Archiwum 27 listopada 2015


lis 27 2015 do ilu razy sztuka? 7

7

Olo jest sobą. Ściska i całuje koleżanki nawet nie wspominając o tym, co stało się u Marty. Jak zwykle uchodzi za duszę towarzystwa. O dziwo, nie ma w ręce telefonu.

- Jak stoisz?- Marcin interesuje się Olivierem, któremu grozi niedopuszczenie do matury

- Dzisiaj zaliczyłem dział z pieprzonej historii i dwa z fizyki. Jutro biologia.- Olo jest wykończony

- Stary! Wkurwiasz mnie czasem!- kręci głową Paweł

- Od tego są przyjaciele!- śmieje się Olo

Po zajęciach Marta i Agnieszka zostają w bibliotece i odrabiają pracę domową. Agnieszka czeka oczywiście na Marcina.

- To jak to jest Marta?

- Nie wiem, na razie razem się uczymy.

- Jakaś ty romantyczna!

- Och! Daj spokój! Przecież nie chodzimy ze sobą!

- A oboje tak uważacie?

- No przecież bym ci powiedziała!!

- Bo widzisz Marcin coś zaczął dzisiaj mówić, że ty i Olo..

- Aga! Pierwsza byś wiedziała.

- Ok.! tak tylko pytam.

- Chodźmy, zaraz będzie dzwonek.

Dziewczyny wychodzą przed szkołę. Pogoda jest ciepła i słoneczna. Stoją chwilę żartując i ciesząc się promieniami słońca. Kilka minut później dołączają Grzesiek, Marcin, Paweł i Olivier.

- Kosa, masz fajki?- zaczyna Marcin

-Trzymaj. Basen aktualny?- Marcin tylko kiwa głową

- Oddam ci jutro- odpowiada w końcu.- Olo? Jarasz?

- Nie.

- To co? Wychodzisz na prostą, stary?- dopytuje Paweł

- Nawet nie wiesz, ile mnie to, kurwa kosztuje! Nie mam życia!

- Dobrze ci tak! Może w końcu się kretynie ogarniesz!- dokłada  mu Marcin

- Wobec takiego wrogiego frontu,  spieprzam stąd- uśmiecha się Olo

- To ile masz z tej biologii na jutro?

- Dwa działy.

-  Naprawdę kretyn z ciebie! I kiedy masz zamiar to ogarnąć?- śmieje się Marcin

- Za chwilę! Co myślisz, że nie dam, kurwa rady?

- Z twoją tęgą czaszką, to nie ma rzeczy niemożliwych. Ja bym pewnie padł na pysk. – kręci głową Paweł- dobra! Jedźmy na ten basen! Gotowi? Aga? Kuzyn? Marta jedziesz?

- Francuz?- dodaje Marcin i śmieje się

- Ja jadę się uczyć do mojej dziewczyny.- Olivier obejmuje Martę ramieniem. Wszyscy cichną. Paweł przestaje żuć gumę.

- Aha!- mówi wreszcie- No i zajebiście! To chodźmy.

- Nara!- kiwa ręką Marcin i idą wszyscy troje w stronę parkingu

- Chyba, że zaproszenie jest nieaktualne?- pyta Olo i zagląda Marcie w oczy

- Ja się nie wycofuję!- obejmuje go w pasie i przytula się

- W takim razie chodźmy.

Marta jest szczęśliwa, jak nigdy. Szybko biorą się do nauki.

- To co dzisiaj?

- Ta cholerna biologia! Referat z historii ogarnę w weekend.

- Chyba żartujesz! Dawaj! Zrobię go!

- O nie! nie! Jak mówiłem, że będziemy się razem uczyć, to co innego miałem na myśli! Nie będziesz za mnie odrabiała lekcji!

- Och! Przestań! Nie mam nic innego na głowie. Pokaż to.

- Boże, jaki wstyd...- podaje jej zeszyt

- Spoko! Fajny temat, Już się za to biorę.

- Ustal, stawkę- mrugnął do niej

- Ooooo! Drogo cię to będzie kosztowało!

- Jakoś się rozliczymy, a teraz cicho.

Siedzą tak w ciszy przerywanej rytmicznymi odgłosami klawiatury laptopa. Atmosferę przerywa  matka Marty, który bezceremonialnie wpada do pokoju:

-Marta! Nie uwierzysz! O przepraszam!

- Dzień dobry- uśmiecha się Olo

- Dzień dobry. Przepraszam, nie wiedziałam, że jesteś.- mierzy siedzącego w fotelu chłopaka

- Mamy masę nauki, mamo. Potem pogadamy.

- To może ja wam coś do picia przyniosę?

- Byłoby super, mamuś- spogląda błagalnym wzrokiem

- Dobra! To nie przeszkadzam. Zaraz wam podam- uśmiecha się i wychodzi

-Twoja mama jest świetna- podsumowuje Olo

- Wiem!- cieszy się Marta- jest pediatrą, więc czasem musi trochę poświrować, ale da się z nią wszystko załatwić.

- Rewelacyjna! Lubię takich zadowolonych ludzi.

- Ona też cię polubi- chwilę później Jola Golańska po raz kolejny wkracza z sokiem i szklankami

- Uczcie się, bo za jakieś pół godziny będzie kolacja. Olivier zjesz z nami.

- Nie... nie trzeba, ja mam już plany na wieczór.

- Ale to nie było pytanie.- nie czekając na odpowiedź wychodzi  zostawiając ich samych. Marta śmieje się

- No cała ona! Zabieraj się do nauki. Słyszałeś, masz max pół godziny.

