Archiwum grudzień 2015


gru 28 2015 do ilu razy sztuka? 17

17

Pogoda jest okropna. Leje tak, że nie da się wyjść z domu. Mateusz podjeżdża pod same drzwi i pomaga Marcie wsiąść do auta. Wyjeżdżając z bramy jej spojrzenie spotyka się ze spojrzeniem zmokniętego mężczyzny stojącego na przystanku. Zapamiętuje się w jego czarnych oczach. Po całym jej ciele przebiega dreszcz.

- Stój!- zaczyna nagle krzyczeć. Mateusz przeraża się i zatrzymuje auto. Zanim zdąża o cokolwiek spytać, Marta już biegnie w stronę przystanku. Deszcz spływa jej po twarzy. Ogromne krople sprawiają, że ubrania przesiąkają wodą... tak, jak wtedy, kiedy Olo odwoził ja do domu.. uśmiecha się. Niestety, przystanek jest pusty. Siada zrezygnowana na ławce. To niemożliwe! Po prostu niemożliwe!! Ale na sąsiedniej ulicy ktoś przejeżdża motorem. Ileż to razy Olo podjeżdżał lub odjeżdżał nie budząc żadnego z sąsiadów, ba! Nie budząc nawet jej rodziców. Marta śmieje się na głos. Pierwszy raz od dawna nie śmiała się tak szczerze.

Podbiega do niej Mateusz z parasolem

-Kochanie! Przemokniesz! Co ty wyprawiasz?- obserwuje ją zatroskany- Wszystko dobrze?

-Tak, w porządku. Muszę się przebrać.

            Kilka dni po tym zdarzeni pod drzwiami Marty pojawia się Agnieszka. Uśmiechnięta od ucha do ucha.

-Cześć Aga, wejdź.

- W końcu cię zastałam!! Próbuję cię złapać od miesiąca!!

- Przepraszam, miałam zadzwonić...

-To teraz sama jesteś sobie winna!

- A czego?

-To jest zaproszenie ma moje wesele. Tylko powiedz, czy mam wpisać osobę towarzyszącą, bo już sama nie wiem!

-Wychodzisz za mąż?

-Za Marcina!- uśmiecha się głupio jak zwykle. Marta spogląda na datę. Za dwa tygodnie.

-Nie, nie wpisuj nikogo. Będę sama.

- A! To wszystko ok.!- Agnieszka jest zaskoczona, wie, że Marta od dwóch lat jest z Mateuszem, ale nie chce dopytywać o szczegóły.

- ...czy... on...?- patrzy na przyjaciółkę znacząco

-Nie wiem!- kiwa z rezygnacją głową.- Nie mam z nim żadnego kontaktu, ...a ty?

- ...od tamtego czasu... nie...- zapada krępująca cisza

-No! Ale wracając do tematu!!- ożywia się Agnieszka- wpadliśmy na świetny pomysł! Imprezę organizujemy w Zakopanym!! Wiesz, Marcin stamtąd pochodzi, więc....- ale Marta już jej nie słucha. Jej wspomnienia wracają do szczęśliwych dni, które tam spędziła...z nim.

- Musisz koniecznie przyjechać w piątek! Robimy imprezę!

-Jasne, przyjadę! Nie mogłabym tego przegapić!

Siedzą z Agnieszką całe popołudnie. Aga opowiada, jakieś historie o zaręczynach, jej rodzicach, planach na przyszłość, a ona? Jakie ma plany? Żadne... odkąd Olivier wyjechał, nie ma żadnych planów. Jedynym jej planem jest zapomnieć, zapomnieć jak najszybciej, ale czy da się zapomnieć kogoś, kto wkroczył w jej życie tak nieoczekiwanie i z takim impetem i z taką ogromną miłością i szaleństwem i radością i światłem i.... i z tym strasznym niepokojem....i bólem... nie... odkąd wyjechał, nie ma planów...

Wieczorem Marta siada w oknie swojej sypialni. Cieszy się szczęściem Agnieszki, ale jednocześnie jest przygnębiona, że jej własna historia skończyła się w ten sposób. Wtedy dzwoni jej telefon. Poczuła, jakby cofnęła się parę lat do tyłu. Nie, to nie Olo...

