Archiwum styczeń 2016


sty 31 2016 do ilu razy sztuka? 25

25

            Wiktoria stara się, jak może. Nadskakuje Olivierowi wieloma rzeczami. Przyrządza pyszne kolacje, ubiera piękną bieliznę, a nawet zaczęła wstawać o 7 i razem biegają. Olo powoli wraca do rzeczywistości. Znowu staje się uśmiechnięty, żartuje i przyzwyczaja się do nowej sytuacji. On także zaczął się starać. Chce, żeby wszystko było, jak najlepiej, ale kiedy Wika mówi, że go kocha, nie jest w stanie odpowiedzieć jej tym samym. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz.

-Gość do ciebie, Olivier. – Iza ma grobową minę.

-Niech wejdzie.- Olo wzrusza ramionami. To Wika. Wchodzi uśmiechnięta do jego biura.

-Hej słońce! Dasz mi klucze?

-Jasne. – podaje jej nad dużym biurkiem.- Mówiłem ci, żebyś zabrała te, które kiedyś należały do ciebie. Wiesz, gdzie są.

- Ok.! ok.! zrobię to. O której wrócisz?

- Tak koło 17.- patrzy na nią z niepokojem.

-To do zobaczenia. Kocham cię!- cmoka go w usta i wychodzi. Olo patrzy za nią i napotyka wściekły wzrok Izy.

-Dokumenty do podpisu.- kładzie mu na biurku.

-Mhm, już się robi.- patrzy na swoją sekretarkę i wie, że coś jest nie tak- O co chodzi Iza?

-Nie mogłeś powiedzieć, że kogoś masz? Po co ten kit, że będę z tobą szczęśliwa? A ona?

-Ona nie jest szczęśliwa. Tak jej się tylko wydaje.

- Mogę być z tobą szczera?

-Jak najbardziej.

-Jesteś totalnym kretynem.- Olo patrzy na Izę i na jego ustach zaczyna pojawiać się uśmiech, w końcu zaczyna się śmiać.- Nie wiem, co cię tak bawi!

-Właśnie trafiłaś do grona moich przyjaciół.- śmieje się Olo. Iza dąsa się i wychodzi.

Olo siedzi w biurze do 16.30, ani minuty dłużej. Powiedział, że będzie na 17 w domu i nie chce robić Wiktorii przykrości. Tez „związek” absorbuje jego całą uwagę. Stara się najmocniej, jak tylko potrafi. Próbuje zapomnieć o Marcie i, póki co, jest nieźle. Uznał, że jeśli oboje z Wiką dadzą z siebie wszystko, to może się udać. Pełen spokoju wraca do siebie. Nic. Zero ruchu! Cisza. Wjeżdża do garażu i idzie za dom. Z daleka słyszy roześmiane głosy. Są tam wszyscy. Uśmiechają się na jego widok.

-Stary!! Nareszcie!! Wszystkiego najlepszego!!- Marcin ściska go mocno. Po kolei składają mu życzenia. No tak, dziś są jego urodziny. Tak bardzo skupia się na tym, co robi, że sam o nich zapomniał. Jest zadowolony. Wika uśmiecha się do niego.

-Dobra! Zrzucę z siebie te szmaty i zaraz do was wracam!- mówi w końcu Olo i wchodzi do domu. Kieruje się prosto do sypialni. Zdejmuje z siebie garnitur i już ma zacząć się przebierać, kiedy wchodzi za nim Wiktoria.

-Niespodzianka.- mówi uśmiechnięta. Staje tuż za nim i obejmuje go całując po umięśnionych plecach.- Jesteś spięty. Usiądź.

-Czekają na nas.

-Usiądź.- powtarza i Olo więcej się nie sprzeciwia. Pod wpływem jej wprawnych rąk, zaczyna się rozluźniać. Kiedy Wika to czuje, powoli zaczyna go całować.- Spokojnie. Nie spinaj się znowu.- mówi delikatnie i nawet sam nie wie kiedy, dziewczyna ląduje na jego kolanach i zaczynają się kochać. Całuje go z taką tęsknotą, jakby nie widzieli się od dawna. Kiedy on słyszy zduszone westchnienie i widzi jej wygięte w łuk plecy, wie, że nie tego pragnie i nie z nią. Z tej myśli wyrywa go jej szeroki, upojny uśmiech.

-Powiedz im, że za chwilę zejdę.- Olo znika w łazience.

Schodząc na dół słyszy ten śmiech. Siedzi na tarasie razem z innymi i popija wino. Reszta rozpala ognisko i przygotowuje stół. Wika, jako pani sytuacji, panuje nad wszystkim doskonale, toteż wszyscy słuchają jej wskazówek.  Kiedy Marta go widzi, zatrzymuje kieliszek przy ustach i nie spuszcza z niego wzroku. Ma ochotę wyjść tam i w obecności ich wszystkich pocałować ją i wykrzyczeć, że nie powinni byli jej zapraszać, ale też, że nadal ją kocha i nigdy nie przestał, że był głupi uciekając na tak długo, że mimo wszystko i że na zawsze i.... ale ona mówi coś do Marcina i rusza w jego stronę pierwsza.

-Wszystkiego najlepszego, wariacie!- przytula się do niego i całuje go

-Dzięki.- uśmiecha się

-Brakuje mi ciebie.- szepcze mu do ucha i muska delikatnie jego szyję. To wystarcza, żeby stracił panowanie nad sobą. Przeszywa go dreszcz. Całuje ją tak, jak robił to, kiedy byli razem. Szalony taniec ich języków, bliskość i zapach jej ciała wywołują w nim falę tęsknoty i pożądania. Poddaje się temu bez oporów. Puf! Wraca do piątkowego popołudnia, kiedy rodzice byli w pracy. Wszedł jak zwykle przez okno. Wiedział, że jest w domu, ale nie mógł jej znaleźć. Zajrzał do łazienki. Zobaczyła go. Otworzyła drzwi kabiny, odgarnęła pasmo suchych jeszcze włosów i wyciągnęła do niego rękę. Nie bronił się. Nigdy się przed nią nie bronił. Całowała go tak namiętnie i tęskno...  Znowu są tylko oni. Świat staje w miejscu. Nic się nie liczy. Puf!

-Hej! Marta! - do salonu wpada rozbawiony Marcin i zatrzymuje się w pół kroku- Sorry.

-Już wychodzimy.- Marta czmycha na taras, a Olo spieszy do kuchni po piwo. Marcin rusza za nim. Ma bardzo poważną minę

-Stary... co się tu, kurwa dzieje?

-A ty kto? Przyzwoitka?

-Hej! Nie o to chodzi!

-Marcin. Znamy się od zawsze. Wiesz o mnie wszystko. Nie domyśliłeś się?

-Wiedziałem, że jesteś kompletnym kretynem, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania!

-Co takiego? Nienawidzę jej! Nienawidzę jej tak bardzo, że nie mogę bez niej żyć! Kurwa!!- Olo trzaska zaciśniętą pięścią w blat

-Wika mówiła, że coś dziwnego się z tobą dzieje, ale myślałem, że masz w chuj pracy.

-Wika ci to powiedziała?

-Chłopie! Zna cię lepiej niż ty sam! Prosiła mnie o radę.

-Teraz to sobie ze mnie jaja robisz.

-Wcale. – mówi poważnie Marcin.-Zastanów się, co tracisz. Ona jest fantastyczna, szaleje za tobą!

-Nie mogę nad tym zapanować.

-Nad czym?- do kuchni wparowuje Agnieszka

-Słonko!! To męska sprawa!- Marcin rozkłada ręce. Agnieszka przymruża oczy i spogląda na Oliviera

-Jeśli sprowadzisz go na swoją ścieżkę bezustannego seksu z kim popadnie, to cię znajdę!

-Jakiego seksu?- dołącza Olka- Kiedy?

-Kurwa! Z wami to się nie da! Co za wścibskie baby! Stary! Męski wieczór! Ale ostrzegam, nie taki, jak ostatnio!- grozi mu palcem

-A co wydarzyło się „ostatnio”?- pyta zaciekawiona Aga, a Olka kiwa z zainteresowaniem głową przypatrując się im obojgu

-Olo znalazł towarzyszkę i nas olał! Ot co!!

-Jak zwykle!

-Nic nowego! - stwierdzają obie jednocześnie i wychodzą  na taras zabierając ze sobą piwo

-Nie chcę o tym rozmawiać.

-Olo! Kurwa! Przestań pieprzyć!- Marcin rusza za dziewczynami, a on zostaje sam.

-Co się dzieje, kochanie? Coś nie tak?

-Nie, Wika. Cieszę się, że zrobiłaś mi tę imprezę.

-Coś cię męczy, prawda?

-To chyba złe słowo. Nie zawracaj sobie tym głowy.

-Mówisz, że nie powinnam?

-Chodźmy.- mija ją i wychodzi za resztą. Zabawa trwa w najlepsze. Śmieją się, tańczą, żartują. Olo jest bardzo zadowolony. Uwielbia spędzać z nimi czas. W miarę, jak ilość wypitego alkoholu staje się większa, jego spojrzenia i żarty kierują się coraz częściej w stronę Marty. Wika widzi to, ale nie reaguje. Szybko upija się i odpada z grona imprezowiczów. Towarzystwo rozchodzi się kolo 3 w nocy. Ostatnia wychodzi właśnie Marta. Stoją chwilę, czekając na taksówkę.

-Cieszę się, że przyszłam.

-Ja też....- przyznaje w końcu Olivier, ale nie jest mu dane powiedzieć nic więcej. Marta przytula go mocno i zaczyna całować. Puf! Czas się cofa! Kręci mu się w głowie, sam już nie wie, czy to z powodu alkoholu, czy z winy Marty. Jej dłonie wędrują bezwstydnie pod jego koszulką, w czym on nie pozostaje jej dłużny. Oboje czują rosnące w nich pożądanie. Stoją tak, w mroku jego ogrodu, gdzie nikt nie może ich zobaczyć. Ubrania w szalonym tempie spadają na ziemię, a zaraz za nimi zsuwają się oni. Noc jest chłodna, ale nie na tyle, żeby ostudzić ich galopujące zmysły. Za płotem słyszą podjeżdżające auto, ale żadne z nich się nie spieszy. Tak bardzo za sobą tęsknili, że trudno im się od siebie oderwać. Ich ciche westchnienia wypełniają ogród. Ileż to razy kochali się w każdym zakątku tego ogrodu! Śmiech Marty niesie się między drzewami. Pierwsza przytomnieje właśnie ona, sprowadzając go do rzeczywistości.

-Jedź do mnie.- mówi

-Nie mogę.- na te słowa Marta wybucha śmiechem

-Ty? Ty, Francuz, czegoś nie możesz?- mówi z rozbawieniem.

-Tak właśnie jest.- leży rozłożony na trawie i patrzy gdzieś w niebo. Ale właściwie, dlaczego nie może? Bo niby co się stanie? -Chodź. Odprowadzę cię.- mówi zbierając swoje rozrzucone rzeczy i pomaga jej wstać. Daje sobie ostatnią szansę na podjęcie właściwej decyzji

- Sprowadzę cię na właściwą ścieżkę, Oli.

-Już sprowadziłaś mnie na niewłaściwą.- idą tak przez miasto trzymając się za ręce. Po Alejach wałęsają się ludzie wracający z różnych imprez. Puf!...

            Rano Olivier budzi się bardzo późno. Ma wrażenie, że jest popołudnie. Pokój jest zbyt jasny, a łóżko zbyt miękkie. Wszystko jest bardzo dziwnie, ale najdziwniejsze jest to, że w obcym domu. Próbuje jakoś poukładać wydarzenia poprzedniego wieczoru.

 Wokół panuje kompletna cisza. Wstaje i szybko rozgląda się po mieszkaniu. Trafia do kuchni. Na blacie stoi kubek, o który oparta jest kartka. „dzień dobry, kocham Cię” widnieje napis. O nie! O nie! O nie!

Szybko zbiera się i wraca do siebie.

-Wika? Jesteś?- mówi podniesionym głosem. Cisza.

W pierwszej chwili myśli tylko o kawie i śniadaniu. Obie rzeczy wykonuje błyskawicznie. Wszystko, ma pod ręką.

-Czeeeeeeeeeeeeeść!! Wszystkiego najlepszego!!- od drzwi balkonowych woła Gośka. Ściska go mocno i siada przy blacie w kuchni

-Dzięki.

- Imprezka się udała?

-Poniekąd.

-O! Tego nie możesz powiedzieć!- śmieje się

-Gośka!- mówi ostrzegawczo

-Co?  Miałam na myśli, że trochę posiedzieliście!- mówi niewinnie

-Tak! Jasne! Co jeszcze? Że masz system kamer zamontowany na moim podwórku?

-Chciałabym!!

-Co u ciebie nowego?

-A bzdety! Mam chłopaka i...- i zaczyna się paplanina, na którą Olo nie jest przygotowany.

-Super!- podsumowuje, kiedy orientuje się, że skończyła mówić

-A u ciebie same nowości!

-Poważnie?- dziwi się-Jakie na przykład?

- Zaszywasz się w ogrodzie ze swoją byłą! Rano ucieka od ciebie twoja obecna! Nie nadążam!! Jesteś fascynujący!

-Co powiedziałaś?- Olo zaczyna dochodzić do siebie

-Że w nocy...

-Kurwa!!- zrywa się od stołu i biegnie na górę. Jak mógł tego nie zauważyć? Wszystkie rzeczy Wiki zniknęły. Szafki, których używała, są puste... ukrywa twarz w dłoniach, czuje, że boląca głowa zaczyna pulsować mocniej. Szlag! Marta miała rację. Ona wie. Łapie za telefon. Nie ma tam jej numeru. Kurwa! Nie ma tam nic! Żadnego smsa, połączenia, nic!! Jest wściekły. Najbardziej na siebie. Niech to diabli!!

-Gośka! Zawieź mnie gdzieś!

-Co?

-To, co słyszałaś!- ubiera się szybko i daje dziewczynie kluczyki. Jadą pod mieszkanie, które Wika wynajmowała z koleżanką. Olo cudem dostaje się na klatkę. Drzwi otwiera mu jej współlokatorka.

-Cześć. Jest Wiktoria?

-Chyba na głowę upadłeś!- odparowuje Justyna

-Nie mam czasu na kolejną aferę z tobą- mówi ostrzegawczo

-Wyprowadziła się tydzień temu, kretynie.

-Co?