- Chyba miało nikogo nie być?

- Miało nie być ojca. Nie ma go!- Olo kiwa głową. Marta go przechytrzyła. Wraca jednak do książki a Marta do referatu.

Po jakichś 40 minutach mama woła ich na kolację.

- Chodźmy!- Marta bierze go za rękę

Jola czeka na nich przy stole.

- Siadajcie!

- A tata? Będzie?

- Nie, ma tam dziś urwanie głowy! To w której jesteś klasie?

- W trzeciej. W tym roku matura.

- O! Co zdajesz?

- Matematykę i fizykę.

- Masz już jakieś plany jeśli chodzi o studia?

- Powiedzmy, że jeszcze się zastanawiam

- Tak, to trudny wybór.. A gdybyś miał robić to, co lubisz? Co by to było?

- Coś związanego z motocyklami.- śmieje się- Albo z turystyką.

-Ja przepraszam Olivier, że tak cię wypytuję, ale muszę wiedzieć, z kim moja małoletnia córka przebywa całe popołudnia.

- Nie ma problemu! A jeśli już o tym mowa. Mam pewną sprawę.

- Słucham.

- Chciałbym, żeby Marta spędziła sylwestra w naszym gronie

- To zależy....- zastanawia się matka

- A można wiedzieć od czego?- drąży sprawę Olivier

- Gdzie macie zamiar być?

- Uważam, że szczerość to podstawa, więc powiem prawdę- uśmiecha się do Marty, a ona drży ze strachu, pamiętając o nocnych wyprawach- . spędzamy ten wieczór w jednym z Klubów

- Mhm....rozumiem. w jaki sposób masz zamiar zapewnić jej bezpieczeństwo?

- W bardzo prosty. Ten lokal należy do mojej cioci i jest tam ochrona.- zalega cisza

- Muszę porozmawiać z mężem- odzywa się w końcu matka

- Mamo! Proszę! Pół szkoły tam będzie!

- Postanowiłam już, że porozmawiam z tatą.- ucina temat

- Wy zawsze idziecie na bal, a ja mam siedzieć w domu?

- Przecież tego nie powiedziałam.

- To, co powiedziałaś jest równoznaczne! Znasz tatę!

- A co na to twoja mama Olivier?

- Ja nie mam mamy. Wychowuje mnie ciocia- mówi spokojnie.

-Och! Przepraszam, nie wiedziałam. Więc, co na to ciocia?

- Będzie tam przez całą noc, więc nie ma problemu. Jeśli pani boi się mi zaufać, to proszę z nią porozmawiać.

- Nie w tym rzecz Olivier. Uważamy z mężem, że Marta jest trochę za młoda na dyskoteki. Nie pozwalamy jej na to.

- A...- odzywa się, myśląc o ich wielokrotnych wypadach do Klubu, ale widzi przerażone spojrzenie Marty- A-cha! Rozumiem. Oczywiście, szanuję państwa zdanie. Jedyne, co mogę zrobić w tej sytuacji, to podać numer telefonu do cioci. Proszę się z nią skontaktować i może wtedy zmienią państwo zdanie.

- Tak, to dobry pomysł. Zostaw mi ten numer

- Prześlę go Marcie, ale teraz muszę już iść. – wstaje

- Odprowadzę cię. – Marta zrywa się od stołu

- Ja muszę już iść. Kolacja była świetna!- uśmiecha się Olo

- To nic takiego!. Do widzenia.

Chłopak zbiera swoje rzeczy i wychodzi z Martą przed dom.

- Po co jej powiedziałeś? Załatwiłabym to po swojemu!

- Chcę się o czymś przekonać. Uciekam, kocie. Do jutra.- cmoka ją w policzek i odjeżdża.

Marta wraca do siedzącej przy stole matki.

- Nawet miły ten Olivier. ...

- ..... tata go nie cierpi....... nie wypuści mnie z nim...

- Och! Od razu! Daj ojcu szansę go poznać.

- Mamo! Znasz tatę! On już go ocenił. Porozmawiaj z nim to zobaczysz!

- Jesteś niesprawiedliwa, kochanie.

- Może i jestem, ale przekonaj się dlaczego.- wstaje i wychodzi.

Marta cały wieczór myśli tylko o Olivierze. Nawet nie słyszała, kiedy podjechał, ale wyglądając przez okno, widzi go w cieniu drzew. Zaczyna przeszukiwać pokój. Gdzie telefon? Na pewno już dzwonił. A niech to!! Rozładowany!! Nie! Nie teraz!! Jej panikę przerywa stukanie w szybę.

-Wchodź!- otwiera mu szybko

- Nie, to ty wychodź!- droczy się

- Jest prawie północ!

-Naprawdę cię to obchodzi?

-Nie! -śmieje się. Schodzą tak, jak poprzednio. Olo odpala motor i ruszają przed siebie.

Na obrzeżach miasta zatrzymują się.

-Dlaczego tutaj stajemy?

- Zaraz zobaczysz. – przeskakuje przez mur i chwilę później otwiera jej bramę. Wślizguje się do środka. Biegną przez duży plac. W niewielkim zagajniku stoi piękny drewniany dom.

- Co my tu robimy?

-Włamujemy się!- śmieje się Olo

-Oszalałeś?

- Daj spokój! Od dawna nikt tutaj nie mieszka.- chłopak bez trudu dostaje się do wnętrza domu i wpuszcza Martę.

- Tu jest pięknie....- rozgląda się. Dom jest cały z drewna. Ma niepowtarzalny klimat, ale jest pusty.

