sty 21 2016

do ilu razy sztuka? 23


23

            Cisza. Tylko cisza i chłodne rześkie powietrze...tego potrzebował. Jest odprężony. Wolno otwiera oczy. To nie sen. W dalszym ciągu leży na dużym łóżku w bladozielonym pokoju. Całe pomieszczenie urządzone jest ze smakiem, choć nie jest wcale duże. Subtelne ozdoby, delikatne kolory, wszystko wokół sprawia wrażenie spokojnego. Olivier oddycha głęboko. Czuje zapach sosnowych igieł, firanka faluje przy każdym podmuchu wiatru. Niestety, pora wstawać. Idzie wolno do łazienki. Jasne kolory, eleganckie dodatki. Właśnie tak to miało wyglądać. Jest zadowolony. Bierze szybki prysznic i schodzi na śniadanie.

-Panie Dati!- wita go recepcjonistka- Rozłączył pan telefon w pokoju, mam dla pana mnóstwo wiadomości.

-Nie teraz pani Olgo. – zatrzymuje ją w pół kroku. Idzie spokojny do wielkiej sali, skąd wychodzi na werandę. Siada przy stoliku najbardziej oddalonym od reszty gości i popija kawę. Czuje się błogo. Z tyłu dobiega go znajomy głos. Rozmawia przez telefon spokojnym tonem. Trochę mówi, trochę się śmieje, w końcu przerywa rozmowę. Olivier nie jest w stanie się opanować. Wstaje i idzie w stronę gościa.

-Witam, panie Golański. Podoba się panu w naszym ośrodku?- zaczyna uprzejmie.

-Tak, oczywiście. Jest doskonale! Myślałem, że znajomi przesadzają, ale sam się przekonałem! Żona jest zachwycona, ja zresztą też! Chciałbym porozmawiać z właścicielem i pogratulować mu dobrego gustu.- mężczyzna najwyraźniej go nie poznał. Nigdy nie był wobec niego tak uprzejmy.

-To akurat ja i bardzo dziękuję za uznanie! Mam nadzieję, że będą się państwo dobrze u nas czuli i jeszcze nas państwo odwiedzą.

-Z pewnością! O! Jolu! To jest....!

-Olivier!!- pani Golańska ma fotograficzną pamięć. Pan Golański bada Oliviera wzrokiem i stara się przypomnieć, skąd może go znać

-Witam, pani Jolu.- uśmiecha się do niej

-No proszę! Co tu robisz? Też odpoczywasz?

-Nie. Pracuję.

-Jolu, pan jest właścicielem.- mówi w końcu pan Golański

-Poważnie? Świetnie! Ośrodek jest bajeczny! Zostajemy tylko na weekend, ale na pewno przyjedziemy tutaj na dłużej!

-Zapraszam, będzie mi bardzo miło państwa gościć.- uśmiecha się- A teraz przepraszam, ale muszę wracać do obowiązków.

-Pewnie! Pewnie! Nie przeszkadzaj sobie!- żegnają się i Olo wraca do swojego stolika. Otwiera laptop i zaczyna przeglądać dokumenty. Słyszy jeszcze stłumione głosy państwa Golańskich. Jola tłumaczy mężowi, kim jest właściciel ośrodka, w którym spędzają czas. Pan Golański mierzy Oliviera wzrokiem i dopiero teraz przypomina sobie nieokrzesanego chłopaka na motorze, który rozkochał w sobie jego małą córeczkę.

Olivier stara się nie wchodzić Golańskim w drogę, głównie ze względu na to, żeby przypadkiem nie natknąć się gdzieś na Martę. Sam przed sobą nie chce się przyznać, że boi się spotkań z nią. Był pewien, że te lata u ojca uleczą sytuację, ale teraz stracił tę pewność.  Nie może zapomnieć jej zachłannych ust, kiedy go całowała. Od tamtego popołudnia, kiedy po raz ostatni widział ją wściekłą w swoim ogrodzie, nie dzwonią do siebie. Ale już wtedy nie miał siły powiedzieć jej, że nie chce jej w swoim życiu. Prawda jest niestety zupełnie inna. Każdą dziewczynę traktuje tak, jakby był z nią tylko na chwilę. Nie potrafi się zaangażować. Żadna nie jest na tyle dowcipna, inteligentna, żadna nie jest Martą. Jak to możliwe? Przecież tyle pięknych kobiet przewinęło się przez te lata we Francji, a on nie potrafił żadnej z nich docenić, nie mówiąc już nawet o głębszym uczuciu. Właściwie odetchnął, kiedy Wiktoria odeszła. Od początku do tego dążył, nie traktował jej poważnie i ulżyło mu, że go zostawiła.

