubrania i nie przestaje jej całować.
-Kocham cię, Oli.
- Byłem taki głupi...- tuli ją do siebie.
Rano Marta budzi się wtulona w Oliviera. On już nie śpi. Wpatruje się w nią z szerokim uśmiechem
- Dzień dobry, kotku.
-Dzień dobry- uśmiecha się
- Jak myślisz? Kto nam przyniesie rogaliki, skoro ty jesteś tutaj?
- Skąd wiedziałeś?
- Nikt inny nie mógłby na to wpaść.
- Czyli mi się udało.
- Nie mogłem się przyzwyczaić, że nie ma cię przy mnie. Nie spałem wiele nocy przez ciebie.
- Mówiłam, że cię kocham. Naprawdę jestem tylko twoja.
- Byłem tak strasznie zazdrosny, że nie potrafiłem nad tym zapanować. Mam przez to naprawdę masę kłopotów!
Olo wstaje się z materaca i robi im śniadanie. Pożycza też swoje ubrania, bo te, które Marta miała na sobie wieczorem, nie nadają się do paradowania po mieście.
Po południu odwozi Martę do domu.
- Mamo! Jestem taka szczęśliwa!!
- Cieszę się, kochanie!
- Mamo, ale ty masz jakiś problem?
- Martwię się.
- O co?
- Przemek wrócił dziś rano tak pijany, że koledzy go przyprowadzili.
- Żartujesz? Wczoraj wieczorem był normalny! Zawiózł mnie do Oliviera.
- Wydaje mi się też, że coś bierze...
- Mamo! No co ty?!- rozmowę przerywa właśnie Przemek.
- Hej dziewczyny, mogę zjeść śniadanie?
- Idźcie do salonu. Zaraz wróci wujek i podam obiad.
- Ciociu, ale.....
- Proszę was!- oboje przechodzą do pokoju.
- Nie mam siły na rodzinne obiadki.
- Widzę! Chyba wczoraj zabalowałeś.
-To mało ważne. Udało ci się?
- Tak,! Dziękuję!- tuli go
- Marta! Daj spokój! Ledwie trzymam się na nogach!- kiedy tak siedzą, matka Marty otwiera drzwi i słyszą wesołą rozmowę. Przemek krzywi się. Okazuje się, że to jego rodzice.
- Szlag! Jeszcze oni!- nie jest zachwycony
- Dziecko! Jak ty wyglądasz?- jego matka łapie się za głowę.
- Wszystko ok.- stara się jakoś trzymać.
- Marta, zostawisz nas samych na trochę?- prosi ojciec Przemka. Marta wychodzi na korytarz, skąd dalej przysłuchuje się rozmowie.
- Od kiedy to trwa?- zaczyna rzeczowo ojciec.
- Co trwa? Tato?
- Przecież widzę! Jesteś jeszcze pijany! Prochy też już bierzesz?
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- A jak myślisz?
- Wybacz, ale chyba raz w tygodniu mogę wyjść z przyjaciółmi?
- Raz w tygodniu powiadasz? A Marietta za co cię wywaliła?
- To cios poniżej pasa! Nie ma nic do rzeczy!
- A ja myślę, że ma!
- Bzdura! Sam od niej odszedłem!
- Stawałem na głowie, żeby ci załatwić porządny początek a ty tak to załatwiasz?
- Nie masz o niczym pojęcia!
- Miałeś się uczyć!
- Uczyłem się! Zaliczyłem kursy z wyróżnieniem! Czy to nie dość?
- A co? Praca tak bardzo boli?
- Nie! Nie praca! Relacje z Mariettą uległy zmianie!
- Nie chcę tego słuchać! Znowu zaczynasz te swoje gierki!
- Nic nie zaczynam! Obiecywaliście mi, że jeśli zaliczę rok praktyki i kursy to pomożecie mi otworzyć coś swojego.
- Mam inwestować kolejne pieniądze w twoje zachcianki? Następne zresztą!
- Tato! Jeśli nie oddam w ciągu roku, to pójdę do takiej pracy, jaką ty mi wybierzesz i zapomnę o wszystkim.
- Ty chyba żartujesz?
- Wcale. Daj mi rok.
- Nie wiem, czy chcę się w to bawić.
- Jeśli mi nie pomożesz, to znajdę sobie innego inwestora, a ty będziesz tego żałował...
- Odpowiem ci jutro. Muszę to przemyśleć.
Marta musi przyznać, że Przemek sprytnie to rozgrywa. Łapie go po południu.
- Czemu nie powiedziałeś o swoich kłopotach?
- A co by to zmieniło? Zamieszkałem tu na siłę. To oni postanowili, że muszę zmienić otoczenie. Skazali mnie na tę ich Mariettę! Że najlepsza stylistka i tak dalej...
- Ale ty sam odszedłeś?
- Musiałem odejść. Nasze prywatne sprawy zaszły za daleko. Z mojej strony wszystko szybko się skończyło, a ona myślała, że...
- Przecież ona jest koło 50!
- Ale ma potrzeby, jak każdy!
- Ty naprawdę jesteś szalony! Myślisz, że masz szansę odrobić wszystko w rok?
- Mam baaaaardzo wierne klientki...
- Czy ty znowu mówisz o tym, co myślę?
- Zależy o czym myślisz!- uśmiecha się znacząco
- Nie! Z tobą nie da się poważnie porozmawiać!
- Chcesz na poważnie? Wyprowadzam się.
- Ale jak to?
- Ojciec załatwił mi lokal z mieszkaniem na piętrze. Zresztą, sam mu to zasugerowałem.
- Dlaczego to robisz?
- Mam swoje powody. Muszę się ogarnąć, a ten dom mi nie bardzo pomaga.
- Nie rozumiem!
- Nie musisz rozumieć!
- I co? Znowu zostanę tu sama?
- Przecież masz swojego amanta, tak całkiem sama nie będziesz!
- Zawsze chciałam, żeby był tu ktoś taki, jak ty! Ty zawsze mi pomożesz! Jesteś jak... starszy brat i przyjaciel w jednym!
- Nie osłabiaj mnie! A teraz muszę lecieć, bo obiecałem, że podjadę do klientki do domu.- Przemek zbiera się szybko i wychodzi. Marta jest zdziwiona jego reakcją. Wydawało jej się, że ich przyjaźń jest dla nich obojga tak samo ważna. Nie rozumiała, dlaczego Przemek chce się wyprowadzić.