-Kiedyś będzie nasz, zobaczysz!- nagle boi się tego, co powiedział. Marta kamienieje.

Prawdę mówiąc, Olo zaczepiając Martę na korytarzu, miał ochotę tylko na kilka spotkań i wygranie zakładu, który przyjął na jednej z imprez u Grześka. Coś szybkiego i niezobowiązującego, jak zwykle. Nie potrzebuje bawić się w przyjaźnie. Nienawidzi całego tego bajzlu. Jest tylko jedna osoba, która wie o nim wszystko. To Wiktoria. Przyjaciółka z dzieciństwa, przyjaciółka z wakacji, przyjaciółka ze szkoły i wspomnienie dawnego życia, jego pierwsza dziewczyna. To przy niej stał się mężczyzną, choć oboje wiedzieli, że jeszcze na to za wcześnie, nie potrafili się opanować. Odkąd wyrzucili go z poprzedniej szkoły, ma z nią stały kontakt. Ciągle do siebie dzwonią, ciągle smsują. Brakuje mu jej. Teraz ma nowych przyjaciół. Marcin, Grzesiek i Paweł są niezawodni, ale nawet oni nie wiedzą wszystkiego. Marta miała być tylko rozrywką. Kolejną zresztą. Nie lubi takich dziewczyn. Nie wiąże z nią swojego „być albo nie być”. Ma tak duże powodzenie u dziewczyn, że zdobyłby każdą bez trudu. Marta jest jednak inna. Intryguje go to. Wie, że jej się podoba, ale opiera mu się. To jeszcze bardziej go ekscytuje i pcha w jej stronę.

- Co powiedziałeś?- mówi w końcu

- Że kiedyś go kupię!- śmieje się.

- Co tutaj robimy?

-Spędzamy czas razem, ale jeśli wolisz, to możemy jechać nad basen...

-Bardzo dziękuję!

Olo rozpala ogień w kominku. W pomieszczeniu robi się ciepło i widno. Rozkłada na podłodze koc.

-Zaczekaj tu.

- Dokąd idziesz?

-Zaraz wracam! Nie ruszaj się stąd!- chłopak biegnie do ogrodu. Marta trochę boi się, że zostawi ją tu samą, ale po kilku minutach słyszy jego kroki. Niesie dużą siatkę

- To jakiś podstęp?

- Nie, jemy późną kolację, albo wczesne śniadanie, jak wolisz.- uśmiecha się. Olo jest zaskakujący, to trzeba mu przyznać. Śmieją się i żartują. W końcu Olivier rozkłada się na kocu. Uśmiecha się tak, jak tylko on jeden to potrafi.

- Chodź – wyciąga do niej ręce  i Marta bez wahania rozkłada się obok niego. Nie może uwierzyć, że są tu razem.

-O czym tak myślisz?- widzi nad sobą jego uśmiechniętą twarz. Opiera się na łokciu i zagląda jej w oczy.

- Tak...po prostu...- nagle nachyla się do niej i całuje ją delikatnie tuż obok ust. Nie tego się spodziewała. Całuje powoli, a ona drży. Jego dłonie przebiegają po jej ciele, kiedy dochodzą do krawędzi dżinsów, Marta spina się. Ręka Oliviera powoli  wsuwa się pod materiał rozpiętych pośpiechu spodni.

- Nie rób tego.- szepcze

- Nie bój się, obiecuję, że cię nie skrzywdzę.- mówi całując ją

- Nie chcę.

-Dobrze.- ustępuje, ale nie przestaje jej całować. Już kiedy zakładał się z kolegami, że zdobędzie tę dziewczynę, wiedział, że nie będzie mu łatwo.

Olo odwozi ją do domu nad ranem.

- Widzimy się w szkole.- mówi na pożegnanie.

Marta bała się reakcji ojca wiedziała, że będzie protestował.

Rano słyszy rozmowę rodziców.

- Waldek! Proszę cię! Nie bądź uparty.

- Ale ja wcale nie jestem! Powiedziałem, że się nie zgadzam!

- Skarbie, doprowadzisz do tego, że zacznie nas okłamywać i skończy tak, jak Olka

- Już to robi! Nie wierzę w ani jedno jej słowo! Zmieniła się pod wpływem tego całego Oliviera!

- Powinniśmy uszanować to, że ma przyjaciół.

- Proszę cię, Jolka! Wolałabym zachorować na jakąś śmiertelną chorobę, niż oglądać tych jej nowych  „przyjaciół”! To bandyci!

- Jak możesz opowiadać takie bzdury?- śmieje się

- Mogę! Ten chłopak doprowadza mnie do szału!

- Nie możemy decydować za nią do końca życia.

- Ale do osiemnastki możemy, nie zapominaj o tym!

- Jeśli będziemy trzymali ją pod kloszem będzie nieszczęśliwa. Tego chcesz?

- Nie, nie tego. Chcę, żeby miała normalnych znajomych, jak do tej pory.

- To nie jest prywatna szkoła.

- I to był błąd! Trzeba było posłać ją do prywatnego liceum, nawet siłą!

- Nie bądź burżujskim dupkiem. Daj mu szansę!

- Oszalałaś! Naprawdę oszalałaś!

- Waldek, nie poznałeś nawet tego chłopaka.

- Widziałem już dość!

- Och! Przestań! Ja też codziennie widzę dużo kompromitujących cię szczegółów!

- To nie to samo!

- Ależ oczywiście! Nikt nigdy nie przyłapał cię w niezręcznej sytuacji?

- Jolka!- ton ojca jest ostrzegawczy.

