sty 01 2016

do ilu razy sztuka? 18


18

            Piątek rano. Marta pakuje się i jedzie do Zakopanego. Nie była tu od trzech lat, choć kiedyś uwielbiała tu przyjeżdżać. Jakże złośliwy jest los! W myślach przeklina samą siebie. Cholerna nawigacja doprowadza ją wprost pod ośrodek, w którym spędziła z Olivierem ferie. Parkuje. Wysiada. Oddycha ciężko. Powietrze się zmieniło. Nie jest już takie jak kiedyś.

-Marta! Jesteś!- słyszy za sobą

-Cześć Aga.- Marta uśmiecha się blado.

-Chodź, zaprowadzę cię. Wybrałam ci świetny pokój, będziesz miała widok na góry.

-Bardzo ładny ośrodek- chce zmienić tok rozmowy

-Prawda? Marcin go wybrał -och? Czyżby? Prawie wyrywa się Marcie z ust. Wchodzą na piętro, Agnieszka gada nieznośnie dużo, dziwne, kiedyś tego nie zauważała. Marta pogrąża się w swoich myślach. Pamięta każdy szczegół pobytu tutaj, jednocześnie czuje, że robi jej się gorąco, kiedy stają przed drzwiami pokoju.

 – Tutaj!- Agnieszka jest zadowolona

-No jasne!- wyrywa się Marcie

-Nie podoba ci się? Możemy to jeszcze zmienić!

-Nie, nie! Jest idealny!- zapewnia z bladym uśmiechem

-To rozpakuj się i bądź gotowa na wieczór!- Aga w końcu znika

Marta stawia torbę na środku i szeroko otwiera okno, ale to nie pomaga. Czuje przypływ wzruszenia. Pokój niewiele się zmienił, od czasu, kiedy kochała się tu z Olivierem. To niemożliwe, za dużo tych przypadków, jak na dwa tygodnie. Musiał wrócić.

            Wieczorem dziewczyny mają zapewnione atrakcje. Dyskoteka, kolacja, masa zabawy. Wszyscy bawią się świetnie. Marta po raz pierwszy od bardzo długiego czasu trochę się wstawia, ma wyśmienity humor. Kiedy czuje, że zaczyna jej się kręcić w głowie, postanawia wrócić do pokoju po żakiet i trochę się przewietrzyć. W pomieszczeniu jest chłodno, no tak! Zostawiła otwarte okno. Staje w nim chwilę. Teraz rozumie, dlaczego Olo tak bardzo uwielbiał tu być! To powietrze i widoki zapierały dech w piersiach.

-Marta! Chodź! – do pokoju bez ostrzeżenia wpada Agnieszka.

-Muszę się przewietrzyć! W głowie mi się kręci.

-Nie marudź!- pociąga ją za sobą.

Rozradowana Marta niemal wbiega za przyjaciółką na salę dyskotekową. Jak się okazuje, do imprezy przyłączyli się też goście, których na wieczór kawalerski zaprosił Marcin. Masa ludzi, tłok, wszyscy tańczą, ale ona stoi. Stoi i wpatruje się w niego. Wysoki, dobrze zbudowany, jego potężne barki i południowa opalenizna zwracają uwagę. Niemal nie zauważa szczupłej wysokiej blondynki, która stoi przy nim i zaśmiewa się do łez. Nagle zatraca się w jego czarnych bezczelnych oczach, uśmiech na jego twarzy hipnotyzuje ją. Wtedy ją zauważa. Uśmiech znika, ale oczy zaczynają płonąć, płoną ogniem, który dobrze zna. Mówi jeszcze coś do swojej towarzyszki i rusza w stronę Marty.

-Zatańczysz?- znów się śmieje i wyciąga do niej rękę. Jak mogłaby mu odmówić? Szaleją pół nocy, nie roztrząsając niczego. Bawią się świetnie, jest prawie tak, jak kiedyś. W końcu są razem. Oboje czują, że istnieją tylko dla siebie. Zabawa kończy się nad ranem. DJ dziękuje i zaprasza wszystkich na wesele. Olivier odprowadza ją do pokoju,

- Nic się nie zmieniłeś- patrzy na niego opierając się o parapet

-Za to ty... ty bardzo się zmieniłaś...- Olo śmieje się

-Dostałeś moją wiadomość?

-Tę?- wyjmuje z kieszeni zeskanowane zdjęcie i opiera się tuż obok niej.

- Tak! Wiedziałam, że to ty.

