sty 10 2016

do ilu razy sztuka? 21


21

            Pogoda we Francji jest jeszcze piękniejsza niż w Polsce... i to bezchmurne niebo...

Na lotnisku czeka na niego siostra. Olo cieszy się na jej widok. Musi przyznać, że Margot wyrosła na piękną kobietę. Jest szalenie zgrabna, tylko mogłaby się trochę mniej malować. Długie, czarne włosy ma niedbale zawiązane z tyłu, a na nosie ciemne okulary. Mężczyźni patrzą na nią z podziwem, może to dlatego, że ma na sobie króciutkie spodenki i lekką koszulkę na ramiączkach. Jest opalona i uśmiecha się szeroko. Olo musi przyznać, że jest zjawiskowa. Nie czeka, aż brat podejdzie do auta, od razu biegnie przez halę przylotów i rzuca mu się naszyję. Wszyscy patrzący faceci czują smutek, gdyby wiedzieli.... tak, Olo musi przyznać, że Margot mogłaby też być mniej wylewna.

-Olivier- Philippe! Tak się cieszę!

-Ja też! – ściska ją

-Myślałam, że dłużej cię nie będzie!- dziewczyna gada, jak nakręcona. O ojcu, matce, koleżankach, młodszej siostrze i Olo czuje, że za chwilę pogubi się w tym wszystkim. I tak połowy nie słucha.

-Ojciec w ośrodku?- próbuje zmienić temat

-Tak! Czeka na ciebie! I wiesz....- znowu zaczyna go zasypywać gradem informacji. Teraz Olivier już wie, dlaczego siostra nie ma chłopaka na stałe. Mało kto wytrzymałby taką paplaninę! Jadą do Marsylii. Margot nie przestaje opowiadać. Aż wierzyć mu się nie chce, że nie widzieli się zaledwie miesiąc.

-Po drodze zbierzemy moje koleżanki.

-Co? Jakie koleżanki?

-Och! Ty wcale mnie nie słuchasz!! Mówiłam ci o nich przecież!!- zjeżdża na jeden z parkingów, gdzie z daleka machają do niej dwie wysokie blondynki. Tak samo mocno umalowane i Olo musi przyznać, że niezwykle zgrabne. Obie ubrane w letnie, cienkie sukienki i ładnie opalone. Biegną w stronę auta.

-To one?

-Tak!! Heeej!- krzyczy do nich Margot- Mówiłam im, że nie znasz słowa po francusku, więc mnie nie zdradź!

-Po co tak powiedziałaś?

-Żeby czuły się swobodnie!- wzrusza ramionami i biegnie do dziewczyn. Nie, to po prostu niewiarygodne!! Olo już czuje zmęczenie. Czeka go droga z trzema wariatkami. Zdecydowanie wystarczyła mu sama Margot.

Dziewczyny pakują się do auta nie czekając na pomoc Oliviera i wskakują na tylne siedzenie. Siostra przechodzi na angielski i przedstawia swoje koleżanki.

-To jest Marie, a to Eliz. Dziewczyny, to mój brat Olivier-Philippe.- Olo wita się z dziewczynami i ruszają w drogę.

-Ej! Ale ciacho z tego twojego brata, Margie!- zaczyna któraś. Olo spogląda na siostrę, ale ona zdaje się być niewzruszona i rzuca mu ukradkowe spojrzenie

-No! Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę go nad basenem!- i obie zaczynają piszczeć, a Margot śmieje się jeszcze bardziej niż jej koleżanki.

-Hej! Margie! Nie obrazisz się, jeśli obie go przelecimy?- Olivier zakłada okulary i odwraca się w stronę okna pasażera. Nie może dalej przysłuchiwać się rozmowie, bo czuje, że za chwilę wybuchnie śmiechem, jak Margot. Próbuje myśleć o pracy, ale dziewczyny całą drogę nagabują jego siostrę, żeby bliżej ich ze sobą poznała. Margot oczywiście ulega ich prośbom i obiecuje, że wyciągnie Oliviera na dyskotekę. Obie są zachwycone. Dalej zaczynają plotkować o koleżankach, ciuchach, kosmetykach, fryzjerach.... o Boże... jak daleko jeszcze? Olo w końcu nie wytrzymuje i proponuje przystanek. Idzie na stację i kupuje kawę. Musi ochłonąć. Wierzyć się nie chce, że mają po 24 lata! To jakiś koszmar.

- Margot, dalej ja poprowadzę, ok.?

-Jak chcesz!-  wzrusza ramionami i oddaje mu kluczyki. Przez chwilę Olivier ma ochotę wsiąść w auto i wszystkie trzy zostawić na parkingu. To niemożliwe, że spędzi z nimi cały tydzień. Tak, to jakaś kara, ale za co? Niech szlag trafi twojego szefa, Wika! Kurwa mać! Pakują się w końcu do auta i odjeżdżają. Olo jest w stanie zapłacić każdy mandat, byle szybciej dojechać do Marsylii. I, dzięki Bogu, docierają w ekspresowym tempie. Olivier wypakowuje dziewczynom walizki i sam szybko się ulatnia.

-Olivier- Philippe! – ojciec wita go z radością.

-Tato! Nareszcie jestem.- mówi zrezygnowany

- Margot dała ci popalić, co?

-Proszę cię, nigdy więcej....

-Ja też muszę ją czasem mieć z głowy! - ojciec wybucha śmiechem- Masz jakieś problemy?

-Może to za dużo powiedziane, ale chciałbym twojej rady.

-I musiałeś tutaj przylecieć aż tutaj?

-Musiałem!- przyznaje ze śmiechem Olo

-Dobrze. Pokaż mi, co tam masz. Przejrzę wszystko i jutro o tym porozmawiamy, a teraz idź na obiad.

-Tato, jeszcze jedna prośba.

-Realna?- patrzy na niego podejrzliwie

-Nie mam nierealnych! Proszę cię! Zakwateruj mnie jak najdalej od nich.- ruchem głowy wskazuje na Margot i jej koleżanki.

-To akurat da się zrobić!- śmieje się ojciec.

Olo zna ten ośrodek, jak własną kieszeń. Pracował tutaj wiele lat. Przyjaźnie wita się z obsługą i zabiera się za obiad. Musi przyznać, że jest wykończony podróżą z siostrą i jej przyjaciółkami. Jak to możliwe, że można non stop gadać i to o takich bzdurach!!

Po kilku minutach podchodzi do niego recepcjonistka i wręcza mi klucz do pokoju. Olo patrzy na numerek i myślami przebiega po korytarzach. Wybornie! Ojciec wie, co dobre!!

Unikając koleżanek siostry, ulatnia się do pokoju. Od razu wchodzi pod prysznic. Nie ma co! Lato nikogo tutaj nie oszczędza! Po kilku minutach czuje się, jak nowonarodzony. Ubiera kąpielówki i idzie nad basen. Rozsmarowuje na sobie olejek do opalania, zastawia leżak parasolem i wkłada słuchawki, stara się ignorować wścibskie spojrzenia kilku dziewcząt. W końcu kładzie się i sam nie wie kiedy, zasypia.

Kap....kap... kap... co do diabła? Olo uchyla jedno oko. Stoi nad nim Margot ze szklanką wody z lodem. Już mu robiła takie numery. Jeśli otworzy oczy, to siostra z pewnością go obleje. Obmyśla chytry plan, napina mięśnie i hop! Już przerzuca ją sobie przez ramię, szybkim ruchem ściąga słuchawki i wskakuje z nią do basenu. Margot wrzeszczy w niebogłosy, a jej koleżanki śmieją się, ale Olo jest już wypoczęty, wyskakuje na brzeg i dziewczyny także lądują w wodzie. Wszyscy poza Margot śmieją się głośno.

-No wiesz! Teraz będę wyglądać jak zmokła kura!- wychodzi nadąsana, ale Olivier nie daje za wygraną, wyskakuje za nią i wrzuca ją po raz kolejny. – Olo!!- protestuje.

-Co? To ty zaczęłaś!- rozkłada bezradnie ręce.

-I co? Ty zawsze musisz skończyć?

-Żebyś wiedziała!- zaczyna ją chlapać i nie przestaje do czasu, aż się siostra zaczyna się śmiać. Kiedy wychodzą Olo znów rozkłada się na leżaku.

