lut 09 2016

do ilu razy sztuka? 27


27

            Słońce, upał... popołudnie będzie jeszcze bardziej nieznośne. Też sobie wybrali! Ślub w lipcu! Olivier właśnie jedzie po Izę. Nie może uwierzyć, kiedy widzi ją wychodzącą z klatki. Musi przyznać, że wygląda zjawiskowo. Ma krótką czerwoną sukienkę, która doskonale podkreśla jej wąską talię i niezwykle zgrabne nogi. Olo otwiera jej drzwi i uśmiecha się.

-Coś nie tak?

-Przeciwnie! Wyglądasz świetnie!

-Cieszę się, że sprostałam wymaganiom, panie prezesie!

-Byłem pewien, że im sprostasz!

Ślub w jednym z mniejszych kościołów w mieście, za to wesele na 200 osób. Szaleństwo.

Stoją na placu. Przed salą bawi się gromadka dzieci. Na boku stoi mała blondynka i poprawia bransoletki. Z całej grupy wyróżnia się czarnowłosa szalejąca dziewczynka w niebieskiej sukience. Nie przejmując się niczym biega jak szalona i śmieje się głośno. Olo obserwuje ją przez chwilę. W tłumie zjawia się Mateusz Wipler, ale myśli Oliviera przerywa Iza.

-Powiedz mi, dlaczego masz taki dziwny stosunek do kobiet?

-Nie rozumiem.

-Z mojego punktu widzenia, to każdą masz tylko na chwilę, dla zabicia czasu.

-Nic na to nie poradzę.- odpowiada zdawkowo rozglądając się za prawnikiem

-Nie chcesz założyć rodziny?

-Może kiedyś. Na razie nie myślę o tym.

- Żadna na ciebie nie zasługuje?

- To nie to.- uśmiecha się blado.

- Słyszałam, że jest ktoś, kto nie daje ci spokoju od bardzo dawna.

-Iza, daj spokój! Nie chce mi się o tym rozmawiać. Nie czuję się na siłach na jakikolwiek związek.

-Czyli jednak! Wiedziałam!

-Pani detektyw, chodźmy na salę.

-Mogę się założyć, że ona tu jest.

-Iza!- mówi ostrzegawczo Olo, co dodatkowo ją upewnia.

            Impreza trwa w najlepsze. Olivier świetnie się bawi z Izą. Paweł zorientował się już wcześniej, że Olo  raczej niezręcznie będzie się czuł siedząc przy Marcie, więc posadził go prawie na drugim końcu sali. Muzyka, jedzenie i towarzystwo jest świetne. Olo jest w swoim żywiole, a Iza okazuje się być imprezową duszą, jak trochę się rozluźni. Nigdy by jej o to nie podejrzewał, ale cieszy się z jej obecności.

-Idę zapalić. – decyduje, kiedy widzi wychodzących Marcina i Grześka.

-Idź. Zostanę.- przytakuje Iza, po czym Olo rusza za przyjaciółmi.

-I jak, stary?

-Super.- mówi mało przekonująco Olivier

-Chyba niekoniecznie!

-Dlaczego? Naprawdę świetnie się bawię.

-I nie przeszkadza ci, że...?

-Dziś nic mi nie przeszkadza, Marcin.

-Czyżby seksowna sekretarka zdobyła bazę?

-Wżyciu! Za dobra jest w swojej pracy! muszę ją awansować, może wtedy da mi spokój.- śmieje się Olo. Stoją tak na tarasie i rozmawiają. Dołącza do nich Paweł. Zaczynają się śmiać, gratulować i ściskać. Jednak Olivier wychwytuje jakąś kłótnię obok tarasu. Już wie, że to Marta. Jej głos poznałby wszędzie. Jest zdenerwowana i jakby nieco przestraszona.

-Idziesz?- pyta w końcu Marcin

-Tak! Za chwilę!- zostaje z grupką ludzi na tarasie. Powoli idzie w kierunku, z którego dobiegają głosy. Stoi ponad kłócącą się parą. Obserwuje wściekłą Martę i jakiegoś mężczyznę. Po chwili dociera do niego, że to Wipler. Jest ostro wstawiony i robi swojej byłej żonie wyrzuty o to, że ich małżeństwo się skończyło. Olo przysłuchuje się chwilę i nie może uwierzyć, że prawnik wini za wszystko właśnie jego. Chyba nie chce zrozumieć dlaczego.