-Cześć kochanie...- Mateusz, o Boże! Znowu zacznie opowiadać, jakie to wspaniałe rzeczy zrobił dla swoich klientów. Znów siada na parapecie i właściwie nie słucha, co narzeczony do niej mówi, przytakuje, żeby mieć święty spokój. Wytęża wzrok. Chmura dymu obok przystanku. Wpatruje się chwilę. Rozłącza się i biegnie schodami w dół, szybko, po 2-3 stopnie. Zanim zdąża dobiec do przystanku, nikogo tam nie ma. Wraca powoli do domu.

-Marta, co się stało?- matka jest zaniepokojona.

-Nieee... tylko.. a tam! Głupia sprawa!- macha ręką i wraca do siebie. Jej telefon dzwoni nieprzerwanie. Znów odbiera i rzuca, jakieś idiotyczne wytłumaczenie. Mateusz podejmuje przerwany temat. Marta stoi za firanką i obserwuje uważnie przystanek. Nie słucha tego, co opowiada  narzeczony. Zagłębia się we własnych myślach. Niemożliwe, był tam, przecież widziała! A może to ta sprawa z Agnieszką tak ją poruszyła, że zaczyna wariować?

Szaleństwo! Musi wziąć się za siebie! Wystarczająco wygłupiła się przed Mateuszem i teraz jeszcze strugała wariatkę przed matką. Tak nie może być! Jutro pobiega dłużej niż zwykle! Potrenuje ciężej! Tak! Tak właśnie zrobi!

            Miała rację! Cięższe treningi, dłuższe odcinki, które przebiega, sprawiają, że nie ma siły myśleć o głupotach. Poza tym, zbliża się sesja, trzeba by się zająć nauką. W środku tygodnia robi się troszkę luźniej. Siada na parapecie z książką w ręce. Jest późno, prawie północ. Bezwiednie patrzy w stronę przystanku. O nie! Jest tam! Naprawdę tam jest! Otwiera okno i na cały głos krzyczy:

-Stój! Nie ruszaj się!- nie fatyguje się już do drzwi. Schodzi po pergoli. Szybko, zwinnie. Zabawne, zaledwie tydzień temu kazała ją wymienić na bardziej stabilną! Jej krzyk obudził sąsiadów i rodziców. Zanim zeszła, ulica opustoszała.

-Marta...- w drzwiach stoi przerażona matka- co ty wyprawiasz?

-Och! Mamo! Jestem zmęczona! Ta sesja mnie wykańcza!- kłamie gładko, tak, jak za czasów, kiedy spotykała się z Olivierem. Oho! Już się zaczyna! To jest właśnie to! Kiedy tylko ON się pojawia, wszystko staje na głowie! Jej życie, jej rodzina, słowem wszystko! Nawet go jeszcze nie widziała, a już zaczyna kłamać! I jeszcze robi z siebie wariatkę! Niech to diabli!

Tak! Ale wie już, co robić. Wraca szybko na górę. Przetrząsa swoje pamiątki. Na dnie pudełka znajduje to, czego szukała. To jest jedyne zdjęcie, które ma z Olivierem. Z ich pierwszego wyjścia do Klubu. Na odwrocie wciąż widnieje napis „obrażalska burżujka”. Marta uśmiecha się. Skanuje zdjęcie i na odwrocie pisze „Wariat”. Następnego dnia wieczorem, kiedy już jest ciemno, idzie za przystanek i przykleja tam zdjęcie.

Spokojna wraca do domu.

Przez kilka dni nie zapala światła w pokoju siedząc na parapecie w mroku. Obserwuje przystanek. W piątek wieczorem zdjęcia już nie ma. Ciekawe... wiatr? Dzieciaki? Olivier? Staje się też o wiele bardziej czujna. Rozgląda się dookoła za każdym razem, kiedy mija ją motor i za każdym razem sama strofuje się w myślach. Nie, jeszcze trochę i oszaleje. Z trudem zdaje ostatnie egzaminy. Teraz ma czas dla siebie, ma czas, żeby działać. Po ostatnim egzaminie, wbiega do domu, zmienia szybko ubrania i wybiera się wprost do Klubu. Wie, że to właśnie tam może go zastać najszybciej.

