Najnowsze wpisy, strona 4


sty 01 2016 do ilu razy sztuka? 18

18

            Piątek rano. Marta pakuje się i jedzie do Zakopanego. Nie była tu od trzech lat, choć kiedyś uwielbiała tu przyjeżdżać. Jakże złośliwy jest los! W myślach przeklina samą siebie. Cholerna nawigacja doprowadza ją wprost pod ośrodek, w którym spędziła z Olivierem ferie. Parkuje. Wysiada. Oddycha ciężko. Powietrze się zmieniło. Nie jest już takie jak kiedyś.

-Marta! Jesteś!- słyszy za sobą

-Cześć Aga.- Marta uśmiecha się blado.

-Chodź, zaprowadzę cię. Wybrałam ci świetny pokój, będziesz miała widok na góry.

-Bardzo ładny ośrodek- chce zmienić tok rozmowy

-Prawda? Marcin go wybrał -och? Czyżby? Prawie wyrywa się Marcie z ust. Wchodzą na piętro, Agnieszka gada nieznośnie dużo, dziwne, kiedyś tego nie zauważała. Marta pogrąża się w swoich myślach. Pamięta każdy szczegół pobytu tutaj, jednocześnie czuje, że robi jej się gorąco, kiedy stają przed drzwiami pokoju.

 – Tutaj!- Agnieszka jest zadowolona

-No jasne!- wyrywa się Marcie

-Nie podoba ci się? Możemy to jeszcze zmienić!

-Nie, nie! Jest idealny!- zapewnia z bladym uśmiechem

-To rozpakuj się i bądź gotowa na wieczór!- Aga w końcu znika

Marta stawia torbę na środku i szeroko otwiera okno, ale to nie pomaga. Czuje przypływ wzruszenia. Pokój niewiele się zmienił, od czasu, kiedy kochała się tu z Olivierem. To niemożliwe, za dużo tych przypadków, jak na dwa tygodnie. Musiał wrócić.

            Wieczorem dziewczyny mają zapewnione atrakcje. Dyskoteka, kolacja, masa zabawy. Wszyscy bawią się świetnie. Marta po raz pierwszy od bardzo długiego czasu trochę się wstawia, ma wyśmienity humor. Kiedy czuje, że zaczyna jej się kręcić w głowie, postanawia wrócić do pokoju po żakiet i trochę się przewietrzyć. W pomieszczeniu jest chłodno, no tak! Zostawiła otwarte okno. Staje w nim chwilę. Teraz rozumie, dlaczego Olo tak bardzo uwielbiał tu być! To powietrze i widoki zapierały dech w piersiach.

-Marta! Chodź! – do pokoju bez ostrzeżenia wpada Agnieszka.

-Muszę się przewietrzyć! W głowie mi się kręci.

-Nie marudź!- pociąga ją za sobą.

Rozradowana Marta niemal wbiega za przyjaciółką na salę dyskotekową. Jak się okazuje, do imprezy przyłączyli się też goście, których na wieczór kawalerski zaprosił Marcin. Masa ludzi, tłok, wszyscy tańczą, ale ona stoi. Stoi i wpatruje się w niego. Wysoki, dobrze zbudowany, jego potężne barki i południowa opalenizna zwracają uwagę. Niemal nie zauważa szczupłej wysokiej blondynki, która stoi przy nim i zaśmiewa się do łez. Nagle zatraca się w jego czarnych bezczelnych oczach, uśmiech na jego twarzy hipnotyzuje ją. Wtedy ją zauważa. Uśmiech znika, ale oczy zaczynają płonąć, płoną ogniem, który dobrze zna. Mówi jeszcze coś do swojej towarzyszki i rusza w stronę Marty.

-Zatańczysz?- znów się śmieje i wyciąga do niej rękę. Jak mogłaby mu odmówić? Szaleją pół nocy, nie roztrząsając niczego. Bawią się świetnie, jest prawie tak, jak kiedyś. W końcu są razem. Oboje czują, że istnieją tylko dla siebie. Zabawa kończy się nad ranem. DJ dziękuje i zaprasza wszystkich na wesele. Olivier odprowadza ją do pokoju,

- Nic się nie zmieniłeś- patrzy na niego opierając się o parapet

-Za to ty... ty bardzo się zmieniłaś...- Olo śmieje się

-Dostałeś moją wiadomość?

-Tę?- wyjmuje z kieszeni zeskanowane zdjęcie i opiera się tuż obok niej.

- Tak! Wiedziałam, że to ty.

-Powiedz mi, co u ciebie?

-Naprawdę nie wiesz?- Olo nie odpowiada. Uśmiecha się i spuszcza głowę- Kiedy wróciłeś?

-2 tygodnie temu. Dostałem zaproszenie, więc jestem

-Tyle razy chciałam zadzwonić, ale co miałabym ci powiedzieć?

-Tak, ja też próbowałem...- nagle jej dłoń ląduje na jego, Olo podnosi oczy i spogląda na nią spod długich, czarnych rzęs

-Tęskniłam za tobą...- Marta staje przed nim i czeka, ale Olivier zamyka oczy i ciężko oddycha. Marta wie, że stara się opanować emocje.

-... ledwie się z tym uporałem, nie zniosę jeśli znowu odejdziesz...- wyznaje cicho, ale Marta nie słucha, obsypuje go delikatnymi pocałunkami

-Oli, ... nie byłam z nikim od tamtej pory...- wyznaje, a jej dłonie zaczynają błądzić po jego ciele odkrywając go na nowo

-Marta...- mówi szeptem, ale jedno spojrzenie w jej błękitne oczy i przepada, tonie, zatraca się. Teraz nie da się już niczego zatrzymać. Pocałunki, początkowo delikatne i nieśmiałe,  stają się coraz bardziej niecierpliwe i zachłanne. Olo sam przed sobą musi się przyznać- teraz pragnie jej o wiele bardziej niż kiedyś. Ich spotkanie, od nowa budzi w nim tęsknotę i miłość, o której chciał zapomnieć, nie udało się. Cieszą się każdym centymetrem swojego ciała i każdą sekundą tego spotkania.

Zasypiają w swoich objęciach. Marta jest szczęśliwa. Wrócił. Niestety, znika równie szybko. Przez kolejne dni jest nieuchwytny.

Marta szybko składa życzenia młodej parze i zostaje na weselu, błagana przez Agnieszkę. Czuje rozpacz i palące pragnienie odnalezienia Oliviera, nie może się skupić na niczym innym. Musi z nim porozmawiać.

Do domu wraca z pośpiechem. Przesiaduje w oknie całe wieczory, odwołując wszystkie możliwe spotkania. Przez kolejny tydzień chodzi mało przytomna. Źle się czuje i nie może jeść. Czuje, że jeśli go nie odnajdzie, oszaleje z rozpaczy. Decyduje, że musi znowu zacząć ostro ćwiczyć. Tak! Do codziennego rytuału dorzuca ekstra kilometry! Musi być wyczerpana, żeby przestać myśleć. I biegnie przed siebie, próbując znów zapomnieć.

Niespodziewanie zatrzymuje się przed wielkim drewnianym domem. Co ona tu robi? Jak się tu znalazła? Podziwia budynek. Ostatnio widziała go kilka lat temu, kiedy Olo ją tu zabrał... kochali się tutaj przy blasku świec.... Teraz dom chyba jest na zamieszkały, porządek na placu i dobrze zamknięta brama o tym świadczą. Stoi przed tym domem, z którym wiążą się miłe wspomnienia i oto słyszy motocykl. Odwraca się....