-Puść mnie!- wykrzykuje w końcu Marta. Olivier spogląda w dół. Wipler szamocze się z Martą, która próbuje wyrwać się z jego ramion. Cóż, nie udaje jej się to. Prawnik to wysoki, postawny facet, w przeciwieństwie do niej. Olo zręcznie przeskakuje barierkę. Kłócąca się para jest zdumiona jego nagłym pojawieniem się. Na twarzy Marty pojawia się ulga, za to Wipler jest wściekły.

-Jak zawsze nie w porę.- patrzy na Oliviera z zaciśniętymi pięściami- Przestań wtrącać się w nasze życie!

- Zostaw ją.- mówi spokojnie Olo

- Chyba nie powinno cię obchodzić, co i z kim tu robię.- Olivier widzi, jak Wipler zaciska pięści i rusza w jego kierunku. Marta już wie, jak się to skończy.

-Mateusz! Przestań!- mówi groźnie, ale na niego to już nie działa. Bierze zamach i... bach! Pada na ziemię po pewnym i starannie wymierzonym ciosie Oliviera. Próbuje się podnieść, ale Olo wymierza mu drugie celne uderzenie, rozcinając łuk brwiowy. Teraz sam przed sobą musi się przyznać, że od zawsze chciał to zrobić!. Krew płynąca strużką po twarzy kapie na rękaw białej koszuli. Olo  jest pewien, że Wipler już się nie podniesie, nachyla się nad nim i mówi z wściekłością.

-Jeśli coś jej zrobisz, to słowo daję, zatłukę cię.

-Pozwę cię o napaść!- jęczy Wipler

-Pozwij, tylko zastanów się, co ona na to powie.- wskazuje na Martę, po czym wstaje i odchodzi, jakby nic się nie stało.

Idzie prosto do łazienki, ale w połowie sali zatrzymuje go Iza. Widzi, że coś jest nie tak i mierzy go wzrokiem.

- Szukałam cię.- uśmiecha się

-Byłem na zewnątrz.

-Ale chyba nie na tarasie, bo cię tam nie spotkałam.

-Nie, nie na tarasie.

-Co to.... jest?- Iza spostrzega zakrwawioną rękę Oliviera.

-Nic takiego. Zaraz wrócę.

-Na minutę nie można cię spuścić z oka!- kiwa głową z niedowierzaniem.

-Po to tu jesteś prawda?- mruga do niej

            Nad ranem jest proszony o wyjście z zabawy. Policja. Olo uśmiecha się pod nosem. Zna funkcjonariusza bardzo dobrze, to chłopak, z którym grali w siatkówkę w gimnazjum. Kuba też go poznaje, ale chyba nie jest mu do śmiechu, że musi przekazać mu niezbyt dobre wiadomości. Olivier za to jest pewien, że to sprawka Wiplera.

- Cześć Olivier, mamy nieprzyjemną informację.- policjant zachowuje się bardzo formalnie.

-Tak myślałem, kiedy was zobaczyłem.

-Bardzo prosimy, żebyś  poszedł z nami.

-Olivier, co się dzieje?- Iza szeroko otwiera oczy

-Już teraz? Daj spokój, nie mogę się zgłosić, jak trochę się ogarnę?

-Chcieliśmy prosić o wypełnienie pewnych dokumentów.

-Dokumentów? Jakich dokumentów? To jakiś żart? O co chodzi? Kuba weź mów wprost!

-Twój dom został podpalony. W areszcie mamy podpalacza i zeznanie świadka.

-Mój dom? Podpalony?

-Tak. Niejaki pan Mateusz Wipler dokonał tego czynu.

-Mam tam po co jechać?

-Spłonęła tylko część garażu, w tym motor. Pożar szybko udało się ugasić, dzięki interwencji naocznego świadka.

-Rozumiem. Już z wami jadę.

-Pojadę z tobą.

Ranek dłuży się w nieskończoność. Wszyscy są zmęczeni. Ciągłe pytania, zeznania, maglowanie w kółko tego samego. Olivier zaczyna powoli tracić cierpliwość.

-Chcę stąd w końcu wyjść.- mówi do Kuby, którego łapie w przelocie.

-Jeszcze tu jesteś?- dziwi się chłopak

-Tak! Siedzę tu od 5 rano. Jest 9! Muszę się przebrać, zjeść coś i zobaczyć w jakim stanie jest mój dom.

-Olo, to nie zależy ode mnie.

- Ileż to może trwać!

-Olivier.- Iza kładzie mu rękę na ramieniu, a on bierze głęboki oddech.

-Kuba!  Mów co się tutaj, kurwa dzieje!