Zamyka się na balkonie swojego pokoju. Ma stąd piękny widok, ale przede wszystkim spokój. Wyłączył telefon w pokoju i komórkę. Siada nad dokumentami. Słowacki hotelarz jest zainteresowany współpracą z Dati Spa. Olo musi przejrzeć ofertę i zastanowić się nad dalszymi krokami. Nie ma dużo czasu. Spotkanie wyznaczono na za kilka dni. Żeby się skupić Olivier potrzebuje ciszy, a tutaj znajdzie ją na pewno. Prosił, żeby mu nie przeszkadzano, więc nie spodziewa się żadnego towarzystwa. Jest naprawdę gorąco. Mimo cienia wielkich drzew na balkonie trudno wytrzymać. Olivier zdejmuje koszulkę zostając tylko w luźnych, lekkich dresach. Zakłada na nos ciemne okulary i na chwilę wyłącza myślenie. Wpatruje się w pustą przestrzeń. Kiedy w końcu zaczyna pracować, nie czuje się już tak swobodnie jak przed chwilą. Spacerujące na dole kobiety zasiadły pod jego balkonem i rozmawiają. Olo spogląda na nie z wysokości pierwszego piętra, na którym się znajduje. Są beztroskie. Pewnie zostawiły w domu mężów, dzieci i kłopoty, a tutaj chcą po prostu odpocząć. Widać, że są sobie bliskie. Doskonale czują się w swoim towarzystwie. Co chwilę patrzą w jego stronę. W końcu któraś nie wytrzymuje.

-Nie szkoda panu czasu na pracę?

-Szkoda, ale ktoś musi pracować, żeby panie mogły odpoczywać.- uśmiecha się

-Och! Takich to my już mamy! Może pan nam potowarzyszy?

-Bardzo chętnie, ale niestety, sprawy służbowe ścigają mnie aż tutaj.

-Powinien pan koniecznie poznać ośrodek i okolice! Jest naprawdę pięknie!

-Zrobię to w wolnej chwili.

-Cóż! Jeśli jest pan taki nieugięty, to nie będziemy przeszkadzać. Do zobaczenia!

-Do widzenia. – Olo nie ma zamiaru spoufalać się z klientkami. Gdyby to zrobił, nie miałby możliwości spokojnego przebywania w swoich ośrodkach. Dobrze wie, że osoby, które tutaj przyjeżdżają, nie robią tego jednorazowo. Często powtarzają swoje wizyty kilka razy do roku. Tego nauczył się przebywając u ojca. Mimo tego, że Dati senior znał doskonale swoich stałych bywalców, nigdy nie dał się wciągać w nic więcej, niż grzecznościowe, zdawkowe rozmowy lub prywatne sprawy gości.

            Tuż przed spotkaniem ze słowackim hotelarzem w ośrodku pojawia się Iza. Jak zwykle nienagannie ubrana i umalowana. Olivier już nie raz przekonał się, że jej uroda i swoboda z jaką nawiązuje kontakty, jest bardzo pomocna przy wszelkich spotkaniach biznesowych.  Iza bez wahania zgodziła się przyjechać do Zakopanego. Zawsze jest chętna do pomocy i bez żadnych problemów załatwia wszelkie sprawy. Olo ceni ją za to. Mają też niepisaną umowę, że na wszelkich spotkaniach, ma go pilnować. Olivier ma skłonności do popadania w tarapaty, a Iza zawsze jest chłodna i opanowana. Czasem Olo śmieje się, że jest jego aniołem stróżem i gdyby nie ona, jego interesy nie szły by tak dobrze. Często spotykają się na firmowych imprezach i nawet wtedy Iza ma mieć na niego oko. Niestety, Olivier nie stroni od alkoholu, co bardzo źle odbija się na jego opinii wśród pracowników, bo już niejednokrotnie sekretarka niemal wyciągała go z taksówki, w której siedziała inna pracownica. Tak, Olo sam potrafi stwarzać dla siebie zagrożenie, ale jak do cholery ma zapomnieć o Marcie, skoro natyka się na nią co krok!