-Co tutaj robisz?- zdejmuje kask.

-Nie wiem...

-Wejdziemy?- uśmiecha się, jak to tylko on potrafi

- Nie możemy, ktoś tutaj mieszka!

-Tak, zapraszam.- otwiera jej bramę

- To twój dom?

-Przecież mówiłem, że go kupię- śmieje się- Poza tym, skończyłem z włamywaniem się już jakiś czas temu.- wchodzą na plac. Ogród jest ogromny. Dom również. Robi wrażenie. Nowoczesne meble, jasne kolory, taras.... jest pięknie. Marta rozgląda się i siada przed kominkiem. Oddycha głęboko. Olo obserwuje ją. W końcu siada obok niej. Zapada milczenie, oboje wspominają, ale każde z nich pogrąża się we własnych myślach

-... jedliśmy tu naszą pierwszą kolację, pamiętasz?

-Jak mógłbym zapomnieć!- obejmuje ją ramieniem i przytula

-...byliśmy tacy...zakochani...

-Są pewne rzeczy, które ciężko jest zmienić....nie jest mi łatwo, każdy kąt w tym cholernym mieście przypomina mi o nas, o naszych spotkaniach i o całym tym szaleństwie!- zawiesza głos, przerażony, że mu się to wyrwało. Nagle zrywa się i wychodzi na taras. Marta podąża za nim. Olo oddycha ciężko, jakby starał się uspokoić. Odpala papierosa.

-Oli... czemu przede mną uciekasz?

- Musisz już iść. Mam spotkanie. Odwieźć cię?

-Nie, nie, dam sobie radę.

Marta wraca do domu. Zajmuje jej to dużo więcej czasu niż droga w tamtą stronę. Olo ma rację, wszystko się zmieniło. Marta dociera do domu późnym popołudniem, gdzie już czeka na nią Mateusz. Ale ona wcale nie chce z nim rozmawiać. Czuje się fatalnie.

-Kochanie! Martwiłem się! Nie odbierałaś telefonu!

-Tak, zapomniałam zabrać.

-Mam służbową kolację. Chodź ze mną- prosi

-Źle się czuję, jestem zmęczona...przepraszam, nie dziś

-Jesteś chora?- martwi się

-Nie, zwykłe zmęczenie. Minie.- Marta uśmiecha się blado

-Zostawię wizytówkę z adresem, gdybyś zmieniła zdanie.

-Tak, zostaw.- już wie, że nie pójdzie, ale nie chce pozbawiać go złudzeń

-Dobrze, to lecę. Zadzwonię wieczorem.- i za Mateuszem zamykają się drzwi. Marta wchodzi pod prysznic. Los się na niej mści. Tak, jedyne wytłumaczenie. Stoi, a gorąca woda spływa jej po całym ciele. Kiedy w końcu postanawia wyjść, staje w oknie i....co to? Kartka. „elegancka kolacja. 20.15. czekam” i adres. No jasne! Od razu wstępuje w nią nowe życie. Szykuje się, maluje i wychodzi.

Lokal jest piękny. Bardzo elegancki. Rozgląda się i spostrzega go. Siedzi przy stole. Jakiś mężczyzna obok niego składa zamówienie. Marta podchodzi do stolika.

-Dobry wieczór.

-Jesteś!- Mateusz promienieje i ściska narzeczoną

-...tak...jestem- Marta posyła im blady uśmiech. Olo patrzy na nią z nieukrywaną satysfakcją. Oddycha głęboko patrząc, jak Mateusz ją całuje i usadza między nimi

-Panie Dati, to właśnie moje narzeczona- Mateusz uśmiecha się do swojego klienta

-My już się znamy.

-Poważnie?- jest zaskoczony

-Tak- potwierdza cicho Marta

-Dobrze, przejdźmy do interesów.- Mateusz pokazuje wykresy, zestawienia i masę innych papierów. Olo udaje zainteresowanego, ale Marta zna go dobrze, nudzi go to. Posyła jej ukradkowe spojrzenia. Przerzuca ramię przez oparcie jej krzesła i zaczyna delikatnie wodzić kciukiem po jej przedramieniu. Marta czuje, że za chwilę nie wytrzyma, robi jej się gorąco i przechodzą ją dreszcze.

-Kochanie! Źle się czujesz?- niepokoi się Mateusz

-Nie, wszystko ok.

-Panie Mateuszu!- Olo niecierpliwi się- proszę mi to wysłać na maila. Jeszcze dziś, jeśli to możliwe. Muszę to przejrzeć.

-Oczywiście, już dzwonię do sekretarki.

-Czy w międzyczasie mogę zatańczyć z pańską narzeczoną?

-Bardzo proszę!- Mateusz uśmiecha się i wychodzi na hol. Olo prowadzi Martę na parkiet

-Co ty wyprawiasz?- buntuje się Marta

-Mówiłem ci, dużo rzeczy się zmieniło.

-Nie, bo to- dotyka miejsca, gdzie Olo ma tatuaż- i to – pokazuje na swój- nigdy się nie zmieni. Sam to mówiłeś.

- Ale w tej chwili, nie ratuje to naszej sytuacji.

-Myślisz, że nie zauważyłam, co tam nosisz?- wyciąga spod koszuli łańcuszek. Dynda na nim obrączka, którą podarowała mu tuż przed wyjazdem do ojca. Olo bierze ją za rękę i zauważa.... spogląda Marcie w oczy

-Ładny pierścionek, zaręczynowy?- uśmiecha się, bo też go poznaje.

-Masz zamiar ciągnąć tę grę, czy w końcu przyznasz, że wciąż mnie kochasz?

-Będę ją ciągnął. Twój narzeczony to świetny prawnik.- łapie ją mocniej i przytula do siebie, zanurzając twarz w jej włosach- Pięknie pachniesz.

-Jesteś bezlitosny.

- Ty masz swoje życie, a ja mam swoje. Musimy jakoś to rozwiązać.

- Na razie musi zostać tak, jak jest.

-W takim razie, czego ode mnie oczekujesz?

-Muszę się przekonać, czy jeszcze coś do ciebie czuję!

-Musisz się przekonać?- cedzi ostrożnie każde słowo i zatrzymuje się. Wygląda jakby raził go piorun. Patrzy na nią z niedowierzaniem. Oddycha ciężko, starając się uspokoić i odwraca od niej twarz. Jego mina mówi wszystko. Stara się opanować, ale jego szczęka zaciska się, a po policzku spływa mu łza. W końcu zagląda jej prosto w oczy- Wiesz, życzę ci bardzo dużo szczęścia. Bardzo dużo.- mówi w końcu i odchodzi, zostawiając ją na środku parkietu. Marta rusza za nim biegiem, ale Olo znika

-Kochanie, źle się czujesz? Odwieźć cię?

-Nie! Sama pojadę!- wybiega na parking. Deszcz leje nie zwracając uwagi na jej wieczorową sukienkę i nienaganny makijaż. Marta nie może wrócić do domu. Jeździ po mieście bez celu. Po drodze zajeżdża do jego domu. Niestety, ciemno. Jedzie do Marcina- pudło, nie było go.

Gdzie on się do diabła podział? Rezygnuje. Doszczętnie zmoknięta, wraca do domu. Czyli to  już naprawdę koniec?? Nie! To niemożliwe. Chciała mu tylko dać nauczkę! Jak mógł wyjechać i tak ją zostawić? Powinien był o nią zawalczyć! Skoro nie starał się wtedy, to niech postara się teraz! Chwila! Chwila! Czy teraz jest już za późno?