-Daj mi chwilę.- chłopak przechodzi przez komisariat i szybko załatwia, że Olo i Iza mogą spokojnie wracać do siebie. Zatrzymują się jeszcze przed budynkiem.

-Czemu to tyle trwało?

-Olo, ten facet oskarża cię o pobicie. Faktycznie ma rozwalony nos i łuk brwiowy. Wiesz coś o tym, prawda?

-Wiem.

-Tak myślałem- uśmiecha się Kuba.- Spoko. Jakoś to ogarniemy. Teraz jedź do domu.

-Dzięki.- ściska mu dłoń i wsiada do taksówki. Jest naprawdę zmęczony.

            Dom wygląda nie najgorzej, za to z garażu nić nie zostało. Kupa sterczących niedopałków, a wśród nich jego nowy motor. Dobrze, że chociaż BMW Z4, które dostał od ojca musiał zabrać. Widok jest żałosny. Niech to szlag! Nie ma nawet siły dłużej się nad tym zastanawiać. Pada tuż po wzięciu prysznica.

            Budzi go natarczywy dzwonek domofonu. I szczekanie psa. Zwleka się powoli z łóżka i otwiera nie pytając nawet kto to. Chyba mało go już dziś zdziwi. A jednak.

- Obudziłam cię?

- Tak, ale to nic. I tak miałem wstać.

- Oli! Tak mi przykro!

- Nie twoja wina.

-Boże! Oli! Nie miałam pojęcia, że tak się to skończy!

- Powinienem był nad sobą zapanować.

- Dziękuję.

-Nie wracajmy do tego. Chcesz kawę?

-Poproszę.

- Wyjdźmy na taras. Muszę zapalić.

-Jasne!- Marta idzie za nim posłusznie i siadają na miękkich ogrodowych meblach.

-O której skończyła się impreza?

-Kilka minut po 7.

-Żałuję, że nie mogłem zostać do końca.

- To przeze mnie. Powiedziałam Mateuszowi o parę słów za dużo.

-Nie chcę się w to mieszać. To sprawa między wami. I tak za dużo już zrobiłem.

-Gdyby nie ty...

-To miałabyś całkiem udane życie!- wybucha śmiechem

- Moje życie jest udane, ale głównie dzięki takim chwilom, jak ta teraz.

-Nie chcę o tym mówić.

-Do cholery jasnej!- wybucha nagle Marta. Olo kamienieje, nie ma pojęcia, co ma zrobić. Nigdy nie widział Marty tak wkurzonej- Co ty sobie wyobrażasz? Nie rozumiem cię! Nie chcesz mnie widzieć, a niedługo potem kochasz się ze mną, a potem znów nie chcesz mnie widzieć! Jak długo to jeszcze potrwa?

-Prawda jest taka, że ja nie chcę cię znać, ale bez przerwy o tobie myślę. Nie potrafię nad tym zapanować.

-Pocałuj się w swoją egoistyczną dupę, wiesz? Czemu nie możesz przyznać, że ciągle mnie kochasz? To takie trudne? Ja zaryzykowałam wszystko! Chcę z tobą być! Kocham cię i to się nigdy nie zmieni!

- Daj spokój Marta!

-Nie! Nie mogę tak żyć! Zdecyduj coś!!

- Zdecydowałem! Zdecydowałem już bardzo dawno temu, ale ty nie pozwalasz mi odejść! Nie mogę ułożyć sobie, życia, bo kiedy wszystko jest na dobrej drodze, zawsze ty się pojawiasz! A ja dla ciebie.... kurwa mać!- rzuca kubkiem o taras i wchodzi do domu starając się uspokoić emocje.

-Tak! Jasne! Rozwal coś, a potem uciekaj! Jak za starych dobrych czasów, co?! Cholerny wariat! – w złości krzyczy Marta. Olo zatrzymuje się w pół kroku, ale zanim dociera do niego znaczenie tych słów, Marta znika.

Do cholery! Ma rację! Gdyby nie jego upór, to pewnie nigdy by się nie rozstali... przemyka mu przez myśl. Chociaż! Chwila! Chwila! Z jakiej racji on, Francuz, ma się komukolwiek z czegokolwiek tłumaczyć? Kurwa mać! Powinna mu wierzyć! Nigdy jej nie okłamał! Nigdy! Odkąd byli razem nie oszukał jej w niczym! Sam też wierzył we wszystko, co mówiła! Nie przeszło mu przez myśl, że mogłaby coś kręcić! Chciał się z nią ożenić! Zrobiłby dla niej wszystko! Niech to szlag! Ja pierdolę! Nie może nawet nikomu nawrzucać! Dupa!