- Skarbie, proszę cię. Daj temu czas. Zobaczysz! Póki co, nie walczmy z tym, bo będzie tylko gorzej.

- Nie podoba mi się ten pomysł, wiesz o tym.

- Zastanów się. Już raz popełniliśmy błąd i ciągle za niego płacimy. Postarajmy się jakoś z tym pogodzić...

- Ale ja wcale nie chcę! – denerwuje się znowu

- Może powinieneś zmienić zdanie, bo w końcu stracimy i Martę.

- Wiesz co, znam takich gówniarzy!

- Mam propozycję.

- No proszę! Pewnie i tak Marta na tym wypłynie, tak?

- Musimy patrzeć na jej dobro, pamiętaj, że za chwilę nie będzie chciała z nami rozmawiać.

- Dobrze, dobrze! Co to za propozycja?

- Pozwólmy jej wyjść na tego sylwestra, a jeśli coś nam się nie spodoba, to jej to powiemy i zakończymy ten temat.

- A jeśli nie wróci do domu w jednym kawałku? Pomyślałaś o tym? Wiesz jak teraz jest niebezpiecznie, zwłaszcza dla młodych dziewczyn! Może ty nie, ale ja już dość się w szpitalu naoglądałem!

- Waldek! Może jej się coś stać nawet w drodze ze szkoły!

- Dlatego nie chcę, żeby z nim jeździła!

- Ty znowu swoje!

- Ok.! to inna sprawa. Kolejna zresztą, która mi się nie podoba.

- Skarbie, zróbmy tak. Zadzwonię do tej kobiety, albo sam to zrób, porozmawiajmy z nią. Olivier mówił, że będzie tam cały czas. Upewnijmy się, że to osoba godna zaufania.

- Stwierdzisz to po jednym telefonie?

- Opiekuje się nim, więc mnie to wystarcza. Jest odpowiedzialnym człowiekiem.

- Tak! I pozwala małolatowi biegać po dyskotekach i jeździć motorem! Świetnie!

- Uspokój się. Zróbmy tak, jak mówiłam. Puśćmy ją na tego sylwestra. Jak będziemy mieć potem wątpliwości, to będzie to ostatnie jej wyjście z tymi dzieciakami.

- A jeśli będzie ok.?

- To zaczekamy do końca roku. On pójdzie na studia, kontakty się im rozluźnią, kto wie, co z tego będzie! Może nawet wyjedzie! Na razie to jest zwykła przyjaźń, może fascynacja ze strony Marty, ale to minie. Jeśli będziemy z tym walczyć, będzie gorzej, wiesz o tym!

- Boli mnie to, ale muszę przyznać ci rację....- mówi po zastanowieniu.- znając Martę, nie odpuści.

- Ma twój charakter.

- Z ciężkim sercem.......... muszę się zgodzić tak?

- To twój wybór, ale jej dobro.

- Kochanie, muszę iść do urzędu, dość się nadenerwuję. Dzisiejszy poranek już mnie rozłożył. Nie ciągnijmy dalej tematu.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi!

- Nie? Wszystko, co dotyczy tego chłopaka doprowadza mnie, lekko mówiąc, w stan wkurwienia, a teraz wybacz, kochanie, idę.- całuje matkę i wychodzi.

Jola zaczyna robić sobie śniadanie.

- Mówiłam ci.- do kuchni wchodzi Marta

- Długo podsłuchujesz?

- Wystarczająco. Nie chciałaś mi wierzyć.

- Marta! Znasz ojca! Za chwilę mu minie.

- Więc to, co mówiłaś... to ma być pół roku dla mnie, czy dla niego?

- Dla was obojga.

- Świetnie! A tak poza tym to chciałam ci, mamo powiedzieć kilka rzeczy.

- Chcesz dzisiejszy dzień zacząć właśnie od tego?- pyta ostrzegawczym tonem

- Tak! Musimy sobie coś wyjaśnić. Po pierwsze- tak, kłamię, bo nigdy w życiu nigdzie byście mnie nie wypuścili! Wiem o tym i dlatego to robię, źle się z tym czuję, ale nie da się z wami inaczej! Przykro mi z tego powodu.

- Mnie również. Wiem, że nie mówisz nam prawdy, ale jakoś muszę to przeboleć.

- Kolejna rzecz- ja Oliviera kocham, odkąd zobaczyłam go pierwszy raz , więc jego studia nic nie zmienią.

- Nie mam zamiaru się o to spierać.

- Trzecia i ostatnia- nie uważasz, że powinniście mi w końcu zaufać?- z tym pytaniem wychodzi  z kuchni.

- Miło, że mi dziękujesz!- denerwuje się pani Golańska.

 

Marta jedzie do szkoły z Agnieszką zdając jej relację ze wszystkiego. Od rana jest zdenerwowana. Ma tylko nadzieję, że w szkole pójdzie jej lepiej niż w domu.

- Boże! Olo jest nieobliczalny!- komentuje w końcu Aga.

- Jestem naprawdę zła.

- W sumie, to i tak wyszło ci na dobre. Idziesz na legalu. Nie musisz kombinować!

- W sumie....to tak, ale chyba wolałabym nie słyszeć tego wszystkiego, co powiedział tata.

- Ja wolę nie wiedzieć, co moi myślą o Marcinie, ale póki co, siedzą cicho. Chodzę do szkoły, uczę się, nie zbieram strzał, więc jest git.

- Znasz mojego ojca od dawna!

- Och! Daj spokój! Idziesz i to się liczy! Ciesz się i uściskaj matkę!