Spotkanie odbywa się w jednej z niewielkich sali konferencyjnych. Słowak jest zachwycony zgodą na współpracę, a zarazem oczarowany pięknym uśmiechem Izy. Przyśpiesza to wszelkie rozmowy. Po ich zakończeniu idą na obiad. Gość Oliviera zostaje zaproszony na pobyt w ośrodku. Sprawy poszły rewelacyjnie. Wieczorem Olo zaprasza Izę na kolację i stara się ignorować jej zaloty. Już od dawna zauważył, że kobieta z nim flirtuje przy każdej możliwej okazji. Jest jednak niezastąpiona w pracy, więc Olo skutecznie się jej opiera.

-To wspaniałe miejsce. Nigdy tu nie byłam.

- Powinnaś zobaczyć, jak wyglądają ośrodki prowadzone przez ojca.

-Wolę spędzać czas w Polsce. Sieję patriotyzm! Uważam, że i u nas są piękne miejsca! Na przykład to.

-Kiedyś bardzo lubiłem tu przyjeżdżać.

-A teraz nie?

-Nie. Jestem tu, bo muszę. Gdyby nie to, już dawno wróciłbym do domu.

-To ma jakiś związek z twoimi prywatnymi sprawami?

-Po części tak. Nie chcę o tym mówić.- uśmiecha się.

-Ok., jasne!

-A ty? Gdzie lubisz wyjeżdżać?

-Najczęściej....- Iza zaczyna opowiadać, ale dla Oliviera zatrzymuje się czas. Wpatrują się w niego niebieskie oczy kobiety, która stoi przy barze. Odgarnia z twarzy kosmyk blond włosów i uśmiecha się. Ma na sobie kolorową koszulkę i krótkie spodenki. Jest piękna. Olo czuje, że kręci mu się w głowie. O nie. Tego chciał uniknąć.

-Chodźmy stąd. Muszę wyjść.- przerywa Izie i wstaje od stolika.

-Ej, chwila! Co się dzieje?- wychodzi za nim na taras- Coś nie tak?

-Muszę iść do siebie.

-Źle się czujesz? Jesteś na coś chory?- patrzy na niego zaniepokojona

-Nie. Jestem zmęczony. Poza tym, czuję, że ten wieczór mógłby się skończyć bardzo niezręcznie dla nas obojga. Bardzo miło było zjeść z tobą kolację.- próbuje odejść

-Olivier...poczekaj...- łapie go za rękę

-Iza, cenię twoje zaangażowanie i twoje towarzystwo, ale pracujemy razem. Rozumiesz?

-Zwolnij mnie.- mówi zdecydowana.

- Nie jestem taki, jaki się wydaję. Nie będzie ci ze mną dobrze.

-Skąd możesz to wiedzieć?

-Zaufaj mi. Nie silę się na randki, prezenty, kwiaty. Jestem indywidualistą.  Robię to, na co mam ochotę i z niczego się nie tłumaczę. To trudne do zaakceptowania. Wolę spędzać czas sam niż w towarzystwie, wolę biegać niż siedzieć w kinie, wolę bić niż być bitym. Nie chcę, żebyś miała do mnie żal.

-Nie pozwolisz się do siebie zbliżyć, co?

-Nie. Mam już grono bardzo bliskich przyjaciół. Znamy się od lat. Łatwo jest zawrzeć ze mną znajomość, ale nie szukam przyjaźni, a tym bardziej nie szukam miłości.

-Czemu? Dobrze ci samemu?

-Lepiej mi samemu. Mam nadzieję, że w naszych zawodowych relacjach nic to nie zmienia.

-Nie, nie zmienia.

-Ok. a teraz idę do siebie. Dobranoc.