-Powiedz mi, co u ciebie?

-Naprawdę nie wiesz?- Olo nie odpowiada. Uśmiecha się i spuszcza głowę- Kiedy wróciłeś?

-2 tygodnie temu. Dostałem zaproszenie, więc jestem

-Tyle razy chciałam zadzwonić, ale co miałabym ci powiedzieć?

-Tak, ja też próbowałem...- nagle jej dłoń ląduje na jego, Olo podnosi oczy i spogląda na nią spod długich, czarnych rzęs

-Tęskniłam za tobą...- Marta staje przed nim i czeka, ale Olivier zamyka oczy i ciężko oddycha. Marta wie, że stara się opanować emocje.

-... ledwie się z tym uporałem, nie zniosę jeśli znowu odejdziesz...- wyznaje cicho, ale Marta nie słucha, obsypuje go delikatnymi pocałunkami

-Oli, ... nie byłam z nikim od tamtej pory...- wyznaje, a jej dłonie zaczynają błądzić po jego ciele odkrywając go na nowo

-Marta...- mówi szeptem, ale jedno spojrzenie w jej błękitne oczy i przepada, tonie, zatraca się. Teraz nie da się już niczego zatrzymać. Pocałunki, początkowo delikatne i nieśmiałe,  stają się coraz bardziej niecierpliwe i zachłanne. Olo sam przed sobą musi się przyznać- teraz pragnie jej o wiele bardziej niż kiedyś. Ich spotkanie, od nowa budzi w nim tęsknotę i miłość, o której chciał zapomnieć, nie udało się. Cieszą się każdym centymetrem swojego ciała i każdą sekundą tego spotkania.

Zasypiają w swoich objęciach. Marta jest szczęśliwa. Wrócił. Niestety, znika równie szybko. Przez kolejne dni jest nieuchwytny.

Marta szybko składa życzenia młodej parze i zostaje na weselu, błagana przez Agnieszkę. Czuje rozpacz i palące pragnienie odnalezienia Oliviera, nie może się skupić na niczym innym. Musi z nim porozmawiać.

Do domu wraca z pośpiechem. Przesiaduje w oknie całe wieczory, odwołując wszystkie możliwe spotkania. Przez kolejny tydzień chodzi mało przytomna. Źle się czuje i nie może jeść. Czuje, że jeśli go nie odnajdzie, oszaleje z rozpaczy. Decyduje, że musi znowu zacząć ostro ćwiczyć. Tak! Do codziennego rytuału dorzuca ekstra kilometry! Musi być wyczerpana, żeby przestać myśleć. I biegnie przed siebie, próbując znów zapomnieć.

Niespodziewanie zatrzymuje się przed wielkim drewnianym domem. Co ona tu robi? Jak się tu znalazła? Podziwia budynek. Ostatnio widziała go kilka lat temu, kiedy Olo ją tu zabrał... kochali się tutaj przy blasku świec.... Teraz dom chyba jest na zamieszkały, porządek na placu i dobrze zamknięta brama o tym świadczą. Stoi przed tym domem, z którym wiążą się miłe wspomnienia i oto słyszy motocykl. Odwraca się....

-Co tutaj robisz?- zdejmuje kask.

-Nie wiem...

-Wejdziemy?- uśmiecha się, jak to tylko on potrafi

- Nie możemy, ktoś tutaj mieszka!

-Tak, zapraszam.- otwiera jej bramę

- To twój dom?

-Przecież mówiłem, że go kupię- śmieje się- Poza tym, skończyłem z włamywaniem się już jakiś czas temu.- wchodzą na plac. Ogród jest ogromny. Dom również. Robi wrażenie. Nowoczesne meble, jasne kolory, taras.... jest pięknie. Marta rozgląda się i siada przed kominkiem. Oddycha głęboko. Olo obserwuje ją. W końcu siada obok niej. Zapada milczenie, oboje wspominają, ale każde z nich pogrąża się we własnych myślach

-... jedliśmy tu naszą pierwszą kolację, pamiętasz?

-Jak mógłbym zapomnieć!- obejmuje ją ramieniem i przytula

-...byliśmy tacy...zakochani...

-Są pewne rzeczy, które ciężko jest zmienić....nie jest mi łatwo, każdy kąt w tym cholernym mieście przypomina mi o nas, o naszych spotkaniach i o całym tym szaleństwie!- zawiesza głos, przerażony, że mu się to wyrwało. Nagle zrywa się i wychodzi na taras. Marta podąża za nim. Olo oddycha ciężko, jakby starał się uspokoić. Odpala papierosa.