-Kurde, a ja jej taki poranek załatwiłam.... głupio mi.

- Starszy zawsze wybaczają. Bądź dla niej miła to zapomni.

-Muszę ją przeprosić.

- Kogo?- podchodzi do nich Olivier i cmoka każdą

-Mamę. Miałyśmy małe spięcie dzisiaj.

- Ty ze swoją mamą? Nie wierzę! O co?- dziwi się

- A takie tam, bzdury. Ale news dnia: idę z tobą na sylwestra do Klubu

- Mówiłem!- ściska ją.- A ty się martwiłaś.

- Strasznie dużo nerwów mnie to kosztowało dziś rano.

- Ojciec?- uśmiecha się

-  Już panu ordynatorowi zalazłeś za skórę!- śmieje się Agnieszka

- A co się dziwisz? Jesteś ukochaną córeczką, a córeczki są tatusiów. Zapamiętaj to.- mruga do niej- Muszę lecieć. Do zobaczenia.

-Idź! Trzymam kciuki.

Po południu Olivier odwiózł Martę do domu i pojechał do siebie. Tłumaczył się, że nie ma czasu i musi spędzić popołudnie w domu.

- Mamo?

- Jestem w salonie.- pije kawę.

-Mamo...- przysiada się do niej.- głupio mi. Przepraszam za to, co ci powiedziałam rano. Jest mi strasznie przykro. Kocham cię.- ściska ją

- To co? Masz w czym iść na tę zabawę?

- Jeszcze nie.

- To chodź. Połazimy po sklepach! Muszę sobie kupić jakieś fajne buty. Może i dla ciebie coś się znajdzie.

- Super!- Marta szybko się przebiera i jadą do galerii handlowej

- Zobacz! O takich butach mówiłam! Marta?- ale ona obserwuje chłopaka, który idzie z ładną nastolatką. Dziewczyna może mieć tyle lat, co ona. Ma czarne, lśniące włosy, jest wysoka, bardzo zgrabna i mocno umalowana. Obok drepcze bardzo mała dziewczynka zupełnie niepodobna do starszej. Widać, że łączy ich coś niesamowitego. Wszyscy troje śmieją się i wygłupiają.

Chłopak ma na sobie luźne szare dresy, które wiszą mu niedbale na tyłku,  jaskrawą żółtą podkoszulkę i trampki. Jego ciemne włosy jak zwykle są poszarpane, starsza dziewczyna, co chwilę mu je mierzwi, młodsza trzyma go za rękę. Chłopak śmieje się głośno i wygląda na szczęśliwego.

-Marta?- powtarza matka

- To jest Oli.- mówi z otępieniem.

- Gdzie?- wędruje za wzrokiem córki.- Przecież on się tak nie ubiera....- zastanawia się, ale chwilę potem nie ma wątpliwości. To jest on.- Chodź, wyjaśnicie to sobie jutro.

- Mamo...poczekaj chwilę.- Marta obserwuje tę sytuację.

- Marta, to bez sensu! Chodź.

- Poczekaj! Coś mi tu nie pasuje!- siada w kawiarni, podczas kiedy matka wchodzi do jednego ze sklepów.

Olo rozsiada się w lodziarni naprzeciwko. Młodsza dziewczynka je loda, a starsza i Olo piją colę. Kilka minut później dosiada się do nich bardzo elegancka kobieta, z którą Olo wita się dość sztywno. Kiedy zaczyna coś mówić, uśmiech znika z jego twarzy. Staje się poważny, jak podczas rozmowy z jej matką o koncercie sylwestrowym. Rozmawiają o czymś dość żywo. Musi go to nieźle denerwować. Zna go na tyle, że potrafi to bez problemu odczytać. Kiwa przecząco głową i gestykuluje. Marta zauważa, że starsza dziewczyna go wspiera, bo wtrąca się do rozmowy. W końcu kobieta daje za wygraną i najwidoczniej zmieniają temat, bo Olo znów zaczyna się uśmiechać. Opowiada jej o czymś, co widocznie go cieszy. Nagle wyciąga z kieszeni telefon i oddala się od stolika. Kobiety pozostawione przy nim o coś się sprzeczają, a on... on rozmawia. Ma taki wyraz twarzy, jakby czuł ulgę i radość jednocześnie. Kto tak ciągle do niego wydzwania?

- No, pani detektyw! Możemy już iść? Czy masz zamiar siedzieć tutaj do jutra?

- Nie wiem. I co ja mam teraz zrobić?

- Nic, przecież nic się nie dzieje. Porozmawiaj z nim jutro. To wszystko.

- Ale jak to? Mówił, że nie ma czasu, a widzisz...

- Marta! Wyjaśnijcie to na spokojnie. Może to jego znajomi. Skąd możesz wiedzieć?

- Boże! Mamo! Ale zobacz, jak on wygląda!

- No co? Wygląda rewelacyjnie, jak dla mnie!

- Och, mamo!!- załamuje się Marta

- Chodźmy.- obejmuje ją i prowadzi do auta.

Marta jest bardzo nieszczęśliwa. Postanawia, że wieczorem zadzwoni do Oliviera, ale ten nie odbiera. Marta nie śpi całą noc. Około drugiej dostaje od niego smsa „Przepraszam, kocie, miałem urwanie głowy ;) „ tak! Już ona wie jakie!

Oczywiście opowiada wszystko Agnieszce w drodze do szkoły, ale nawet przyjaciółka nie potrafi poradzić jej nic konkretnego. Jak się okazuje Olo nie zjawia się w szkole. Marcin mówi  tylko, że dostał smsa i w dalszym ciągu są umówieni w Klubie o 15.