Z ciężkim sercem zamyka wejściowe drzwi i osuwa się o nie. Jest bezsilna. Jego telefon nie odpowiada. Raz, drugi, trzeci... niech to szlag! Po policzkach zaczynają jej spływać gorące łzy . W takim stanie znajduje ją matka.

-Marta....?

-Mamo!

-Co się dzieje?  Powiesz mi w końcu?

-Nie kocham Mateusza, nie chcę z nim być, nie chcę ślubu, nie, nie, nie!- wyrzuca z siebie

-Czy on już wie?

-Jeszcze mu nie powiedziałam.- i jak na zamówienie, pukanie do drzwi. To właśnie Mateusz

-Kochanie, martwiłem się, wybiegłaś tak szybko, nie odbierałaś, nie wiedziałem gdzie jesteś!

-Porozmawiajmy.-Marta ciągnie go do salonu i usadza na kanapie

-Mhm... coś się szykuje tak? Nawaliłem z czymś? O czym zapomniałem?

- Nie, to nie to....dzisiejsza kolacja...

-A! No właśnie! skąd znasz Oliviera Dati?

-Ze szkoły. - Marta waha się czy mówić więcej, ale Mateusz zgaduje

-Byliście razem?

-Tak...- odpowiada cicho

-Wybiegłaś za nim?

-Tak- odpowiedź Marty przeraża go, ale postanawia pytać dalej

-Czemu mi o tym nigdy nie opowiadałaś?

-Chciałam o nim zapomnieć.

-Mhm... i udało ci się?

-Po części....

- Czy to ma znaczyć, że on nadal jest dla ciebie ważny?- Marta już ma coś odpowiedzieć, ale do salonu wpada zmoknięta Agnieszka. Jest przerażona.

-To Olo! Olo miał wypadek!- Marta szeroko otwiera oczy- No rusz się!!

-Przepraszam!!- Marta wybiega za przyjaciółką zostawiając Mateusza w salonie. Nie potwierdzając i nie zaprzeczając niczego.

            Droga do szpitala ciągnie się w nieskończoność. Marcin jedzie, jak szalony, nie patrzy na światła, nie patrzy na znaki. Docierają w kilkanaście minut. Grzesiek, Paweł i Olka już na nich czekają. Olo leży na sali. Podłączony do masy rurek i kabli. Marta próbuje się czegoś dowiedzieć, ale dopiero Marcin, mówiąc, że jest bratem uzyskuje informacje. Nic takiego się nie stało. Stracił tylko przytomność, jest poobdzierany. Wszystkie kości całe. Tylko jemu mogło się to udać.

Marta urządza awanturę, chcą, żeby wyszła z pokoju. Przeklina i krzyczy na lekarza. Zostaje. Zostaje i czuwa. I po kilku godzinach Olo otwiera oczy. Patrzy na nią. Ma spojrzenie pełne rozpaczy. Po policzkach spływają mu łzy. Jest taki bezsilny, że Marcie zatyka dech w piersiach. Czuje się winna. Wie, że poprzedniego wieczoru sprawiła mu ból. Chciała, żeby cierpiał, tak bardzo, jak ona przez ostatnie lata. Teraz żałuje. Nie sądziła, że może się to tak skończyć. Mogła stracić go na zawsze. Ta myśl ją przeraża.

-Nie, Oli. Przepraszam..... ja wcale nie...- ale on zamyka oczy. Nie chce na nią patrzeć, nie chce jej słuchać.

-Proszę wyjść. – do sali wchodzi lekarz.

            Na korytarzu robi się szum, słychać stukot obcasów. Pojawia się młoda, mocno umalowana dziewczyna. Jest wysoka i chuda, nie zważa na pacjentów. Biegnie. Jest przerażona. Wpada wprost do pokoju Oliviera. Marta nic nie rozumie, ale poznaje ją. To ta sama, z którą widziała go na wieczorze panieńskim w Zakopanym.

-Ja pierdolę!! Co się stało?!- bierze go za rękę- Dobrze, że żyjesz! Panie doktorze, co z nim? Wszystko w porządku?

- A pani kim jest?

-Jak to kim? Najbliższą osobą!- i to jest ostatnia rzecz, którą słyszy Marta. Osuwa się na podłogę. To już za dużo. Kiedy otwiera oczy jest podłączona pod kroplówkę. Nad sobą widzi Agnieszkę.

-Uf! Ale nas wystraszyłaś!- widzi ulgę malującą się na twarzy przyjaciółki

- O! Pani już przytomna! Witamy!- wchodzi uśmiechnięty, młody lekarz

- Tak. Już jestem.- Marta uśmiecha się blado

-Jest pani przemęczona. Musi pani zwolnić tempo.

-To akurat wiedziałam.

-Czas wziąć się za siebie! W pani stanie to niewskazane, żeby tak się forsować

- Słucham?

-Pani jest w ciąży. Jeśli pani nie wiedziała, to zepsułem niespodziankę.-lekarz wychodzi

-O! To prawdziwa niespodzianka.- Marcie znowu robi się słabo

-Marta...jesteś w ciąży, gratulacje!

- Musze stąd wyjść! Jak najszybciej!- siada na łóżku i odpina kroplówkę

-Marta! Marta! Spokojnie!- stara się ja powstrzymać

-Żadne spokojnie! Nie mogę tu być! Aga! Nie mów nikomu!

-Ale nikomu- nikomu?

-NIKOMU!

-To znaczy...Olivierowi?

-Jemu przede wszystkim!

-A co on ma z tym wspólnego?

-O! Akurat więcej, niż sobie możesz wyobrazić!

-Marta! Ale... Marta?- Agnieszka patrzy na przyjaciółkę ogromnymi oczami

-Aga, zawieź mnie gdzieś.

            Zatrzymują się pod jednym z bloków w centrum. Marta jest przerażona.

Jest wczesny poranek. Mateusz jeszcze śpi. Jest przemęczony. Masa pracy na głowie i jeszcze brak telefonu od Marty. Czekał pół nocy. Bał się tej ciszy. Bał się, że ją traci. Czuł, że coś się zmieniło. To wina tego cholernego faceta. Kto to w ogóle jest ten cały Olivier Dati? Czemu nikt nie chce mu tego wyjaśnić? Co miała znaczyć ta rozmowa? Co chciała mu powiedzieć? Z tych majaczeń wyrywa go pukanie do drzwi. Wstaje niespiesznie. Otwiera je i.....

-Marta! .....- ale ona nie czeka, nie wyjaśnia, tylko całuje i to tak, jak nigdy dotąd.

-Nie chcę czekać dłużej...- rozbiera go i nie przestaje całować. Mateusz natychmiast się budzi. Bierze ją na ręce i niesie do sypialni. To, co się właśnie dzieje, jest spełnieniem jego marzeń. Ileż razy wyobrażał sobie tę właśnie chwilę, jak długo na to czekał! Jest szczęśliwy. Nareszcie szczęśliwy, bo oto ona, kobieta, którą kocha jest jego. Cała jego.

jkamp   
gru 28 2015 do ilu razy sztuka? 17

17

Pogoda jest okropna. Leje tak, że nie da się wyjść z domu. Mateusz podjeżdża pod same drzwi i pomaga Marcie wsiąść do auta. Wyjeżdżając z bramy jej spojrzenie spotyka się ze spojrzeniem zmokniętego mężczyzny stojącego na przystanku. Zapamiętuje się w jego czarnych oczach. Po całym jej ciele przebiega dreszcz.