-Możemy się do ciebie przysiąść?- pyta jedna z koleżanek Margot. Jeśli miałby być szczery, nawet nie zapamiętał, która jest która. Obie są do siebie bardzo podobne.

-Tak, siadajcie.- uśmiecha się, choć nie ma wcale ochoty na ich towarzystwo. Zaczynają rozmawiać. Okazuje się, że obie, tak jak i jego siostra są studentkami. Cóż, Olo musi przyznać, że wyluzowały i są całkiem miłe. Po kilku godzinach w samochodzie z nimi był gotów wrócić na lotnisko, tymczasem, chcąc zrobić na nim wrażenie, zaczęły się zachowywać całkiem przyzwoicie. Hmm.... Czy to możliwe, że kobiety w swoim towarzystwie nawijają jak kompletne kretynki i kiedy uważają, że nikt ich nie słucha, wygadują kompletne bzdury? To pytanie byłoby raczej nie na miejscu, toteż Olo uśmiecha się do swoich myśli i wraca do rozmowy.

            Dopiero będąc tutaj, wie, jak bardzo dusi się w Częstochowie, ale cóż zrobić! Pora wziąć się za normalne życie i pracę! Nie można wiecznie być na wakacjach. Codziennie do południa spotyka się z ojcem. Rozważają różne opcje i tworzą nowe rozwiązania. Pod koniec tygodnia udaje im się wpaść na innowacyjny pomysł. Olo jest tym bardziej dumny, że podstawą planu jest jego myśl. Zdobył uznanie w oczach ojca, który szybko rozpisuje wszystko na kilku kartkach. Ma w tym wprawę. Olivier czuje, że może spokojnie wracać do pracy, jednak ojciec zatrzymuje go do niedzieli

-W piątek po południu i tak nic nie wskórasz! – i Olo wie, że ma rację, toteż godzi się zostać. W sobotę wieczorem Margot wyciąga go w końcu na dyskotekę. Olivier musi przyznać, że bawi się świetnie. Już dawno nie był taki odprężony. Dużo pije, dużo tańczy, nic i nikt mu nie przeszkadza. Wakacje! Cudowne wakacje!!

            Jak zajebiście gorąco...budzi się w swoim pokoju. Czemu okna są pozamykane? Czuje się ciężko... Leży rozłożony na dużym łóżku. Nie ma odwagi otworzyć oczu....o Boże, chyba wczoraj przesadził....jest mega zmęczony. Musi zebrać siły, żeby wstać. Boli go każdy mięsień, cha! Trzeba było częściej ćwiczyć, stary, myśli. I jak dziś wróci do domu? Leży jeszcze chwilę, zastanawiając się, czy oby na pewno wszystko spakował. Jeszcze tylko kilka papierów, które zostawił na szafce i będzie dobrze... jego myśli przerywa mu czyjaś ręka wędrująca po jego klatce i głęboki oddech gdzieś przy uchu.... Olo szeroko otwiera oczy. Kurwa! Kurwa! Kurwa! Nagle docierają do niego obrazy dzisiejszego poranka. Delikatnie odkłada dłoń na poduszkę obok swojej głowy, zbiera siły i powoli się podnosi. Siada na łóżku i rozgląda się. Nie może uwierzyć w to, co widzi. Przeciera dłonią zmęczoną twarz.  Kręci głową i idzie do łazienki. To przecież niemożliwe. Chyba jeszcze się nie obudził. Wchodzi pod prysznic. Chłodna woda budzi go natychmiast. Szybko ubiera na siebie bieliznę i wraca do pokoju. Nie, to nie był sen, obie nadal tam są. Śpią, tak samo zmęczone, jak on. Jak się tutaj znalazły...? ach tak... mało im było dyskoteki, więc przenieśli się wszyscy nad basen, a jego taras wychodzi właśnie na tę stronę... teraz pamięta, jak przesadził obie dziewczyny przez barierki i wszyscy zaszyli się w pokoju, Margot gdzieś się wtedy ulotniła, tak, przypomina sobie, że byli tylko we trójkę... to, co działo się później próbuje jakoś poukładać.... od czego się to zaczęło..? Nie pamięta zbyt dobrze, ale pamięta, jak się skończyło... uśmiecha się do siebie, zakłada resztę ubrań, zbiera swoją torbę, papiery i wychodzi na śniadanie. Musi poprosić ojca, żeby odwiózł go na lotnisko.

-Tato!- spotyka go w holu- Pomocy...- patrzy na niego błagalnie i ojciec już wie, o co chodzi

-Rozerwałeś się trochę?

-Tak, dzięki...- uśmiecha się Olo

-Inni wczasowicze trochę się skarżyli na hałasy nad ranem....- mówi mierząc go wzrokiem

-Uspokój ich, że to się już nie powtórzy.- ignoruje temat i idzie na kawę

-Za ile będziesz gotowy?

-Pół godziny?

-Dobrze.- ojciec kiwa głową i idzie do biura. Tymczasem Olo szuka Margot. Niestety, nie ma jej. Gdzież mogła się podziać, jak jest potrzebna? Nie zamierza sprawdzać pokoi, w których ewentualnie mogłaby się zaszyć. Spokojnie dopija kawę, żegna się z obsługą hotelową i odjeżdża z ojcem. Rozmawiają w drodze o prywatnych sprawach, ojciec mówi o Claude i jej nowej pasji, trochę powiada o Francine i pyta o to, jak układa się synowi. Olo próbuje wybrnąć, mówiąc, że nie ma czasu na dziewczyny, ale ojciec za dobrze go zna.

-Tato, mogę od ciebie zadzwonić? Mam telefon w torbie i nie chcę tam teraz grzebać.

-Pewnie, trzymaj.- podaje mu komórkę. Olo błyskawicznie wybiera numer do Margot. Czeka na połączenie dość długo. W końcu siostra odbiera.

-Tak?- ma słaby głos, widocznie ją obudził

-Margot! Nareszcie! Idź do mojego pokoju i sprawdź, czy nie zostawiłem papierów na szafce nocnej. To ważne!

-Teraz?- odpowiada słabo.

-Jak najszybciej.

-Zadzwoń za dwie minuty, ok.?

-Nie! Zbieraj tyłek! Czekam!- słyszy jak siostra szamocze się w pościeli. Zamykanie drzwi, tup, tup, tup

-Jesteś okropny. Nie mogłeś sprawdzić, zanim wyjechałeś? Nie dowiozę ci ich na lotnisko, nawet jeśli tu są. Klucz oddałeś?- mówi z wyrzutem

-Drzwi powinny być otwarte. Pośpiesz się, żeby sprzątaczka cię nie uprzedziła.

-O kurwa!- słyszy jeszcze

-Jesteś w środku?- pyta w końcu Olo.

-Tak...- z trudem się odzywa.

-Ok., skoro sprawdziłaś, to dzięki.- Olo nie chce denerwować ojca i rozłącza się. Oby Margot była na tyle przytomna, żeby zabrać swoje koleżanki z jego pokoju, zanim ktoś przyjdzie wszystko ogarnąć.

            Olivier w samolocie zasypia. Budzi go dopiero stewardessa prosząca o zapięcie pasów. Teraz naprawdę czuje się zmęczony. Musi jak najszybciej dostać się do domu i odpocząć. W hali przylotów włącza telefon. Natychmiast przychodzą do niego wiadomości i spis nieodebranych połączeń z całego tygodnia. Masa smsów od Marcina, kilka ogłoszeń i spora liczba nieodebranych połączeń z firmy. Jakoś przeżyli! Uśmiecha się Olo i wsiada do auta. Jutro czeka go ostry poranek.

            Pod domem jest w godzinę. Szybko zamyka bramę, garaż i ląduje pod prysznicem. Co za upał! Kilkanaście minut i już jest jak nowy. Ubiera bieliznę i kieruje się do sypialni. Zaciąga rolety, uchyla okno, nastawia budzik na 7 i zapada w głęboki sen. W środku nocy budzi go jednak dzwonek do drzwi. Nie, nie wstaje, postanawia, ale dzwonek jest tak natarczywy, że Olo musi się ruszyć. Okazuje się, że na dworze jest jeszcze całkiem widno. Zwleka się z łóżka i człapie w stronę drzwi. Czyżby jednak nie zamknął tej bramy? Zastanawia się w drodze na dół.  Uchyla i widzi po drugiej stronie uśmiechniętą Wiktorię.