-Marta? Wychodzisz?

-Tak, muszę coś pilnie załatwić- widzi zatroskaną twarz matki

-O tej porze?

-Mamo, tylko o tej porze!

-Marta! Co się z tobą dzieje? Przez ostatnie 2 tygodnie zachowujesz się bardzo dziwnie!

-To nic takiego, mamo.

-Myślałam, że to szaleństwo już za nami.

-Niedługo wrócę.- Marta ignoruje sugestię matki i wychodzi.

Jedzie szybko, nie stosując się do znaków. Tak, mama miała rację, to szaleństwo! Wbiega do Klubu szybko, nie zastanawia się gdzie ma iść. Kroki kieruje do „ich” loży. Są tam! Paweł, Olka, Grzesiek, Marcin i Agnieszka. Staje przez nimi. Jest zmęczona tym ciągłym czekaniem, tym rozglądaniem się, tą niepewnością!

-Jest tutaj?- patrzy wprost na Marcina, tylko on, jego najbliższy przyjaciel może to wiedzieć, tak, Marcin wie o Olivierze wszystko.

-Kto?- Marcin szeroko otwiera oczy i patrzy na Pawła

-Mam dość! Chcę wiedzieć!- milczenie ich zdradza.

-Przysiądź się.- proponuje po dłuższej chwili Grzesiek

-Wrócił, prawda?- ale Marcin nadal milczy.

-Nie wiem, przykro mi.- Marta wie, że kłamie, ale nic nie może na to poradzić

-A ja myślę, że doskonale wiesz!- jest wściekła, odwraca się i wychodzi. Kątem oka widzi, jak Agnieszka macha rękami i za coś go strofuje. Już wie. Olo wrócił.

jkamp   
gru 25 2015 do ilu razy sztuka? 16

16

Tego dnia myślała tylko o tym, że Olivier ma urodziny. Sama nie wiedziała dlaczego tak bardzo uczepiła się tej myśli. Nieświadomie znalazła się obok bloku, w którym mieszkał. Na jego balkonie stała jakaś para. Marta przyglądała im się przez chwilę. Już w pierwszej chwili wiedziała, że to nie on. Podeszła do domofonu. Nie znalazła tam jego nazwiska. Zniknął. Zapadł się pod ziemię. Wystarczyło pół roku, a po jego obecności nie było śladu. Usiadła na ławce. Łzy napływały jej do oczu. Była bezsilna. To był pierwszy raz od czasu, kiedy postanowiła zerwać z Olivierem. Zawsze starała się trzymać. Nawet wieczorami, obserwując przystanek, nie pozwalała sobie na taki przypływ emocji.

-Nic ci nie jest?- tuż obok niej zatrzymuje się wysoki szczupły chłopak.

-Nie- odpowiada przez łzy

- To dlaczego płaczesz? Źle się czujesz? Pomóc ci jakoś?

- Nie..... nie możesz mi pomóc

-Ale też nie mogę zostawić cię tutaj samej.- uśmiecha się miło- Jestem Mateusz

- Marta.

- Zapraszam cię na kawę.- wyciąga do niej rękę

Okazuje się, że Mateusz jest studentem ostatniego roku prawa. Jest bardzo miłym i spokojnym mężczyzną. Po kilku niezamierzonych spotkaniach w parku, Marta postanawia umówić się z nim na kolację. Rodzice są dumni. Mateusz spełnia w 100% standardy ojca toteż ten życzliwie patrzy na ich znajomość.

Marta zdaje maturę bez żadnych problemów i pod wpływem Mateusza zaczyna studiować prawo, choć nigdy nie było to jej marzeniem. Musi też przyznać, że towarzystwo tego chłopaka trochę ją nudzi. Jest tak przewidywalny, że nie może czasem uwierzyć. Rytm jej tygodnia ustabilizował się. Spotkania z Mateuszem były z góry zaplanowane. W jej życie wkradała się otępiająca rutyna

-Porwij mnie gdzieś- prosi kiedyś

-Nie rozumiem.

-To taki żart... bardzo stary...