-Ogłuchłeś? Gdybyś częściej był zainteresowany jej sprawami niż swoimi własnymi, to może byś wiedział! Idiota!- wzrusza ramionami dziewczyna i próbuje zamknąć drzwi, ale Olo powstrzymuje ją

-Gdzie ona jest?

-Nie wiem. Dzwoniła do mnie, że wszystko ok, a ja nie pytałam.

-Nie wierzę!

-To uwierz! A teraz wyjazd, bo nie mam dla ciebie czasu.- zatrzaskuje mu drzwi przed nosem. Olo wraca do domu. Gośka przygląda mu się uważnie.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że dałeś mi prowadzić swoje ukochane auto?

-Muszę się ogarnąć.- mówi Olo.

-Co się dzieje?

-Osz! Kurwa!!- Olo uderza zaciśniętą pięścią w stół w jadalni.- Kurwa! Kurwa! Kurwa!!

-Hej! Spoko! Jakoś to będzie! Nie wyglądałeś na szczególnie zakochanego, więc....

-Telefon....- Olivier dzwoni do Marcina. Rzuca kilka prostych i szybkich haseł.- Przyjedź. Sam. Czekam.- komunikat jest na tyle czytelny, że przyjaciel pojawia się w piętnaście minut.

-Olo? Jestem! Co .....?- widok Oliviera z butelką wódki na stole sprawia, że nawet Marcin traci pewność, o co chodzi- Stary!  Znowu??

-Siadaj! Napij się ze mną.

-Dzięki, Gosiu. Możesz iść.- mówi spokojnie Marcin

-Ale ja nie....- protestuje dziewczyna

-Idź, to będzie żałosne...- odprawia ją Marcin. Czeka aż wyjdzie i przysiada się do przyjaciela- Co tym razem?

-Namieszało się.

-Jak zwykle!- śmieje się Marcin, ale to, co wyrzuca z siebie Olivier zaskakuje nawet jego. Mówi o weekendzie z Martą, o Wiktorii  i o wszystkim, co jeszcze narozrabiał poprzedniego wieczoru. Przyjaciel powoli dochodzi do siebie

-Tylko nie dzwoń do mojego ojca. Dam radę sam.- uprzedza.

-Stary! Zrobię to, jeśli uznam, że muszę! Znasz mnie!- siedzą tak tylko we dwoje. Olo nie chce rad. Chce tylko porozmawiać. Rzadko zdarza mu się zwierzać ze swoich kłopotów, ale teraz uznał, że musi to zrobić. Marcin zna go na tyle, że pozwala mu mówić. Nie poucza, nie krytykuje, słucha.  W końcu dochodzą do wniosku, że jest późno.

            Poniedziałek.... boli nawet swoją nazwą. Olo nie jest w stanie zwlec się z łóżka. Postanawia nie iść do biura. W sumie, dochodzi do wniosku, że jest wdzięczny Wiktorii. Oszczędziła mu szopki, której tak nie znosił. Oskarżenia, że jest taki, a nie inny, że próbowała... i takie tam bzdury! Ma zamiar znowu zacząć być sobą. Marta roześmiała się, kiedy powiedział, że nie może z nią jechać. Teraz może wszystko. Swoim zwyczajem zmierza pod prysznic. Uff... ulga... odpręża się... wyłącza telefon, bieganie, siłownia... wszystko, co może poprawić mu humor.

            Po upływie tygodnia Olo wraca do swojego naturalnego sposobu bycia. Zaczyna flirtować z każdą dziewczyną, która tylko wpadnie mu w oko. Po niedługim czasie, nie nocuje u siebie. Każdego ranka budzi się w innym łóżku należącym do innej kobiety, za grosz nie pamiętając nawet jej imienia. Ulatnia się zawsze szybko i cicho nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu, choćby w postaci numeru telefonu. W biurze bywa rzadko, a jeśli tam zagląda, to upewnia się jedynie, czy interesy idą zgodnie z jego pomysłami. O ile tak jest, wraca do poprzednich zajęć. Po zmianie personelu, wszystko leci, jak z płatka. Każdy wie, co ma robić i każdy lubi to, co ma przydzielone. W ten sposób jest łatwiej. Ośrodki, siłownie i salony zaczynają przynosić niemałe zyski. Olo jest zadowolony. Z siebie i z zespołu.

jkamp   
sty 26 2016 do ilu razy sztuka? 24

24

            Wjeżdża od razu do garażu. Nie chce, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał. Idzie prosto do kuchni i robi sobie mocnego drinka. Dopiero potem włącza telefon. Tona nieodebranych wiadomości i połączeń. Nawet nie ma zamiaru teraz tego przeglądać. Siada spokojnie w salonie i nieruchomo patrzy w przestrzeń ściskając swojego drinka. Puf! Daje się ponieść fali wspomnień.  Wszystko wokół przestaje istnieć. On i Marta w górach, on i Marta nad jeziorem, on i Marta nad rzeką.... sceny przewijają się jak slajdy. Nie wie, ile czasu tak stracił. To beznadziejne. Powinien się ruszyć! Zająć czymś myśli. Z tego stanu wyrywa go domofon. Nie. Nie ma ochoty na towarzystwo, ale gość jest bardzo zdesperowany. Nie przestaje dzwonić.

-Tak?- odbiera

-Wpuść mnie, chcę porozmawiać.- Wika.

-Wejdź.- otwiera jej i wraca na swoje miejsce. Za sobą słyszy wejściowe drzwi.

-Olivier?

-Chodź. Weź sobie coś do picia i siadaj.- zamyka oczy i kładzie głowę na oparciu sofy.

-Kiedy wróciłeś?

-Dzisiaj.

-Szukałam cię.

-Z jakiego powodu?

-To naiwne z mojej strony, ale... Olo ja nie mogę bez ciebie normalnie żyć. Nie śpię po nocach, nie jem, nie wiem jak mam sobie z tym poradzić!- Wika przerywa, ale Olo nie ma zamiaru nic mówić- Przepraszam cię. Zmienię się. Zrobię wszystko, tylko pozwól mi... wrócić do ciebie.- zapada cisza. Wika patrzy na niego z nadzieją w oczach, a on... on nawet na nią nie spojrzał, nadal ma odchyloną do tyłu głowę i zaciśnięte powieki.

-Tak.- mówi cicho. Dla niej to znaczy wszystko, a dla niego nic.

-Strasznie się bałam, że się nie zgodzisz!- wskakuje mu na kolana, obejmuje  i zaczyna całować. Olivier mechanicznie oddaje jej pocałunki. –Tak się cieszę.- szepcze, ale Olo nie odpowiada, bierze ją na ręce i niesie do sypialni.

            Wika zostaje na noc, ale prawie nie śpi. Patrzy na Oliviera, który leży tuż obok. Coś się zmieniło. Jest inny. Czuje to, ale boi się spytać. Może interesy źle poszły, albo spotkało go coś niemiłego. Tak przybitego, jak dziś jeszcze go nie widziała. Zgodził się, żeby do siebie wrócili, kochali się i to nawet bardziej namiętnie niż zwykle, ale to jej nie uspokaja, wręcz przeciwnie. Sprawia, że staje się bardziej czujna.

            Budzik jest bezlitosny. Siódma. Wika z trudem otwiera oczy, Olo natomiast wyskakuje z łóżka szybko i idzie pod prysznic.

-Dzień dobry.- mówi uśmiechnięta, kiedy wraca z łazienki owinięty ręcznikiem

-Dzień dobry. Jak spałaś?

-To zabawne, ale jeszcze nigdy nie spędziłam tu nocy.

-Nie wstawaj. Wrócę za jakąś godzinę.

-Dokąd idziesz?

-Pobiegać.- naciąga na siebie spodnie, koszulkę i wychodzi. Wika zostaje sama. Nie może w to uwierzyć. No, ale cóż? Taki już jest. Kładzie się jeszcze i zapada w drzemkę.

            Olo wychodzi za furtkę i swoim zwyczajem udaje się w stronę przeciwną do miasta. Weekend z Martą był dużym błędem, a Wiktoria... pojawiła się w samą porę. Gdyby nie ona, pewnie by się upił. Obiecał sobie, że do tego nie wróci, ale na trzeźwo nie jest w stanie ogarnąć tego bajzlu wokół siebie. Nie kocha Wiktorii i dobrze o tym wie, ale musi czymś zająć myśli i czas, żeby nie zwariować. Nie pozwoli na to, żeby Marta na nowo zawładnęła jego życiem. Nie może do tego dopuścić. Tak strasznie go zraniła, że nie jest w stanie jej tego zapomnieć, a strach przed kolejnym rozstaniem z nią, ogranicza jego ruchy. Do czego to doszło? On, Olivier, boi się kobiety! Kretyn! Skończony kretyn! – beszta się w myślach.

            Kiedy wraca do domu Wika śpi. Olo staje w nogach łóżka i przygląda się jej. Jest piękna. Czarne włosy rozrzucone wokół delikatnej twarzy. Długie rzęsy i zmysłowe usta. Musi spróbować być szczęśliwy. Szybko idzie się ogarnąć i wraca do sypialni. Przykuca obok łóżka i szepcze jej do ucha.

-Wstawaj, śpiąca królewno.- Wika mruczy coś pod nosem, a Olo uśmiecha się do siebie. Zaczyna delikatnie całować ją po szyi i widzi, że dziewczyna też się uśmiecha.

-Tak możesz budzić mnie co rano.- mówi w końcu. Olo waha się przez chwilę. Bierze głęboki oddech. Zadecydował.

-Wprowadź się do mnie.- mówi niemal niesłyszalnym szeptem. Wika patrzy na niego ogromnymi oczami. Nie może uwierzyć.

-Olivier... czy ty mówisz serio?

-Tak.- oddycha głęboko i patrzy w przestrzeń gdzieś za nią. I Wika już wie. To akt desperacji.

-Pomyślę nad tym, dobrze?

-Pomyśl.- uśmiecha się blado.- Zrobię śniadanie.- całuje ją jeszcze i schodzi na dół. Wiktoria słyszy trzask tłuczonego szkła i szybko zrywa się z łóżka. Olo stoi w kuchni oparty o blat. Ciężko oddycha.

-Co jest?- pyta przerażona

-Nic, wysunęło mi się z ręki.- kłamie gładko

-Nie pociąłeś się?- Wiktoria podejrzewa, że wcale tak nie było, ale nie chce drążyć tematu

-Nie. Uważaj, wszędzie pełno szkła.

-Pomogę ci to posprzątać. –Wika łapie za zmiotkę, a Olivier zbiera większe części. Dziewczyna widzi, jak trzęsą mu się ręce. Nie może zrozumieć, co się dzieje.

-Ok. to chyba wszystko.- stwierdza rozglądając się

-Tak. To może ja zrobię śniadanie, co? A ty kawę.

-Jasne!- uśmiecha się

-Olo, powiesz mi?- Wika ściga go wzrokiem, ale on się nie odzywa. Robi swoje. Po kilku minutach siadają do śniadania udając, że to pytanie nie padło.

jkamp   
sty 21 2016 do ilu razy sztuka? 23

23

            Cisza. Tylko cisza i chłodne rześkie powietrze...tego potrzebował. Jest odprężony. Wolno otwiera oczy. To nie sen. W dalszym ciągu leży na dużym łóżku w bladozielonym pokoju. Całe pomieszczenie urządzone jest ze smakiem, choć nie jest wcale duże. Subtelne ozdoby, delikatne kolory, wszystko wokół sprawia wrażenie spokojnego. Olivier oddycha głęboko. Czuje zapach sosnowych igieł, firanka faluje przy każdym podmuchu wiatru. Niestety, pora wstawać. Idzie wolno do łazienki. Jasne kolory, eleganckie dodatki. Właśnie tak to miało wyglądać. Jest zadowolony. Bierze szybki prysznic i schodzi na śniadanie.

-Panie Dati!- wita go recepcjonistka- Rozłączył pan telefon w pokoju, mam dla pana mnóstwo wiadomości.

-Nie teraz pani Olgo. – zatrzymuje ją w pół kroku. Idzie spokojny do wielkiej sali, skąd wychodzi na werandę. Siada przy stoliku najbardziej oddalonym od reszty gości i popija kawę. Czuje się błogo. Z tyłu dobiega go znajomy głos. Rozmawia przez telefon spokojnym tonem. Trochę mówi, trochę się śmieje, w końcu przerywa rozmowę. Olivier nie jest w stanie się opanować. Wstaje i idzie w stronę gościa.

-Witam, panie Golański. Podoba się panu w naszym ośrodku?- zaczyna uprzejmie.

-Tak, oczywiście. Jest doskonale! Myślałem, że znajomi przesadzają, ale sam się przekonałem! Żona jest zachwycona, ja zresztą też! Chciałbym porozmawiać z właścicielem i pogratulować mu dobrego gustu.- mężczyzna najwyraźniej go nie poznał. Nigdy nie był wobec niego tak uprzejmy.

-To akurat ja i bardzo dziękuję za uznanie! Mam nadzieję, że będą się państwo dobrze u nas czuli i jeszcze nas państwo odwiedzą.

-Z pewnością! O! Jolu! To jest....!

-Olivier!!- pani Golańska ma fotograficzną pamięć. Pan Golański bada Oliviera wzrokiem i stara się przypomnieć, skąd może go znać

-Witam, pani Jolu.- uśmiecha się do niej

-No proszę! Co tu robisz? Też odpoczywasz?

-Nie. Pracuję.

-Jolu, pan jest właścicielem.- mówi w końcu pan Golański

-Poważnie? Świetnie! Ośrodek jest bajeczny! Zostajemy tylko na weekend, ale na pewno przyjedziemy tutaj na dłużej!

-Zapraszam, będzie mi bardzo miło państwa gościć.- uśmiecha się- A teraz przepraszam, ale muszę wracać do obowiązków.

-Pewnie! Pewnie! Nie przeszkadzaj sobie!- żegnają się i Olo wraca do swojego stolika. Otwiera laptop i zaczyna przeglądać dokumenty. Słyszy jeszcze stłumione głosy państwa Golańskich. Jola tłumaczy mężowi, kim jest właściciel ośrodka, w którym spędzają czas. Pan Golański mierzy Oliviera wzrokiem i dopiero teraz przypomina sobie nieokrzesanego chłopaka na motorze, który rozkochał w sobie jego małą córeczkę.