Marta jedzie tam z nimi. Olo czeka na nich i wita wszystkich, jak zwykle. Wygląda jak codziennie. Ubrany w czarne, obcisłe dżinsy i dopasowaną  koszulkę, tylko uśmiech ma jeszcze szerszy.

- Hej!! Jesteście!- widać, że rozpiera go energia.

- Stary! Wywalą cię ze szkoły za te wagary!

- Odrobię jakoś. Nie miałem dziś żadnego zaliczenia.

Olo świetnie się bawi i humor mu dopisuje. Omawiają swoje codzienne sprawy. Kończą  po 18 i dzieje się coś niesamowitego.

-Kuzyn, Pajac, muszę z wami porozmawiać. Na osobności.- Olo odciąga przyjaciół na bok i coś im żywiołowo opowiada. Marcin patrzy w stronę dziewczyn i z uśmiechem kiwał głową. Po krótkiej chwili Olo znika. Marta nie może w to uwierzyć.

-Podwiozę cię, Marta, chodź.- staje przed nią uśmiechnięty Grzesiek

- Co się dzieje? Powiedz mi natychmiast!- protestuje.

-Spieszył się na siłownię, wiesz jaki jest!

- To nieprawda!

- To nie moja sprawa! Nie będę się w to mieszał.

-Przecież jesteście najlepszymi przyjaciółmi!

- No właśnie! Sam ci wszystko powie!

- To nie jest żart! Widziałam go z dziewczyną i....- rozpłakuje się

- Nie weźmiesz mnie tak! Sam wszystko ci wytłumaczy!

- Nie chcę czekać! Powiedz mi!

- Mnie nic do tego! Zadzwoni do ciebie, tyle wiem! Jedziemy czy nie?

Ledwie wysiada pod domem a jej telefon już dzwoni.

- Oli? Co się dzieje?

- Nie mogę teraz rozmawiać. Przyjadę po ciebie jutro o 10. Bądź gotowa. Powiedz rodzicom, że wrócisz wieczorem.

-Czemu nie zaczekałeś?

- Marta! Ja naprawdę nie mogę teraz rozmawiać! Do jutra!- rozłącza się. Marta od razu wpada w zły humor, ale postanawia urwać się z Olivierem na cały dzień.

- Mamo! Jutro jadę z Agą do koleżanki. Robimy projekt i wrócę wieczorem.

- To znaczy o której?

-Tak koło 20.

-Wychodzisz z Olivierem prawda?

- Tak.- przyznała

-Czemu nie powiesz wprost?

-To jest wersja dla taty.

-Marta! Nie możesz tak robić!

-Nie chcę, żebyś mnie kryła! Jeśli tacie się nie podoba, że jestem z wami szczera, to po prostu muszę kłamać.

- Nie wolno ci tak robić!

- Może i mi nie wolno, ale muszę!

- Rozumiem, ze wyjaśniliście już sobie wszystko?

- Nie. Nie miał dla mnie czasu.

- I tak się zdarza...

- Bzdura! Ma jakąś tajemnicę! Jestem wściekła! Idę spać!

Ale nie może usnąć. Pół nocy przewraca się z boku na bok. Długo stoi w oknie, chce zobaczyć Oliviera, ale nie ma go tam. Brakuje jej tych wspólnych nocnych eskapad. Jest ledwie żywa, kiedy budzik dzwoni o 9. Dzień jest słoneczny, ale chłodny. Szybko się ubiera i zjada śniadanie. W domu panuje cisza. Mama już pojechała do pracy, a tata jeszcze nie wrócił. Marta postanawia wyjść na podwórko. Jak zwykle, słyszy najpierw warkot silnika i chwilę potem zza zakrętu wyłania się Olo.

- Czekałaś!- uśmiecha się do niej szeroko. Wygląda prawie tak, jak wtedy, kiedy widziała go w galerii. Kolorowy t-shirt sprawia, że Olo wydaje się być kimś innym. Marta przygląda mu się, kiedy idzie w jej stronę.

- Co to za mina?

- Wytłumacz mi!- żąda od razu.

- Wsiadaj. Szkoda dnia.

-Oli!- protestuje

- Posłuchaj, wytłumaczę ci co tylko chcesz, ale jak dojedziemy tam, gdzie ja chcę.

- To dokąd jedziemy?

- Do Zakopanego.

-Jak to? Dlaczego?

- Bo chcę z tobą spędzić miły dzień z dala od tego wszystkiego.

-Super!- uśmiecha się w końcu. Zanim dojechali na miejsce Olo kilka razy odbiera telefon, ale Marta nic nie rozumie, bo rozmawia po francusku. Jest pod wrażeniem.

-Nie wiedziałam, że znasz francuski.

-Wielu rzeczy musisz się jeszcze o mnie dowiedzieć.- zatrzymuje się.- Jesteśmy na miejscu, chodź.- ledwie zsiedli znów dzwoni jego telefon. Rozmawiając rozgląda się dookoła i w końcu się rozłącza.

- Oli, co ty wyprawiasz? Nic nie rozumiem.

- Czujesz to powietrze? Jest ekstra! Od dawna myślałem o tym, żeby cię tu zabrać. Chodźmy.

- Masz jakiś konkretny plan?

- Jasne! Ja zawsze mam plan! Znam to miejsce jak własną kieszeń! Ze mną nie zginiesz!- obejmuje ją ramieniem i przytula do siebie. Marta widzi błysk radości w jego oczach. Wychodzą  na Krupówki. Jak zwykle jest tam masa ludzi.