Mateusz jest dla niej bardzo dobry i po roku znajomości zostają parą. Jest obok niej zawsze wtedy, kiedy go potrzebuje. Służy jej radą i jest właściwie na każde jej zawołanie, ale nawet to jej nie cieszy. Tęskni za bezczelnym, zaczepnym spojrzeniem czarnych oczu Oliviera, w których widziała jego bezgraniczną i szaleńczą miłość. Od dwóch lat  wieczorem zanim kładła się spać, obserwowała w skupieniu przystanek, na którym na nią czekał. Wtedy ogarniały ją wspomnienia tych najcudowniejszych w jej życiu dni.

Zawsze kiedy byli razem mówił, że jest za słaby, żeby pokazać jak bardzo ją kocha. Wierzyła mu, bo jakże ona słaba była przy nim! Codziennie czekała na dźwięk silnika jego motoru. Gdzie zabierze ją tym razem? Może spędzą czas na obrzeżach miasta? A  może na ukrytej gdzieś plaży? Czy i tym razem nikt nie nakryje ich, jak kochają się w jakimś zacisznym miejscu? Co dziś powie jej Olo, żeby wiedziała, jak bardzo za nią szaleje? Co  mu odpowie, żeby go upewnić, że i ona nie może bez niego żyć? Czy może być z kimkolwiek innym aż tak blisko?  Czy może oddychać nie będąc obok niego? Czy ma po co wstawać z łóżka, skoro nie może go zobaczyć? Czy on się kiedykolwiek zmieni? Czy to w ogóle możliwe?

Któregoś wieczoru przy kolacji Mateusz prosi ją o rękę w obecności rodziców. Oczywiście są zachwyceni. Marta przeraża się. Od trzech lat na jej palcu tkwi pierścionek zaręczynowy. Małe serduszko z czerwonymi kamykami. Nie zdjęła go odkąd Olivier oświadczył się jej w Zakopanym.  Zanim odpowie Mateuszowi, długo się zastanawia. Musi jednak przyznać, że już nigdy na jej drodze nie pojawi się ktoś taki jak Olo. Tęskni za nim, ale zgadza się wyjść za Mateusza. Kiedy dzwoni i powiadamia go, że się zgadza, on zamawia stolik w jednej z restauracji, żeby to uczcić.

jkamp   
gru 22 2015 do ilu razy sztuka? 15

15

Zanim Marta dociera do domu jej złudzenia pryskają. Jest prawie pewna, że Olivier miał coś wspólnego z tym, co przydarzyło się Przemkowi. Kiedy zamyka za sobą drzwi gorące łzy coraz intensywniej zaczynają spływać po jej policzkach. Osuwa się przy wejściu. Nie ma siły się ruszyć.

-Dziecko! Co się stało?

-Nic mamo! Miałam mały wypadek na rowerze!- kłamie gładko

- Dobrze się czujesz?

- Strasznie mnie szczypie...

-Chodź, ogarniemy to jakoś...- matka gładzi ją po włosach. Pomaga jej wstać i prowadzi do kuchni. Wyjmuje apteczkę i zaczyna obywać zaschniętą aż przy nadgarstku krew- Jaki ładny pierścionek.- zauważa nagle- Nowy?

- Starszy niż się wydaje.- w całym zamieszaniu zapomniała go oddać. Nowa fala rozpaczy zalewa Martę. Matka przygląda się jej

-Chyba aż tak bardzo nie boli?

-Przy upadku rozbiłam sobie serce o chodnik- Marta rozpłakuje się na dobre

-Chodź, odpocznij.- gładzi córkę po włosach i prowadzi do jej pokoju.

Marta jest wykończona dzisiejszym dniem.

To wszystko ją przerasta, a zderzenie rzeczywistości z marzeniami jest bardzo bolesne. Leżąc słyszy podjeżdżający motocykl. Po krótkiej chwili motor odjeżdża z piskiem opon. Marta nakrywa się kocem na głowę i płacze długo. Wie, że od tej pory nic nie będzie takie samo i ta myśl ją przeraża.

Po tygodniu postanawia, że musi wziąć się w garść. Jedzie na turniej siatkówki i poznaje wielu nowych ludzi. Decyduje, że musi zmienić szkołę.

-Rok przed maturą?- oburza się matka

-Zrobię to! Niezależnie od tego czy mi pomożecie!- wybucha Marta.

