Archiwum 28 grudnia 2015


gru 28 2015 do ilu razy sztuka? 17

17

Pogoda jest okropna. Leje tak, że nie da się wyjść z domu. Mateusz podjeżdża pod same drzwi i pomaga Marcie wsiąść do auta. Wyjeżdżając z bramy jej spojrzenie spotyka się ze spojrzeniem zmokniętego mężczyzny stojącego na przystanku. Zapamiętuje się w jego czarnych oczach. Po całym jej ciele przebiega dreszcz.

- Stój!- zaczyna nagle krzyczeć. Mateusz przeraża się i zatrzymuje auto. Zanim zdąża o cokolwiek spytać, Marta już biegnie w stronę przystanku. Deszcz spływa jej po twarzy. Ogromne krople sprawiają, że ubrania przesiąkają wodą... tak, jak wtedy, kiedy Olo odwoził ja do domu.. uśmiecha się. Niestety, przystanek jest pusty. Siada zrezygnowana na ławce. To niemożliwe! Po prostu niemożliwe!! Ale na sąsiedniej ulicy ktoś przejeżdża motorem. Ileż to razy Olo podjeżdżał lub odjeżdżał nie budząc żadnego z sąsiadów, ba! Nie budząc nawet jej rodziców. Marta śmieje się na głos. Pierwszy raz od dawna nie śmiała się tak szczerze.

Podbiega do niej Mateusz z parasolem

-Kochanie! Przemokniesz! Co ty wyprawiasz?- obserwuje ją zatroskany- Wszystko dobrze?

-Tak, w porządku. Muszę się przebrać.

            Kilka dni po tym zdarzeni pod drzwiami Marty pojawia się Agnieszka. Uśmiechnięta od ucha do ucha.

-Cześć Aga, wejdź.

- W końcu cię zastałam!! Próbuję cię złapać od miesiąca!!

- Przepraszam, miałam zadzwonić...

-To teraz sama jesteś sobie winna!

- A czego?

-To jest zaproszenie ma moje wesele. Tylko powiedz, czy mam wpisać osobę towarzyszącą, bo już sama nie wiem!

-Wychodzisz za mąż?

-Za Marcina!- uśmiecha się głupio jak zwykle. Marta spogląda na datę. Za dwa tygodnie.

-Nie, nie wpisuj nikogo. Będę sama.

- A! To wszystko ok.!- Agnieszka jest zaskoczona, wie, że Marta od dwóch lat jest z Mateuszem, ale nie chce dopytywać o szczegóły.

- ...czy... on...?- patrzy na przyjaciółkę znacząco

-Nie wiem!- kiwa z rezygnacją głową.- Nie mam z nim żadnego kontaktu, ...a ty?

- ...od tamtego czasu... nie...- zapada krępująca cisza

-No! Ale wracając do tematu!!- ożywia się Agnieszka- wpadliśmy na świetny pomysł! Imprezę organizujemy w Zakopanym!! Wiesz, Marcin stamtąd pochodzi, więc....- ale Marta już jej nie słucha. Jej wspomnienia wracają do szczęśliwych dni, które tam spędziła...z nim.

- Musisz koniecznie przyjechać w piątek! Robimy imprezę!

-Jasne, przyjadę! Nie mogłabym tego przegapić!

Siedzą z Agnieszką całe popołudnie. Aga opowiada, jakieś historie o zaręczynach, jej rodzicach, planach na przyszłość, a ona? Jakie ma plany? Żadne... odkąd Olivier wyjechał, nie ma żadnych planów. Jedynym jej planem jest zapomnieć, zapomnieć jak najszybciej, ale czy da się zapomnieć kogoś, kto wkroczył w jej życie tak nieoczekiwanie i z takim impetem i z taką ogromną miłością i szaleństwem i radością i światłem i.... i z tym strasznym niepokojem....i bólem... nie... odkąd wyjechał, nie ma planów...

Wieczorem Marta siada w oknie swojej sypialni. Cieszy się szczęściem Agnieszki, ale jednocześnie jest przygnębiona, że jej własna historia skończyła się w ten sposób. Wtedy dzwoni jej telefon. Poczuła, jakby cofnęła się parę lat do tyłu. Nie, to nie Olo...

-Cześć kochanie...- Mateusz, o Boże! Znowu zacznie opowiadać, jakie to wspaniałe rzeczy zrobił dla swoich klientów. Znów siada na parapecie i właściwie nie słucha, co narzeczony do niej mówi, przytakuje, żeby mieć święty spokój. Wytęża wzrok. Chmura dymu obok przystanku. Wpatruje się chwilę. Rozłącza się i biegnie schodami w dół, szybko, po 2-3 stopnie. Zanim zdąża dobiec do przystanku, nikogo tam nie ma. Wraca powoli do domu.

-Marta, co się stało?- matka jest zaniepokojona.