-Oli, chcę porozmawiać.

- Daj mi jeszcze kilka minut, dobrze? I rozluźnij się w końcu!- całuje ją i śmieje się. Po kilku minutach skręcają z deptaka w stronę jednej z restauracji.

- Tutaj?- waha się Marta

-Tak, wskakuj.- otwiera jej drzwi i wpuszcza do środka. Zamiera. Przy stoliku siedzą dziewczyny, z którymi widziała Oliviera w galerii.

- Olivier- Philippe !!-krzyczy najmłodsza i przybiega się przytulić. Olo uśmiecha się łagodnie i ściska ją. Bierze Martę za ręką i prowadzi w stronę stolika.

- Nie znają słowa po polsku więc, jak je zwymyślasz, to się nie zorientują- mówi z uśmiechem.- ta wredna baba to moja macocha, Francine- elegancka kobieta uśmiecha się do Marty, Olo coś tłumaczy jej po francusku, a ona potakuje głową. Marta rozumie tylko swoje imię. Kobieta podaje jej rękę.

- Ta- wskazuje na starszą z dziewczyn- to moja przyrodnia siostra, ma swoje fochy, ale da się z nią wytrzymać, Margot. A ten słodziak to Claude, moja druga siostra. Chciałabyś, żebym coś jeszcze tłumaczył?

-Tak mi wstyd....

- Niepotrzebnie. Za chwilę będzie tu mój tata. Poczekamy chwilę i zwijamy się.

- Nie chcesz z nimi pobyć?

- Mówiłem, że chcę ten dzień spędzić z tobą.

- Olivier- Philippe!- woła ktoś za nimi. Okazuje się, że to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, jakby starsza kopia Oliviera. Rozkłada szeroko ramiona i zamyka syna w niedźwiedzim uścisku.

- Dobrze cię widzieć, tato.

- Też się cieszę.

- To jest dziewczyna, o której ci mówiłem, Marta.

- Witam, Jean- Pierre Dati, miło cię w końcu poznać.

- Dziękuję.

- Tato, my teraz nie mamy zbyt dużo czasu, więc zdzwonimy się, dobrze?

- Oczywiście. Do zobaczenia.

- Do widzenia.- Olo podchodzi jeszcze do dziewczyn, zamienia z nimi kilka słów i wychodzą z restauracji. Pogoda jest piękna.

- Czemu mi nie powiedziałeś?

- Zastanawiałem się, jak to zrobić. Poza tym, przyjazd tutaj to dobry pomysł.

- Widziałam cię z nimi w galerii.

- Wiem, Marcin mi powtórzył.

- Myślałam, że umrę! Wyglądałeś tak, jak dzisiaj! Taki wyluzowany i uśmiechnięty...

- Jak mogłaś podejrzewać mnie o dziewczynę na boku?

- Przepraszam, ale tyle różnych rzeczy o tobie słyszałam, że…

- Nie chce mi się  myśleć o takich głupotach. Jestem dziś naprawdę zadowolony. Dobrze mi z tobą.- tuli ją do siebie.

- Mnie też jest dobrze. Cieszę się, że cię mam.

-Chodź, moja dziewczyno! Może jakaś kawa? Pijesz kawę w ogóle?- pyta bardzo poważnie po czym wybucha śmiechem

- Wariat z ciebie, wiesz?

- Jeszcze mnie nie znasz! Przywiozę cię tutaj na twoją osiemnastkę i zostaniemy na kilka dni.

- Masz zamiar być ze mną tak długo?

- A ty ze mną nie?- przeraza się

- Wariat!- rzuca mu się na szyję.

Cały dzień spacerują, zwiedzają i cieszą się swoim towarzystwem. Olo jest zupełnie inny niż na co dzień. Rozluźniony, beztroski i pełen entuzjazmu. W domu jest znacznie bardziej powściągliwy w tym co mówi i robi. Teraz nawet nie słychać jego wiecznie włączonego telefonu. Siedzą w jednym z ogródków piwnych.

-Nie mówiłeś, że twój tata zna polski.

- Jestem ci chyba winien wytłumaczenie...

- No słucham!- śmieje się, ale ta historia wcale nie jest zabawna.