Olivier stara się nie wchodzić Golańskim w drogę, głównie ze względu na to, żeby przypadkiem nie natknąć się gdzieś na Martę. Sam przed sobą nie chce się przyznać, że boi się spotkań z nią. Był pewien, że te lata u ojca uleczą sytuację, ale teraz stracił tę pewność.  Nie może zapomnieć jej zachłannych ust, kiedy go całowała. Od tamtego popołudnia, kiedy po raz ostatni widział ją wściekłą w swoim ogrodzie, nie dzwonią do siebie. Ale już wtedy nie miał siły powiedzieć jej, że nie chce jej w swoim życiu. Prawda jest niestety zupełnie inna. Każdą dziewczynę traktuje tak, jakby był z nią tylko na chwilę. Nie potrafi się zaangażować. Żadna nie jest na tyle dowcipna, inteligentna, żadna nie jest Martą. Jak to możliwe? Przecież tyle pięknych kobiet przewinęło się przez te lata we Francji, a on nie potrafił żadnej z nich docenić, nie mówiąc już nawet o głębszym uczuciu. Właściwie odetchnął, kiedy Wiktoria odeszła. Od początku do tego dążył, nie traktował jej poważnie i ulżyło mu, że go zostawiła.

Zamyka się na balkonie swojego pokoju. Ma stąd piękny widok, ale przede wszystkim spokój. Wyłączył telefon w pokoju i komórkę. Siada nad dokumentami. Słowacki hotelarz jest zainteresowany współpracą z Dati Spa. Olo musi przejrzeć ofertę i zastanowić się nad dalszymi krokami. Nie ma dużo czasu. Spotkanie wyznaczono na za kilka dni. Żeby się skupić Olivier potrzebuje ciszy, a tutaj znajdzie ją na pewno. Prosił, żeby mu nie przeszkadzano, więc nie spodziewa się żadnego towarzystwa. Jest naprawdę gorąco. Mimo cienia wielkich drzew na balkonie trudno wytrzymać. Olivier zdejmuje koszulkę zostając tylko w luźnych, lekkich dresach. Zakłada na nos ciemne okulary i na chwilę wyłącza myślenie. Wpatruje się w pustą przestrzeń. Kiedy w końcu zaczyna pracować, nie czuje się już tak swobodnie jak przed chwilą. Spacerujące na dole kobiety zasiadły pod jego balkonem i rozmawiają. Olo spogląda na nie z wysokości pierwszego piętra, na którym się znajduje. Są beztroskie. Pewnie zostawiły w domu mężów, dzieci i kłopoty, a tutaj chcą po prostu odpocząć. Widać, że są sobie bliskie. Doskonale czują się w swoim towarzystwie. Co chwilę patrzą w jego stronę. W końcu któraś nie wytrzymuje.

-Nie szkoda panu czasu na pracę?

-Szkoda, ale ktoś musi pracować, żeby panie mogły odpoczywać.- uśmiecha się

-Och! Takich to my już mamy! Może pan nam potowarzyszy?

-Bardzo chętnie, ale niestety, sprawy służbowe ścigają mnie aż tutaj.

-Powinien pan koniecznie poznać ośrodek i okolice! Jest naprawdę pięknie!

-Zrobię to w wolnej chwili.

-Cóż! Jeśli jest pan taki nieugięty, to nie będziemy przeszkadzać. Do zobaczenia!

-Do widzenia. – Olo nie ma zamiaru spoufalać się z klientkami. Gdyby to zrobił, nie miałby możliwości spokojnego przebywania w swoich ośrodkach. Dobrze wie, że osoby, które tutaj przyjeżdżają, nie robią tego jednorazowo. Często powtarzają swoje wizyty kilka razy do roku. Tego nauczył się przebywając u ojca. Mimo tego, że Dati senior znał doskonale swoich stałych bywalców, nigdy nie dał się wciągać w nic więcej, niż grzecznościowe, zdawkowe rozmowy lub prywatne sprawy gości.

            Tuż przed spotkaniem ze słowackim hotelarzem w ośrodku pojawia się Iza. Jak zwykle nienagannie ubrana i umalowana. Olivier już nie raz przekonał się, że jej uroda i swoboda z jaką nawiązuje kontakty, jest bardzo pomocna przy wszelkich spotkaniach biznesowych.  Iza bez wahania zgodziła się przyjechać do Zakopanego. Zawsze jest chętna do pomocy i bez żadnych problemów załatwia wszelkie sprawy. Olo ceni ją za to. Mają też niepisaną umowę, że na wszelkich spotkaniach, ma go pilnować. Olivier ma skłonności do popadania w tarapaty, a Iza zawsze jest chłodna i opanowana. Czasem Olo śmieje się, że jest jego aniołem stróżem i gdyby nie ona, jego interesy nie szły by tak dobrze. Często spotykają się na firmowych imprezach i nawet wtedy Iza ma mieć na niego oko. Niestety, Olivier nie stroni od alkoholu, co bardzo źle odbija się na jego opinii wśród pracowników, bo już niejednokrotnie sekretarka niemal wyciągała go z taksówki, w której siedziała inna pracownica. Tak, Olo sam potrafi stwarzać dla siebie zagrożenie, ale jak do cholery ma zapomnieć o Marcie, skoro natyka się na nią co krok!

Spotkanie odbywa się w jednej z niewielkich sali konferencyjnych. Słowak jest zachwycony zgodą na współpracę, a zarazem oczarowany pięknym uśmiechem Izy. Przyśpiesza to wszelkie rozmowy. Po ich zakończeniu idą na obiad. Gość Oliviera zostaje zaproszony na pobyt w ośrodku. Sprawy poszły rewelacyjnie. Wieczorem Olo zaprasza Izę na kolację i stara się ignorować jej zaloty. Już od dawna zauważył, że kobieta z nim flirtuje przy każdej możliwej okazji. Jest jednak niezastąpiona w pracy, więc Olo skutecznie się jej opiera.

-To wspaniałe miejsce. Nigdy tu nie byłam.

- Powinnaś zobaczyć, jak wyglądają ośrodki prowadzone przez ojca.

-Wolę spędzać czas w Polsce. Sieję patriotyzm! Uważam, że i u nas są piękne miejsca! Na przykład to.

-Kiedyś bardzo lubiłem tu przyjeżdżać.

-A teraz nie?

-Nie. Jestem tu, bo muszę. Gdyby nie to, już dawno wróciłbym do domu.

-To ma jakiś związek z twoimi prywatnymi sprawami?

-Po części tak. Nie chcę o tym mówić.- uśmiecha się.

-Ok., jasne!

-A ty? Gdzie lubisz wyjeżdżać?

-Najczęściej....- Iza zaczyna opowiadać, ale dla Oliviera zatrzymuje się czas. Wpatrują się w niego niebieskie oczy kobiety, która stoi przy barze. Odgarnia z twarzy kosmyk blond włosów i uśmiecha się. Ma na sobie kolorową koszulkę i krótkie spodenki. Jest piękna. Olo czuje, że kręci mu się w głowie. O nie. Tego chciał uniknąć.

-Chodźmy stąd. Muszę wyjść.- przerywa Izie i wstaje od stolika.

-Ej, chwila! Co się dzieje?- wychodzi za nim na taras- Coś nie tak?

-Muszę iść do siebie.

-Źle się czujesz? Jesteś na coś chory?- patrzy na niego zaniepokojona

-Nie. Jestem zmęczony. Poza tym, czuję, że ten wieczór mógłby się skończyć bardzo niezręcznie dla nas obojga. Bardzo miło było zjeść z tobą kolację.- próbuje odejść

-Olivier...poczekaj...- łapie go za rękę

-Iza, cenię twoje zaangażowanie i twoje towarzystwo, ale pracujemy razem. Rozumiesz?

-Zwolnij mnie.- mówi zdecydowana.

- Nie jestem taki, jaki się wydaję. Nie będzie ci ze mną dobrze.

-Skąd możesz to wiedzieć?

-Zaufaj mi. Nie silę się na randki, prezenty, kwiaty. Jestem indywidualistą.  Robię to, na co mam ochotę i z niczego się nie tłumaczę. To trudne do zaakceptowania. Wolę spędzać czas sam niż w towarzystwie, wolę biegać niż siedzieć w kinie, wolę bić niż być bitym. Nie chcę, żebyś miała do mnie żal.

-Nie pozwolisz się do siebie zbliżyć, co?

-Nie. Mam już grono bardzo bliskich przyjaciół. Znamy się od lat. Łatwo jest zawrzeć ze mną znajomość, ale nie szukam przyjaźni, a tym bardziej nie szukam miłości.

-Czemu? Dobrze ci samemu?

-Lepiej mi samemu. Mam nadzieję, że w naszych zawodowych relacjach nic to nie zmienia.

-Nie, nie zmienia.

-Ok. a teraz idę do siebie. Dobranoc.

-Dobranoc.- Olivier zostawia oszołomioną Izę na tarasie i czym prędzej zmierza do swojego pokoju. Chce zamknąć się w czterech ścianach, zasunąć rolety i przespać cały jutrzejszy dzień. Niestety, to nierealne. Znów spotykają się ze słowackim hotelarzem, omawiają resztę spraw i w końcu podpisują umowę. Olo oddycha z ulgą. Może wrócić do domu. Pakuje się i nie żegnając z nikim, zostawia klucz w recepcji. Kiedy wrzuca bagaż do auta słyszy za sobą jej głos.

-Znowu uciekasz?- rozgryzła go

-Nie. Wracam do domu. – odpowiada nie patrząc na nią

-Oli...mnie nie oszukasz.

-Nie mam zamiaru cię oszukiwać.

-Chodźmy na kawę.- Marta staje tak, żeby widzieć jego twarz

-Trochę się spieszę.

-Kilka minut cię nie zbawi. Chodź.- nie potrafi jej odmówić. Rusza za nią na taras. Zamawiają kawę i rozmawiają. Głównie o ośrodku, ale też o wakacjach i o masie różnych rzeczy, zupełnie nie związanych z ich przeszłością. Dla Oliviera jest to trudne przeżycie. Chciałby jej wykrzyczeć, że bardzo go zraniła, że jak mogła i jeszcze kilka tym podobnych pytań, ale wie, że odpowiedzi mogły by być bardzo zaskakujące, więc woli zostawić to tak, jak jest. Woli nie pytać i nie wiedzieć.

-Mam nadzieję, że nie zajęłam zbyt dużo twojego cennego czasu?- śmieje się

-Teraz nie mam wyjścia. Będę musiał zostać na obiad.- wzrusza ramionami

-To może zjesz go ze mną?

-Marta, nie wiem, czy to dobry pomysł.

-Dlaczego nie. Jesteśmy dorośli i chyba szanujemy swoje wybory i swoje decyzje, prawda?- patrzy na niego przenikliwie. Olo uśmiecha się szeroko

-Taka stanowcza jesteś w pracy?

-Tak, tam też. Więc?

-Chyba nie mogę ci odmówić.

-Jak byś zgadł! Chodźmy.

-Dokąd?

-Jesteśmy w Zakopanym. Uwielbiasz to miasto. Zaproponuj coś.

-Nie odpowiadają ci propozycje naszej kuchni?

-Przeciwnie. Jedzenie jest wyśmienite, ale chcę pospacerować.

-Nie byłem tutaj od bardzo dawna.

-Za to ja spędzam tu każdy wolny weekend.

-Dobrze. Oprowadź mnie!- rezygnuje i daje się jej porwać. Chodzą spokojnie uliczkami, które dobrze znają. Jest pięknie i ciepło, wieje delikatny wietrzyk.

-Zostań jeszcze. Nie musisz chyba tak szybko wracać?

-Muszę- kłamie

-Czyżbyś planował spędzić sobotę i niedzielę w biurze?

-Mam kilka spraw, nad którymi muszę się zastanowić.

-Nie przesadzaj! Gdybyś został, jutro wybralibyśmy się na wycieczkę w góry. Mam weekend tylko dla siebie, chcę to jakoś wykorzystać.

-Zastanowię się.

-Bardzo się zmieniłeś, wiesz?

-Nie miałem wyjścia.- uśmiecha się, ale Marta widzi smutek w jego oczach. Zapada między nimi cisza.

-Chodź! Mają tu niewiarygodne lody!- Marta śmieje się, a Olo robi wielkie oczy i patrzy na nią z niedowierzaniem

-Lody?- zaczyna się śmiać- Serio?

-Tak!

-Ty też się zmieniłaś! Jesteś bardziej szalona, niż kiedyś!- Olivier musi przyznać, że czuje się dobrze w jej towarzystwie. Świetnie się bawi, odsuwając niepokój na dalszy plan. Sam siebie przekonuje, że to tylko kilka niezobowiązujących chwil i kiedy wróci do pracy, wszystko będzie, jak dawniej. Po całym tygodniu w napięciu pozwala sobie na odpoczynek.  To tylko jeden weekend. Jeden weekend i koniec. Wracam do swojego życia. Tak bardzo chciałbym ją pocałować..., myśli.

            Następnego dnia rano wychodzą w góry. Pogoda jest piękna. Słońce grzeje jak oszalałe. Olo wie, że tutaj to tylko pozory, ale Marta, jak zwykle nie daje się przekonać. Idą dobrze im znanym szlakiem. Po drodze mijają kilku turystów. Nie ma się co dziwić! W taki upał mało komu chce się chodzić po górach. Robią sobie odpoczynek, siadają na trawie i piją kawę, którą ze sobą zabrali. Gdzieś w oddali słychać pierwszy grzmot, ale nie zważają na to. Nic nie zepsuje tego dnia. Niestety, burza przychodzi szybciej niż oboje sądzili. Chowają się w jakimś paśniku. Oboje są przemoczeni. Deszcz zacina z każdej strony. Marta tuli się mocno do Oliviera, a on stara się owinąć ją swoją kurtką. Nie są przestraszeni, wręcz przeciwnie, śmieją się. Już dawno żadnemu z nich nie było tak dobrze. Olo czuje odurzający zapach jej perfum, Marta kryje się w jego silnych ramionach. W tej jednej chwili, kiedy patrzą na siebie, przemoknięci do suchej nitki świat staje w miejscu, jak za dawnych lat. Są tylko oni i nic poza tym. Nic nie jest ważne. Na ziemię sprowadza ich nagły grzmot i poryw wiatru. Tulą się do siebie mocniej i tak przeczekują całą ulewę. Niestety, nie trwa ona wystarczająco długo, żeby mogli znów nacieszyć się sobą. Powoli przestaje padać. Mimo tego, że są mokrzy i zmarznięci wracają do ośrodka w doskonałych nastrojach, nie roztrząsając niczego. Dobrze bawią się w swoim towarzystwie.

Po powrocie Olivier szybko znika w swoim pokoju. Nie może spędzać z nią tyle czasu. Nie może! Idzie  do sauny. Jak dobrze, że dziś taki piękny dzień. Jest tylko on. Od razu opada na siedzenie i przymyka oczy. Błogi spokój. Nie jest mu jednak dane cieszyć się samotnością. Po chwili otwierają się drzwi. Olo nawet nie otwiera oczu. Nie ma ochoty na pogawędki. Potrzebuje odpoczynku.