-Kochanie! Oczywiście, że ci pomożemy.

- Świetnie.- kiwa głową i wychodzi.

Rodzice zauważają, że ostatnie wakacje zmieniły ją. Zrobiła się bardziej buntownicza niż do tej pory. Stała się bardzo podobna do siostry. Matka zrzucała to wszystko na utratę przyjaciela, ojciec obwiniał oczywiście Oliviera, choć nie uszło jego uwadze, że znienawidzony chłopak przestał pojawiać się w ich domu. Marta zupełnie straciła kontakt z dotychczasowymi znajomymi, po zniknięciu Oliviera, jej paczka rozpadła się. Również z Agnieszką ograniczyła kontakty. Chciała odciąć się od wszystkiego, co przypominało jej tę bezgraniczną miłość do niego. Chciała zapomnieć.

Zapamiętała się w sporcie. Trenowała do upadłego. Potrafiła całe dnie spędzać na hali. Wytyczyła sobie specjalną trasę do szkoły, żeby omijać miejsca, gdzie Olo ją zabierał. Trasa ta zajmowała jej ponad godzinę, ale Marta wiedziała, że jeśli się podda, umrze z tęsknoty. Wystarczało tylko jedno spojrzenie na tatuaż i do oczu od razu napływały jej łzy. Nie chciała się nikomu do tego przyznać, ale tęskniła za nim. Tęskniła tak bardzo, że czasem kiedy biegała próbując nie wspominać szczęśliwych chwil, swoje kroki nieświadomie kierowała szlakiem ich wspólnych wagarów i nocnych ucieczek z domu. W wolne dni potrafiła biegać po 20 kilometrów. Nie chciała się zatrzymywać. Wydawało jej się, że jeśli ona biegnie to razem z nią biegnie czas. Wspomnienia stawały się coraz bledsze i coraz mniej bolesne. Marta zdecydowała, że zacznie pracować. Wciąż miała za dużo wolnego czasu. Podjęła się pracy na siłowni, jako instruktorka fitness.

jkamp   
gru 19 2015 do ilu razy sztuka? 14

14

Ten rok pobytu Oliviera u ojca zmienił wszystko. Chłopak porzucił dawne plany i dał się przekonać ojcu. Zamierza studiować architekturę. Już teraz ma przez to więcej obowiązków, bo w wakacje ojciec załatwił mu praktyki w Spa, które buduje w Zakopanym. Olo jest całym sercem zaangażowany w ten projekt. Marta wierzy, że teraz wszystko będzie dobrze, że studia i obowiązki dobrze zrobią Olivierowi.  W międzyczasie, Przemek wyprowadził się. Do domu powrócił spokój. Marta czuje się jednak bardzo samotna. Życie ratują jej wakacyjne treningi. Nowy trener jest z niej bardzo zadowolony. Robi duże postępy. Postanowiła odpracować to, co wymknęło jej się z rąk w ciągu ostatniego semestru. Częściej biega i znowu wróciła na basen. Chce poprawić formę. Odnowiła też przyjaźń z Agnieszką. Znów stały się sobie bardzo bliskie. Któregoś wieczoru Aga siedzi u Marty. Mają razem wyjść, kiedy dzwoni telefon. To Przemek.

- Mała? Jesteś zajęta?

- A ty pijany!!

- Okropnie!- przyznaje z rozbrajającą szczerością.

-Gdzie jesteś?

- Tam gdzie zwykle!

- Zaraz po ciebie przyjadę.- rozłącza się i prosi Agnieszką o pomoc.

- Nie wierzę!- złości się przyjaciółka- wiesz, że go nie cierpię!

- Aguś! Sama nie dam rady!- w końcu Aga zgadza się.

Pod dyskoteką kłębi się tłum ludzi. Marta bez trudu znajduje Przemka siedzącego pod wejściem. Wpakowuje go do auta i odwozi do domu.  Agnieszka pomaga przyjaciółce wprowadzić go do mieszkania. Jest bardzo przestronne. Duży pokój łączy się z kuchnią. W ciągu dnia musi tu być przytulnie i słonecznie, niestety, wszędzie stoją nierozpakowane podpisane pudełka.