- Stój!- zaczyna nagle krzyczeć. Mateusz przeraża się i zatrzymuje auto. Zanim zdąża o cokolwiek spytać, Marta już biegnie w stronę przystanku. Deszcz spływa jej po twarzy. Ogromne krople sprawiają, że ubrania przesiąkają wodą... tak, jak wtedy, kiedy Olo odwoził ja do domu.. uśmiecha się. Niestety, przystanek jest pusty. Siada zrezygnowana na ławce. To niemożliwe! Po prostu niemożliwe!! Ale na sąsiedniej ulicy ktoś przejeżdża motorem. Ileż to razy Olo podjeżdżał lub odjeżdżał nie budząc żadnego z sąsiadów, ba! Nie budząc nawet jej rodziców. Marta śmieje się na głos. Pierwszy raz od dawna nie śmiała się tak szczerze.

Podbiega do niej Mateusz z parasolem

-Kochanie! Przemokniesz! Co ty wyprawiasz?- obserwuje ją zatroskany- Wszystko dobrze?

-Tak, w porządku. Muszę się przebrać.

            Kilka dni po tym zdarzeni pod drzwiami Marty pojawia się Agnieszka. Uśmiechnięta od ucha do ucha.

-Cześć Aga, wejdź.

- W końcu cię zastałam!! Próbuję cię złapać od miesiąca!!

- Przepraszam, miałam zadzwonić...

-To teraz sama jesteś sobie winna!

- A czego?

-To jest zaproszenie ma moje wesele. Tylko powiedz, czy mam wpisać osobę towarzyszącą, bo już sama nie wiem!

-Wychodzisz za mąż?

-Za Marcina!- uśmiecha się głupio jak zwykle. Marta spogląda na datę. Za dwa tygodnie.

-Nie, nie wpisuj nikogo. Będę sama.

- A! To wszystko ok.!- Agnieszka jest zaskoczona, wie, że Marta od dwóch lat jest z Mateuszem, ale nie chce dopytywać o szczegóły.

- ...czy... on...?- patrzy na przyjaciółkę znacząco

-Nie wiem!- kiwa z rezygnacją głową.- Nie mam z nim żadnego kontaktu, ...a ty?

- ...od tamtego czasu... nie...- zapada krępująca cisza

-No! Ale wracając do tematu!!- ożywia się Agnieszka- wpadliśmy na świetny pomysł! Imprezę organizujemy w Zakopanym!! Wiesz, Marcin stamtąd pochodzi, więc....- ale Marta już jej nie słucha. Jej wspomnienia wracają do szczęśliwych dni, które tam spędziła...z nim.

- Musisz koniecznie przyjechać w piątek! Robimy imprezę!

-Jasne, przyjadę! Nie mogłabym tego przegapić!

Siedzą z Agnieszką całe popołudnie. Aga opowiada, jakieś historie o zaręczynach, jej rodzicach, planach na przyszłość, a ona? Jakie ma plany? Żadne... odkąd Olivier wyjechał, nie ma żadnych planów. Jedynym jej planem jest zapomnieć, zapomnieć jak najszybciej, ale czy da się zapomnieć kogoś, kto wkroczył w jej życie tak nieoczekiwanie i z takim impetem i z taką ogromną miłością i szaleństwem i radością i światłem i.... i z tym strasznym niepokojem....i bólem... nie... odkąd wyjechał, nie ma planów...

Wieczorem Marta siada w oknie swojej sypialni. Cieszy się szczęściem Agnieszki, ale jednocześnie jest przygnębiona, że jej własna historia skończyła się w ten sposób. Wtedy dzwoni jej telefon. Poczuła, jakby cofnęła się parę lat do tyłu. Nie, to nie Olo...

-Cześć kochanie...- Mateusz, o Boże! Znowu zacznie opowiadać, jakie to wspaniałe rzeczy zrobił dla swoich klientów. Znów siada na parapecie i właściwie nie słucha, co narzeczony do niej mówi, przytakuje, żeby mieć święty spokój. Wytęża wzrok. Chmura dymu obok przystanku. Wpatruje się chwilę. Rozłącza się i biegnie schodami w dół, szybko, po 2-3 stopnie. Zanim zdąża dobiec do przystanku, nikogo tam nie ma. Wraca powoli do domu.

-Marta, co się stało?- matka jest zaniepokojona.

-Nieee... tylko.. a tam! Głupia sprawa!- macha ręką i wraca do siebie. Jej telefon dzwoni nieprzerwanie. Znów odbiera i rzuca, jakieś idiotyczne wytłumaczenie. Mateusz podejmuje przerwany temat. Marta stoi za firanką i obserwuje uważnie przystanek. Nie słucha tego, co opowiada  narzeczony. Zagłębia się we własnych myślach. Niemożliwe, był tam, przecież widziała! A może to ta sprawa z Agnieszką tak ją poruszyła, że zaczyna wariować?

Szaleństwo! Musi wziąć się za siebie! Wystarczająco wygłupiła się przed Mateuszem i teraz jeszcze strugała wariatkę przed matką. Tak nie może być! Jutro pobiega dłużej niż zwykle! Potrenuje ciężej! Tak! Tak właśnie zrobi!

            Miała rację! Cięższe treningi, dłuższe odcinki, które przebiega, sprawiają, że nie ma siły myśleć o głupotach. Poza tym, zbliża się sesja, trzeba by się zająć nauką. W środku tygodnia robi się troszkę luźniej. Siada na parapecie z książką w ręce. Jest późno, prawie północ. Bezwiednie patrzy w stronę przystanku. O nie! Jest tam! Naprawdę tam jest! Otwiera okno i na cały głos krzyczy:

-Stój! Nie ruszaj się!- nie fatyguje się już do drzwi. Schodzi po pergoli. Szybko, zwinnie. Zabawne, zaledwie tydzień temu kazała ją wymienić na bardziej stabilną! Jej krzyk obudził sąsiadów i rodziców. Zanim zeszła, ulica opustoszała.

-Marta...- w drzwiach stoi przerażona matka- co ty wyprawiasz?

-Och! Mamo! Jestem zmęczona! Ta sesja mnie wykańcza!- kłamie gładko, tak, jak za czasów, kiedy spotykała się z Olivierem. Oho! Już się zaczyna! To jest właśnie to! Kiedy tylko ON się pojawia, wszystko staje na głowie! Jej życie, jej rodzina, słowem wszystko! Nawet go jeszcze nie widziała, a już zaczyna kłamać! I jeszcze robi z siebie wariatkę! Niech to diabli!

Tak! Ale wie już, co robić. Wraca szybko na górę. Przetrząsa swoje pamiątki. Na dnie pudełka znajduje to, czego szukała. To jest jedyne zdjęcie, które ma z Olivierem. Z ich pierwszego wyjścia do Klubu. Na odwrocie wciąż widnieje napis „obrażalska burżujka”. Marta uśmiecha się. Skanuje zdjęcie i na odwrocie pisze „Wariat”. Następnego dnia wieczorem, kiedy już jest ciemno, idzie za przystanek i przykleja tam zdjęcie.

Spokojna wraca do domu.