-Oli... czemu przede mną uciekasz?

- Musisz już iść. Mam spotkanie. Odwieźć cię?

-Nie, nie, dam sobie radę.

Marta wraca do domu. Zajmuje jej to dużo więcej czasu niż droga w tamtą stronę. Olo ma rację, wszystko się zmieniło. Marta dociera do domu późnym popołudniem, gdzie już czeka na nią Mateusz. Ale ona wcale nie chce z nim rozmawiać. Czuje się fatalnie.

-Kochanie! Martwiłem się! Nie odbierałaś telefonu!

-Tak, zapomniałam zabrać.

-Mam służbową kolację. Chodź ze mną- prosi

-Źle się czuję, jestem zmęczona...przepraszam, nie dziś

-Jesteś chora?- martwi się

-Nie, zwykłe zmęczenie. Minie.- Marta uśmiecha się blado

-Zostawię wizytówkę z adresem, gdybyś zmieniła zdanie.

-Tak, zostaw.- już wie, że nie pójdzie, ale nie chce pozbawiać go złudzeń

-Dobrze, to lecę. Zadzwonię wieczorem.- i za Mateuszem zamykają się drzwi. Marta wchodzi pod prysznic. Los się na niej mści. Tak, jedyne wytłumaczenie. Stoi, a gorąca woda spływa jej po całym ciele. Kiedy w końcu postanawia wyjść, staje w oknie i....co to? Kartka. „elegancka kolacja. 20.15. czekam” i adres. No jasne! Od razu wstępuje w nią nowe życie. Szykuje się, maluje i wychodzi.

Lokal jest piękny. Bardzo elegancki. Rozgląda się i spostrzega go. Siedzi przy stole. Jakiś mężczyzna obok niego składa zamówienie. Marta podchodzi do stolika.

-Dobry wieczór.

-Jesteś!- Mateusz promienieje i ściska narzeczoną

-...tak...jestem- Marta posyła im blady uśmiech. Olo patrzy na nią z nieukrywaną satysfakcją. Oddycha głęboko patrząc, jak Mateusz ją całuje i usadza między nimi

-Panie Dati, to właśnie moje narzeczona- Mateusz uśmiecha się do swojego klienta

-My już się znamy.

-Poważnie?- jest zaskoczony

-Tak- potwierdza cicho Marta

-Dobrze, przejdźmy do interesów.- Mateusz pokazuje wykresy, zestawienia i masę innych papierów. Olo udaje zainteresowanego, ale Marta zna go dobrze, nudzi go to. Posyła jej ukradkowe spojrzenia. Przerzuca ramię przez oparcie jej krzesła i zaczyna delikatnie wodzić kciukiem po jej przedramieniu. Marta czuje, że za chwilę nie wytrzyma, robi jej się gorąco i przechodzą ją dreszcze.

-Kochanie! Źle się czujesz?- niepokoi się Mateusz

-Nie, wszystko ok.

-Panie Mateuszu!- Olo niecierpliwi się- proszę mi to wysłać na maila. Jeszcze dziś, jeśli to możliwe. Muszę to przejrzeć.

-Oczywiście, już dzwonię do sekretarki.

-Czy w międzyczasie mogę zatańczyć z pańską narzeczoną?

-Bardzo proszę!- Mateusz uśmiecha się i wychodzi na hol. Olo prowadzi Martę na parkiet

-Co ty wyprawiasz?- buntuje się Marta

-Mówiłem ci, dużo rzeczy się zmieniło.

-Nie, bo to- dotyka miejsca, gdzie Olo ma tatuaż- i to – pokazuje na swój- nigdy się nie zmieni. Sam to mówiłeś.

- Ale w tej chwili, nie ratuje to naszej sytuacji.

-Myślisz, że nie zauważyłam, co tam nosisz?- wyciąga spod koszuli łańcuszek. Dynda na nim obrączka, którą podarowała mu tuż przed wyjazdem do ojca. Olo bierze ją za rękę i zauważa.... spogląda Marcie w oczy

-Ładny pierścionek, zaręczynowy?- uśmiecha się, bo też go poznaje.

-Masz zamiar ciągnąć tę grę, czy w końcu przyznasz, że wciąż mnie kochasz?

-Będę ją ciągnął. Twój narzeczony to świetny prawnik.- łapie ją mocniej i przytula do siebie, zanurzając twarz w jej włosach- Pięknie pachniesz.