- Zrób herbatę, dobrze?- zwraca się do Agi Marta

- Tak cię przepraszam, mała...- marudzi Przemek

- Czemu tak się urządziłeś? Co się stało?

- To takie szczeniackie!- śmieje się

- Upadłeś na głowę. Zaraz damy ci ciepłą herbatę i się położysz.

- Musiałem się wyprowadzić, Marta. Musiałem.

- To teraz nie ważne! Rozbieraj się i idź do łóżka

- Kocham cię, wiesz?- wyznaje w końcu. Agnieszka, która znajduje się w kuchni zamiera. Patrzy na niego szeroko otwartymi oczami.

- Tak, tak, ja ciebie też!- śmieje się Marta

- Mała! To nie jest żart. Kocham cię! Zrobiłbym dla ciebie wszystko!

- Jesteś pijany. Połóż się.

- Do diabła! Słuchasz, co mówię!- do tej pory Marta myślała, że to żart, dopiero teraz tak naprawdę dociera do niej, co Przemek próbuje jej przekazać.

- Porozmawiamy o tym jutro, dobrze?

- Nie będę miał tyle odwagi.

-Będziesz miał!- zaprowadza go do sypialni. Po chwili wraca.

- Ładne jaja koleżanko!- kiwa głową Agnieszka

- Dobra! Dobra! Bredził i to wszystko! Wiesz, jaki jest.

- Wiem i o ile dobrze zauważyłam, mówił bardzo poważnie.

- To znaczy, poważnie, jak na kompletnie pijanego?

- Tak!- śmieje się w końcu Agnieszka. Widzi, że to wyznanie też zszokowało Martę

Kiedy Przemek w końcu usypia, wymykają się z mieszkania. Ledwie dojeżdżają pod dom Marty, a już dzwoni do nich Marcin. Czeka na nie i chyba już stracił cierpliwość. Kiedy wysiadają, cieszy się na ich widok.

- Hej! Gdzie byłyście?

- To raczej długa i mało ciekawa historia- odpowiada Marta z dezaprobatą

- To może jakaś dyskoteka?

- Świetnie!- cieszy się Agnieszka i ściska Marcina. Wychodzą we trójkę. Niedługo potem dołączają do nich Grzesiek z jakąś dziewczyną, Paweł i Ola.

Agnieszka i Marcin zaszywają się w loży i dziewczyna opowiada coś śmiejąc się. Marcin kiwa głową, obserwując tańczącą Martę. Po jakimś czasie na parkiet wychodzi też Aga. Marcin znika. Kilka minut po północy pojawia się razem z Olim. Kiedy Marta spostrzega go w migoczących światłach dyskoteki i bardzo się cieszy. Uśmiecha się do niej. Ona już od dawna wie, że za tym uśmiechem poszłaby na drugi koniec świata. Całuje ją i przytula mocno.

-Czemu tak późno?

-Musiałem jeszcze załatwić coś bardzo ważnego.- tuli ją do siebie. Tańczą, całują się, przytulają. Są zakochani i stęsknieni.

- Pojedź ze mną.

- Dokąd?

- Zaufaj mi!- uśmiecha się. Wychodzą na chłodne powietrze nocy. Olo oddaje  jej swoją kurtkę i kask.

Jadą długo.  Marta trzęsie się z zimna. W końcu się zatrzymują. Wokół jest zupełnie ciemno. Żadnego miasta, żadnego domu, żadnego światła i żadnego dźwięku. Tylko oni.

- Co tutaj robimy?- pyta niepewnie.

- Chodź tutaj do mnie.- usadza ją przed sobą, tak, żeby widzieć jej twarz.- wiesz, jaki jestem z tobą szczęśliwy...- tuli ją mocno do siebie. Czuje zapach świeżego powietrza pomieszany z zapachem jego perfum. Nagle zaczyna rozumieć. Stoją na poboczu. Zaczyna wschodzić słońce. Jej oczom ukazuje się fantastyczny krajobraz.

- Tu jest pięknie...- wzrusza się. Stoją tak w ciszy i podziwiają wschód słońca nad górskimi szczytami. Marta czuje, że z każdą sekundą kocha tego chłopaka coraz bardziej, chociaż tyle w nim sprzeczności.