-Dobranoc.- Olivier zostawia oszołomioną Izę na tarasie i czym prędzej zmierza do swojego pokoju. Chce zamknąć się w czterech ścianach, zasunąć rolety i przespać cały jutrzejszy dzień. Niestety, to nierealne. Znów spotykają się ze słowackim hotelarzem, omawiają resztę spraw i w końcu podpisują umowę. Olo oddycha z ulgą. Może wrócić do domu. Pakuje się i nie żegnając z nikim, zostawia klucz w recepcji. Kiedy wrzuca bagaż do auta słyszy za sobą jej głos.

-Znowu uciekasz?- rozgryzła go

-Nie. Wracam do domu. – odpowiada nie patrząc na nią

-Oli...mnie nie oszukasz.

-Nie mam zamiaru cię oszukiwać.

-Chodźmy na kawę.- Marta staje tak, żeby widzieć jego twarz

-Trochę się spieszę.

-Kilka minut cię nie zbawi. Chodź.- nie potrafi jej odmówić. Rusza za nią na taras. Zamawiają kawę i rozmawiają. Głównie o ośrodku, ale też o wakacjach i o masie różnych rzeczy, zupełnie nie związanych z ich przeszłością. Dla Oliviera jest to trudne przeżycie. Chciałby jej wykrzyczeć, że bardzo go zraniła, że jak mogła i jeszcze kilka tym podobnych pytań, ale wie, że odpowiedzi mogły by być bardzo zaskakujące, więc woli zostawić to tak, jak jest. Woli nie pytać i nie wiedzieć.

-Mam nadzieję, że nie zajęłam zbyt dużo twojego cennego czasu?- śmieje się

-Teraz nie mam wyjścia. Będę musiał zostać na obiad.- wzrusza ramionami

-To może zjesz go ze mną?

-Marta, nie wiem, czy to dobry pomysł.

-Dlaczego nie. Jesteśmy dorośli i chyba szanujemy swoje wybory i swoje decyzje, prawda?- patrzy na niego przenikliwie. Olo uśmiecha się szeroko

-Taka stanowcza jesteś w pracy?

-Tak, tam też. Więc?

-Chyba nie mogę ci odmówić.

-Jak byś zgadł! Chodźmy.

-Dokąd?

-Jesteśmy w Zakopanym. Uwielbiasz to miasto. Zaproponuj coś.

-Nie odpowiadają ci propozycje naszej kuchni?

-Przeciwnie. Jedzenie jest wyśmienite, ale chcę pospacerować.

-Nie byłem tutaj od bardzo dawna.

-Za to ja spędzam tu każdy wolny weekend.

-Dobrze. Oprowadź mnie!- rezygnuje i daje się jej porwać. Chodzą spokojnie uliczkami, które dobrze znają. Jest pięknie i ciepło, wieje delikatny wietrzyk.

-Zostań jeszcze. Nie musisz chyba tak szybko wracać?

-Muszę- kłamie

-Czyżbyś planował spędzić sobotę i niedzielę w biurze?

-Mam kilka spraw, nad którymi muszę się zastanowić.

-Nie przesadzaj! Gdybyś został, jutro wybralibyśmy się na wycieczkę w góry. Mam weekend tylko dla siebie, chcę to jakoś wykorzystać.

-Zastanowię się.

-Bardzo się zmieniłeś, wiesz?

-Nie miałem wyjścia.- uśmiecha się, ale Marta widzi smutek w jego oczach. Zapada między nimi cisza.

-Chodź! Mają tu niewiarygodne lody!- Marta śmieje się, a Olo robi wielkie oczy i patrzy na nią z niedowierzaniem

-Lody?- zaczyna się śmiać- Serio?

-Tak!

-Ty też się zmieniłaś! Jesteś bardziej szalona, niż kiedyś!- Olivier musi przyznać, że czuje się dobrze w jej towarzystwie. Świetnie się bawi, odsuwając niepokój na dalszy plan. Sam siebie przekonuje, że to tylko kilka niezobowiązujących chwil i kiedy wróci do pracy, wszystko będzie, jak dawniej. Po całym tygodniu w napięciu pozwala sobie na odpoczynek.  To tylko jeden weekend. Jeden weekend i koniec. Wracam do swojego życia. Tak bardzo chciałbym ją pocałować..., myśli.