-Czemu uciekłeś?- Marta

-Myślałem, że potrzebujesz chwili dla siebie.

-Gdyby tak było, nie poprosiłabym, żebyś został.- przysiada się do niego. Olo oddycha głęboko i próbuje się zrelaksować, ale nie może przestać myśleć o Marcie, która półnaga siedzi tuż obok niego. Wzdryga się, kiedy czuje jej dłoń na swojej. Mocniej zaciska powieki.

-Cieszę się, że tu jesteś- mówi  spokojnie

-Jutro wracam do Częstochowy. – postanawia twardo

-Ja też i bardzo tego nie chcę. Może uda nam się to powtórzyć?

-Marta, ja nie mogę.

-Nie rozumiem.

-Doskonale rozumiesz. Nie mogę tak funkcjonować. Nie potrafię się z tobą przyjaźnić. To dla mnie strasznie wyczerpujące.

-Uważasz, że dla mnie to proste? Otóż, nie, ale wolę to niż znowu stracić cię z oczu.

- Nie dam rady.

-Oli, nie rób mi tego, nie znikaj.

-Nie powinienem był tutaj zostawać.

-Przecież świetnie nam było razem.

-Problem polega na tym, że nas już nie ma.

-Możemy to zmienić.

-Nie chcę. Nie przetrwam kolejnego rozstania, a ty nie jesteś w stanie zagwarantować, że do tego nie dojdzie, ja zresztą też nie mogę nic obiecać.

- Uważasz, że nie warto?

-Nie mam zamiaru tego sprawdzać.

-Rozumiem, że wracamy do układu sprzed kilku dni?

-Tak będzie najprościej.

-A jeśli się nie zgodzę?- Olo nagle otwiera oczy i patrzy na nią zbolałym niemal przerażonym wzrokiem. Marta wychodzi, nie jest w stanie tego znieść.

jkamp   
sty 15 2016 do ilu razy sztuka? 22

22

Olivier mając nowy plan działania zatraca się w pracy. Jest szybki, stanowczy i daje z siebie wszystko. Popołudniami jeździ na siłownię i biega. Dba o formę, co od zawsze wpajał mu ojciec. Lubi wysiłek fizyczny, daje mu to odpoczynek od pracy za biurkiem. Nigdy nie szuka towarzystwa. Całymi dniami przez jego biuro przewija się masa ludzi, musi odreagować to całe zamieszanie. Czasem widuje się z Wiktorią, ale i ona nie ma za dużo wolnego. Żeby zrobić jej przyjemność, zabrał ją  na tydzień do Marsylii. Chciał spędzić z nią trochę czasu z dala od wszystkiego. Było wspaniale! Myślał, że Wika jest inna niż cała reszta dziewczyn, ale jakże się pomylił. Po tych  kilku dniach stała się bardzo zaborcza. Żąda każdej wolnej minuty tylko dla siebie. Nie, Olo nie da rady żyć w ten sposób. Musi mieć wolność, musi mieć spokój, musi mieć czas. Nie czuje się na siłach, żeby planować coś z wyprzedzeniem, myśleć o dzieciach, domu, wspólnych obiadkach! To nie dla niego! Jeszcze nie teraz. Ma dość ciągłych sprzeczek nie wiadomo o co.

-Czemu nie przyjechałeś? Wiedziałeś, że mam dziś wolne!- krzyczy nawet się nie witając- Czekałam na ciebie całe popołudnie!

-Ale ja pracuję codziennie. Bez względu na twoje wolne.- odpowiada automatycznie

-Nie powiesz mi, że siedzisz w biurze od 10 do 21! Nie uwierzę w to!

-Wcale tego nie powiedziałem.- mówi powoli, nie odrywając wzroku od komputera

-Hej! Może byś tak się zainteresował, o czym chcę porozmawiać! Dla mnie to jest naprawdę ważne, wiesz?- tak, dla Wiki ostatnio wszystko zrobiło się „ważne”.

-Słucham.- patrzy na nią i próbuje się skupić

-Czemu nie przyjechałeś?

-Nie miałem czasu. Widzisz, że siedzę nad papierami, tak?- Olivier zaczyna głęboko oddychać. Jak to możliwe, że jeszcze go nie poirytowała? Może przyzwyczaił się do jej ciągłych pretensji i narzekania, a teraz nie robi to na nim wrażenia?

-Bardzo ciekawe! Justyna mówiła mi, że widziała cię na siłowni!- Olo próbuje skojarzyć imię z osobą. Przed oczyma staje mu niezwykle nieprzyjemna współlokatorka Wiktorii. Krzywi się na samą myśl o niej. Wzajemnie się nie lubią i nawet nie próbują tego ukrywać.

-Bo tam byłem. – jedyna prosta odpowiedź

-Acha! I nie miałeś czasu dla mnie? Nie mogłeś nawet odebrać telefonu?

-Wika, daj spokój! Dzwoniłaś do mnie dzisiaj z 10 razy! Muszę kiedyś odpoczywać.- powoli traci cierpliwość

-Ze mną się nie da?

-Nie! Do cholery! Nie da się! -wypala wreszcie- Nie mogę odbierać telefonów na zebraniach, żeby posłuchać o nowych butach! Nie mogę olać ważnych inwestorów, bo ty chcesz pogadać! Ogarnij się wreszcie!

-Jak możesz tak mówić?

-Mogę! Za dużo ode mnie oczekujesz! Kiedy mam czas, to mam, a jak dobrze wiesz, w tygodniu pracuję! Teraz też! Nie zawracaj mi głowy duperelami!

-Ale na siłowni byłeś?

-Nie rozumiem, do czego zmierzasz!

-O to, że wolisz iść tam, niż być ze mną!

-W ten sposób odpoczywam. Gdyby nie to, już dawno ktoś by ode mnie oberwał. Znasz mnie, wiesz, jaki jestem. Muszę gdzieś wyładować złość!

-A ty znasz mnie i wiesz, że kiedy dzwonię, to masz mi poświęcić chociaż chwilę! Nie wierzę, że nie znalazłeś 10 minut, żeby do mnie podjechać!

-Co by to zmieniło? Że tłukłbym się przez godzinę na drugi koniec miasta?

-Potrzebowałam cię zobaczyć!

-Po to, żeby wywołać awanturę? Kolejną zresztą!

-Chyba przesadzasz!

-Obawiam się, że nie! I powiem ci szczerze, że mam tego dosyć! Przyjeżdżasz do mnie tylko po to, żeby się drzeć i wygarnąć to, czego ty potrzebujesz! – Olo nie wytrzymuje

-O! Wcale....!

-Nie przerywaj mi teraz!!- mówi groźnie- Powiem ci to, co powinienem powiedzieć już dawno, mam dosyć. Słyszysz? Mam kurwa dosyć! Wydzwaniasz do mnie co 5 minut! Nie mogę skupić się na pracy! Guzik mnie obchodzi, że potrzebujesz akurat w tej jednej chwili opowiedzieć mi o jakichś pierdołach, bo jak nie to się obrażasz! Nie jestem telefonem zaufania! Jeśli nie odbieram to nie mogę! Nic nie zmieni wybieranie mojego numeru 10 razy z rzędu! Kiedy mogę, to oddzwaniam, a jeśli nie, to nie! Dla mnie sprawa jest prosta! W każdy możliwy weekend staram się gdzieś z tobą wyjeżdżać, żebyś była zadowolona, ale nawet to ci nie pasuje! Nie jesteś jakąś pieprzoną królewną z bajki!! Zastanów się nad tym! Świat nie leży u twoich stóp, a ja tym bardziej! Idź już i daj mi pracować!– Wika patrzy na niego szeroko otwartymi oczami, ale on nie zwraca już na nią uwagi. Bierze głęboki oddech i wraca przed monitor komputera. Dziewczyna odwraca się do wyjścia. Na kuchennym blacie zostawia klucze, które dostała od Oliviera i wychodzi.

jkamp   
sty 10 2016 do ilu razy sztuka? 21

21

            Pogoda we Francji jest jeszcze piękniejsza niż w Polsce... i to bezchmurne niebo...

Na lotnisku czeka na niego siostra. Olo cieszy się na jej widok. Musi przyznać, że Margot wyrosła na piękną kobietę. Jest szalenie zgrabna, tylko mogłaby się trochę mniej malować. Długie, czarne włosy ma niedbale zawiązane z tyłu, a na nosie ciemne okulary. Mężczyźni patrzą na nią z podziwem, może to dlatego, że ma na sobie króciutkie spodenki i lekką koszulkę na ramiączkach. Jest opalona i uśmiecha się szeroko. Olo musi przyznać, że jest zjawiskowa. Nie czeka, aż brat podejdzie do auta, od razu biegnie przez halę przylotów i rzuca mu się naszyję. Wszyscy patrzący faceci czują smutek, gdyby wiedzieli.... tak, Olo musi przyznać, że Margot mogłaby też być mniej wylewna.

-Olivier- Philippe! Tak się cieszę!

-Ja też! – ściska ją

-Myślałam, że dłużej cię nie będzie!- dziewczyna gada, jak nakręcona. O ojcu, matce, koleżankach, młodszej siostrze i Olo czuje, że za chwilę pogubi się w tym wszystkim. I tak połowy nie słucha.

-Ojciec w ośrodku?- próbuje zmienić temat

-Tak! Czeka na ciebie! I wiesz....- znowu zaczyna go zasypywać gradem informacji. Teraz Olivier już wie, dlaczego siostra nie ma chłopaka na stałe. Mało kto wytrzymałby taką paplaninę! Jadą do Marsylii. Margot nie przestaje opowiadać. Aż wierzyć mu się nie chce, że nie widzieli się zaledwie miesiąc.

-Po drodze zbierzemy moje koleżanki.

-Co? Jakie koleżanki?

-Och! Ty wcale mnie nie słuchasz!! Mówiłam ci o nich przecież!!- zjeżdża na jeden z parkingów, gdzie z daleka machają do niej dwie wysokie blondynki. Tak samo mocno umalowane i Olo musi przyznać, że niezwykle zgrabne. Obie ubrane w letnie, cienkie sukienki i ładnie opalone. Biegną w stronę auta.

-To one?

-Tak!! Heeej!- krzyczy do nich Margot- Mówiłam im, że nie znasz słowa po francusku, więc mnie nie zdradź!

-Po co tak powiedziałaś?

-Żeby czuły się swobodnie!- wzrusza ramionami i biegnie do dziewczyn. Nie, to po prostu niewiarygodne!! Olo już czuje zmęczenie. Czeka go droga z trzema wariatkami. Zdecydowanie wystarczyła mu sama Margot.

Dziewczyny pakują się do auta nie czekając na pomoc Oliviera i wskakują na tylne siedzenie. Siostra przechodzi na angielski i przedstawia swoje koleżanki.

-To jest Marie, a to Eliz. Dziewczyny, to mój brat Olivier-Philippe.- Olo wita się z dziewczynami i ruszają w drogę.

-Ej! Ale ciacho z tego twojego brata, Margie!- zaczyna któraś. Olo spogląda na siostrę, ale ona zdaje się być niewzruszona i rzuca mu ukradkowe spojrzenie

-No! Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę go nad basenem!- i obie zaczynają piszczeć, a Margot śmieje się jeszcze bardziej niż jej koleżanki.

-Hej! Margie! Nie obrazisz się, jeśli obie go przelecimy?- Olivier zakłada okulary i odwraca się w stronę okna pasażera. Nie może dalej przysłuchiwać się rozmowie, bo czuje, że za chwilę wybuchnie śmiechem, jak Margot. Próbuje myśleć o pracy, ale dziewczyny całą drogę nagabują jego siostrę, żeby bliżej ich ze sobą poznała. Margot oczywiście ulega ich prośbom i obiecuje, że wyciągnie Oliviera na dyskotekę. Obie są zachwycone. Dalej zaczynają plotkować o koleżankach, ciuchach, kosmetykach, fryzjerach.... o Boże... jak daleko jeszcze? Olo w końcu nie wytrzymuje i proponuje przystanek. Idzie na stację i kupuje kawę. Musi ochłonąć. Wierzyć się nie chce, że mają po 24 lata! To jakiś koszmar.

- Margot, dalej ja poprowadzę, ok.?

-Jak chcesz!-  wzrusza ramionami i oddaje mu kluczyki. Przez chwilę Olivier ma ochotę wsiąść w auto i wszystkie trzy zostawić na parkingu. To niemożliwe, że spędzi z nimi cały tydzień. Tak, to jakaś kara, ale za co? Niech szlag trafi twojego szefa, Wika! Kurwa mać! Pakują się w końcu do auta i odjeżdżają. Olo jest w stanie zapłacić każdy mandat, byle szybciej dojechać do Marsylii. I, dzięki Bogu, docierają w ekspresowym tempie. Olivier wypakowuje dziewczynom walizki i sam szybko się ulatnia.

-Olivier- Philippe! – ojciec wita go z radością.

-Tato! Nareszcie jestem.- mówi zrezygnowany

- Margot dała ci popalić, co?

-Proszę cię, nigdy więcej....

-Ja też muszę ją czasem mieć z głowy! - ojciec wybucha śmiechem- Masz jakieś problemy?

-Może to za dużo powiedziane, ale chciałbym twojej rady.

-I musiałeś tutaj przylecieć aż tutaj?

-Musiałem!- przyznaje ze śmiechem Olo

-Dobrze. Pokaż mi, co tam masz. Przejrzę wszystko i jutro o tym porozmawiamy, a teraz idź na obiad.

-Tato, jeszcze jedna prośba.

-Realna?- patrzy na niego podejrzliwie

-Nie mam nierealnych! Proszę cię! Zakwateruj mnie jak najdalej od nich.- ruchem głowy wskazuje na Margot i jej koleżanki.

-To akurat da się zrobić!- śmieje się ojciec.

Olo zna ten ośrodek, jak własną kieszeń. Pracował tutaj wiele lat. Przyjaźnie wita się z obsługą i zabiera się za obiad. Musi przyznać, że jest wykończony podróżą z siostrą i jej przyjaciółkami. Jak to możliwe, że można non stop gadać i to o takich bzdurach!!

Po kilku minutach podchodzi do niego recepcjonistka i wręcza mi klucz do pokoju. Olo patrzy na numerek i myślami przebiega po korytarzach. Wybornie! Ojciec wie, co dobre!!