-Co tak długo?

-Spałem, wejdź.- wpuszcza ją do środka.

-Co robiłeś? Jest niedziela, słoneczna, wolna i gorąca, a ty spałeś?

-Nie spodziewałem się gości. Sorry, mam pustą lodówkę.- zasiada przy blacie w kuchni i próbuje się dobudzić

-Ja właśnie w tej sprawie! Zrobiłam ci zakupy.

-Super! To może zrobisz też kolację, skoro już mnie obudziłaś?

-Co za dużo, to niezdrowo, wiesz?- przygląda mu się badawczo- A co ty taki...?

-Jestem zmęczony. –przerywa jej w połowie zdania

-Powiedziałabym, że skacowany.

-Może trochę!- przyznaje w końcu

-Załatwiłeś wszystko?

-Tak, nawet więcej niż chciałem. Poczekaj, muszę odebrać.- idzie na górę po telefon. To Margot. -  Co tam?

-Mogę im dać twój numer? Strasznie się uparły!

-Ani się waż!- przytomnieje nagle

-No co ty?- śmieje się po drugiej stronie

- Narobiłaś mi tylko kłopotów!

-Z tego, co mi mówiły...

-Nie chcę tego słuchać!

-Ej! Przecież nie masz się czego wstydzić! My sobie opowiadamy o wszystkim!

-Margot! Ostrzegam cię!!

-O wszystkim, kumasz? A one są bardzo....

- Rozłączam się!

-Olivier- Philippe......!- słyszy jeszcze, ale nie ma już siły jej słuchać.

Na dole Wika zajęła się gotowaniem.

-Mówiłaś, że nie mogę liczyć na kolację!

-Cóż, masz szczęście, że ja też jestem głodna!

- Świetnie mi się trafiło.- uśmiecha się i patrzy, jak Wiktoria gotuje.

-Dobrze się bawiłeś?- pyta go nieoczekiwanie. Olo oddycha głęboko

-Nawet nieźle. Pomijając fakt, że moja siostra też tam była.

-Nie ma to, jak rodzinne wakacje.

-Uwierz mi, nie wiem, co ta dziewczyna ma w głowie, ale im dłużej z nią przebywam, tym częściej zdaję sobie sprawę, że nikt z nią nie wytrzyma dłużej niż tydzień.

-Było aż tak źle?

-Było średnio. Jak już się ode mnie odczepiła, udało mi się nawet trochę odpocząć. Szczerze wolałbym, żebyś to ty dotrzymywała mi towarzystwa. Wtedy bawił bym się naprawdę świetnie!- Olo wstaje ze swojego miejsca i staje tuż obok niej

-Czemu tak uważasz?- Wika uśmiecha się

-Takie wnioski mnie naszły po naszym ostatnim spotkaniu.- obserwuje ją z ukosa

-Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi! Każdy ma chwile słabości w swoim życiu!

-To może mogłabyś je mieć trochę częściej.

-Patrząc na ciebie dzisiaj, nie wiem, co da się zrobić!- wybucha śmiechem

-No nie! Przecież nie jest aż tak źle!

-Nie jest źle? Chyba się w lustrze nie widziałeś! Musiałeś ostro poimprezować!

-Byłem na dyskotece z siostrą i jej koleżankami! Wielkie mi co!

-O! A o koleżankach to dopiero teraz wspominasz!

-A co ty? Zazdrosna jesteś?- śmieje się Olo

-To znaczy, że były ładne?

-Były niezłe!- Olo kręci głową i idzie na taras, ale Wika nie odpuszcza

-Ty! Weź nie uciekaj!

-Wcale nie uciekam! Nie mam powodów!

-Coś kręcisz! Znam ten twój wyraz twarzy i to bardzo dobrze!- śmieje się dziewczyna- Albo to były superlaski, albo.....

-Wiesz, nie widzę powodów dla, których musiałbym się z czegokolwiek tłumaczyć.- przerywa jej. Niestety, Wika za dobrze go zna, żadne kłamstewko jej nie ujdzie. Jak ona to robi?

-Przecież się nie tłumaczysz!

-Chyba żartujesz? To gorsze niż przesłuchanie!- śmieje się

-Oj! Przestań! Jestem po prostu ciekawa, jak ci minął tydzień!

            7 rano. Budzik. Pora się zebrać. Godzina biegania, szybki prysznic i do biura.

Co za burdel! Wszyscy ganiają po korytarzu. Od wejścia podąża za nim kilku „managerów” zarządzających danymi sektorami. Olo podchodzi pod drzwi swojego gabinetu. Na biurku sekretarki wala się sterta papierów. Patrzy na to ze zdziwieniem

-Gdzie Monika?- odwraca się do grupki ludzi w garniturach. Wszyscy milczą i spoglądają po sobie.-No pytam, gdzie moja sekretarka!

-Odeszła.- odpowiada ktoś z głębi

-Kiedy?- cisza- Pytam kiedy!!- Olo zaczyna się niecierpliwić

-W zeszły poniedziałek.

-I nikt się tym nie zajął?! To wszystko leży tu od tygodnia?! Czy was totalnie popieprzyło?! Tak robicie interesy?!- patrzy na swój zespół, ale oni wzrok mają wbity w podłogę.- Nie macie mi nic do powiedzenia?! Totalnie nic?! Za pięć minut w konferencyjnej!- zatrzaskuje za sobą drzwi. Kurwa mać!! Co za banda kretynów! Nie ma dziwne, że interes leży!! Spa, siłownie, salony fitness, wszystko!! Niech ich diabli! Ojciec wyrzuciłby ich na zbity pysk!! Ma ochotę każdego z osobna sprać, należy im się, a co!!

Prosi z księgowości o dostarczenie jak najszybciej listy płac i sam udaje się do konferencyjnej. Chwilowo nie wie, co może im powiedzieć, jest wściekły.

-Kto się zajmuje sprawami personalnymi?

-Ja.- słyszy z głębi.

-Zwalniam cię. Wiesz dlaczego. Możesz wyjść. - te słowa odbijają się echem po całej sali. Panuje przerażenie. W tej chwili dociera lista płac. Olo przegląda ją.

– Za co wam płacę?- cisza.-No za co ja wam, kurwa płacę te tysiące? Za co? Położyliście wszystko na całej linii! Miałem dziś przedstawić nowy plan działania, ale widzę, że wy kompletnie nie wiecie, co robicie. Czym się zajmujesz?- pyta pierwszego z brzegu

-Odpowiadam za sprzęt i jego wymianę.

-I według ciebie wszystko jest ok.?

-Tak, nie miałem żadnych skarg!

-Kiedy rozmawiałeś na ten temat z kimkolwiek?

-2 miesiące temu.

-Mhm. Od tego czasu troszkę się zmieniło. Należy wymienić 3 bieżnie, ale pewnie sam wiesz gdzie, dokupić worki treningowe też wiesz gdzie, zorganizować nową salę, ale o tym też wiesz, bo właśnie tym zajmujesz, prawda? I jesteś na bieżąco, jak twierdzisz.-facet patrzy na niego z otwartymi ustami- Zajmujecie się dziedzinami, o których nie macie pojęcia. Czas to zmienić, panowie. Idźcie do domu. Nic tu po was. Spotykamy się tu jutro o 10.- Olo odwraca się i wychodzi, nie czekając na jakąkolwiek reakcję. Zamyka się w gabinecie. Prosi dział zatrudnienia o informacje na temat swoich współpracowników. Cały dzień spędza nad papierami. Studiuje ich wykształcenie i doświadczenie. Przesuwa ich w inne działy, tak, żeby wiedzieli, co mają robić. Tuż przed wyjściem pukanie do drzwi.

-Proszę.- kurwa! Brak sekretarki też musi załatwić sam.

-Dzień dobry.

-Pan Wipler. Witam.

-Mieliśmy umówione spotkanie, ale pan się nie zjawił.