            Następnego dnia rano wychodzą w góry. Pogoda jest piękna. Słońce grzeje jak oszalałe. Olo wie, że tutaj to tylko pozory, ale Marta, jak zwykle nie daje się przekonać. Idą dobrze im znanym szlakiem. Po drodze mijają kilku turystów. Nie ma się co dziwić! W taki upał mało komu chce się chodzić po górach. Robią sobie odpoczynek, siadają na trawie i piją kawę, którą ze sobą zabrali. Gdzieś w oddali słychać pierwszy grzmot, ale nie zważają na to. Nic nie zepsuje tego dnia. Niestety, burza przychodzi szybciej niż oboje sądzili. Chowają się w jakimś paśniku. Oboje są przemoczeni. Deszcz zacina z każdej strony. Marta tuli się mocno do Oliviera, a on stara się owinąć ją swoją kurtką. Nie są przestraszeni, wręcz przeciwnie, śmieją się. Już dawno żadnemu z nich nie było tak dobrze. Olo czuje odurzający zapach jej perfum, Marta kryje się w jego silnych ramionach. W tej jednej chwili, kiedy patrzą na siebie, przemoknięci do suchej nitki świat staje w miejscu, jak za dawnych lat. Są tylko oni i nic poza tym. Nic nie jest ważne. Na ziemię sprowadza ich nagły grzmot i poryw wiatru. Tulą się do siebie mocniej i tak przeczekują całą ulewę. Niestety, nie trwa ona wystarczająco długo, żeby mogli znów nacieszyć się sobą. Powoli przestaje padać. Mimo tego, że są mokrzy i zmarznięci wracają do ośrodka w doskonałych nastrojach, nie roztrząsając niczego. Dobrze bawią się w swoim towarzystwie.

Po powrocie Olivier szybko znika w swoim pokoju. Nie może spędzać z nią tyle czasu. Nie może! Idzie  do sauny. Jak dobrze, że dziś taki piękny dzień. Jest tylko on. Od razu opada na siedzenie i przymyka oczy. Błogi spokój. Nie jest mu jednak dane cieszyć się samotnością. Po chwili otwierają się drzwi. Olo nawet nie otwiera oczu. Nie ma ochoty na pogawędki. Potrzebuje odpoczynku.

-Czemu uciekłeś?- Marta

-Myślałem, że potrzebujesz chwili dla siebie.

-Gdyby tak było, nie poprosiłabym, żebyś został.- przysiada się do niego. Olo oddycha głęboko i próbuje się zrelaksować, ale nie może przestać myśleć o Marcie, która półnaga siedzi tuż obok niego. Wzdryga się, kiedy czuje jej dłoń na swojej. Mocniej zaciska powieki.

-Cieszę się, że tu jesteś- mówi  spokojnie

-Jutro wracam do Częstochowy. – postanawia twardo

-Ja też i bardzo tego nie chcę. Może uda nam się to powtórzyć?

-Marta, ja nie mogę.

-Nie rozumiem.

-Doskonale rozumiesz. Nie mogę tak funkcjonować. Nie potrafię się z tobą przyjaźnić. To dla mnie strasznie wyczerpujące.

-Uważasz, że dla mnie to proste? Otóż, nie, ale wolę to niż znowu stracić cię z oczu.

- Nie dam rady.

-Oli, nie rób mi tego, nie znikaj.

-Nie powinienem był tutaj zostawać.

-Przecież świetnie nam było razem.

-Problem polega na tym, że nas już nie ma.

-Możemy to zmienić.

-Nie chcę. Nie przetrwam kolejnego rozstania, a ty nie jesteś w stanie zagwarantować, że do tego nie dojdzie, ja zresztą też nie mogę nic obiecać.

- Uważasz, że nie warto?

-Nie mam zamiaru tego sprawdzać.

-Rozumiem, że wracamy do układu sprzed kilku dni?

-Tak będzie najprościej.

-A jeśli się nie zgodzę?- Olo nagle otwiera oczy i patrzy na nią zbolałym niemal przerażonym wzrokiem. Marta wychodzi, nie jest w stanie tego znieść.

jkamp