- Oli... teraz wszystko będzie inaczej prawda?

- Nie, nic nie będzie inaczej.- gładzi ją po policzku i odgarnia włosy, które wiatr zwiewa na jej twarz. Przytula się do jego dłoni i delikatnie przejeżdża po niej swoją. Olo robi dziwną minę, jakby coś mu nie pasowało. Szybko cofa swoją rękę. Marta już wie.

- Znowu się biłeś?- spogląda na zdarte kostki

- Nie. To na treningu.- chce mu wierzyć, więc daje temu spokój, nie próbuje dociekać. Olo od dawna trenuje kickboxing. Uwielbia ten sport. Mówi, że to jedyna rzecz, która pozwala mu rozładować złe emocje. Doskonale  rozumie, skąd w nim tyle złości,

- Musimy teraz zrobić jeszcze jedną rzecz.- uśmiecha się pod nosem.

- Co takiego?

- Sprawdzimy jaka jesteś odważna! I czy dasz się porwać!

- O nie! Przerażasz mnie kiedy tak mówisz!

Jadą górską dróżką. Po pół godziny są w Zakopanym.

-Kochasz mnie?

-Jak nikogo!

-To chodź.- ciągnie ją za sobą. Cały czas się uśmiecha. Nie idą, jak zwykle deptakiem tylko bocznymi uliczkami.

-Oli! O co tu chodzi?

- Nie bój się!- staje naprzeciwko niej. Podnosił do góry koszulkę z szelmowskim uśmiechem - Zrobiłem to.-  Marta otwiera ze zdziwienia usta. Po lewej stronie klatki piersiowej widnieje czarne, ozdobne „M”. Olo uśmiecha się.

- Ty wariacie!- śmieje się Marta.

- Trafiłaś tutaj pierwsza i  zawsze tutaj będziesz. Nieważne, co się stanie.

- Ja też chcę.- oczy jej błyszczą.

- Twój ojciec mnie zabije!- śmieje się

- Więc trzeba to zrobić tak, żeby nie zauważył...

- Niegrzeczna z ciebie dziewczynka! Nie poznaję!

- Wiem gdzie!

- Naprawdę tego chcesz?

- Najbardziej!!

- Dobrze.- Olo prowadzi ją do salonu tatuażu, w którym był kilka dni wcześniej. Marta wytatuowała sobie małą literę „O” w takim miejscu, że zakrywała ją gumka od majtek.

- Ty też byłeś tu pierwszy i nie chcę tego zmieniać.- patrzy na niego zakochanymi oczami.

- Ja też nie chcę...

Cały dzień szwendają się po Zakopanym. Jedzą śniadanie i spacerują. Jest pięknie. Marta czuje się szczęśliwa. Kocha Oliviera i wydaje się jej, że nie może bez niego żyć. Nie wyobraża sobie nikogo innego przy swoim boku.

-Marta...- zaczyna niepewnie, kiedy siedzą w małej kawiarni. Trzyma ją za rękę. Uśmiecha się. Bawi ją , kiedy Olo jest niepewny. On, który zawsze wie, co zrobić i co powiedzieć. Teraz patrzy na nią z lekkim niepokojem wymalowanym na twarzy

-Tak...?- pyta w końcu.

- ....wiem, że to szybko...- Olo oddycha ciężko. Jest spięty. Bawi się jej dłonią i nie patrzy na nią. – Marta, ożeń się ze mną.- spogląda jej nagle w oczy i wsuwa na palec pierścionek.

-...Oli... – jest zaskoczona. Niemal słyszy jak Olivierowi ze zdenerwowania napinają się mięśnie.-... co mogę powiedzieć...?..... tak! Tak! Tak! Tak!!

- Ty mała wariatko!!- ściska ją- Chcesz, żebym dostał zawału?! Kocham cię!! KOCHAM CIĘ!!!!!-krzyczy na całe gardło. Ludzie w kawiarni patrzą na nich. Niektórzy są zniesmaczeni, inni uśmiechają się na widok młodej zakochanej pary.

- Teraz już zawsze będziesz moja...- całuje ją nie zważając na to, co dzieje się dookoła .- Dziękujemy państwu za towarzystwo! Życzymy miłego dnia!- zwraca się do ludzi w kawiarni i wyciąga Martę na ulicę.