Przez kilka dni nie zapala światła w pokoju siedząc na parapecie w mroku. Obserwuje przystanek. W piątek wieczorem zdjęcia już nie ma. Ciekawe... wiatr? Dzieciaki? Olivier? Staje się też o wiele bardziej czujna. Rozgląda się dookoła za każdym razem, kiedy mija ją motor i za każdym razem sama strofuje się w myślach. Nie, jeszcze trochę i oszaleje. Z trudem zdaje ostatnie egzaminy. Teraz ma czas dla siebie, ma czas, żeby działać. Po ostatnim egzaminie, wbiega do domu, zmienia szybko ubrania i wybiera się wprost do Klubu. Wie, że to właśnie tam może go zastać najszybciej.

-Marta? Wychodzisz?

-Tak, muszę coś pilnie załatwić- widzi zatroskaną twarz matki

-O tej porze?

-Mamo, tylko o tej porze!

-Marta! Co się z tobą dzieje? Przez ostatnie 2 tygodnie zachowujesz się bardzo dziwnie!

-To nic takiego, mamo.

-Myślałam, że to szaleństwo już za nami.

-Niedługo wrócę.- Marta ignoruje sugestię matki i wychodzi.

Jedzie szybko, nie stosując się do znaków. Tak, mama miała rację, to szaleństwo! Wbiega do Klubu szybko, nie zastanawia się gdzie ma iść. Kroki kieruje do „ich” loży. Są tam! Paweł, Olka, Grzesiek, Marcin i Agnieszka. Staje przez nimi. Jest zmęczona tym ciągłym czekaniem, tym rozglądaniem się, tą niepewnością!

-Jest tutaj?- patrzy wprost na Marcina, tylko on, jego najbliższy przyjaciel może to wiedzieć, tak, Marcin wie o Olivierze wszystko.

-Kto?- Marcin szeroko otwiera oczy i patrzy na Pawła

-Mam dość! Chcę wiedzieć!- milczenie ich zdradza.

-Przysiądź się.- proponuje po dłuższej chwili Grzesiek

-Wrócił, prawda?- ale Marcin nadal milczy.

-Nie wiem, przykro mi.- Marta wie, że kłamie, ale nic nie może na to poradzić

-A ja myślę, że doskonale wiesz!- jest wściekła, odwraca się i wychodzi. Kątem oka widzi, jak Agnieszka macha rękami i za coś go strofuje. Już wie. Olo wrócił.

jkamp   
gru 25 2015 do ilu razy sztuka? 16

16

Tego dnia myślała tylko o tym, że Olivier ma urodziny. Sama nie wiedziała dlaczego tak bardzo uczepiła się tej myśli. Nieświadomie znalazła się obok bloku, w którym mieszkał. Na jego balkonie stała jakaś para. Marta przyglądała im się przez chwilę. Już w pierwszej chwili wiedziała, że to nie on. Podeszła do domofonu. Nie znalazła tam jego nazwiska. Zniknął. Zapadł się pod ziemię. Wystarczyło pół roku, a po jego obecności nie było śladu. Usiadła na ławce. Łzy napływały jej do oczu. Była bezsilna. To był pierwszy raz od czasu, kiedy postanowiła zerwać z Olivierem. Zawsze starała się trzymać. Nawet wieczorami, obserwując przystanek, nie pozwalała sobie na taki przypływ emocji.

-Nic ci nie jest?- tuż obok niej zatrzymuje się wysoki szczupły chłopak.

-Nie- odpowiada przez łzy

- To dlaczego płaczesz? Źle się czujesz? Pomóc ci jakoś?

- Nie..... nie możesz mi pomóc

-Ale też nie mogę zostawić cię tutaj samej.- uśmiecha się miło- Jestem Mateusz

- Marta.

- Zapraszam cię na kawę.- wyciąga do niej rękę

Okazuje się, że Mateusz jest studentem ostatniego roku prawa. Jest bardzo miłym i spokojnym mężczyzną. Po kilku niezamierzonych spotkaniach w parku, Marta postanawia umówić się z nim na kolację. Rodzice są dumni. Mateusz spełnia w 100% standardy ojca toteż ten życzliwie patrzy na ich znajomość.

Marta zdaje maturę bez żadnych problemów i pod wpływem Mateusza zaczyna studiować prawo, choć nigdy nie było to jej marzeniem. Musi też przyznać, że towarzystwo tego chłopaka trochę ją nudzi. Jest tak przewidywalny, że nie może czasem uwierzyć. Rytm jej tygodnia ustabilizował się. Spotkania z Mateuszem były z góry zaplanowane. W jej życie wkradała się otępiająca rutyna

-Porwij mnie gdzieś- prosi kiedyś

-Nie rozumiem.

-To taki żart... bardzo stary...

Mateusz jest dla niej bardzo dobry i po roku znajomości zostają parą. Jest obok niej zawsze wtedy, kiedy go potrzebuje. Służy jej radą i jest właściwie na każde jej zawołanie, ale nawet to jej nie cieszy. Tęskni za bezczelnym, zaczepnym spojrzeniem czarnych oczu Oliviera, w których widziała jego bezgraniczną i szaleńczą miłość. Od dwóch lat  wieczorem zanim kładła się spać, obserwowała w skupieniu przystanek, na którym na nią czekał. Wtedy ogarniały ją wspomnienia tych najcudowniejszych w jej życiu dni.

Zawsze kiedy byli razem mówił, że jest za słaby, żeby pokazać jak bardzo ją kocha. Wierzyła mu, bo jakże ona słaba była przy nim! Codziennie czekała na dźwięk silnika jego motoru. Gdzie zabierze ją tym razem? Może spędzą czas na obrzeżach miasta? A  może na ukrytej gdzieś plaży? Czy i tym razem nikt nie nakryje ich, jak kochają się w jakimś zacisznym miejscu? Co dziś powie jej Olo, żeby wiedziała, jak bardzo za nią szaleje? Co  mu odpowie, żeby go upewnić, że i ona nie może bez niego żyć? Czy może być z kimkolwiek innym aż tak blisko?  Czy może oddychać nie będąc obok niego? Czy ma po co wstawać z łóżka, skoro nie może go zobaczyć? Czy on się kiedykolwiek zmieni? Czy to w ogóle możliwe?

Któregoś wieczoru przy kolacji Mateusz prosi ją o rękę w obecności rodziców. Oczywiście są zachwyceni. Marta przeraża się. Od trzech lat na jej palcu tkwi pierścionek zaręczynowy. Małe serduszko z czerwonymi kamykami. Nie zdjęła go odkąd Olivier oświadczył się jej w Zakopanym.  Zanim odpowie Mateuszowi, długo się zastanawia. Musi jednak przyznać, że już nigdy na jej drodze nie pojawi się ktoś taki jak Olo. Tęskni za nim, ale zgadza się wyjść za Mateusza. Kiedy dzwoni i powiadamia go, że się zgadza, on zamawia stolik w jednej z restauracji, żeby to uczcić.

jkamp   
gru 22 2015 do ilu razy sztuka? 15

15

Zanim Marta dociera do domu jej złudzenia pryskają. Jest prawie pewna, że Olivier miał coś wspólnego z tym, co przydarzyło się Przemkowi. Kiedy zamyka za sobą drzwi gorące łzy coraz intensywniej zaczynają spływać po jej policzkach. Osuwa się przy wejściu. Nie ma siły się ruszyć.

-Dziecko! Co się stało?

-Nic mamo! Miałam mały wypadek na rowerze!- kłamie gładko

- Dobrze się czujesz?

- Strasznie mnie szczypie...

-Chodź, ogarniemy to jakoś...- matka gładzi ją po włosach. Pomaga jej wstać i prowadzi do kuchni. Wyjmuje apteczkę i zaczyna obywać zaschniętą aż przy nadgarstku krew- Jaki ładny pierścionek.- zauważa nagle- Nowy?