-Tak, moja sekretarka odeszła w zeszłym tygodniu i jeszcze nie mam nikogo, więc niestety, mogłem o nim zapomnieć. W jakiej sprawie to spotkanie?

-W sprawie kupna terenów pod nową inwestycję.

-A! Tak! Zgadza się.

-Tutaj ma pan wszystkie dokumenty, proszę się z nimi zapoznać.

-Oczywiście. Co u pana słychać, panie Mateuszu? Bardzo nas zmartwił fakt, że pan od nas odszedł. Ojciec był bardzo zadowolony z pańskiej pracy.

-Pan wybaczy, panie Dati, ale to była decyzja spowodowana moim życiem osobistym.

-W takim razie nie będę dociekał.

-A może pan powinien, bo to niczyja wina, tylko pańska.

-Moja? Ja chyba nie mam nic wspólnego z pańskimi prywatnymi sprawami.

-Przeciwnie. Kiedy dla panów pracowałem, spotkaliśmy się we trójkę, pan, ja i moja narzeczona. Pan doskonale pamięta ten wieczór prawda?- jak mógłby zapomnieć? Czuł, jakby Marta wbiła mu nóż w serce i przekręciła kilka razy. Wypadek, to przy tym drobnostka! Milczy więc i słucha, co prawnik ma mu do powiedzenia.- Już wtedy zauważyłem, że nie jesteście sobie obojętni, ale myślałem, że to się zmieni, kiedy pan wyjechał. Niestety, pańskie wspomnienie było ciągle gdzieś obok naszego życia. Cały czas widziałem jej niezadowoloną minę i to oceniające spojrzenie, które pan też dobrze zna. Pan pewnie się zastanawia, dlaczego zdecydowałem się na ślub z nią. Każdy by to zrobił, gdyby dowiedział się, że ukochana kobieta jest w ciąży, a tak właśnie było. Niestety, nie potrafiłem z panem rywalizować i wygrać, ale potrafiłem z tym żyć. Przez rok  męczarni, bo tak to można nazwać, kiedy widzi się, że ktoś jest z panem z litości, usłyszałem, że nigdy nie będę taki, jak pan. I to przeważyło. - Olo aż wzdryga się na siedzeniu

-Cóż, panie Wipler.... pierwszy raz nie wiem, co mógłbym panu powiedzieć. Ja nie wiążę z Martą żadnej przyszłości, jeśli to pana martwi....- Olo widzi, jak z prawnika uchodzi cały stres.

-Myślę, że na mnie już pora.- przerywa mu- Proszę zapoznać się z dokumentami. Do widzenia, panie Dati. – Olo siedzi jeszcze w swoim gabinecie. Nie może uwierzyć, w to, co usłyszał. Musi stąd wyjść. Szybko zarzuca na siebie skórzaną kurtkę, zakłada kask i odjeżdża spod biurowca. Jedzie szybko, nie zważając na ograniczenia. Stara się nie myśleć o niczym. Po dwóch godzinach podjeżdża pod dom. Ma dość dzisiejszego dnia, a jutro pewnie będzie jeszcze ciężej. Spaceruje po ogrodzie. Co za burdel. Musi coś z tym zrobić.

-Olo! Jesteś!- w jego stronę pędzi Gośka. Rzuca mu się na szyję i obejmuje nogami w pasie. Olivier ledwie utrzymuje równowagę. Musi przyznać, że jest zaskoczony. Rozgląda się, czy nikt ich nie widzi.

-Cześć.- mówi w końcu.

-Ale super! Jak cię nie było, pomyślałam, że znowu wyjechałeś i nie wrócisz....- zaczyna gadać. Nie, tylko nie dziś. Świetnie zgrałaby się z jego siostrą. Myśli Olo i nawet nie próbuje jej słuchać.-Ej! Weź! Nie słuchasz, co mówię!

-To prawda. Miałem popieprzony dzień w pracy, jestem zmęczony i wkurwiony i żebyś wiedziała, najchętniej wyjechałbym stąd w pizdu nawet się nie oglądając. Rozumiesz?

-Ou... myślałam, że zamówimy pizzę i pogadamy.

-Jeśli masz coś ważnego, to powiedz wprost, ok.?

-Spoko... to ja pójdę.- dziewczyna zbiera się do wyjścia, jest jej przykro

-Gośka!- zatrzymuje ją- Jaką chcesz tę pizzę?

-Daj spokój. Miałeś ciężki dzień, a ja ci tylko głowę zawracam.

-Zostań, zamów pizzę, a ja idę się ogarnąć. Potrzebuję pół godziny tylko dla siebie, ok.?

-Super!! To co? Skąd mam zamówić?

-Ty wybieraj!- Olo zostawia ją na tarasie i idzie do łazienki. Jutro prosto po pracy jedzie na siłownię! Musi jakoś odreagować, bo następnym razem komuś przyłoży. Wchodzi pod strumień ciepłej wody. Hmm... zaniedbał się! Tak nie może być! Godzina biegania to zdecydowanie za mało! Musi jakoś to wszystko zorganizować! Kiedyś miał czas na przyjaciół, szkołę, praktyki, dziewczynę, wycieczki.... kurwa! Kiedyś miał czas na wszystko! Co się stało?? Jest w dupie. Z pracą, czasem wolnym, przyjaciółmi... nie sądził, że powrót tutaj będzie taki ciężki. Musi znaleźć kogoś takiego, jak miał u ojca. Nicole potrafiła mu zaplanować każdą sekundę! Do tego była niezwykle sympatyczna... i ładna... Olo uśmiecha się na jej wspomnienie. Ojciec się wściekł, kiedy się okazało, że łączą ich też sprawy prywatne. Odesłał ją do Porto, szkoda. Jego przemyślenia przerywają otwierające się drzwi.

-Hej! Francuz! O co biega?

-Kuzyn, nie możesz poczekać?

-No widocznie nie! Na dole siedzi jakaś małolata.

-Wiem.

-Co ty, kurwa robisz? Masz kogoś i siedzisz cicho?

-To moja sąsiadka. Podlewała mi kwiatki.

-Nie pierdol! Przecież ty nie masz kwiatków!

- A ty odkąd jesteś moim aniołem stróżem?

-Przyjechałeś i nawet się, kurwa nie raczyłeś pokazać!

-Mam urwanie głowy w robocie.

-O! Wierzę! Ale na chwilę relaksu z sąsiadką też masz czas?

-Nie pieprz, dobra? Umówmy się u mnie w piątek, albo w sobotę i wtedy pogadamy!

-Nie no! Jasne! Nie zamierzam ci przeszkadzać!

-Zaczynasz mnie wkurwiać!

- A to ciekawe!! Naprawdę! – kiwa głową

-Nie będę ci się tłumaczył.

-Jesteśmy w piątek. Zaznaczam, że w męskim gronie.

-Ok. może być w piątek.

- Chociaż muszę przyznać, że ta mała jest nawet niezła!- mruga do niego

-Spadaj! Mówiłem ci, że....!

-Tak! Tak! Gadaj zdrów!- i wychodzi ze śmiechem. Olo po chwili schodzi na dół, ale tam jest już tylko uśmiechnięta Gośka. Ogląda jakiś film i je.

-Siadaj! Nie chciałam ci przeszkadzać, ale ten.. facet to twój przyjaciel, prawda?

-Tak. To mój kuzyn.

-Strasznie zabawny! Chyba od dawna się przyjaźnicie?

-Od zawsze.- Olo uśmiecha się i bierze się za jedzenie. Siedzą sobie tak we dwoje przy jakimś filmie, rozmawiają i śmieją się, jak starzy dobrzy znajomi. W końcu Gośka pomaga mu ogarnąć dom i wychodzi. Jest prawie 10. Olo czuje się zmęczony całym tym zamieszaniem. Wychodzi jeszcze na taras, żeby zapalić i słyszy czyjeś wzburzone głosy tuż za swoim ogrodzeniem.

-Czyli to z nim się puszczasz?- jakiś chłopak

-Wcale nie!- Gośka

-To czemu ze mną zerwałaś?