-Jesteś bezlitosny.

- Ty masz swoje życie, a ja mam swoje. Musimy jakoś to rozwiązać.

- Na razie musi zostać tak, jak jest.

-W takim razie, czego ode mnie oczekujesz?

-Muszę się przekonać, czy jeszcze coś do ciebie czuję!

-Musisz się przekonać?- cedzi ostrożnie każde słowo i zatrzymuje się. Wygląda jakby raził go piorun. Patrzy na nią z niedowierzaniem. Oddycha ciężko, starając się uspokoić i odwraca od niej twarz. Jego mina mówi wszystko. Stara się opanować, ale jego szczęka zaciska się, a po policzku spływa mu łza. W końcu zagląda jej prosto w oczy- Wiesz, życzę ci bardzo dużo szczęścia. Bardzo dużo.- mówi w końcu i odchodzi, zostawiając ją na środku parkietu. Marta rusza za nim biegiem, ale Olo znika

-Kochanie, źle się czujesz? Odwieźć cię?

-Nie! Sama pojadę!- wybiega na parking. Deszcz leje nie zwracając uwagi na jej wieczorową sukienkę i nienaganny makijaż. Marta nie może wrócić do domu. Jeździ po mieście bez celu. Po drodze zajeżdża do jego domu. Niestety, ciemno. Jedzie do Marcina- pudło, nie było go.

Gdzie on się do diabła podział? Rezygnuje. Doszczętnie zmoknięta, wraca do domu. Czyli to  już naprawdę koniec?? Nie! To niemożliwe. Chciała mu tylko dać nauczkę! Jak mógł wyjechać i tak ją zostawić? Powinien był o nią zawalczyć! Skoro nie starał się wtedy, to niech postara się teraz! Chwila! Chwila! Czy teraz jest już za późno?

Z ciężkim sercem zamyka wejściowe drzwi i osuwa się o nie. Jest bezsilna. Jego telefon nie odpowiada. Raz, drugi, trzeci... niech to szlag! Po policzkach zaczynają jej spływać gorące łzy . W takim stanie znajduje ją matka.

-Marta....?

-Mamo!

-Co się dzieje?  Powiesz mi w końcu?

-Nie kocham Mateusza, nie chcę z nim być, nie chcę ślubu, nie, nie, nie!- wyrzuca z siebie

-Czy on już wie?

-Jeszcze mu nie powiedziałam.- i jak na zamówienie, pukanie do drzwi. To właśnie Mateusz

-Kochanie, martwiłem się, wybiegłaś tak szybko, nie odbierałaś, nie wiedziałem gdzie jesteś!

-Porozmawiajmy.-Marta ciągnie go do salonu i usadza na kanapie

-Mhm... coś się szykuje tak? Nawaliłem z czymś? O czym zapomniałem?

- Nie, to nie to....dzisiejsza kolacja...

-A! No właśnie! skąd znasz Oliviera Dati?

-Ze szkoły. - Marta waha się czy mówić więcej, ale Mateusz zgaduje

-Byliście razem?

-Tak...- odpowiada cicho

-Wybiegłaś za nim?

-Tak- odpowiedź Marty przeraża go, ale postanawia pytać dalej

-Czemu mi o tym nigdy nie opowiadałaś?

-Chciałam o nim zapomnieć.

-Mhm... i udało ci się?

-Po części....

- Czy to ma znaczyć, że on nadal jest dla ciebie ważny?- Marta już ma coś odpowiedzieć, ale do salonu wpada zmoknięta Agnieszka. Jest przerażona.

-To Olo! Olo miał wypadek!- Marta szeroko otwiera oczy- No rusz się!!

-Przepraszam!!- Marta wybiega za przyjaciółką zostawiając Mateusza w salonie. Nie potwierdzając i nie zaprzeczając niczego.

            Droga do szpitala ciągnie się w nieskończoność. Marcin jedzie, jak szalony, nie patrzy na światła, nie patrzy na znaki. Docierają w kilkanaście minut. Grzesiek, Paweł i Olka już na nich czekają. Olo leży na sali. Podłączony do masy rurek i kabli. Marta próbuje się czegoś dowiedzieć, ale dopiero Marcin, mówiąc, że jest bratem uzyskuje informacje. Nic takiego się nie stało. Stracił tylko przytomność, jest poobdzierany. Wszystkie kości całe. Tylko jemu mogło się to udać.