- Starszy niż się wydaje.- w całym zamieszaniu zapomniała go oddać. Nowa fala rozpaczy zalewa Martę. Matka przygląda się jej

-Chyba aż tak bardzo nie boli?

-Przy upadku rozbiłam sobie serce o chodnik- Marta rozpłakuje się na dobre

-Chodź, odpocznij.- gładzi córkę po włosach i prowadzi do jej pokoju.

Marta jest wykończona dzisiejszym dniem.

To wszystko ją przerasta, a zderzenie rzeczywistości z marzeniami jest bardzo bolesne. Leżąc słyszy podjeżdżający motocykl. Po krótkiej chwili motor odjeżdża z piskiem opon. Marta nakrywa się kocem na głowę i płacze długo. Wie, że od tej pory nic nie będzie takie samo i ta myśl ją przeraża.

Po tygodniu postanawia, że musi wziąć się w garść. Jedzie na turniej siatkówki i poznaje wielu nowych ludzi. Decyduje, że musi zmienić szkołę.

-Rok przed maturą?- oburza się matka

-Zrobię to! Niezależnie od tego czy mi pomożecie!- wybucha Marta.

-Kochanie! Oczywiście, że ci pomożemy.

- Świetnie.- kiwa głową i wychodzi.

Rodzice zauważają, że ostatnie wakacje zmieniły ją. Zrobiła się bardziej buntownicza niż do tej pory. Stała się bardzo podobna do siostry. Matka zrzucała to wszystko na utratę przyjaciela, ojciec obwiniał oczywiście Oliviera, choć nie uszło jego uwadze, że znienawidzony chłopak przestał pojawiać się w ich domu. Marta zupełnie straciła kontakt z dotychczasowymi znajomymi, po zniknięciu Oliviera, jej paczka rozpadła się. Również z Agnieszką ograniczyła kontakty. Chciała odciąć się od wszystkiego, co przypominało jej tę bezgraniczną miłość do niego. Chciała zapomnieć.

Zapamiętała się w sporcie. Trenowała do upadłego. Potrafiła całe dnie spędzać na hali. Wytyczyła sobie specjalną trasę do szkoły, żeby omijać miejsca, gdzie Olo ją zabierał. Trasa ta zajmowała jej ponad godzinę, ale Marta wiedziała, że jeśli się podda, umrze z tęsknoty. Wystarczało tylko jedno spojrzenie na tatuaż i do oczu od razu napływały jej łzy. Nie chciała się nikomu do tego przyznać, ale tęskniła za nim. Tęskniła tak bardzo, że czasem kiedy biegała próbując nie wspominać szczęśliwych chwil, swoje kroki nieświadomie kierowała szlakiem ich wspólnych wagarów i nocnych ucieczek z domu. W wolne dni potrafiła biegać po 20 kilometrów. Nie chciała się zatrzymywać. Wydawało jej się, że jeśli ona biegnie to razem z nią biegnie czas. Wspomnienia stawały się coraz bledsze i coraz mniej bolesne. Marta zdecydowała, że zacznie pracować. Wciąż miała za dużo wolnego czasu. Podjęła się pracy na siłowni, jako instruktorka fitness.

jkamp   
gru 19 2015 do ilu razy sztuka? 14

14

Ten rok pobytu Oliviera u ojca zmienił wszystko. Chłopak porzucił dawne plany i dał się przekonać ojcu. Zamierza studiować architekturę. Już teraz ma przez to więcej obowiązków, bo w wakacje ojciec załatwił mu praktyki w Spa, które buduje w Zakopanym. Olo jest całym sercem zaangażowany w ten projekt. Marta wierzy, że teraz wszystko będzie dobrze, że studia i obowiązki dobrze zrobią Olivierowi.  W międzyczasie, Przemek wyprowadził się. Do domu powrócił spokój. Marta czuje się jednak bardzo samotna. Życie ratują jej wakacyjne treningi. Nowy trener jest z niej bardzo zadowolony. Robi duże postępy. Postanowiła odpracować to, co wymknęło jej się z rąk w ciągu ostatniego semestru. Częściej biega i znowu wróciła na basen. Chce poprawić formę. Odnowiła też przyjaźń z Agnieszką. Znów stały się sobie bardzo bliskie. Któregoś wieczoru Aga siedzi u Marty. Mają razem wyjść, kiedy dzwoni telefon. To Przemek.

- Mała? Jesteś zajęta?

- A ty pijany!!

- Okropnie!- przyznaje z rozbrajającą szczerością.

-Gdzie jesteś?

- Tam gdzie zwykle!

- Zaraz po ciebie przyjadę.- rozłącza się i prosi Agnieszką o pomoc.

- Nie wierzę!- złości się przyjaciółka- wiesz, że go nie cierpię!

- Aguś! Sama nie dam rady!- w końcu Aga zgadza się.

Pod dyskoteką kłębi się tłum ludzi. Marta bez trudu znajduje Przemka siedzącego pod wejściem. Wpakowuje go do auta i odwozi do domu.  Agnieszka pomaga przyjaciółce wprowadzić go do mieszkania. Jest bardzo przestronne. Duży pokój łączy się z kuchnią. W ciągu dnia musi tu być przytulnie i słonecznie, niestety, wszędzie stoją nierozpakowane podpisane pudełka.

- Zrób herbatę, dobrze?- zwraca się do Agi Marta

- Tak cię przepraszam, mała...- marudzi Przemek

- Czemu tak się urządziłeś? Co się stało?

- To takie szczeniackie!- śmieje się

- Upadłeś na głowę. Zaraz damy ci ciepłą herbatę i się położysz.

- Musiałem się wyprowadzić, Marta. Musiałem.

- To teraz nie ważne! Rozbieraj się i idź do łóżka

- Kocham cię, wiesz?- wyznaje w końcu. Agnieszka, która znajduje się w kuchni zamiera. Patrzy na niego szeroko otwartymi oczami.

- Tak, tak, ja ciebie też!- śmieje się Marta

- Mała! To nie jest żart. Kocham cię! Zrobiłbym dla ciebie wszystko!

- Jesteś pijany. Połóż się.

- Do diabła! Słuchasz, co mówię!- do tej pory Marta myślała, że to żart, dopiero teraz tak naprawdę dociera do niej, co Przemek próbuje jej przekazać.

- Porozmawiamy o tym jutro, dobrze?

- Nie będę miał tyle odwagi.

-Będziesz miał!- zaprowadza go do sypialni. Po chwili wraca.

- Ładne jaja koleżanko!- kiwa głową Agnieszka

- Dobra! Dobra! Bredził i to wszystko! Wiesz, jaki jest.

- Wiem i o ile dobrze zauważyłam, mówił bardzo poważnie.

- To znaczy, poważnie, jak na kompletnie pijanego?

- Tak!- śmieje się w końcu Agnieszka. Widzi, że to wyznanie też zszokowało Martę

Kiedy Przemek w końcu usypia, wymykają się z mieszkania. Ledwie dojeżdżają pod dom Marty, a już dzwoni do nich Marcin. Czeka na nie i chyba już stracił cierpliwość. Kiedy wysiadają, cieszy się na ich widok.

- Hej! Gdzie byłyście?

- To raczej długa i mało ciekawa historia- odpowiada Marta z dezaprobatą

- To może jakaś dyskoteka?

- Świetnie!- cieszy się Agnieszka i ściska Marcina. Wychodzą we trójkę. Niedługo potem dołączają do nich Grzesiek z jakąś dziewczyną, Paweł i Ola.