-Bo jesteś kretyn.- Olivier nie zamierza się temu przysłuchiwać. Chce szybko wypalić i wejść do domu. Ale w jego kieszeni wibruje telefon. To Wika. Siada więc na tarasie i odbiera. Wiktoria jest zadowolona. Szybko streszcza mu swój dzień i śmieje się, z jakiegoś „wypadku” w pracy. Olo nie może skupić się na rozmowie. Za płotem sprzeczka przeradza się w kłótnię, więc kończy rozmowę obietnicą, że za chwilę oddzwoni. Wychyla się zza parkanu i widzi, że jakiś chłopak szarpie Gośkę. Nie zastanawia się długo, łatwo przeskakuje na drugą stronę i łapie chłopaka z całą siłą za przedramię.

-Co ty, gówniarzu robisz?- patrzy na niego z wściekłością, zaciskając palce na jego chudej ręce, chłopak jest zdziwiony

-A co obrońca dupodajek się znalazł?- szarpie się, ale nie udaje mu się wyrwać

-Przestań ją obrażać, bo ci przyłożę. Za długo już słyszę, jak się awanturujesz i mam dość.

-Weź, gościu spadaj. To nie twoja sprawa!

-Potrzebuję odpocząć, a ty przylazłeś tutaj i wydzierasz mi się pod oknem.

-To se je zamknij!- Olo nie wytrzymuje, łapie chłopaka poniżej szczęki, jakby go chciał poddusić i wyprowadza za furtkę Gośki.

-Jak cię tu zobaczę jeszcze raz, to nie będę taki grzeczny, a teraz spieprzaj mi stąd.- chłopak zbiera się masując obolałą rękę i odchodzi nawet się nie oglądając. Olivier nie komentuje sytuacji. Przeskakuje z powrotem do siebie i znacznie spokojniejszy dzwoni do Wiktorii.

-Już mogę rozmawiać.- mówi spokojnie

-Co cię zajęło? Musiałeś spławić jakąś pannę?- śmieje się

-Nie, drobna sąsiedzka sprzeczka.

-Będzie policja? Masz jakieś kłopoty? Przyjechać do ciebie?

-Przyjedź. Policji niestety nie będzie, ale mogę ich wezwać, jeśli się upierasz.

-A weź! Nie o tym mówię!- śmieje się znowu

-Masz jakieś wolne w okolicach weekendu?

-Tak, sobotę.

-Przyjadę po ciebie i wyskoczymy gdzieś razem na cały dzień, dobra?

- Wcale nie jestem pewna, czy w ogóle chcę gdziekolwiek z tobą jechać. Za mało się starasz.

-Co w takim razie mam zrobić?- Olo sam nie wierzy, że zadaje to pytanie.

- Jeśli do soboty poznasz adres, to pojadę, a jeśli nie, to nie.

-Ok., przyjmuję.

-Świetnie!

- Więc do zobaczenia w sobotę.

-Nie bądź taki pewien.- śmieje się Wika. Olo zastanawia się jak by ugryźć ten temat, ale wpada na świetny pomysł. Wykonuje jeszcze telefon do Marcina. Teraz może spać spokojnie.

            Dzień w pracy nie różni się niczym szczególnym od poprzedniego. Przeorganizowanie zespołu i tona niezrealizowanych zobowiązań. Olivier nie ma chwili dla siebie. Postanawia urwać się wcześniej, kiedy do jego gabinetu wchodzi nowy dyrektor personalny w towarzystwie pięknej dziewczyny. Olo obserwuje ich uważnie.

-Panie Dati, przepraszam, że zabieram czas, ale uznałem, że powinienem zacząć od pana. Jeśli mogę coś zasugerować to, to jest pańska nowa sekretarka.

-Siadajcie. Parę słów na temat pani dotychczasowej pracy.- zwraca się do dziewczyny. Jest bardzo wysoka, prawie jego wzrostu. Przy tym bardzo zgrabna. Patrzy wprost na niego bez wyrazu zażenowania w czarnych oczach. Ostra! Do tej bandy kretynów będzie w sam raz, myśli Olo. Ma lekko falowane włosy za ramiona, które lśnią miedzią. Jest starannie ubrana. Z uśmiechem zaczyna opowiadać o sobie. Olivier patrzy na lekko speszonego dyrektora personalnego. Jest przed 40-stką. Miły z niego facet, ale do spraw sprzętu, zupełnie się nie nadawał.

-Panie Rafale, czy ta pani jest u nas zatrudniona?

-Nie, panie Dati.

-Więc zaczyna od jutra. Jest pani w stanie?

-Oczywiście.- dziewczyna uśmiecha się szeroko.

-Proszę zatem spisać z panią odpowiednią umowę. Do jutra.- kończy szybko. Tuż po ich wyjściu, korzysta z wolnej chwili i sam też ucieka. Jedzie prosto na nową siłownię, tak, jak to sobie obiecał poprzedniego dnia. Musi sprawdzić, czy wszystko funkcjonuje jak należy, a przy okazji przemyśli kilka spraw.

Na siłowni spotyka kilku swoich starych znajomych, którym nawet nie mówi, że ten obiekt należy teraz do niego. Po szybkiej wymianie podstawowych uprzejmości Olo zabiera się za ćwiczenia. Dekoncentruje go jednak grupa kobiet wychodzących z sali fitness. Niektóre są młode inne starsze, tęgie lub całkiem szczupłe, słowem mieszanina wszystkiego, co można tylko zmieszać. Wśród nich dostrzega dziewczynę w obcisłych legginsach i w sportowej krótkiej koszulce. To ona. Jego nowa sekretarka. Iza... Działach! Tak! Tak się właśnie nazywa. Olo musi przyznać, że jest piekielnie zgrabna. Teraz wygląda nawet lepiej niż taka odpicowana w jego biurze. Oby i w pracy się sprawdziła. Ten nowy personalny chyba nie wie, co robi. Z taką sekretarką praca to prawdziwa męczarnia. Człowiek na niczym nie może się skupić. Łapie się na tym, że przestał ćwiczyć i stoi wpatrując się w nią. A niech to! Nie przyszedł tutaj, żeby popatrzeć na dziewczyny, jak to robią niektórzy jego koledzy. Odwraca się więc i idzie na drugą salę. Nie ma zamiaru gapić się na nią przez pół dnia! Kilka głębokich oddechów i zaczyna okładać worek treningowy. Musi rozładować stres, który wywołuje w nim praca w tej cholernej firmie. Jak to możliwe, że ojciec jeszcze nikogo nie pobił w biurze? Może jego współpracownicy naprawdę są inni? A może to ojciec jest inny? To by musiało znaczyć, że ten buntowniczy charakter odziedziczył po matce... hmm... nie chce o niej myśleć. Była mu najdroższą osoba na świecie i tak go zostawiła... jak mogła? Kochał ją bezgranicznie i bezwarunkowo.... zaczyna z coraz większą złością walić w worek, nie zdając sobie z tego sprawy. Nie chce się z nią kontaktować. Zniknęła i nie pojawiła się nawet wtedy, kiedy groził mu poprawczak. Dobrze wie, że wydzwania do ojca i do ciotki, żeby się dowiedzieć, co u niego słychać. Ostatni raz widział ją, kiedy miał ten cholerny wypadek. Rozmawiała z lekarzem. Doprowadziło go to do furii. Krzyczał, że nigdy więcej nie chce jej widzieć i wyrwało mu się przy tym masę innych nieprzyjemnych rzeczy, które dusił w sobie od dawna. Tak, to był kiepski okres w jego życiu, chyba nawet gorszy niż ten, kiedy matka zniknęła. Jedyną osobą, której naprawdę potrzebował była Marta, ale słowa które sprawiły, że wpadł w rozpacz, bolały go bardziej niż stłuczenia po wypadku. Z jednej strony pragnął jej obecności, a z drugiej, chciał, żeby zniknęła, sam też chciał zapaść się pod ziemię! I właściwie po co przyjechała za nim do tego cholernego szpitala, skoro nie była pewna swoich uczuć? Czyżby wyrzuty sumienia? To, co działo się później jest dla Oliviera czarną dziurą. Kiedy kilka dni po wypisie Paweł powiedział mu, że Marta wychodzi za mąż i spodziewa się dziecka, cały jego świat się zawalił.  Z tamtego okresu ma tylko jakieś prześwity świadomości. Bójki, awantury, picie i tak w kółko. Wtedy okazało się, kto jest jego prawdziwym przyjacielem, tak, oni byli z nim każdego dnia. Jak dobrze, że ojciec go stąd zabrał. Kto wie, jak by się to skończyło, gdyby Marcin do niego nie zadzwonił.