            Wsiada do auta i jedzie wprost do jej mieszkania. Wie, że najpewniej tam ją zastanie. Prawie rozpłaszcza jakiegoś człowieka na klatce, który przytrzymuje mu drzwi. Znów jest sobą. Tym, którym był, kiedy poznał Martę, tym, którym był, zanim Patrycja go zmieniła. Kipi złością. Nie zważa na nic i na nikogo. Niemal wyłamuje drzwi do mieszkania Marty.

-Ty pusta idiotko!- grzmi na całe gardło i w tym krzyku jest cała jego gorycz. Nigdy nie sądził, że mógłby się o niej zwrócić w ten sposób, ale nie panuje już nad sobą. Marta jest w szoku. Szeroko otwiera usta i patrzy na niego ogromnymi oczami, ale Olo podchodzi do niej. Jest napięty, gotowy do walki- Zrobiłbym dla ciebie wszystko! Wszystko! Rozumiesz, co to, kurwa znaczy? Rozumiesz? Wróciłem tu po roku tylko dla ciebie! Przez ten czas nie myślałem o nikim innym, ale ty zachowałaś się jakbym był jakimś pieprzonym kryminalistą! Nie zabiłem tego gnojka, Przemka! A może powinienem był! Nie tknąłem go nawet! Zrobił to ktoś, kto uznał, że mu się to należy! Nic mi do tego! Nie liczył się dla mnie prokurator, policja, śledztwa, tylko to, co ty myślałaś, a ty uważałaś inaczej! Ale jakoś dałem radę! Starałem się zapomnieć i szło mi całkiem nieźle! I wtedy ten ślub! Marcin wydzwaniał kilka razy dziennie, żebym przyjechał! Zrobiłem to dla niego, chociaż wiedziałem, że tam będziesz! Znowu się zakochałem! Chciałem tylko z tobą być! Zapomniałem o wszystkim! Nic się nie liczyło, tylko ty! Ale ty się zaręczyłaś i jakby tego było mało, byłaś w ciąży! Niech to szlag! Czemu mi wtedy nie powiedziałaś? Nie robiłbym sobie nadziei! Myślałem, że znowu będziemy razem! Tylko, że ty wcale tego nie chciałaś! Byłem w stanie zostawić wszystko wrócić do ciebie na kolanach, jak zbity pies! Kurwa mać! I teraz przychodzisz do mnie z wyrzutami, że cię nie chcę? Że jestem egoistą? Kocham cię, jak nikogo innego i nigdy o tobie nie zapomnę! Zawsze będę cię kochał, ale po raz kolejny nie dam rady! To już za dużo, nawet, jak na mnie!- Olivier odwraca się i próbuje odejść, ale zatrzymuje go Marta, która chwyta go za dłoń

-Nie uciekaj. Zostań. Wyjaśnijmy to raz, na zawsze.

-Nie chcę niczego wyjaśniać. Za kilka dni wracam do ojca.

-Oli, proszę. Daj mi szansę.

- Kolejną? Chyba żartujesz!

-Ostatnią. Jeśli tym razem uznasz, że nie warto, jakoś będę musiała to przeboleć. Usiądź.- łagodny ton jej głosu sprawia, że Olo siada na kuchennym krześle.

-Co masz mi do powiedzenia?- niecierpliwi się

-Chyba będzie lepiej, jak zacznę od początku. To, co wyobraziłam sobie o Przemku, jest po części winą mojej rodziny. Pewnie sam już to wiesz.

-Jakże by inaczej! Wszechwładny pan ordynator!

- Muszę przyznać, że miał na mnie w tamtym czasie bardzo duży wpływ. Wiesz dobrze, że był dla mnie wzorem we wszystkim. Nigdy nie sądziłam, że w czymkolwiek może się mylić.

-Tak, i dobrze znał takich ludzi, jak ja, prawda?

- Oli...daj mi wytłumaczyć...

-Nie wiem, czy chcę słuchać dalej.

-Ja pozwoliłam ci wpaść do mojego domu i na mnie nawrzeszczeć, więc jesteś mi winny rewanż, nie sądzisz? – Olo kiwa tylko głową.- Poza tym... ślub Marcina... tak, byłam zaręczona, ale nie byłam w ciąży. Chciałam tylko ciebie. Czekałam na twój powrót! Wiedziałam, że też tam będziesz i spotkamy się i.... ale ty się dowiedziałeś o Mateuszu i wtedy zaaranżowałeś to okropne spotkanie w restauracji. Byłam na ciebie bardzo zła, dlatego powiedziałam ci tyle okropnych rzeczy. Nigdy tak nie myślałam, chciałam tylko, żebyś cierpiał. Tylko to.