Marta urządza awanturę, chcą, żeby wyszła z pokoju. Przeklina i krzyczy na lekarza. Zostaje. Zostaje i czuwa. I po kilku godzinach Olo otwiera oczy. Patrzy na nią. Ma spojrzenie pełne rozpaczy. Po policzkach spływają mu łzy. Jest taki bezsilny, że Marcie zatyka dech w piersiach. Czuje się winna. Wie, że poprzedniego wieczoru sprawiła mu ból. Chciała, żeby cierpiał, tak bardzo, jak ona przez ostatnie lata. Teraz żałuje. Nie sądziła, że może się to tak skończyć. Mogła stracić go na zawsze. Ta myśl ją przeraża.

-Nie, Oli. Przepraszam..... ja wcale nie...- ale on zamyka oczy. Nie chce na nią patrzeć, nie chce jej słuchać.

-Proszę wyjść. – do sali wchodzi lekarz.

            Na korytarzu robi się szum, słychać stukot obcasów. Pojawia się młoda, mocno umalowana dziewczyna. Jest wysoka i chuda, nie zważa na pacjentów. Biegnie. Jest przerażona. Wpada wprost do pokoju Oliviera. Marta nic nie rozumie, ale poznaje ją. To ta sama, z którą widziała go na wieczorze panieńskim w Zakopanym.

-Ja pierdolę!! Co się stało?!- bierze go za rękę- Dobrze, że żyjesz! Panie doktorze, co z nim? Wszystko w porządku?

- A pani kim jest?

-Jak to kim? Najbliższą osobą!- i to jest ostatnia rzecz, którą słyszy Marta. Osuwa się na podłogę. To już za dużo. Kiedy otwiera oczy jest podłączona pod kroplówkę. Nad sobą widzi Agnieszkę.

-Uf! Ale nas wystraszyłaś!- widzi ulgę malującą się na twarzy przyjaciółki

- O! Pani już przytomna! Witamy!- wchodzi uśmiechnięty, młody lekarz

- Tak. Już jestem.- Marta uśmiecha się blado

-Jest pani przemęczona. Musi pani zwolnić tempo.

-To akurat wiedziałam.

-Czas wziąć się za siebie! W pani stanie to niewskazane, żeby tak się forsować

- Słucham?

-Pani jest w ciąży. Jeśli pani nie wiedziała, to zepsułem niespodziankę.-lekarz wychodzi

-O! To prawdziwa niespodzianka.- Marcie znowu robi się słabo

-Marta...jesteś w ciąży, gratulacje!

- Musze stąd wyjść! Jak najszybciej!- siada na łóżku i odpina kroplówkę

-Marta! Marta! Spokojnie!- stara się ja powstrzymać

-Żadne spokojnie! Nie mogę tu być! Aga! Nie mów nikomu!

-Ale nikomu- nikomu?

-NIKOMU!

-To znaczy...Olivierowi?

-Jemu przede wszystkim!

-A co on ma z tym wspólnego?

-O! Akurat więcej, niż sobie możesz wyobrazić!

-Marta! Ale... Marta?- Agnieszka patrzy na przyjaciółkę ogromnymi oczami

-Aga, zawieź mnie gdzieś.

            Zatrzymują się pod jednym z bloków w centrum. Marta jest przerażona.

Jest wczesny poranek. Mateusz jeszcze śpi. Jest przemęczony. Masa pracy na głowie i jeszcze brak telefonu od Marty. Czekał pół nocy. Bał się tej ciszy. Bał się, że ją traci. Czuł, że coś się zmieniło. To wina tego cholernego faceta. Kto to w ogóle jest ten cały Olivier Dati? Czemu nikt nie chce mu tego wyjaśnić? Co miała znaczyć ta rozmowa? Co chciała mu powiedzieć? Z tych majaczeń wyrywa go pukanie do drzwi. Wstaje niespiesznie. Otwiera je i.....

-Marta! .....- ale ona nie czeka, nie wyjaśnia, tylko całuje i to tak, jak nigdy dotąd.

-Nie chcę czekać dłużej...- rozbiera go i nie przestaje całować. Mateusz natychmiast się budzi. Bierze ją na ręce i niesie do sypialni. To, co się właśnie dzieje, jest spełnieniem jego marzeń. Ileż razy wyobrażał sobie tę właśnie chwilę, jak długo na to czekał! Jest szczęśliwy. Nareszcie szczęśliwy, bo oto ona, kobieta, którą kocha jest jego. Cała jego.

jkamp