Tydzień mija szybko. Spotykają się z Marcinem, Grześkiem i Pawłem. Postanawiają zaszaleć, jak za dawnych czasów. Idą do dyskoteki. Bawią się, śmieją trochę piją. Dziewczyny też spotkały się na jakiś babski wieczór i ploty.

-Stary! Co za wolność! Dobrze, że wróciłeś!

-Tak! Bez ciebie to nie było to samo!- rozmawiają i swoich planach i nagle ich wzrok zatrzymuje się na kobiecie, która stoi za plecami Oliviera, a której ten nawet nie zauważył. Wpatrują się w nią z wielkimi uśmiechami. Ma wysokie szpilki i krótką spódniczkę, jej długie nogi przyciągają ich spojrzenia. Wszyscy trzej  patrzą to na Oliviera, to na nią. Olo w lot łapie o co chodzi i odwraca się do niej.

-O! Witam!- mówi zaskoczona

-Panowie! To jest Iza!- Olo sam jest zaskoczony, ale nie daje się zbić z tropu. Szybko przedstawia swoich kolegów, a im omal szczęki nie opadają.

-Może przysiądziecie się do nas?- proponuje w końcu Iza

-Nie! Nie! Musimy nadrobić trochę czasu!- urywa szybko Marcin i napotyka wrogie spojrzenie Pawła.

-Ok.! w takim razie, do jutra, panie prezesie!!- śmieje się Iza i odchodzi

-Kto to, kurwa jest?- Paweł nie wytrzymuje

-Moja sekretarka!- śmieje się Olo

-Gdzieś ty ją znalazł?

-Też by mi się taka pani na uczelni przydała!

-Paweł! Zamknij pysk! Ty masz studentki!!

-Panowie! Zachowujecie się, jakbyście nie mieli swoich lasek w domu!!

-Mamy! Mamy! Tylko, że one nie wyglądają tak!- Marcin wskazuje na tańczącą w tłumie Izę

-Ha! Ja za to nie mam w domu nikogo, kto na mnie czeka!- Olo mruga do nich i idzie tańczyć. Szybko obok niego pojawia się grupka dziewczyn. Olo śmieje się do Marcina, Grześka i Pawła i wykonuje rękami gest typu „co ja na to poradzę?”. Bawi się świetnie, głównie za sprawą Izy. Musi przyznać, że ta kobieta robi na nim duże wrażenie.

            Puk, puk, puk... co do cholery? Dziś wolne...otwiera oczy. Dlaczego jest w salonie? Za oknem balkonowym stoi Gośka. Jeszcze dwie minuty.... puk, puk, puk... czemu sobie nie pójdzie? Przecież może go nie być.... musi odespać... co się to stało poprzedniego wieczoru? Dyskoteka, Grzesiek,  Paweł i Marcin...i Iza... ok... tańczyli... fajnie... co dalej...? puk, puk, puk... kurwa mać! No już!

-Czego chcesz?- wpuszcza ją.

-Dzwoniłeś do mnie o 4 rano i kazałeś się obudzić o 12. Co to ja? Budzik na zamówienie, czy co? A teraz masz jeszcze jakieś fochy!

-Po co kazałem się obudzić?

-A skąd ja mogę wiedzieć? Weź! Otwieraj okna! Wali tu jak w gorzelni!!- Olo siada na kanapie. Po jaką cholerę kazał się budzić? Nic. Czarna dziura...

-Gośka... zrób mi kawę...

-A ty idź się ogarnij!

-Tak, świetna myśl...- wchodzi na górę. Szybko odkręca wodę pod prysznicem. W głowie ma pustkę. Może powinien sprawdzić telefon? Do łazienki wbija bezceremonialnie Marcin.

-O stary!! Aga mnie przywiozła! Jak żyjesz?

-Umieram.

-Mała jest na dole.

-Wiem, robi mi kawę.

-Olo...?

-Uprzedzam twoje pytanie! Nie!! Nie spotykam się z nią! Nie bzykam jej! Nic z tych rzeczy!

-I ona tak z dobrej woli...?

-Właśnie tak!

-Jak ty to robisz, stary?? Mnie nawet żona nie chce kawy rano robić tak bez niczego!

-Właśnie dlatego, że jest twoją żoną! Póki jestem wolny, nie mam zobowiązań wobec nikogo, więc jestem do wzięcia, a skoro tak, to trzeba się postarać, żeby mnie mieć! Proste!
-Cwaniak, co? Przyjechałem, bo kazałeś się obudzić o 12.

-Tobie też? Gośka tu jest, bo kazałem się obudzić.- pukanie do łazienki. To Gośka.

- Hej, nie chcę przeszkadzać Olo, ale twój telefon nie przestaje dzwonić.- mówi zza drzwi. Marcin wychodzi i odbiera. To Paweł. Dzwoni, bo..... tak, tak, Olo kazał się obudzić. Olivier traci cierpliwość. Wychodzi w końcu z łazienki.

-O co z tym, kurwa chodzi? Nie mam żadnych planów!!

-Francuz! Może nie chcesz tracić dnia na spanie!!

-Weź! Ty jak coś powiesz, to....- Olo kiwa głową i wychodzi na dwór.

-To może wpadniesz do nas na obiad?

-Obiad? Osz kurwa jasne!! Umówiłem się na obiad!!- nagle zaskakuje

-Z kim?- patrzy na niego podejrzliwie Gośka.

-Z nią?- uśmiecha się znacząco Marcin.

-Co mnie opętało? Przecież ona dla mnie pracuje! Kurwa! Jak ja się wymiksuję??

-Ale kto??- Gośka nic nie rozumie.

-Gdzie moje fajki??- Olo wchodzi do domu. Odnajduje też telefon i szybko pisze smsa, że przeprasza, ważne sprawy, umówione, ale zapomniane spotkania i tak dalej. Po kilku minutach otrzymuje odpowiedź „ nie ma sprawy, Panie Prezesie, innym razem Cię dorwę ;)” a niech to!! Ojciec by go zbeształ! Zabronił mu spoufalania się z załogą.. ale sekretarka.. to przecież jego prawa ręka! Musi mieć do niej zaufanie, no nie? Olo uśmiecha się i wraca na taras, rozkłada się na jednym z leżaków obok przyjaciela.

-Gdzie Gośka?

-Poszła. Chyba nie wyrobiła.- Olo wzrusza ramionami

-To co? Robimy wieczorem ognisko?

-Jeszcze ci mało?- śmieje się Marcin

-Nie! Dziś takie spokojne, jutro mam ważne sprawy na głowie!

-Ty i twoje ważne sprawy!!

-Jestem umówiony z Wiką.

-Poważnie? Dajesz radę na trzy fronty?

-Odwal się! Nie takie rzeczy robiłeś, jak byłeś w liceum!!

-Kurwa! Sto lat temu!!

-Przecież z żadną z nich nie jestem na poważnie.

-Coś w tym jest.

-To coś ci opowiem. Nie chciałem tego mówić przy Pawle, bo sprzedałby to Olce i poszłoby dalej!- i opowiada o swoim ostatnim pobycie u ojca.

- Jesteś wariat! Dałbyś swój numer, a niech tam! Może miały ochotę na więcej!!

-Wolałbym nie!- śmieje się Olo

-Jaja sobie robisz? Miałeś je obie za jednym zamachem! Obie cię sprowokowały! Wymarzona sytuacja!!

-Chyba nie znasz kobiet! Za chwilę by się zaczęły kłócić, która jest lepsza, ładniejsza i tak dalej!

-Mówiłeś, że to przyjaciółki!

-Tym gorzej, stary!! Dzwoń do Agnieszki! Padam z głodu! Robimy imprezę!

-W to mi graj!!- Marcina nie trzeba długo namawiać. Szybko wykonuje telefon do żony, w tym samym czasie Olo dzwoni do Pawła i Grześka.