Unikając koleżanek siostry, ulatnia się do pokoju. Od razu wchodzi pod prysznic. Nie ma co! Lato nikogo tutaj nie oszczędza! Po kilku minutach czuje się, jak nowonarodzony. Ubiera kąpielówki i idzie nad basen. Rozsmarowuje na sobie olejek do opalania, zastawia leżak parasolem i wkłada słuchawki, stara się ignorować wścibskie spojrzenia kilku dziewcząt. W końcu kładzie się i sam nie wie kiedy, zasypia.

Kap....kap... kap... co do diabła? Olo uchyla jedno oko. Stoi nad nim Margot ze szklanką wody z lodem. Już mu robiła takie numery. Jeśli otworzy oczy, to siostra z pewnością go obleje. Obmyśla chytry plan, napina mięśnie i hop! Już przerzuca ją sobie przez ramię, szybkim ruchem ściąga słuchawki i wskakuje z nią do basenu. Margot wrzeszczy w niebogłosy, a jej koleżanki śmieją się, ale Olo jest już wypoczęty, wyskakuje na brzeg i dziewczyny także lądują w wodzie. Wszyscy poza Margot śmieją się głośno.

-No wiesz! Teraz będę wyglądać jak zmokła kura!- wychodzi nadąsana, ale Olivier nie daje za wygraną, wyskakuje za nią i wrzuca ją po raz kolejny. – Olo!!- protestuje.

-Co? To ty zaczęłaś!- rozkłada bezradnie ręce.

-I co? Ty zawsze musisz skończyć?

-Żebyś wiedziała!- zaczyna ją chlapać i nie przestaje do czasu, aż się siostra zaczyna się śmiać. Kiedy wychodzą Olo znów rozkłada się na leżaku.

-Możemy się do ciebie przysiąść?- pyta jedna z koleżanek Margot. Jeśli miałby być szczery, nawet nie zapamiętał, która jest która. Obie są do siebie bardzo podobne.

-Tak, siadajcie.- uśmiecha się, choć nie ma wcale ochoty na ich towarzystwo. Zaczynają rozmawiać. Okazuje się, że obie, tak jak i jego siostra są studentkami. Cóż, Olo musi przyznać, że wyluzowały i są całkiem miłe. Po kilku godzinach w samochodzie z nimi był gotów wrócić na lotnisko, tymczasem, chcąc zrobić na nim wrażenie, zaczęły się zachowywać całkiem przyzwoicie. Hmm.... Czy to możliwe, że kobiety w swoim towarzystwie nawijają jak kompletne kretynki i kiedy uważają, że nikt ich nie słucha, wygadują kompletne bzdury? To pytanie byłoby raczej nie na miejscu, toteż Olo uśmiecha się do swoich myśli i wraca do rozmowy.

            Dopiero będąc tutaj, wie, jak bardzo dusi się w Częstochowie, ale cóż zrobić! Pora wziąć się za normalne życie i pracę! Nie można wiecznie być na wakacjach. Codziennie do południa spotyka się z ojcem. Rozważają różne opcje i tworzą nowe rozwiązania. Pod koniec tygodnia udaje im się wpaść na innowacyjny pomysł. Olo jest tym bardziej dumny, że podstawą planu jest jego myśl. Zdobył uznanie w oczach ojca, który szybko rozpisuje wszystko na kilku kartkach. Ma w tym wprawę. Olivier czuje, że może spokojnie wracać do pracy, jednak ojciec zatrzymuje go do niedzieli

-W piątek po południu i tak nic nie wskórasz! – i Olo wie, że ma rację, toteż godzi się zostać. W sobotę wieczorem Margot wyciąga go w końcu na dyskotekę. Olivier musi przyznać, że bawi się świetnie. Już dawno nie był taki odprężony. Dużo pije, dużo tańczy, nic i nikt mu nie przeszkadza. Wakacje! Cudowne wakacje!!

            Jak zajebiście gorąco...budzi się w swoim pokoju. Czemu okna są pozamykane? Czuje się ciężko... Leży rozłożony na dużym łóżku. Nie ma odwagi otworzyć oczu....o Boże, chyba wczoraj przesadził....jest mega zmęczony. Musi zebrać siły, żeby wstać. Boli go każdy mięsień, cha! Trzeba było częściej ćwiczyć, stary, myśli. I jak dziś wróci do domu? Leży jeszcze chwilę, zastanawiając się, czy oby na pewno wszystko spakował. Jeszcze tylko kilka papierów, które zostawił na szafce i będzie dobrze... jego myśli przerywa mu czyjaś ręka wędrująca po jego klatce i głęboki oddech gdzieś przy uchu.... Olo szeroko otwiera oczy. Kurwa! Kurwa! Kurwa! Nagle docierają do niego obrazy dzisiejszego poranka. Delikatnie odkłada dłoń na poduszkę obok swojej głowy, zbiera siły i powoli się podnosi. Siada na łóżku i rozgląda się. Nie może uwierzyć w to, co widzi. Przeciera dłonią zmęczoną twarz.  Kręci głową i idzie do łazienki. To przecież niemożliwe. Chyba jeszcze się nie obudził. Wchodzi pod prysznic. Chłodna woda budzi go natychmiast. Szybko ubiera na siebie bieliznę i wraca do pokoju. Nie, to nie był sen, obie nadal tam są. Śpią, tak samo zmęczone, jak on. Jak się tutaj znalazły...? ach tak... mało im było dyskoteki, więc przenieśli się wszyscy nad basen, a jego taras wychodzi właśnie na tę stronę... teraz pamięta, jak przesadził obie dziewczyny przez barierki i wszyscy zaszyli się w pokoju, Margot gdzieś się wtedy ulotniła, tak, przypomina sobie, że byli tylko we trójkę... to, co działo się później próbuje jakoś poukładać.... od czego się to zaczęło..? Nie pamięta zbyt dobrze, ale pamięta, jak się skończyło... uśmiecha się do siebie, zakłada resztę ubrań, zbiera swoją torbę, papiery i wychodzi na śniadanie. Musi poprosić ojca, żeby odwiózł go na lotnisko.

-Tato!- spotyka go w holu- Pomocy...- patrzy na niego błagalnie i ojciec już wie, o co chodzi

-Rozerwałeś się trochę?

-Tak, dzięki...- uśmiecha się Olo

-Inni wczasowicze trochę się skarżyli na hałasy nad ranem....- mówi mierząc go wzrokiem

-Uspokój ich, że to się już nie powtórzy.- ignoruje temat i idzie na kawę

-Za ile będziesz gotowy?

-Pół godziny?

-Dobrze.- ojciec kiwa głową i idzie do biura. Tymczasem Olo szuka Margot. Niestety, nie ma jej. Gdzież mogła się podziać, jak jest potrzebna? Nie zamierza sprawdzać pokoi, w których ewentualnie mogłaby się zaszyć. Spokojnie dopija kawę, żegna się z obsługą hotelową i odjeżdża z ojcem. Rozmawiają w drodze o prywatnych sprawach, ojciec mówi o Claude i jej nowej pasji, trochę powiada o Francine i pyta o to, jak układa się synowi. Olo próbuje wybrnąć, mówiąc, że nie ma czasu na dziewczyny, ale ojciec za dobrze go zna.

-Tato, mogę od ciebie zadzwonić? Mam telefon w torbie i nie chcę tam teraz grzebać.

-Pewnie, trzymaj.- podaje mu komórkę. Olo błyskawicznie wybiera numer do Margot. Czeka na połączenie dość długo. W końcu siostra odbiera.

-Tak?- ma słaby głos, widocznie ją obudził

-Margot! Nareszcie! Idź do mojego pokoju i sprawdź, czy nie zostawiłem papierów na szafce nocnej. To ważne!

-Teraz?- odpowiada słabo.

-Jak najszybciej.

-Zadzwoń za dwie minuty, ok.?

-Nie! Zbieraj tyłek! Czekam!- słyszy jak siostra szamocze się w pościeli. Zamykanie drzwi, tup, tup, tup

-Jesteś okropny. Nie mogłeś sprawdzić, zanim wyjechałeś? Nie dowiozę ci ich na lotnisko, nawet jeśli tu są. Klucz oddałeś?- mówi z wyrzutem

-Drzwi powinny być otwarte. Pośpiesz się, żeby sprzątaczka cię nie uprzedziła.

-O kurwa!- słyszy jeszcze

-Jesteś w środku?- pyta w końcu Olo.

-Tak...- z trudem się odzywa.

-Ok., skoro sprawdziłaś, to dzięki.- Olo nie chce denerwować ojca i rozłącza się. Oby Margot była na tyle przytomna, żeby zabrać swoje koleżanki z jego pokoju, zanim ktoś przyjdzie wszystko ogarnąć.

            Olivier w samolocie zasypia. Budzi go dopiero stewardessa prosząca o zapięcie pasów. Teraz naprawdę czuje się zmęczony. Musi jak najszybciej dostać się do domu i odpocząć. W hali przylotów włącza telefon. Natychmiast przychodzą do niego wiadomości i spis nieodebranych połączeń z całego tygodnia. Masa smsów od Marcina, kilka ogłoszeń i spora liczba nieodebranych połączeń z firmy. Jakoś przeżyli! Uśmiecha się Olo i wsiada do auta. Jutro czeka go ostry poranek.

            Pod domem jest w godzinę. Szybko zamyka bramę, garaż i ląduje pod prysznicem. Co za upał! Kilkanaście minut i już jest jak nowy. Ubiera bieliznę i kieruje się do sypialni. Zaciąga rolety, uchyla okno, nastawia budzik na 7 i zapada w głęboki sen. W środku nocy budzi go jednak dzwonek do drzwi. Nie, nie wstaje, postanawia, ale dzwonek jest tak natarczywy, że Olo musi się ruszyć. Okazuje się, że na dworze jest jeszcze całkiem widno. Zwleka się z łóżka i człapie w stronę drzwi. Czyżby jednak nie zamknął tej bramy? Zastanawia się w drodze na dół.  Uchyla i widzi po drugiej stronie uśmiechniętą Wiktorię.

-Co tak długo?

-Spałem, wejdź.- wpuszcza ją do środka.

-Co robiłeś? Jest niedziela, słoneczna, wolna i gorąca, a ty spałeś?

-Nie spodziewałem się gości. Sorry, mam pustą lodówkę.- zasiada przy blacie w kuchni i próbuje się dobudzić

-Ja właśnie w tej sprawie! Zrobiłam ci zakupy.

-Super! To może zrobisz też kolację, skoro już mnie obudziłaś?

-Co za dużo, to niezdrowo, wiesz?- przygląda mu się badawczo- A co ty taki...?

-Jestem zmęczony. –przerywa jej w połowie zdania

-Powiedziałabym, że skacowany.

-Może trochę!- przyznaje w końcu

-Załatwiłeś wszystko?

-Tak, nawet więcej niż chciałem. Poczekaj, muszę odebrać.- idzie na górę po telefon. To Margot. -  Co tam?

-Mogę im dać twój numer? Strasznie się uparły!

-Ani się waż!- przytomnieje nagle

-No co ty?- śmieje się po drugiej stronie

- Narobiłaś mi tylko kłopotów!

-Z tego, co mi mówiły...

-Nie chcę tego słuchać!

-Ej! Przecież nie masz się czego wstydzić! My sobie opowiadamy o wszystkim!

-Margot! Ostrzegam cię!!

-O wszystkim, kumasz? A one są bardzo....

- Rozłączam się!

-Olivier- Philippe......!- słyszy jeszcze, ale nie ma już siły jej słuchać.

Na dole Wika zajęła się gotowaniem.

-Mówiłaś, że nie mogę liczyć na kolację!

-Cóż, masz szczęście, że ja też jestem głodna!

- Świetnie mi się trafiło.- uśmiecha się i patrzy, jak Wiktoria gotuje.

-Dobrze się bawiłeś?- pyta go nieoczekiwanie. Olo oddycha głęboko

-Nawet nieźle. Pomijając fakt, że moja siostra też tam była.

-Nie ma to, jak rodzinne wakacje.

-Uwierz mi, nie wiem, co ta dziewczyna ma w głowie, ale im dłużej z nią przebywam, tym częściej zdaję sobie sprawę, że nikt z nią nie wytrzyma dłużej niż tydzień.

-Było aż tak źle?

-Było średnio. Jak już się ode mnie odczepiła, udało mi się nawet trochę odpocząć. Szczerze wolałbym, żebyś to ty dotrzymywała mi towarzystwa. Wtedy bawił bym się naprawdę świetnie!- Olo wstaje ze swojego miejsca i staje tuż obok niej

-Czemu tak uważasz?- Wika uśmiecha się

-Takie wnioski mnie naszły po naszym ostatnim spotkaniu.- obserwuje ją z ukosa

-Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi! Każdy ma chwile słabości w swoim życiu!

-To może mogłabyś je mieć trochę częściej.

-Patrząc na ciebie dzisiaj, nie wiem, co da się zrobić!- wybucha śmiechem

-No nie! Przecież nie jest aż tak źle!

-Nie jest źle? Chyba się w lustrze nie widziałeś! Musiałeś ostro poimprezować!

-Byłem na dyskotece z siostrą i jej koleżankami! Wielkie mi co!

-O! A o koleżankach to dopiero teraz wspominasz!

-A co ty? Zazdrosna jesteś?- śmieje się Olo

-To znaczy, że były ładne?

-Były niezłe!- Olo kręci głową i idzie na taras, ale Wika nie odpuszcza

-Ty! Weź nie uciekaj!

-Wcale nie uciekam! Nie mam powodów!

-Coś kręcisz! Znam ten twój wyraz twarzy i to bardzo dobrze!- śmieje się dziewczyna- Albo to były superlaski, albo.....

-Wiesz, nie widzę powodów dla, których musiałbym się z czegokolwiek tłumaczyć.- przerywa jej. Niestety, Wika za dobrze go zna, żadne kłamstewko jej nie ujdzie. Jak ona to robi?

-Przecież się nie tłumaczysz!

-Chyba żartujesz? To gorsze niż przesłuchanie!- śmieje się

-Oj! Przestań! Jestem po prostu ciekawa, jak ci minął tydzień!

            7 rano. Budzik. Pora się zebrać. Godzina biegania, szybki prysznic i do biura.

Co za burdel! Wszyscy ganiają po korytarzu. Od wejścia podąża za nim kilku „managerów” zarządzających danymi sektorami. Olo podchodzi pod drzwi swojego gabinetu. Na biurku sekretarki wala się sterta papierów. Patrzy na to ze zdziwieniem

-Gdzie Monika?- odwraca się do grupki ludzi w garniturach. Wszyscy milczą i spoglądają po sobie.-No pytam, gdzie moja sekretarka!