-Nieee... tylko.. a tam! Głupia sprawa!- macha ręką i wraca do siebie. Jej telefon dzwoni nieprzerwanie. Znów odbiera i rzuca, jakieś idiotyczne wytłumaczenie. Mateusz podejmuje przerwany temat. Marta stoi za firanką i obserwuje uważnie przystanek. Nie słucha tego, co opowiada  narzeczony. Zagłębia się we własnych myślach. Niemożliwe, był tam, przecież widziała! A może to ta sprawa z Agnieszką tak ją poruszyła, że zaczyna wariować?

Szaleństwo! Musi wziąć się za siebie! Wystarczająco wygłupiła się przed Mateuszem i teraz jeszcze strugała wariatkę przed matką. Tak nie może być! Jutro pobiega dłużej niż zwykle! Potrenuje ciężej! Tak! Tak właśnie zrobi!

            Miała rację! Cięższe treningi, dłuższe odcinki, które przebiega, sprawiają, że nie ma siły myśleć o głupotach. Poza tym, zbliża się sesja, trzeba by się zająć nauką. W środku tygodnia robi się troszkę luźniej. Siada na parapecie z książką w ręce. Jest późno, prawie północ. Bezwiednie patrzy w stronę przystanku. O nie! Jest tam! Naprawdę tam jest! Otwiera okno i na cały głos krzyczy:

-Stój! Nie ruszaj się!- nie fatyguje się już do drzwi. Schodzi po pergoli. Szybko, zwinnie. Zabawne, zaledwie tydzień temu kazała ją wymienić na bardziej stabilną! Jej krzyk obudził sąsiadów i rodziców. Zanim zeszła, ulica opustoszała.

-Marta...- w drzwiach stoi przerażona matka- co ty wyprawiasz?

-Och! Mamo! Jestem zmęczona! Ta sesja mnie wykańcza!- kłamie gładko, tak, jak za czasów, kiedy spotykała się z Olivierem. Oho! Już się zaczyna! To jest właśnie to! Kiedy tylko ON się pojawia, wszystko staje na głowie! Jej życie, jej rodzina, słowem wszystko! Nawet go jeszcze nie widziała, a już zaczyna kłamać! I jeszcze robi z siebie wariatkę! Niech to diabli!

Tak! Ale wie już, co robić. Wraca szybko na górę. Przetrząsa swoje pamiątki. Na dnie pudełka znajduje to, czego szukała. To jest jedyne zdjęcie, które ma z Olivierem. Z ich pierwszego wyjścia do Klubu. Na odwrocie wciąż widnieje napis „obrażalska burżujka”. Marta uśmiecha się. Skanuje zdjęcie i na odwrocie pisze „Wariat”. Następnego dnia wieczorem, kiedy już jest ciemno, idzie za przystanek i przykleja tam zdjęcie.

Spokojna wraca do domu.

Przez kilka dni nie zapala światła w pokoju siedząc na parapecie w mroku. Obserwuje przystanek. W piątek wieczorem zdjęcia już nie ma. Ciekawe... wiatr? Dzieciaki? Olivier? Staje się też o wiele bardziej czujna. Rozgląda się dookoła za każdym razem, kiedy mija ją motor i za każdym razem sama strofuje się w myślach. Nie, jeszcze trochę i oszaleje. Z trudem zdaje ostatnie egzaminy. Teraz ma czas dla siebie, ma czas, żeby działać. Po ostatnim egzaminie, wbiega do domu, zmienia szybko ubrania i wybiera się wprost do Klubu. Wie, że to właśnie tam może go zastać najszybciej.

-Marta? Wychodzisz?

-Tak, muszę coś pilnie załatwić- widzi zatroskaną twarz matki

-O tej porze?

-Mamo, tylko o tej porze!

-Marta! Co się z tobą dzieje? Przez ostatnie 2 tygodnie zachowujesz się bardzo dziwnie!

-To nic takiego, mamo.

-Myślałam, że to szaleństwo już za nami.

-Niedługo wrócę.- Marta ignoruje sugestię matki i wychodzi.

Jedzie szybko, nie stosując się do znaków. Tak, mama miała rację, to szaleństwo! Wbiega do Klubu szybko, nie zastanawia się gdzie ma iść. Kroki kieruje do „ich” loży. Są tam! Paweł, Olka, Grzesiek, Marcin i Agnieszka. Staje przez nimi. Jest zmęczona tym ciągłym czekaniem, tym rozglądaniem się, tą niepewnością!

-Jest tutaj?- patrzy wprost na Marcina, tylko on, jego najbliższy przyjaciel może to wiedzieć, tak, Marcin wie o Olivierze wszystko.

-Kto?- Marcin szeroko otwiera oczy i patrzy na Pawła

-Mam dość! Chcę wiedzieć!- milczenie ich zdradza.

-Przysiądź się.- proponuje po dłuższej chwili Grzesiek

-Wrócił, prawda?- ale Marcin nadal milczy.

-Nie wiem, przykro mi.- Marta wie, że kłamie, ale nic nie może na to poradzić

-A ja myślę, że doskonale wiesz!- jest wściekła, odwraca się i wychodzi. Kątem oka widzi, jak Agnieszka macha rękami i za coś go strofuje. Już wie. Olo wrócił.

jkamp