Po niecałej godzinie zjawiają się wszyscy. Jest też Gośka. Dziewczyny patrzą na siebie zdziwione, ale nic nie mówią.

-To właśnie, moje drogie, jest autorka jedynych w swoim rodzaju sałatek, które tak wam ostatnio smakowały.- śmieje się Olo- Moja sąsiadka, Gosia.- wszyscy witają się z nią, choć są zaskoczeni. Tylko Marcin ma minę, jak zwykle. Są paczką od zawsze, a ona jest od nich przynajmniej 10 lat młodsza, Olivier chyba oszalał!

Szybko robią ognisko na placu i zasiadają przy nim. Jest wesoło, jak zwykle. Wszyscy mają doskonałe humory. Zbliża się czas urlopów, już planują gdzie pojadą i na jak długo. Przed północą zbierają się, tylko Gosia zostaje pomóc Olivierowi ogarnąć bałagan.

-Fajnych masz znajomych.

-To nie są zwykli znajomi. To prawdziwi przyjaciele. Zawsze mogę na nich liczyć.

-Super jest mieć kogoś takiego.

-Tak, zastępują mi rodzinę.

-Ale co ty mówisz? Przecież masz tu kuzynów!

- Skąd tyle o mnie wiesz?

-Ciężko jest nie wiedzieć o tobie nic. Jesteś dość... popularny...

-Nie zaczynaj znowu!

-Oj! Po prostu znam twoich kuzynów! Chodzę z nimi do jednej szkoły.

-Znasz bliźniaków?

-Tak!- wzrusza ramionami.

-Teraz wiem, kto ci naopowiadał wszystkich bzdur o mnie!

-Czy ja wiem? Część to chyba nie bzdury, prawda?- bierze sobie piwo i siada w kuchni

-Gośka! Nie będę o tym rozmawiał!- mówi ostrzegawczo

-Dlaczego? Jestem ciekawa!

-Czego?- ustępuje w końcu.

-No wiesz! Tego całego waszego love story!

-Wydaje mi się, że znasz już większość podstawowych szczegółów.

-Czemu nie jesteście razem?- to pytanie paraliżuje Oliviera. Gośka zauważa

-Przepraszam, nie powinnam pytać.

-Tak wyszło!- wzrusza ramionami i uśmiecha się blado. Bierze piwo i siada po drugiej stronie kuchennego blatu.

-Opowiedz mi.

-Nie chcę do tego wracać.

-Nie wierzę, że tak wyszło! Normalnie nie wierzę! Przecież ona tak cię kochała i ty ją też i to wszystko było takie niesamowite!!

-Gośka! Nie wystarczy, że dwoje ludzi się kocha. Trzeba mieć do siebie zaufanie, rozumiesz? Bez tego, nic się nie uda! Nawet jeśli wydaje się takie niesamowite, jak to ujęłaś.

-A według ciebie nie jest niesamowite?

-Może było, ale na pewno w tej chwili takie nie jest.

-I nie masz do niej słabości? Kiedy tutaj przyszła na ognisko i pocałowała cię, jak wychodziła? Nic? Zupełnie?

-Skąd to wiesz?

-Widziałam przez okno!

-Muszę na ciebie uważać. Czuję się śledzony...

-Jesteś dobrym obiektem do obserwowania.

-Słucham?- szeroko otwiera oczy

-No tak! U ciebie zawsze się coś dzieje! Ktoś wchodzi, wychodzi... ty ciągle się przemieszczasz! Można cię czasem złapać w nietypowych sytuacjach, jak biegasz po salonie ubierając się, albo jak bierzesz prysznic pod wężem ogrodowym...

-Gośka! -kiwa głową- Ty mnie autentycznie obserwujesz!!

-Po prostu mam dar zjawiania się w pewnych konkretnych chwilach.

-Nie wierzę!

-Jesteś najciekawszą osobą w okolicy, przy tym, jest na co popatrzeć. Jesteś naprawdę świetnie zbudowany i do tego masz ten południowy typ urody, to działa na wiele dziewczyn!

-Czy ty aby się nie wstawiłaś? Gadasz bzdury!

-Może troszkę!- śmieje się i zaczyna się zbierać- Ale wiesz, że to wcale nie bzdury!

-Odprowadzić cię do domu?- szybko zmienia temat

-Nie przesadzaj! Mieszkam za płotem!! – wychodzą na taras.- Fajnie było z tymi twoimi przyjaciółmi.- Olo uśmiecha się i wkłada ręce do kieszeni

-Bo to fajni ludzie!- wzrusza ramionami, kiedy nagle Gośka go całuje. Olivier jest kompletnie zaskoczony. Nie wie, co ma zrobić. Nie spodziewał się tego, ale przede wszystkim nie chciał w ten sposób rozwijać tej znajomości.

-Do zobaczenia- uśmiecha się i ulatnia szybko. Olo patrzy, jak biegnie przez ogród i znika przy furtce.

-Wdepnąłeś stary!- mówi jeszcze do siebie i wraca do domu.  Nie jest zadowolony, że tak wyszło. Musi ograniczyć kontakty z Gośką i przede wszystkim- kupi w końcu te cholerne rolety!! Z tą myślą kładzie się spać.

            Jest za piętnaście ósma. Podjeżdża pod jeden z bloków w centrum. Jakaś wychodząca z psem kobieta wpuszcza go na klatkę. Szybko przemierza schody i w mig jest na drugim piętrze. Puka do drzwi mieszkania. Słyszy powolne kroki w środku. Drzwi uchylają się i widzi w nich zaspaną Wikę.

-Co tutaj robisz?

-Jesteśmy umówieni na ósmą.

-Nie ma jeszcze ósmej. Wejdź.- wpuszcza go do środka

-Ogarniaj się, a ja zrobię ci kawę.

-Wolałabym śniadanie.- uśmiecha się. Mieszkanie wygląda, jakby przeszedł przez nie huragan. Wika w lot łapie myśli Oliviera.- Miałam wczoraj imprezę z koleżankami. Nie zdążyłam ogarnąć.- mówi i rusza do łazienki

-Nie musisz mi się tłumaczyć. Gdzie trzymasz kawę?

-Szukaj w górnych szafkach!- krzyczy z drugiego pokoju.

-Co to za hałas? – w salonie pojawia się dziewczyna ze zmierzwionymi krótkimi włosami. Jest w samych majkach i koszulce. Patrzy ze zdziwieniem na Oliviera

-Coś ty za jeden? Nie pamiętam cię. Nocowałeś tu?

- Przyjechałem po Wiktorię.

-To czego tam szukasz?

-Robię kawę. I szukam kubków.

-Zrób mi też.- mówi i wraca do siebie. Olo nie może w to uwierzyć. Po chwili pojawia się Wika. Jest świeża i pachnąca, jak zwykle.

-Gotowa. Komu to zrobiłeś?- wskazuje na trzeci kubek.

-Nie wiem. – śmieje się Olo.

-Justyna wstała?

-Jeśli chodzi ci o nastroszoną rudą dziewczynę, to tak.- Wika wybucha śmiechem.

-Gdzie moje śniadanie?

-Właśnie na nie jedziemy.

-Czyli nie żartujesz? Szaleństwo na maksa?

-Jasne!!

-A gdybyś nie zastał mnie w domu?

-Znalazłbym cię wszędzie. Jedźmy.- wyciąga ją za sobą i już wskakują na motor. Jest piękny, słoneczny dzień. Ruszają w niewiadomym kierunku. Wika jest naprawdę głodna, ale Olo nie ma zamiaru nigdzie się zatrzymywać. Podjeżdżają pod jakiś dom.

-Co tu robimy?

-Jemy śniadanie! Chodź!- wpuszcza ją pierwszą. Już po chwili otwierają się drzwi. Stoi w nich starsza pani z wielkim uśmiechem.

-W końcu!!- cieszy się i ściska Oliviera.

-To jest moja przyjaciółka, Wiktoria. – Wika wita się ze starszą panią i wchodzą do wielkiej kuchni. Zaraz na stół wjeżdża wspaniałe śniadanie.- Mówiłem ci, tutaj zjemy najlepiej.- mruga do dziewczyny. Kobieta siada z nimi przy stole i rozmawiają. Wypytuje go o pobyt u ojca, pracę i zerkając na Wikę, o sprawy prywatne.