-Tylko to...- powtórzył niemal bezgłośnie

-Tak. Tego wieczoru chciałam zerwać zaręczyny, ale wypadek i twój pobyt w szpitalu... tam pojawiła się ta dziewczyna, która powiedziała, że jest dla ciebie najbliższą rodziną.... myślałam, że się ożeniłeś...

-Nie mogła powiedzieć niczego innego...

-Teraz to wiem, ale w tamtym czasie wyglądało to inaczej. Dokładnie tego dnia dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie miałam innego wyjścia, musiałam ożenić się z Mateuszem. Nikt mi nie powiedział, że tamta dziewczyna to Natalka...nie poznałam jej...

-Chwila! Niczego nie rozumiem. Co ty właściwie chcesz mi powiedzieć?

-Że to było twoje dziecko, Oli.

- To niemożliwe.- Olo kręci głową i patrzy na Martę z niedowierzaniem

- Nie okłamałam cię wtedy. Nie byłam z nikim od twojego wyjazdu, nawet z Mateuszem. Zwłaszcza z nim.

-Nie... to niemożliwe- powtarza Olivier

- Nie umiałam żyć bez ciebie. Te chwile, które spędziliśmy razem, były dla mnie wszystkim. Nie mogłam jeść i nie mogłam spać.... straciłam nasze dziecko po trzech miesiącach... nigdy sobie tego nie wybaczę.

-Muszę wyjść.- Olivier szybko podnosi się z krzesełka. Jest otępiały po tym, co usłyszał. Kręci mu się w głowie.

-Zaczekaj.

-Za chwilę zwymiotuję. Muszę wyjść.- z mętlikiem myśli opuszcza mieszkanie Marty. Co powinien teraz zrobić? Nigdy nie prosił nikogo o radę. Nigdy nikogo nie pytał, ale teraz... teraz musi z kimś porozmawiać, bo inaczej zwariuje.

-Słucham Olivier.- miękki kobiecy głos odbiera jego telefon

-Muszę się z tobą zobaczyć.

-Nie bardzo mam czas...

-Przyjedź, albo powiedz gdzie, ja przyjadę... proszę...

-Olivier, co się dzieje?

-Pat, proszę.

-Dobrze. U Włocha...za... piętnaście minut?

-Czekam.- Olo wie, że tylko ona może mu podpowiedzieć coś rozsądnego. Po kilku chwilach zasiada w kawiarni i pali papierosa za papierosem, jest blady i zdenerwowany, jak nigdy.

-Olivier!- na jego widok Patrycja zamiera. Już wie, że coś jest nie tak. Olo mówi jej o wszystkim. O tym, jak poznał Martę i co dalej się wydarzyło. Patrycja zna część tej historii. Ona i matka Marty są bliskimi przyjaciółkami.

Olo jest zdesperowany. Jeszcze nigdy nie czuł się tak, jak teraz. Z jednej strony ulżyło mu, ale z drugiej, czuje, że dusi się we własnym ciele. Jest mu niedobrze i w dalszym ciągu kręci mu się w głowie od nadmiaru informacji. Musi jednak przyznać, że nie ma jeszcze takiej rzeczy, która nie spotkała go w związku z Martą. Mają za sobą już właściwie wszystko.

-Jak mam ci pomóc?

-Porozmawiaj ze mną. Nakieruj na coś.

-To zależy, co dalej planujesz.

-Nie wiem.

-Więc przemyśl to, bo jeśli chcesz być z nią, to musisz zacząć wszystko od nowa.

-Jak?

-Przecież jesteś najsłynniejszą partią w mieście. Wymyśl coś. Rusz głową.

-W tej chwili wolałbym zdać się na ciebie.

-Ty? Olivier Dati? Zwariowałeś?- śmieje się serdecznie Patrycja.- Już samo to, że użyłeś słowa ”proszę” zwaliło mnie z nóg!

-Pat... nie jestem w stanie myśleć....

-Nie dam ci gotowego rozwiązania na tacy. To zbyt łatwe.  Wysil się. Masz fantazję, jak mało który facet! A teraz mów! Co w firmie?

Rozmawiali dość długo. Olivier choć na chwilę chciał oderwać myśli od Marty. Był Patrycji bardzo wdzięczny za to, że poświęciła mu całe popołudnie.

jkamp