Agnieszka i Marcin zaszywają się w loży i dziewczyna opowiada coś śmiejąc się. Marcin kiwa głową, obserwując tańczącą Martę. Po jakimś czasie na parkiet wychodzi też Aga. Marcin znika. Kilka minut po północy pojawia się razem z Olim. Kiedy Marta spostrzega go w migoczących światłach dyskoteki i bardzo się cieszy. Uśmiecha się do niej. Ona już od dawna wie, że za tym uśmiechem poszłaby na drugi koniec świata. Całuje ją i przytula mocno.

-Czemu tak późno?

-Musiałem jeszcze załatwić coś bardzo ważnego.- tuli ją do siebie. Tańczą, całują się, przytulają. Są zakochani i stęsknieni.

- Pojedź ze mną.

- Dokąd?

- Zaufaj mi!- uśmiecha się. Wychodzą na chłodne powietrze nocy. Olo oddaje  jej swoją kurtkę i kask.

Jadą długo.  Marta trzęsie się z zimna. W końcu się zatrzymują. Wokół jest zupełnie ciemno. Żadnego miasta, żadnego domu, żadnego światła i żadnego dźwięku. Tylko oni.

- Co tutaj robimy?- pyta niepewnie.

- Chodź tutaj do mnie.- usadza ją przed sobą, tak, żeby widzieć jej twarz.- wiesz, jaki jestem z tobą szczęśliwy...- tuli ją mocno do siebie. Czuje zapach świeżego powietrza pomieszany z zapachem jego perfum. Nagle zaczyna rozumieć. Stoją na poboczu. Zaczyna wschodzić słońce. Jej oczom ukazuje się fantastyczny krajobraz.

- Tu jest pięknie...- wzrusza się. Stoją tak w ciszy i podziwiają wschód słońca nad górskimi szczytami. Marta czuje, że z każdą sekundą kocha tego chłopaka coraz bardziej, chociaż tyle w nim sprzeczności.

- Oli... teraz wszystko będzie inaczej prawda?

- Nie, nic nie będzie inaczej.- gładzi ją po policzku i odgarnia włosy, które wiatr zwiewa na jej twarz. Przytula się do jego dłoni i delikatnie przejeżdża po niej swoją. Olo robi dziwną minę, jakby coś mu nie pasowało. Szybko cofa swoją rękę. Marta już wie.

- Znowu się biłeś?- spogląda na zdarte kostki

- Nie. To na treningu.- chce mu wierzyć, więc daje temu spokój, nie próbuje dociekać. Olo od dawna trenuje kickboxing. Uwielbia ten sport. Mówi, że to jedyna rzecz, która pozwala mu rozładować złe emocje. Doskonale  rozumie, skąd w nim tyle złości,

- Musimy teraz zrobić jeszcze jedną rzecz.- uśmiecha się pod nosem.

- Co takiego?

- Sprawdzimy jaka jesteś odważna! I czy dasz się porwać!

- O nie! Przerażasz mnie kiedy tak mówisz!

Jadą górską dróżką. Po pół godziny są w Zakopanym.

-Kochasz mnie?

-Jak nikogo!

-To chodź.- ciągnie ją za sobą. Cały czas się uśmiecha. Nie idą, jak zwykle deptakiem tylko bocznymi uliczkami.

-Oli! O co tu chodzi?

- Nie bój się!- staje naprzeciwko niej. Podnosił do góry koszulkę z szelmowskim uśmiechem - Zrobiłem to.-  Marta otwiera ze zdziwienia usta. Po lewej stronie klatki piersiowej widnieje czarne, ozdobne „M”. Olo uśmiecha się.

- Ty wariacie!- śmieje się Marta.

- Trafiłaś tutaj pierwsza i  zawsze tutaj będziesz. Nieważne, co się stanie.

- Ja też chcę.- oczy jej błyszczą.

- Twój ojciec mnie zabije!- śmieje się

- Więc trzeba to zrobić tak, żeby nie zauważył...

- Niegrzeczna z ciebie dziewczynka! Nie poznaję!

- Wiem gdzie!

- Naprawdę tego chcesz?

- Najbardziej!!

- Dobrze.- Olo prowadzi ją do salonu tatuażu, w którym był kilka dni wcześniej. Marta wytatuowała sobie małą literę „O” w takim miejscu, że zakrywała ją gumka od majtek.

- Ty też byłeś tu pierwszy i nie chcę tego zmieniać.- patrzy na niego zakochanymi oczami.

- Ja też nie chcę...

Cały dzień szwendają się po Zakopanym. Jedzą śniadanie i spacerują. Jest pięknie. Marta czuje się szczęśliwa. Kocha Oliviera i wydaje się jej, że nie może bez niego żyć. Nie wyobraża sobie nikogo innego przy swoim boku.

-Marta...- zaczyna niepewnie, kiedy siedzą w małej kawiarni. Trzyma ją za rękę. Uśmiecha się. Bawi ją , kiedy Olo jest niepewny. On, który zawsze wie, co zrobić i co powiedzieć. Teraz patrzy na nią z lekkim niepokojem wymalowanym na twarzy

-Tak...?- pyta w końcu.

- ....wiem, że to szybko...- Olo oddycha ciężko. Jest spięty. Bawi się jej dłonią i nie patrzy na nią. – Marta, ożeń się ze mną.- spogląda jej nagle w oczy i wsuwa na palec pierścionek.

-...Oli... – jest zaskoczona. Niemal słyszy jak Olivierowi ze zdenerwowania napinają się mięśnie.-... co mogę powiedzieć...?..... tak! Tak! Tak! Tak!!

- Ty mała wariatko!!- ściska ją- Chcesz, żebym dostał zawału?! Kocham cię!! KOCHAM CIĘ!!!!!-krzyczy na całe gardło. Ludzie w kawiarni patrzą na nich. Niektórzy są zniesmaczeni, inni uśmiechają się na widok młodej zakochanej pary.

- Teraz już zawsze będziesz moja...- całuje ją nie zważając na to, co dzieje się dookoła .- Dziękujemy państwu za towarzystwo! Życzymy miłego dnia!- zwraca się do ludzi w kawiarni i wyciąga Martę na ulicę.

-Jesteś szalony!!- śmieje się. Jest pewna, że to jeden z najpiękniejszych dni w jej życiu.

W końcu Olivier odbiera dzwoniący od dawna telefon. Marta piorunuje go wzrokiem, ale Olo zastyga. Przerażenie maluje się na jego twarzy. Ona już wie, że to nie żart.

- Marta, musimy wracać.

- Co się stało?- jego mina jest bardzo poważna.

- Powiem ci w domu. Nie teraz.

Olo prowadzi motor szybko, ale pewnie. W niedługim czasie znajdują się w mieście. Zawozi ją pod sam dom. Kiedy rodzice Marty ich spostrzegają, ojciec nie wytrzymuje

- Nie zbliżaj się do mojej córki! Chodź tu Marta!

- ....ale tato...- jest zaskoczona

- Jeśli cię przy niej zobaczę....

- Panie Golański, ja...

- Nie będę dyskutował z takim kryminalistą, jak ty.- mówi stanowczo

- Dobrze.- Olo kiwa głową i wkłada kask. Kipi ze złości. Spogląda jeszcze na przerażoną Martę i odjeżdża bez słowa.

- Co się dzieje??

- Wejdźmy do środka.- Marta rusza za ojcem.