-Jedzcie, dzieci, ja pójdę po dziadka. Powinien już wrócić!- niecierpliwi się. Po chwili w domu pojawia się wysoki starszy mężczyzna. Olo ma jego posturę, choć jest dużo potężniejszy. Wita się z nimi ciepło i zaczyna opowiadać o pracach w gospodarstwie. Wszyscy śmieją się i żartują.

-Moi dziadkowie są niesamowici.- mówi, kiedy przenoszą się do altany- Uwielbiałem tutaj być. Miałem tu masę przyjaciół, ale dziś ci ich nie przedstawię. Ten dzień jest dla nas. – uśmiecha się. Wiktoria widzi, że jest zrelaksowany i dobrze się tutaj czuje.

Całe popołudnie spacerują po okolicznych polach i sadach. Urządzają sobie piknik w jednym z nich. Jest pięknie i cicho. Nigdy nie sądziła, że Olo może tak bardzo lubić wyjazdy na wieś. Wydaje jej się, że wrócił tamten chłopak, który był jej przyjacielem. Ciągle się uśmiecha i żartuje. Wieczorem znów zasiadają w altanie na podwórku. Atmosfera jest bardzo przyjemna, ale kiedy Olo kątem oka zauważa podjeżdżający pod dom samochód, niemal sztywnieje. Jego oczy przymrużają się i zmieniają swój wyraz. Wiktoria widzi w nich wściekłość.

-Idziemy.-bierze ją za rękę i wstaje.

-Olivier? nie zostaniecie na kolacji?- babcia jest zdziwiona. Nie dostrzegła jeszcze gości

-Musimy natychmiast wracać.- mówi twardo, nie jest już tym Olivierem, który zaledwie godzinę temu wygrzewał się beztrosko w zbożu

-Olo, o co chodzi?- pyta zdezorientowana Wika.

-Wychodzimy. - pospiesznie ściska dziadka i babcię i ciągnie za sobą Wiktorię w głąb ogrodu nic więcej nie mówiąc.

-Ale...nie  powinniśmy iść w drugą stronę?

-Nie.- odpowiada krótko.

-Hej! Jesteś mi winien wyjaśnienia.- zatrzymuje się nagle i zmusza Oliviera, żeby stanął. On bierze głęboki oddech, jeden, drugi, trzeci. Wika widzi, że jest mu ciężko, ale nie wie, jak mu pomóc. – Siadaj.- mówi w końcu.

-Po co?

-Siadaj!- Olo wykonuje jej polecenie, posłusznie siada między kłosami pszenicy. Wika staje za nim i zaczyna masować mu ramiona. Są twarde. Teraz dopiero spostrzega, jak bardzo jest spięty.

-To nie jest przyjemne.

-Wiem. I nie będzie, dopóki nie odpuścisz.- dotyka go z wielką wprawą i już po kilku minutach jego mięśnie zaczynają się rozluźniać.- Lepiej, prawda?

-Tak.- kiwa głową, ale wciąż ciężko oddycha.

-Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz, ale wymyślmy coś. Nie może tak być, że nagle zupełnie zmieniasz swoje zachowanie. Nie wiem o co chodzi.

-To była moja matka. Z nim.- Wika czuje pod palcami, jak jego mięśnie znów się napinają

-Hej! hej! Nie złość się, bo znowu będzie nieprzyjemnie.

-Nie potrafię! Sama myśl o niej i o nim, doprowadza mnie do szału!

-Ale nie czuję, żebyś był tak spięty, jak jeszcze parę minut temu.- unosi brew.

-Nie lubię, jak ktoś zadaje mi ból i nie mogę oddać.

-Musiałam to zrobić, inaczej wybuchnął byś złością i kto wie, co mógłbyś zrobić! Może wróciłbyś tam i.... no nie wiem! Teraz czuję, że jesteś rozluźniony.

-Znasz się na tym?

-Tak. Jestem fizjoterapeutką.

-To czemu pracujesz w barze?

-Bo muszę odpocząć. Straszne rzeczy widziałam, kiedy to robiłam.

-Rozumiem. Nie wiedziałem, że w ten sposób można rozładować złość.

-Poddałeś się i dlatego się udało. Gdybyś nie odpuścił, to zaczęło by cię boleć jeszcze bardziej i dopiero byś się wkurzył.

-Skąd wiedziałaś, że tego nie zrobię?

-Musiałam spróbować jakoś ci pomóc.

- Ok., od tej pory, jak będzie spina, to dzwonię do ciebie!

-Super! Świetne hasło, „spina”!

-Chyba zacznę go nadużywać!- śmieje się

-Już ci lepiej, co?

-Rozejrzyj się. Siedzimy na środku pola, w zbożu, zaraz zacznie zachodzić słońce, nie ma tu nikogo poza nami, a ty potrafisz zdziałać cuda.- łapie ją za rękę i pociąga do siebie. Oboje przewracają się kładąc wokół siebie łodygi pszenicy. Śmieją się. Olo podnosi się na łokciu i patrzy z góry na Wiktorię, która leży obok niego. Jest opalona i uśmiechnięta. Jej zielone oczy błyszczą, a ciemne włosy mieszają się z gałązkami pszenicy. Puf! Nie może się powstrzymać i całuje ją. Delikatnie, miękko, z uczuciem. A ona się nie broni. Wręcz przeciwnie, całuje go równie czule. I odkrywają się na nowo. Dokładnie wiedzą, co robią i robią to świadomie.  Wokół panuje cisza. Słychać tylko ich pocałunki i coraz szybsze oddechy. I zostają tak w wygniecionej pszenicy do zmroku. Tulą się do siebie, to znów całują. Puf! Wiktoria...tak... to Wiktoria...

Wiktoria ma w głowie mętlik. Wie, że Olivier jest niebezpieczny. Skrzywdził ją już tyle razy, że sama nawet nie chce tego liczyć. Pojawiał się, kiedy była mu potrzebna, a potem znikał. A najgorsze, że zawsze znikał z Martą. To ona zepsuła ich przyjaźń i zabrała go dla siebie. Jak będzie tym razem? Znowu znajdzie się ktoś ważniejszy? Nie wie, co myśleć, ale odsuwa od siebie niepokój. W tej chwili jest szczęśliwa.

Wracają wieczorem. Olo odwozi Wikę do domu i wraca do siebie.

-Długo czekasz?- na tarasie siedzi Gośka

-Trochę. Myślałam, że będziesz wcześniej.

- Gośka, nie mam dziś czasu na pogawędki.

-Rozumiem. Chciałam cię tylko przeprosić za to, jak się zachowałam ostatnio. Głupio mi.

-Spoko. Jakoś zapomnę!- śmieje się Olo.

-Jak nie masz czasu, to ja pójdę.

-Ok. i nie przejmuj się tak. Każdy ma chwile słabości, jak sobie wypije.- mruga do niej i wchodzi do domu. Bierze szybki prysznic i w luźnych spodniach zbiega na dół. Musi zjeść jakąś kolację. Zaczyna od wina. Tak, ten dzień mógł być idealny, gdyby nie matka. A Wika... tak, Wika jest wyjątkowa. Czemu tak szybko o niej zapomniał? Pukanie do drzwi tarasowych.

-Wchodź!- krzyczy Olo z kuchni. Odkąd to Gośka zrobiła się taka subtelna?

-Witam.- w salonie stoi uśmiechnięta Iza. Wygląda jak zwykle obłędnie.

-Nie zamknąłem bramy, co?

-Tak!- śmieje się

-Myślałem, że to ktoś inny. Wejdź, siadaj.

-Spodziewasz się gości?

-Nie, nie! Co cię sprowadza?

-Myślałam, że skoro odwołałeś nasz obiad to dasz się wyciągnąć na kolację.

-Oj.. niekoniecznie! Ale jeśli nie masz innych planów, to jakoś damy radę!

-Mówisz poważnie?

-Jasne! Jak mi tylko pomożesz, to coś chyba da się zrobić!- idą do kuchni. Piją wino, gotują, rozmawiają. Świetnie się przy tym bawią. Widać, że Iza czuje się swobodnie.

Rozstają się przed północą.

jkamp