-Odeszła.- odpowiada ktoś z głębi

-Kiedy?- cisza- Pytam kiedy!!- Olo zaczyna się niecierpliwić

-W zeszły poniedziałek.

-I nikt się tym nie zajął?! To wszystko leży tu od tygodnia?! Czy was totalnie popieprzyło?! Tak robicie interesy?!- patrzy na swój zespół, ale oni wzrok mają wbity w podłogę.- Nie macie mi nic do powiedzenia?! Totalnie nic?! Za pięć minut w konferencyjnej!- zatrzaskuje za sobą drzwi. Kurwa mać!! Co za banda kretynów! Nie ma dziwne, że interes leży!! Spa, siłownie, salony fitness, wszystko!! Niech ich diabli! Ojciec wyrzuciłby ich na zbity pysk!! Ma ochotę każdego z osobna sprać, należy im się, a co!!

Prosi z księgowości o dostarczenie jak najszybciej listy płac i sam udaje się do konferencyjnej. Chwilowo nie wie, co może im powiedzieć, jest wściekły.

-Kto się zajmuje sprawami personalnymi?

-Ja.- słyszy z głębi.

-Zwalniam cię. Wiesz dlaczego. Możesz wyjść. - te słowa odbijają się echem po całej sali. Panuje przerażenie. W tej chwili dociera lista płac. Olo przegląda ją.

– Za co wam płacę?- cisza.-No za co ja wam, kurwa płacę te tysiące? Za co? Położyliście wszystko na całej linii! Miałem dziś przedstawić nowy plan działania, ale widzę, że wy kompletnie nie wiecie, co robicie. Czym się zajmujesz?- pyta pierwszego z brzegu

-Odpowiadam za sprzęt i jego wymianę.

-I według ciebie wszystko jest ok.?

-Tak, nie miałem żadnych skarg!

-Kiedy rozmawiałeś na ten temat z kimkolwiek?

-2 miesiące temu.

-Mhm. Od tego czasu troszkę się zmieniło. Należy wymienić 3 bieżnie, ale pewnie sam wiesz gdzie, dokupić worki treningowe też wiesz gdzie, zorganizować nową salę, ale o tym też wiesz, bo właśnie tym zajmujesz, prawda? I jesteś na bieżąco, jak twierdzisz.-facet patrzy na niego z otwartymi ustami- Zajmujecie się dziedzinami, o których nie macie pojęcia. Czas to zmienić, panowie. Idźcie do domu. Nic tu po was. Spotykamy się tu jutro o 10.- Olo odwraca się i wychodzi, nie czekając na jakąkolwiek reakcję. Zamyka się w gabinecie. Prosi dział zatrudnienia o informacje na temat swoich współpracowników. Cały dzień spędza nad papierami. Studiuje ich wykształcenie i doświadczenie. Przesuwa ich w inne działy, tak, żeby wiedzieli, co mają robić. Tuż przed wyjściem pukanie do drzwi.

-Proszę.- kurwa! Brak sekretarki też musi załatwić sam.

-Dzień dobry.

-Pan Wipler. Witam.

-Mieliśmy umówione spotkanie, ale pan się nie zjawił.

-Tak, moja sekretarka odeszła w zeszłym tygodniu i jeszcze nie mam nikogo, więc niestety, mogłem o nim zapomnieć. W jakiej sprawie to spotkanie?

-W sprawie kupna terenów pod nową inwestycję.

-A! Tak! Zgadza się.

-Tutaj ma pan wszystkie dokumenty, proszę się z nimi zapoznać.

-Oczywiście. Co u pana słychać, panie Mateuszu? Bardzo nas zmartwił fakt, że pan od nas odszedł. Ojciec był bardzo zadowolony z pańskiej pracy.

-Pan wybaczy, panie Dati, ale to była decyzja spowodowana moim życiem osobistym.

-W takim razie nie będę dociekał.

-A może pan powinien, bo to niczyja wina, tylko pańska.

-Moja? Ja chyba nie mam nic wspólnego z pańskimi prywatnymi sprawami.

-Przeciwnie. Kiedy dla panów pracowałem, spotkaliśmy się we trójkę, pan, ja i moja narzeczona. Pan doskonale pamięta ten wieczór prawda?- jak mógłby zapomnieć? Czuł, jakby Marta wbiła mu nóż w serce i przekręciła kilka razy. Wypadek, to przy tym drobnostka! Milczy więc i słucha, co prawnik ma mu do powiedzenia.- Już wtedy zauważyłem, że nie jesteście sobie obojętni, ale myślałem, że to się zmieni, kiedy pan wyjechał. Niestety, pańskie wspomnienie było ciągle gdzieś obok naszego życia. Cały czas widziałem jej niezadowoloną minę i to oceniające spojrzenie, które pan też dobrze zna. Pan pewnie się zastanawia, dlaczego zdecydowałem się na ślub z nią. Każdy by to zrobił, gdyby dowiedział się, że ukochana kobieta jest w ciąży, a tak właśnie było. Niestety, nie potrafiłem z panem rywalizować i wygrać, ale potrafiłem z tym żyć. Przez rok  męczarni, bo tak to można nazwać, kiedy widzi się, że ktoś jest z panem z litości, usłyszałem, że nigdy nie będę taki, jak pan. I to przeważyło. - Olo aż wzdryga się na siedzeniu

-Cóż, panie Wipler.... pierwszy raz nie wiem, co mógłbym panu powiedzieć. Ja nie wiążę z Martą żadnej przyszłości, jeśli to pana martwi....- Olo widzi, jak z prawnika uchodzi cały stres.

-Myślę, że na mnie już pora.- przerywa mu- Proszę zapoznać się z dokumentami. Do widzenia, panie Dati. – Olo siedzi jeszcze w swoim gabinecie. Nie może uwierzyć, w to, co usłyszał. Musi stąd wyjść. Szybko zarzuca na siebie skórzaną kurtkę, zakłada kask i odjeżdża spod biurowca. Jedzie szybko, nie zważając na ograniczenia. Stara się nie myśleć o niczym. Po dwóch godzinach podjeżdża pod dom. Ma dość dzisiejszego dnia, a jutro pewnie będzie jeszcze ciężej. Spaceruje po ogrodzie. Co za burdel. Musi coś z tym zrobić.

-Olo! Jesteś!- w jego stronę pędzi Gośka. Rzuca mu się na szyję i obejmuje nogami w pasie. Olivier ledwie utrzymuje równowagę. Musi przyznać, że jest zaskoczony. Rozgląda się, czy nikt ich nie widzi.

-Cześć.- mówi w końcu.

-Ale super! Jak cię nie było, pomyślałam, że znowu wyjechałeś i nie wrócisz....- zaczyna gadać. Nie, tylko nie dziś. Świetnie zgrałaby się z jego siostrą. Myśli Olo i nawet nie próbuje jej słuchać.-Ej! Weź! Nie słuchasz, co mówię!

-To prawda. Miałem popieprzony dzień w pracy, jestem zmęczony i wkurwiony i żebyś wiedziała, najchętniej wyjechałbym stąd w pizdu nawet się nie oglądając. Rozumiesz?

-Ou... myślałam, że zamówimy pizzę i pogadamy.

-Jeśli masz coś ważnego, to powiedz wprost, ok.?

-Spoko... to ja pójdę.- dziewczyna zbiera się do wyjścia, jest jej przykro

-Gośka!- zatrzymuje ją- Jaką chcesz tę pizzę?

-Daj spokój. Miałeś ciężki dzień, a ja ci tylko głowę zawracam.

-Zostań, zamów pizzę, a ja idę się ogarnąć. Potrzebuję pół godziny tylko dla siebie, ok.?

-Super!! To co? Skąd mam zamówić?

-Ty wybieraj!- Olo zostawia ją na tarasie i idzie do łazienki. Jutro prosto po pracy jedzie na siłownię! Musi jakoś odreagować, bo następnym razem komuś przyłoży. Wchodzi pod strumień ciepłej wody. Hmm... zaniedbał się! Tak nie może być! Godzina biegania to zdecydowanie za mało! Musi jakoś to wszystko zorganizować! Kiedyś miał czas na przyjaciół, szkołę, praktyki, dziewczynę, wycieczki.... kurwa! Kiedyś miał czas na wszystko! Co się stało?? Jest w dupie. Z pracą, czasem wolnym, przyjaciółmi... nie sądził, że powrót tutaj będzie taki ciężki. Musi znaleźć kogoś takiego, jak miał u ojca. Nicole potrafiła mu zaplanować każdą sekundę! Do tego była niezwykle sympatyczna... i ładna... Olo uśmiecha się na jej wspomnienie. Ojciec się wściekł, kiedy się okazało, że łączą ich też sprawy prywatne. Odesłał ją do Porto, szkoda. Jego przemyślenia przerywają otwierające się drzwi.

-Hej! Francuz! O co biega?

-Kuzyn, nie możesz poczekać?

-No widocznie nie! Na dole siedzi jakaś małolata.

-Wiem.

-Co ty, kurwa robisz? Masz kogoś i siedzisz cicho?

-To moja sąsiadka. Podlewała mi kwiatki.

-Nie pierdol! Przecież ty nie masz kwiatków!

- A ty odkąd jesteś moim aniołem stróżem?

-Przyjechałeś i nawet się, kurwa nie raczyłeś pokazać!

-Mam urwanie głowy w robocie.

-O! Wierzę! Ale na chwilę relaksu z sąsiadką też masz czas?

-Nie pieprz, dobra? Umówmy się u mnie w piątek, albo w sobotę i wtedy pogadamy!

-Nie no! Jasne! Nie zamierzam ci przeszkadzać!

-Zaczynasz mnie wkurwiać!

- A to ciekawe!! Naprawdę! – kiwa głową

-Nie będę ci się tłumaczył.

-Jesteśmy w piątek. Zaznaczam, że w męskim gronie.

-Ok. może być w piątek.

- Chociaż muszę przyznać, że ta mała jest nawet niezła!- mruga do niego

-Spadaj! Mówiłem ci, że....!

-Tak! Tak! Gadaj zdrów!- i wychodzi ze śmiechem. Olo po chwili schodzi na dół, ale tam jest już tylko uśmiechnięta Gośka. Ogląda jakiś film i je.

-Siadaj! Nie chciałam ci przeszkadzać, ale ten.. facet to twój przyjaciel, prawda?

-Tak. To mój kuzyn.

-Strasznie zabawny! Chyba od dawna się przyjaźnicie?

-Od zawsze.- Olo uśmiecha się i bierze się za jedzenie. Siedzą sobie tak we dwoje przy jakimś filmie, rozmawiają i śmieją się, jak starzy dobrzy znajomi. W końcu Gośka pomaga mu ogarnąć dom i wychodzi. Jest prawie 10. Olo czuje się zmęczony całym tym zamieszaniem. Wychodzi jeszcze na taras, żeby zapalić i słyszy czyjeś wzburzone głosy tuż za swoim ogrodzeniem.

-Czyli to z nim się puszczasz?- jakiś chłopak

-Wcale nie!- Gośka

-To czemu ze mną zerwałaś?

-Bo jesteś kretyn.- Olivier nie zamierza się temu przysłuchiwać. Chce szybko wypalić i wejść do domu. Ale w jego kieszeni wibruje telefon. To Wika. Siada więc na tarasie i odbiera. Wiktoria jest zadowolona. Szybko streszcza mu swój dzień i śmieje się, z jakiegoś „wypadku” w pracy. Olo nie może skupić się na rozmowie. Za płotem sprzeczka przeradza się w kłótnię, więc kończy rozmowę obietnicą, że za chwilę oddzwoni. Wychyla się zza parkanu i widzi, że jakiś chłopak szarpie Gośkę. Nie zastanawia się długo, łatwo przeskakuje na drugą stronę i łapie chłopaka z całą siłą za przedramię.

-Co ty, gówniarzu robisz?- patrzy na niego z wściekłością, zaciskając palce na jego chudej ręce, chłopak jest zdziwiony

-A co obrońca dupodajek się znalazł?- szarpie się, ale nie udaje mu się wyrwać

-Przestań ją obrażać, bo ci przyłożę. Za długo już słyszę, jak się awanturujesz i mam dość.

-Weź, gościu spadaj. To nie twoja sprawa!

-Potrzebuję odpocząć, a ty przylazłeś tutaj i wydzierasz mi się pod oknem.

-To se je zamknij!- Olo nie wytrzymuje, łapie chłopaka poniżej szczęki, jakby go chciał poddusić i wyprowadza za furtkę Gośki.

-Jak cię tu zobaczę jeszcze raz, to nie będę taki grzeczny, a teraz spieprzaj mi stąd.- chłopak zbiera się masując obolałą rękę i odchodzi nawet się nie oglądając. Olivier nie komentuje sytuacji. Przeskakuje z powrotem do siebie i znacznie spokojniejszy dzwoni do Wiktorii.

-Już mogę rozmawiać.- mówi spokojnie

-Co cię zajęło? Musiałeś spławić jakąś pannę?- śmieje się

-Nie, drobna sąsiedzka sprzeczka.

-Będzie policja? Masz jakieś kłopoty? Przyjechać do ciebie?

-Przyjedź. Policji niestety nie będzie, ale mogę ich wezwać, jeśli się upierasz.

-A weź! Nie o tym mówię!- śmieje się znowu

-Masz jakieś wolne w okolicach weekendu?

-Tak, sobotę.

-Przyjadę po ciebie i wyskoczymy gdzieś razem na cały dzień, dobra?

- Wcale nie jestem pewna, czy w ogóle chcę gdziekolwiek z tobą jechać. Za mało się starasz.

-Co w takim razie mam zrobić?- Olo sam nie wierzy, że zadaje to pytanie.

- Jeśli do soboty poznasz adres, to pojadę, a jeśli nie, to nie.

-Ok., przyjmuję.

-Świetnie!

- Więc do zobaczenia w sobotę.

-Nie bądź taki pewien.- śmieje się Wika. Olo zastanawia się jak by ugryźć ten temat, ale wpada na świetny pomysł. Wykonuje jeszcze telefon do Marcina. Teraz może spać spokojnie.

            Dzień w pracy nie różni się niczym szczególnym od poprzedniego. Przeorganizowanie zespołu i tona niezrealizowanych zobowiązań. Olivier nie ma chwili dla siebie. Postanawia urwać się wcześniej, kiedy do jego gabinetu wchodzi nowy dyrektor personalny w towarzystwie pięknej dziewczyny. Olo obserwuje ich uważnie.