- Marta.... musisz wiedzieć...że Przemek nie żyje...

- Co????? Ale jak to?? Widziałam się z nim wczoraj!!

- Umieraliśmy ze strachu o ciebie!

- Jak to? Przemek? Co się stało?

- Ktoś wieczorem do niego przyjechał i pobił go.

- Co? Nie rozumiem!!

- Ktoś pobił go tak mocno, że po prostu... nie udało się go uratować...

- Co Olivier ma z tym wspólnego?

- Świadkowie mówią, że to było dwóch młodych chłopców na motorze...

- Boże.... nie..... nie wierzę.... nie wierzę w to!!!!!!!!!- biegnie do siebie. Rzuca się na łóżko i płacze. Przemek był jej najlepszym przyjacielem. Wiedział wszystko, pomagał, rozśmieszał... Olo go nienawidził... nienawidził go i Marta doskonale się w tym orientuje. Wczoraj... wczoraj.... tak! Były u Przemka z Agnieszką, ratowały go... potem ta dyskoteka, zniknięcie Marcina, pojawienie się Oliviera, jego stłuczone kostki... o Boże!! I to przerażenie w jego spojrzeniu dziś rano! Nie! To niemożliwe! To niemożliwe? ... to bardzo możliwe... Olo wielokrotnie powtarzał Przemkowi, że go zabije! Jeśli dowiedział się, co Przemek jej powiedział i.....! Myśli Marty galopowały, jak szalone! Agnieszka! Musi zadzwonić do Agnieszki. Jak najszybciej! Gdzie telefon?

- Aga...? – Marta cała się trzęsie

- Marta!! Co się dzieje?

- Musisz mi coś powiedzieć- cedzi słowa. Tak naprawdę, wcale nie chce znać prawdy.

- Mów w końcu!! – denerwuje się przyjaciółka

- ... powiedziałaś Marcinowi o Przemku?

- Ale co o Przemku? Przecież...

-AGA!!! Doskonale wiesz co!! Powiedziałaś czy nie?!

- Powiedziałam, ale śmiał się i............- Marta nie słucha już tego, co Agnieszka mówi. 

Niech to szlag!!!!!!!!!!!!!!!!! Dociera do niej, że Olivier naprawdę to zrobił!

Marta jest otępiała. Jej telefon nie przestaje dzwonić. W końcu się rozładowuje. Marta siedzi na łóżku i patrzy na pierścionek od Oliviera. Małe serce wysadzane czerwonymi kamykami. Myśli o dniu spędzonym w Zakopanym. Jeszcze parę godzin temu była pewna, że to ten jedyny, że spędzi z nim życie i ten tatuaż... słyszy jak ulicą jedzie motocykl. Wie, że to on. Zatrzymuje się i czeka nie wyłączając silnika. Staje w oknie. Jest tam. Patrzy w jej stronę i czeka dalej. Po policzkach płyną jej gorące łzy. Zasuwa w końcu roletę. Słyszy jeszcze, jak motocykl z piskiem opon odjeżdża.

Następnego dnia, po nieprzespanej nocy, Marta decyduje, że pojedzie do Oliviera. Jest zdezorientowana i czuje ogromną pustkę. Chce, żeby przyrzekł, że to nie jego sprawka.

W domu go nie ma, jedzie więc na siłownię, gdzie zwykle chodzi. Rzeczywiście znajduje go tam. Przygląda mu się z zastanowieniem. Czy mógł to zrobić?

Słuchawki w uszach, on, worek treningowy i wściekłość, ogromna wściekłość. Nic innego się w tej chwili nie liczy. Wyprowadza mocne, celne ciosy. Worek przyjmuje je z trudem pozostając na miejscu. Olo jest naprawdę rozzłoszczony. Całą tę złość wkłada w uderzenia. Jednak kiedy spostrzega Martę, jego spojrzenie łagodnieje.

-Postanowiłaś ze mną porozmawiać?- stara się być spokojny

- Skąd wiedziałeś o Przemku?

-Kosa do mnie zadzwonił.

- Wiesz o co chcę spytać.

- Tak, spodziewałem się , ale lepiej tego nie rób.- ostrzega

-Muszę to od ciebie usłyszeć.

- Aż tak słabo mnie znasz?

- Myślę, że znam cię aż tak dobrze.

- I uważasz, że mógłbym to zrobić?- wyraz jego oczu zaczyna się zmieniać. Pojawiają się w nich irytacja i przerażenie

- Odpowiedz mi.

-Oceniłaś mnie z góry, prawda?

-Dobrze wiesz, dlaczego tak pomyślałam.

- Gdybym chciał zatłuc każdego, kto się w tobie kocha, wybiłbym pół miasta!

-A jego?

-Kurwa! Za kogo ty mnie masz?- emocje zaczynają brać górę

- Powiedz, że to nie ty.

- Wyjdź stąd.- cedzi przez zaciśnięte zęby. Jest coraz bardziej wściekły

- Powiedz mi w tej chwili.

-Wynoś się!- krzyczy. Łapie Martę za przedramię i siłą wypycha ją na ulicę- Co ty, do kurwy nędzy sobie wyobrażasz? Że każdy pobity palant w tym mieście to moja sprawka?

-Oli! Jak możesz?- protestuje dziewczyna

- Jeśli tak ma to wyglądać to zapomnij o mnie! Nie dzwoń! Nie przychodź! Zapomnij!

- Czemu nie chcesz mnie przekonać?

-Powinnaś to wiedzieć! Kurwa! Mam dość tego twojego burżujskiego podejścia do życia!- krzyczy na nią na środku ulicy

- Czy ten człowiek panią zaczepia?- pyta przechodzący chodnikiem chłopak

-Gówno ci do tego!- wrzeszczy Olivier, powoli tracąc panowanie nad sobą

- Potrzebuje pani pomocy? Wezwać policję?- interesuje się znów chłopak, ale zanim Marta otworzyła usta, Olo wymierza mu mocny cios. Chłopak pada na ziemię.

- Nie wpierdalaj się w nieswoje sprawy!- krzyczy poirytowany Olivier pochylając się nad leżącym chłopakiem

-Oli!- Marta chce go odciągnąć i chwyta go za ramię. Olivier szarpie się i odpycha ją z całej siły. Teraz również ona ląduje na chodniku. Krwawiący chłopak szybko zbiera się i ucieka. Olo dopiero po chwili odzyskuje panowanie nad sobą zaczyna rozumieć co się stało

-Marta...- przeraża się. Ma obdarte dłonie,  kolana i pękniętą wargę.

-Co ty wyprawiasz?! Jak mogę ci wierzyć?- rozpłakuje się. Jest przerażona. Wierzchem dłoni wyciera krew z ust.

- Marta...- powtarza głucho. Po jej rękach spływają czerwone strużki. Chce pomóc jej się podnieść, ale mu nie pozwala

-Odejdź! Nie dotykaj mnie!- zbiera się i rusza wolno w stronę domu

- Marta! Niech to szlag!!- ktokolwiek obił tego gnojka, miał rację! Olivier powinien mu pogratulować! Co więcej, on sam nie raz miał ochotę to zrobić. Wraca na siłownię

-Te! Francuz! Od kiedy to pozwalasz się awanturować lasce?- śmieje się chłopak stojący obok recepcji. Olo odwraca się i trach. Silny, celny cios pada wprost na twarz chłopaka, a ten zwala się z nóg dosłownie w sekundach.

-Nie wpierdalaj się.- mówi z zaciśniętymi zębami i wraca na salę treningową.

jkamp