- Mam wrażenie, że to wszystko zaczęło się o wiele wcześniej niż zauważyłem. Ojciec zawsze dbał o mnie i o matkę. Wydaje mi się nawet, że ją kochał, ale był zbyt zajęty rozkręcaniem firmy. Już, kiedy byliśmy we Francji coś wydawało się zmieniać. Matka nie śmiała się jak dawniej, częściej wracała do kraju tłumacząc to chorobą dziadków, problemami swojej siostry i tak dalej. Wiesz, że ja i Marcin jesteśmy bliską rodziną. Nasze matki są siostrami... ale wracając do rzeczy, wydawało mi się, że moja matka kogoś ma. Wracała zawsze  taka niezadowolona, wiesz o czym mówię. Bardzo mi było przykro z tego powodu, zwłaszcza, że zadecydowała o moim powrocie do Polski. Nie chciałem tego.  Nie znałem nikogo, miałem problemy z językiem, z pięknego mieszkania w centrum Paryża trafiłem do tej dziury, to był koszmar, a w dodatku osiedlowa paczka zaczęła mnie zaczepiać. Miałem kłopoty. Pochodzenie i nazwisko nie ułatwiały mi życia.  Często obrywałem i ciągle się bałem, ale najbardziej bałem się tego, że ojciec zerwie z nami kontakt. To on załatwił mi pierwsze zajęcia na siłowni. Taki już był, że zawsze dbał o formę. Niedługo potem zapisałem się na Kick boxing. Matka nic nie wiedziała. Umarłaby ze strachu, a ja musiałem cos robić, żeby nie zwariować. Zacząłem ostro trenować. Zawsze lubiłem sport i z ojcem biegaliśmy po kilkanaście kilometrów codziennie. Tutaj była pustka. Matka całe popołudnia wisiała na telefonie. Wiedziałem, że nie rozmawia z ojcem. Potem powiedziała, że musi zacząć myśleć o sobie. Wiedziałem, co to znaczy. Było ciężko. Byłem na nią wściekły  i jedynie treningi dawały mi chwilę odpoczynku. Tam nic się nie liczyło, tylko to, żeby wycisnąć z siebie jak najwięcej, żeby być najlepszym. Wracając któregoś wieczoru, znowu zaczepili mnie ci osiedlowi kretyni i wtedy nie wytrzymałem. Coś we mnie się zmieniło. Pobiłem ich. Ale to był dopiero początek. Od tej pory moje relacje z mamą też się zmieniły. Pokłóciła się z ojcem. Zabroniła mu przyjeżdżać. Sama zajęła się organizowaniem naszego życia na nowo. W szkole wszyscy już wiedzieli. Był osiedlowym sklepikarzem. Koledzy śmiali się ze mnie i pytali czy też mogą odwiedzać moją matkę. Zupełnie nie wiedziałem dlaczego, ale któregoś ranka wstałem wcześniej i zastałem go. Był dużo młodszy, miał może ze 23 lata. Wpadłem w furię. On trafił do szpitala, a ja na komisariat. Pobiłem też kilku moich kolegów ze szkoły. Wyrzucili mnie z prywatnego liceum. Sądzili mnie, jak dorosłego. Nikt nie rozumiał, że musiałem jej bronić, nawet ona to olała. Tylko ojciec był za mną. On wiedział. To właśnie po tym wszystkim, matka zniknęła. Ja nie mogłem wyjechać do ojca, miałem wyrok w zawieszeniu i dozór kuratora. Wtedy ciotka się mną zajęła, nie chciała, żebym wracał do Zakopanego, do moich dziadków. Sądziła, że tutaj mam większe szanse na normalność. Jak czasem pomyślę, ile razy odbierała mnie i Marcina z komisariatu za nocne wycieczki i bójki, za zakłócanie porządku i jeszcze masę innych rzeczy, to żal mi jej, ale ja nie byłem już taki jak przed tą awanturą. Zdecydowałem, że nie będę grzecznym chłopcem do bicia. Dzielnica, do której trafiłem nie pozwala na bycie miłym. Taki jest świat. Nie utrzymuję z matką żadnych kontaktów. Wiele razy próbowała, ale ja nie chcę.- Martę poruszyła ta opowieść. Teraz dopiero widzi, jaki Olo jest naprawdę. Czuły, ciepły i bardzo wrażliwy. Obiecuje sobie, że ona też nigdy go nie skrzywdzi. Wieczorem odwozi Martę do domu.

-Wejdziesz?

- Trochę za późno. Mam nadzieję, że podobało ci się dzisiaj.

- Och! Było super! Na reszcie odpoczęłam. I najważniejsze, że już nie mam się czym martwić.

-Marta- bierze ją za rękę- następnym razem, kiedy będziesz miała jakieś wątpliwości, po prostu mi o nich powiedz. Ok.?

- Dobrze.- przytula ją

- A teraz idź do domu, bo twój tata przygląda nam się przez okno.

- Rzeczywistości witaj!

- Zadzwonię. -cmoka ją i odjeżdża. Marta stoi jeszcze chwilę na podwórku. Bierze głęboki oddech i wchodzi do domu.

- Cześć! Jestem!

- Cześć słonko, kolacja?

- Mogę z wami porozmawiać?

- Oczywiście. Tata jest w salonie.- przechodzą do pokoju.

- Muszę wam coś powiedzieć. To dla mnie trudne, ale chcę, żebyśmy byli ze sobą szczerzy, jak do tej pory.

- Rozsądnie.- wtrąca ojciec.

- Bardzo się tego boję, bo znam twoją opinię na ten temat, tato. Byłam dziś z Olivierem. Cały dzień. Poznałam jego rodzinę. Bardzo dobrze się z nim bawiłam.

- Do czego to zmierza?- nie wytrzymuje ojciec

- Olivier jest moim chłopakiem. Będzie do nas częściej przychodził i więcej czasu będę z nim spędzała. Mówię to, bo chcę, żebyście mi zaufali. Moje oceny i zajęcia pozaszkolne na tym nie ucierpią. Olivier pomaga mi w nauce. Bądźcie spokojni, dobrze?

- Jak mam być spokojny? To jest chłopak, który ma 19 lat, myślisz, że nie mam powodów do zmartwień?

-Tatuś! Nie chcę się kłócić. Wiem, że go nie lubisz, ale proszę cię, postaraj się jakoś....

- Dobrze, Marta, idź do siebie.- ojciec trze czoło i idzie przebrać się w dres.

- Waldek, wychodzisz?

-Idę pobiegać.- mówi spokojnie.

- Jest późno...

- Jolu! Muszę wyjść, rozumiesz?

- Dobrze, idź, skoro musisz.

Marta wie, że ojciec jest wściekły. Biega, żeby rozładować stres, ale w tej chwili jego uczucia mało ją obchodzą. Jest zakochana i szczęśliwa. To jest dla niej najważniejsze.

jkamp