-Panie Dati, przepraszam, że zabieram czas, ale uznałem, że powinienem zacząć od pana. Jeśli mogę coś zasugerować to, to jest pańska nowa sekretarka.

-Siadajcie. Parę słów na temat pani dotychczasowej pracy.- zwraca się do dziewczyny. Jest bardzo wysoka, prawie jego wzrostu. Przy tym bardzo zgrabna. Patrzy wprost na niego bez wyrazu zażenowania w czarnych oczach. Ostra! Do tej bandy kretynów będzie w sam raz, myśli Olo. Ma lekko falowane włosy za ramiona, które lśnią miedzią. Jest starannie ubrana. Z uśmiechem zaczyna opowiadać o sobie. Olivier patrzy na lekko speszonego dyrektora personalnego. Jest przed 40-stką. Miły z niego facet, ale do spraw sprzętu, zupełnie się nie nadawał.

-Panie Rafale, czy ta pani jest u nas zatrudniona?

-Nie, panie Dati.

-Więc zaczyna od jutra. Jest pani w stanie?

-Oczywiście.- dziewczyna uśmiecha się szeroko.

-Proszę zatem spisać z panią odpowiednią umowę. Do jutra.- kończy szybko. Tuż po ich wyjściu, korzysta z wolnej chwili i sam też ucieka. Jedzie prosto na nową siłownię, tak, jak to sobie obiecał poprzedniego dnia. Musi sprawdzić, czy wszystko funkcjonuje jak należy, a przy okazji przemyśli kilka spraw.

Na siłowni spotyka kilku swoich starych znajomych, którym nawet nie mówi, że ten obiekt należy teraz do niego. Po szybkiej wymianie podstawowych uprzejmości Olo zabiera się za ćwiczenia. Dekoncentruje go jednak grupa kobiet wychodzących z sali fitness. Niektóre są młode inne starsze, tęgie lub całkiem szczupłe, słowem mieszanina wszystkiego, co można tylko zmieszać. Wśród nich dostrzega dziewczynę w obcisłych legginsach i w sportowej krótkiej koszulce. To ona. Jego nowa sekretarka. Iza... Działach! Tak! Tak się właśnie nazywa. Olo musi przyznać, że jest piekielnie zgrabna. Teraz wygląda nawet lepiej niż taka odpicowana w jego biurze. Oby i w pracy się sprawdziła. Ten nowy personalny chyba nie wie, co robi. Z taką sekretarką praca to prawdziwa męczarnia. Człowiek na niczym nie może się skupić. Łapie się na tym, że przestał ćwiczyć i stoi wpatrując się w nią. A niech to! Nie przyszedł tutaj, żeby popatrzeć na dziewczyny, jak to robią niektórzy jego koledzy. Odwraca się więc i idzie na drugą salę. Nie ma zamiaru gapić się na nią przez pół dnia! Kilka głębokich oddechów i zaczyna okładać worek treningowy. Musi rozładować stres, który wywołuje w nim praca w tej cholernej firmie. Jak to możliwe, że ojciec jeszcze nikogo nie pobił w biurze? Może jego współpracownicy naprawdę są inni? A może to ojciec jest inny? To by musiało znaczyć, że ten buntowniczy charakter odziedziczył po matce... hmm... nie chce o niej myśleć. Była mu najdroższą osoba na świecie i tak go zostawiła... jak mogła? Kochał ją bezgranicznie i bezwarunkowo.... zaczyna z coraz większą złością walić w worek, nie zdając sobie z tego sprawy. Nie chce się z nią kontaktować. Zniknęła i nie pojawiła się nawet wtedy, kiedy groził mu poprawczak. Dobrze wie, że wydzwania do ojca i do ciotki, żeby się dowiedzieć, co u niego słychać. Ostatni raz widział ją, kiedy miał ten cholerny wypadek. Rozmawiała z lekarzem. Doprowadziło go to do furii. Krzyczał, że nigdy więcej nie chce jej widzieć i wyrwało mu się przy tym masę innych nieprzyjemnych rzeczy, które dusił w sobie od dawna. Tak, to był kiepski okres w jego życiu, chyba nawet gorszy niż ten, kiedy matka zniknęła. Jedyną osobą, której naprawdę potrzebował była Marta, ale słowa które sprawiły, że wpadł w rozpacz, bolały go bardziej niż stłuczenia po wypadku. Z jednej strony pragnął jej obecności, a z drugiej, chciał, żeby zniknęła, sam też chciał zapaść się pod ziemię! I właściwie po co przyjechała za nim do tego cholernego szpitala, skoro nie była pewna swoich uczuć? Czyżby wyrzuty sumienia? To, co działo się później jest dla Oliviera czarną dziurą. Kiedy kilka dni po wypisie Paweł powiedział mu, że Marta wychodzi za mąż i spodziewa się dziecka, cały jego świat się zawalił.  Z tamtego okresu ma tylko jakieś prześwity świadomości. Bójki, awantury, picie i tak w kółko. Wtedy okazało się, kto jest jego prawdziwym przyjacielem, tak, oni byli z nim każdego dnia. Jak dobrze, że ojciec go stąd zabrał. Kto wie, jak by się to skończyło, gdyby Marcin do niego nie zadzwonił.

Tydzień mija szybko. Spotykają się z Marcinem, Grześkiem i Pawłem. Postanawiają zaszaleć, jak za dawnych czasów. Idą do dyskoteki. Bawią się, śmieją trochę piją. Dziewczyny też spotkały się na jakiś babski wieczór i ploty.

-Stary! Co za wolność! Dobrze, że wróciłeś!

-Tak! Bez ciebie to nie było to samo!- rozmawiają i swoich planach i nagle ich wzrok zatrzymuje się na kobiecie, która stoi za plecami Oliviera, a której ten nawet nie zauważył. Wpatrują się w nią z wielkimi uśmiechami. Ma wysokie szpilki i krótką spódniczkę, jej długie nogi przyciągają ich spojrzenia. Wszyscy trzej  patrzą to na Oliviera, to na nią. Olo w lot łapie o co chodzi i odwraca się do niej.

-O! Witam!- mówi zaskoczona

-Panowie! To jest Iza!- Olo sam jest zaskoczony, ale nie daje się zbić z tropu. Szybko przedstawia swoich kolegów, a im omal szczęki nie opadają.

-Może przysiądziecie się do nas?- proponuje w końcu Iza

-Nie! Nie! Musimy nadrobić trochę czasu!- urywa szybko Marcin i napotyka wrogie spojrzenie Pawła.

-Ok.! w takim razie, do jutra, panie prezesie!!- śmieje się Iza i odchodzi

-Kto to, kurwa jest?- Paweł nie wytrzymuje

-Moja sekretarka!- śmieje się Olo

-Gdzieś ty ją znalazł?

-Też by mi się taka pani na uczelni przydała!

-Paweł! Zamknij pysk! Ty masz studentki!!

-Panowie! Zachowujecie się, jakbyście nie mieli swoich lasek w domu!!

-Mamy! Mamy! Tylko, że one nie wyglądają tak!- Marcin wskazuje na tańczącą w tłumie Izę

-Ha! Ja za to nie mam w domu nikogo, kto na mnie czeka!- Olo mruga do nich i idzie tańczyć. Szybko obok niego pojawia się grupka dziewczyn. Olo śmieje się do Marcina, Grześka i Pawła i wykonuje rękami gest typu „co ja na to poradzę?”. Bawi się świetnie, głównie za sprawą Izy. Musi przyznać, że ta kobieta robi na nim duże wrażenie.

            Puk, puk, puk... co do cholery? Dziś wolne...otwiera oczy. Dlaczego jest w salonie? Za oknem balkonowym stoi Gośka. Jeszcze dwie minuty.... puk, puk, puk... czemu sobie nie pójdzie? Przecież może go nie być.... musi odespać... co się to stało poprzedniego wieczoru? Dyskoteka, Grzesiek,  Paweł i Marcin...i Iza... ok... tańczyli... fajnie... co dalej...? puk, puk, puk... kurwa mać! No już!

-Czego chcesz?- wpuszcza ją.

-Dzwoniłeś do mnie o 4 rano i kazałeś się obudzić o 12. Co to ja? Budzik na zamówienie, czy co? A teraz masz jeszcze jakieś fochy!

-Po co kazałem się obudzić?

-A skąd ja mogę wiedzieć? Weź! Otwieraj okna! Wali tu jak w gorzelni!!- Olo siada na kanapie. Po jaką cholerę kazał się budzić? Nic. Czarna dziura...

-Gośka... zrób mi kawę...

-A ty idź się ogarnij!

-Tak, świetna myśl...- wchodzi na górę. Szybko odkręca wodę pod prysznicem. W głowie ma pustkę. Może powinien sprawdzić telefon? Do łazienki wbija bezceremonialnie Marcin.

-O stary!! Aga mnie przywiozła! Jak żyjesz?

-Umieram.

-Mała jest na dole.

-Wiem, robi mi kawę.

-Olo...?

-Uprzedzam twoje pytanie! Nie!! Nie spotykam się z nią! Nie bzykam jej! Nic z tych rzeczy!

-I ona tak z dobrej woli...?

-Właśnie tak!

-Jak ty to robisz, stary?? Mnie nawet żona nie chce kawy rano robić tak bez niczego!

-Właśnie dlatego, że jest twoją żoną! Póki jestem wolny, nie mam zobowiązań wobec nikogo, więc jestem do wzięcia, a skoro tak, to trzeba się postarać, żeby mnie mieć! Proste!
-Cwaniak, co? Przyjechałem, bo kazałeś się obudzić o 12.

-Tobie też? Gośka tu jest, bo kazałem się obudzić.- pukanie do łazienki. To Gośka.

- Hej, nie chcę przeszkadzać Olo, ale twój telefon nie przestaje dzwonić.- mówi zza drzwi. Marcin wychodzi i odbiera. To Paweł. Dzwoni, bo..... tak, tak, Olo kazał się obudzić. Olivier traci cierpliwość. Wychodzi w końcu z łazienki.

-O co z tym, kurwa chodzi? Nie mam żadnych planów!!

-Francuz! Może nie chcesz tracić dnia na spanie!!

-Weź! Ty jak coś powiesz, to....- Olo kiwa głową i wychodzi na dwór.

-To może wpadniesz do nas na obiad?

-Obiad? Osz kurwa jasne!! Umówiłem się na obiad!!- nagle zaskakuje

-Z kim?- patrzy na niego podejrzliwie Gośka.

-Z nią?- uśmiecha się znacząco Marcin.

-Co mnie opętało? Przecież ona dla mnie pracuje! Kurwa! Jak ja się wymiksuję??

-Ale kto??- Gośka nic nie rozumie.

-Gdzie moje fajki??- Olo wchodzi do domu. Odnajduje też telefon i szybko pisze smsa, że przeprasza, ważne sprawy, umówione, ale zapomniane spotkania i tak dalej. Po kilku minutach otrzymuje odpowiedź „ nie ma sprawy, Panie Prezesie, innym razem Cię dorwę ;)” a niech to!! Ojciec by go zbeształ! Zabronił mu spoufalania się z załogą.. ale sekretarka.. to przecież jego prawa ręka! Musi mieć do niej zaufanie, no nie? Olo uśmiecha się i wraca na taras, rozkłada się na jednym z leżaków obok przyjaciela.

-Gdzie Gośka?

-Poszła. Chyba nie wyrobiła.- Olo wzrusza ramionami

-To co? Robimy wieczorem ognisko?

-Jeszcze ci mało?- śmieje się Marcin

-Nie! Dziś takie spokojne, jutro mam ważne sprawy na głowie!

-Ty i twoje ważne sprawy!!

-Jestem umówiony z Wiką.

-Poważnie? Dajesz radę na trzy fronty?

-Odwal się! Nie takie rzeczy robiłeś, jak byłeś w liceum!!

-Kurwa! Sto lat temu!!

-Przecież z żadną z nich nie jestem na poważnie.

-Coś w tym jest.

-To coś ci opowiem. Nie chciałem tego mówić przy Pawle, bo sprzedałby to Olce i poszłoby dalej!- i opowiada o swoim ostatnim pobycie u ojca.

- Jesteś wariat! Dałbyś swój numer, a niech tam! Może miały ochotę na więcej!!

-Wolałbym nie!- śmieje się Olo

-Jaja sobie robisz? Miałeś je obie za jednym zamachem! Obie cię sprowokowały! Wymarzona sytuacja!!

-Chyba nie znasz kobiet! Za chwilę by się zaczęły kłócić, która jest lepsza, ładniejsza i tak dalej!

-Mówiłeś, że to przyjaciółki!

-Tym gorzej, stary!! Dzwoń do Agnieszki! Padam z głodu! Robimy imprezę!

-W to mi graj!!- Marcina nie trzeba długo namawiać. Szybko wykonuje telefon do żony, w tym samym czasie Olo dzwoni do Pawła i Grześka.

Po niecałej godzinie zjawiają się wszyscy. Jest też Gośka. Dziewczyny patrzą na siebie zdziwione, ale nic nie mówią.

-To właśnie, moje drogie, jest autorka jedynych w swoim rodzaju sałatek, które tak wam ostatnio smakowały.- śmieje się Olo- Moja sąsiadka, Gosia.- wszyscy witają się z nią, choć są zaskoczeni. Tylko Marcin ma minę, jak zwykle. Są paczką od zawsze, a ona jest od nich przynajmniej 10 lat młodsza, Olivier chyba oszalał!

Szybko robią ognisko na placu i zasiadają przy nim. Jest wesoło, jak zwykle. Wszyscy mają doskonałe humory. Zbliża się czas urlopów, już planują gdzie pojadą i na jak długo. Przed północą zbierają się, tylko Gosia zostaje pomóc Olivierowi ogarnąć bałagan.

-Fajnych masz znajomych.

-To nie są zwykli znajomi. To prawdziwi przyjaciele. Zawsze mogę na nich liczyć.

-Super jest mieć kogoś takiego.

-Tak, zastępują mi rodzinę.

-Ale co ty mówisz? Przecież masz tu kuzynów!

- Skąd tyle o mnie wiesz?

-Ciężko jest nie wiedzieć o tobie nic. Jesteś dość... popularny...

-Nie zaczynaj znowu!

-Oj! Po prostu znam twoich kuzynów! Chodzę z nimi do jednej szkoły.

-Znasz bliźniaków?

-Tak!- wzrusza ramionami.

-Teraz wiem, kto ci naopowiadał wszystkich bzdur o mnie!

-Czy ja wiem? Część to chyba nie bzdury, prawda?- bierze sobie piwo i siada w kuchni

-Gośka! Nie będę o tym rozmawiał!- mówi ostrzegawczo

-Dlaczego? Jestem ciekawa!

-Czego?- ustępuje w końcu.

-No wiesz! Tego całego waszego love story!

-Wydaje mi się, że znasz już większość podstawowych szczegółów.

-Czemu nie jesteście razem?- to pytanie paraliżuje Oliviera. Gośka zauważa

-Przepraszam, nie powinnam pytać.

-Tak wyszło!- wzrusza ramionami i uśmiecha się blado. Bierze piwo i siada po drugiej stronie kuchennego blatu.

-Opowiedz mi.

-Nie chcę do tego wracać.

-Nie wierzę, że tak wyszło! Normalnie nie wierzę! Przecież ona tak cię kochała i ty ją też i to wszystko było takie niesamowite!!

-Gośka! Nie wystarczy, że dwoje ludzi się kocha. Trzeba mieć do siebie zaufanie, rozumiesz? Bez tego, nic się nie uda! Nawet jeśli wydaje się takie niesamowite, jak to ujęłaś.

-A według ciebie nie jest niesamowite?

-Może było, ale na pewno w tej chwili takie nie jest.

-I nie masz do niej słabości? Kiedy tutaj przyszła na ognisko i pocałowała cię, jak wychodziła? Nic? Zupełnie?

-Skąd to wiesz?

-Widziałam przez okno!

-Muszę na ciebie uważać. Czuję się śledzony...

-Jesteś dobrym obiektem do obserwowania.

-Słucham?- szeroko otwiera oczy

-No tak! U ciebie zawsze się coś dzieje! Ktoś wchodzi, wychodzi... ty ciągle się przemieszczasz! Można cię czasem złapać w nietypowych sytuacjach, jak biegasz po salonie ubierając się, albo jak bierzesz prysznic pod wężem ogrodowym...

-Gośka! -kiwa głową- Ty mnie autentycznie obserwujesz!!

-Po prostu mam dar zjawiania się w pewnych konkretnych chwilach.

-Nie wierzę!

-Jesteś najciekawszą osobą w okolicy, przy tym, jest na co popatrzeć. Jesteś naprawdę świetnie zbudowany i do tego masz ten południowy typ urody, to działa na wiele dziewczyn!

-Czy ty aby się nie wstawiłaś? Gadasz bzdury!

-Może troszkę!- śmieje się i zaczyna się zbierać- Ale wiesz, że to wcale nie bzdury!

-Odprowadzić cię do domu?- szybko zmienia temat

-Nie przesadzaj! Mieszkam za płotem!! – wychodzą na taras.- Fajnie było z tymi twoimi przyjaciółmi.- Olo uśmiecha się i wkłada ręce do kieszeni

-Bo to fajni ludzie!- wzrusza ramionami, kiedy nagle Gośka go całuje. Olivier jest kompletnie zaskoczony. Nie wie, co ma zrobić. Nie spodziewał się tego, ale przede wszystkim nie chciał w ten sposób rozwijać tej znajomości.

-Do zobaczenia- uśmiecha się i ulatnia szybko. Olo patrzy, jak biegnie przez ogród i znika przy furtce.

-Wdepnąłeś stary!- mówi jeszcze do siebie i wraca do domu.  Nie jest zadowolony, że tak wyszło. Musi ograniczyć kontakty z Gośką i przede wszystkim- kupi w końcu te cholerne rolety!! Z tą myślą kładzie się spać.

            Jest za piętnaście ósma. Podjeżdża pod jeden z bloków w centrum. Jakaś wychodząca z psem kobieta wpuszcza go na klatkę. Szybko przemierza schody i w mig jest na drugim piętrze. Puka do drzwi mieszkania. Słyszy powolne kroki w środku. Drzwi uchylają się i widzi w nich zaspaną Wikę.

-Co tutaj robisz?

-Jesteśmy umówieni na ósmą.

-Nie ma jeszcze ósmej. Wejdź.- wpuszcza go do środka

-Ogarniaj się, a ja zrobię ci kawę.

-Wolałabym śniadanie.- uśmiecha się. Mieszkanie wygląda, jakby przeszedł przez nie huragan. Wika w lot łapie myśli Oliviera.- Miałam wczoraj imprezę z koleżankami. Nie zdążyłam ogarnąć.- mówi i rusza do łazienki

-Nie musisz mi się tłumaczyć. Gdzie trzymasz kawę?

-Szukaj w górnych szafkach!- krzyczy z drugiego pokoju.

-Co to za hałas? – w salonie pojawia się dziewczyna ze zmierzwionymi krótkimi włosami. Jest w samych majkach i koszulce. Patrzy ze zdziwieniem na Oliviera

-Coś ty za jeden? Nie pamiętam cię. Nocowałeś tu?

- Przyjechałem po Wiktorię.

-To czego tam szukasz?

-Robię kawę. I szukam kubków.

-Zrób mi też.- mówi i wraca do siebie. Olo nie może w to uwierzyć. Po chwili pojawia się Wika. Jest świeża i pachnąca, jak zwykle.

-Gotowa. Komu to zrobiłeś?- wskazuje na trzeci kubek.

-Nie wiem. – śmieje się Olo.

-Justyna wstała?

-Jeśli chodzi ci o nastroszoną rudą dziewczynę, to tak.- Wika wybucha śmiechem.

-Gdzie moje śniadanie?

-Właśnie na nie jedziemy.

-Czyli nie żartujesz? Szaleństwo na maksa?

-Jasne!!

-A gdybyś nie zastał mnie w domu?

-Znalazłbym cię wszędzie. Jedźmy.- wyciąga ją za sobą i już wskakują na motor. Jest piękny, słoneczny dzień. Ruszają w niewiadomym kierunku. Wika jest naprawdę głodna, ale Olo nie ma zamiaru nigdzie się zatrzymywać. Podjeżdżają pod jakiś dom.

-Co tu robimy?

-Jemy śniadanie! Chodź!- wpuszcza ją pierwszą. Już po chwili otwierają się drzwi. Stoi w nich starsza pani z wielkim uśmiechem.

-W końcu!!- cieszy się i ściska Oliviera.

-To jest moja przyjaciółka, Wiktoria. – Wika wita się ze starszą panią i wchodzą do wielkiej kuchni. Zaraz na stół wjeżdża wspaniałe śniadanie.- Mówiłem ci, tutaj zjemy najlepiej.- mruga do dziewczyny. Kobieta siada z nimi przy stole i rozmawiają. Wypytuje go o pobyt u ojca, pracę i zerkając na Wikę, o sprawy prywatne.

-Jedzcie, dzieci, ja pójdę po dziadka. Powinien już wrócić!- niecierpliwi się. Po chwili w domu pojawia się wysoki starszy mężczyzna. Olo ma jego posturę, choć jest dużo potężniejszy. Wita się z nimi ciepło i zaczyna opowiadać o pracach w gospodarstwie. Wszyscy śmieją się i żartują.

-Moi dziadkowie są niesamowici.- mówi, kiedy przenoszą się do altany- Uwielbiałem tutaj być. Miałem tu masę przyjaciół, ale dziś ci ich nie przedstawię. Ten dzień jest dla nas. – uśmiecha się. Wiktoria widzi, że jest zrelaksowany i dobrze się tutaj czuje.

Całe popołudnie spacerują po okolicznych polach i sadach. Urządzają sobie piknik w jednym z nich. Jest pięknie i cicho. Nigdy nie sądziła, że Olo może tak bardzo lubić wyjazdy na wieś. Wydaje jej się, że wrócił tamten chłopak, który był jej przyjacielem. Ciągle się uśmiecha i żartuje. Wieczorem znów zasiadają w altanie na podwórku. Atmosfera jest bardzo przyjemna, ale kiedy Olo kątem oka zauważa podjeżdżający pod dom samochód, niemal sztywnieje. Jego oczy przymrużają się i zmieniają swój wyraz. Wiktoria widzi w nich wściekłość.

-Idziemy.-bierze ją za rękę i wstaje.

-Olivier? nie zostaniecie na kolacji?- babcia jest zdziwiona. Nie dostrzegła jeszcze gości

-Musimy natychmiast wracać.- mówi twardo, nie jest już tym Olivierem, który zaledwie godzinę temu wygrzewał się beztrosko w zbożu

-Olo, o co chodzi?- pyta zdezorientowana Wika.

-Wychodzimy. - pospiesznie ściska dziadka i babcię i ciągnie za sobą Wiktorię w głąb ogrodu nic więcej nie mówiąc.

-Ale...nie  powinniśmy iść w drugą stronę?

-Nie.- odpowiada krótko.

-Hej! Jesteś mi winien wyjaśnienia.- zatrzymuje się nagle i zmusza Oliviera, żeby stanął. On bierze głęboki oddech, jeden, drugi, trzeci. Wika widzi, że jest mu ciężko, ale nie wie, jak mu pomóc. – Siadaj.- mówi w końcu.

-Po co?

-Siadaj!- Olo wykonuje jej polecenie, posłusznie siada między kłosami pszenicy. Wika staje za nim i zaczyna masować mu ramiona. Są twarde. Teraz dopiero spostrzega, jak bardzo jest spięty.

-To nie jest przyjemne.

-Wiem. I nie będzie, dopóki nie odpuścisz.- dotyka go z wielką wprawą i już po kilku minutach jego mięśnie zaczynają się rozluźniać.- Lepiej, prawda?

-Tak.- kiwa głową, ale wciąż ciężko oddycha.

-Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz, ale wymyślmy coś. Nie może tak być, że nagle zupełnie zmieniasz swoje zachowanie. Nie wiem o co chodzi.

-To była moja matka. Z nim.- Wika czuje pod palcami, jak jego mięśnie znów się napinają

-Hej! hej! Nie złość się, bo znowu będzie nieprzyjemnie.

-Nie potrafię! Sama myśl o niej i o nim, doprowadza mnie do szału!

-Ale nie czuję, żebyś był tak spięty, jak jeszcze parę minut temu.- unosi brew.

-Nie lubię, jak ktoś zadaje mi ból i nie mogę oddać.

-Musiałam to zrobić, inaczej wybuchnął byś złością i kto wie, co mógłbyś zrobić! Może wróciłbyś tam i.... no nie wiem! Teraz czuję, że jesteś rozluźniony.

-Znasz się na tym?

-Tak. Jestem fizjoterapeutką.

-To czemu pracujesz w barze?

-Bo muszę odpocząć. Straszne rzeczy widziałam, kiedy to robiłam.

-Rozumiem. Nie wiedziałem, że w ten sposób można rozładować złość.

-Poddałeś się i dlatego się udało. Gdybyś nie odpuścił, to zaczęło by cię boleć jeszcze bardziej i dopiero byś się wkurzył.

-Skąd wiedziałaś, że tego nie zrobię?

-Musiałam spróbować jakoś ci pomóc.

- Ok., od tej pory, jak będzie spina, to dzwonię do ciebie!

-Super! Świetne hasło, „spina”!

-Chyba zacznę go nadużywać!- śmieje się

-Już ci lepiej, co?

-Rozejrzyj się. Siedzimy na środku pola, w zbożu, zaraz zacznie zachodzić słońce, nie ma tu nikogo poza nami, a ty potrafisz zdziałać cuda.- łapie ją za rękę i pociąga do siebie. Oboje przewracają się kładąc wokół siebie łodygi pszenicy. Śmieją się. Olo podnosi się na łokciu i patrzy z góry na Wiktorię, która leży obok niego. Jest opalona i uśmiechnięta. Jej zielone oczy błyszczą, a ciemne włosy mieszają się z gałązkami pszenicy. Puf! Nie może się powstrzymać i całuje ją. Delikatnie, miękko, z uczuciem. A ona się nie broni. Wręcz przeciwnie, całuje go równie czule. I odkrywają się na nowo. Dokładnie wiedzą, co robią i robią to świadomie.  Wokół panuje cisza. Słychać tylko ich pocałunki i coraz szybsze oddechy. I zostają tak w wygniecionej pszenicy do zmroku. Tulą się do siebie, to znów całują. Puf! Wiktoria...tak... to Wiktoria...

Wiktoria ma w głowie mętlik. Wie, że Olivier jest niebezpieczny. Skrzywdził ją już tyle razy, że sama nawet nie chce tego liczyć. Pojawiał się, kiedy była mu potrzebna, a potem znikał. A najgorsze, że zawsze znikał z Martą. To ona zepsuła ich przyjaźń i zabrała go dla siebie. Jak będzie tym razem? Znowu znajdzie się ktoś ważniejszy? Nie wie, co myśleć, ale odsuwa od siebie niepokój. W tej chwili jest szczęśliwa.

Wracają wieczorem. Olo odwozi Wikę do domu i wraca do siebie.

-Długo czekasz?- na tarasie siedzi Gośka

-Trochę. Myślałam, że będziesz wcześniej.

- Gośka, nie mam dziś czasu na pogawędki.

-Rozumiem. Chciałam cię tylko przeprosić za to, jak się zachowałam ostatnio. Głupio mi.

-Spoko. Jakoś zapomnę!- śmieje się Olo.

-Jak nie masz czasu, to ja pójdę.

-Ok. i nie przejmuj się tak. Każdy ma chwile słabości, jak sobie wypije.- mruga do niej i wchodzi do domu. Bierze szybki prysznic i w luźnych spodniach zbiega na dół. Musi zjeść jakąś kolację. Zaczyna od wina. Tak, ten dzień mógł być idealny, gdyby nie matka. A Wika... tak, Wika jest wyjątkowa. Czemu tak szybko o niej zapomniał? Pukanie do drzwi tarasowych.

-Wchodź!- krzyczy Olo z kuchni. Odkąd to Gośka zrobiła się taka subtelna?

-Witam.- w salonie stoi uśmiechnięta Iza. Wygląda jak zwykle obłędnie.

-Nie zamknąłem bramy, co?

-Tak!- śmieje się

-Myślałem, że to ktoś inny. Wejdź, siadaj.

-Spodziewasz się gości?

-Nie, nie! Co cię sprowadza?

-Myślałam, że skoro odwołałeś nasz obiad to dasz się wyciągnąć na kolację.

-Oj.. niekoniecznie! Ale jeśli nie masz innych planów, to jakoś damy radę!

-Mówisz poważnie?

-Jasne! Jak mi tylko pomożesz, to coś chyba da się zrobić!- idą do kuchni. Piją wino, gotują, rozmawiają. Świetnie się przy tym bawią. Widać, że Iza czuje się swobodnie.

Rozstają się przed północą.

jkamp