-Jesteś szalony!!- śmieje się. Jest pewna, że to jeden z najpiękniejszych dni w jej życiu.

W końcu Olivier odbiera dzwoniący od dawna telefon. Marta piorunuje go wzrokiem, ale Olo zastyga. Przerażenie maluje się na jego twarzy. Ona już wie, że to nie żart.

- Marta, musimy wracać.

- Co się stało?- jego mina jest bardzo poważna.

- Powiem ci w domu. Nie teraz.

Olo prowadzi motor szybko, ale pewnie. W niedługim czasie znajdują się w mieście. Zawozi ją pod sam dom. Kiedy rodzice Marty ich spostrzegają, ojciec nie wytrzymuje

- Nie zbliżaj się do mojej córki! Chodź tu Marta!

- ....ale tato...- jest zaskoczona

- Jeśli cię przy niej zobaczę....

- Panie Golański, ja...

- Nie będę dyskutował z takim kryminalistą, jak ty.- mówi stanowczo

- Dobrze.- Olo kiwa głową i wkłada kask. Kipi ze złości. Spogląda jeszcze na przerażoną Martę i odjeżdża bez słowa.

- Co się dzieje??

- Wejdźmy do środka.- Marta rusza za ojcem.

- Marta.... musisz wiedzieć...że Przemek nie żyje...

- Co????? Ale jak to?? Widziałam się z nim wczoraj!!

- Umieraliśmy ze strachu o ciebie!

- Jak to? Przemek? Co się stało?

- Ktoś wieczorem do niego przyjechał i pobił go.

- Co? Nie rozumiem!!

- Ktoś pobił go tak mocno, że po prostu... nie udało się go uratować...

- Co Olivier ma z tym wspólnego?

- Świadkowie mówią, że to było dwóch młodych chłopców na motorze...

- Boże.... nie..... nie wierzę.... nie wierzę w to!!!!!!!!!- biegnie do siebie. Rzuca się na łóżko i płacze. Przemek był jej najlepszym przyjacielem. Wiedział wszystko, pomagał, rozśmieszał... Olo go nienawidził... nienawidził go i Marta doskonale się w tym orientuje. Wczoraj... wczoraj.... tak! Były u Przemka z Agnieszką, ratowały go... potem ta dyskoteka, zniknięcie Marcina, pojawienie się Oliviera, jego stłuczone kostki... o Boże!! I to przerażenie w jego spojrzeniu dziś rano! Nie! To niemożliwe! To niemożliwe? ... to bardzo możliwe... Olo wielokrotnie powtarzał Przemkowi, że go zabije! Jeśli dowiedział się, co Przemek jej powiedział i.....! Myśli Marty galopowały, jak szalone! Agnieszka! Musi zadzwonić do Agnieszki. Jak najszybciej! Gdzie telefon?

- Aga...? – Marta cała się trzęsie

- Marta!! Co się dzieje?

- Musisz mi coś powiedzieć- cedzi słowa. Tak naprawdę, wcale nie chce znać prawdy.

- Mów w końcu!! – denerwuje się przyjaciółka

- ... powiedziałaś Marcinowi o Przemku?

- Ale co o Przemku? Przecież...

-AGA!!! Doskonale wiesz co!! Powiedziałaś czy nie?!

- Powiedziałam, ale śmiał się i............- Marta nie słucha już tego, co Agnieszka mówi. 

Niech to szlag!!!!!!!!!!!!!!!!! Dociera do niej, że Olivier naprawdę to zrobił!

Marta jest otępiała. Jej telefon nie przestaje dzwonić. W końcu się rozładowuje. Marta siedzi na łóżku i patrzy na pierścionek od Oliviera. Małe serce wysadzane czerwonymi kamykami. Myśli o dniu spędzonym w Zakopanym. Jeszcze parę godzin temu była pewna, że to ten jedyny, że spędzi z nim życie i ten tatuaż... słyszy jak ulicą jedzie motocykl. Wie, że to on. Zatrzymuje się i czeka nie wyłączając silnika. Staje w oknie. Jest tam. Patrzy w jej stronę i czeka dalej. Po policzkach płyną jej gorące łzy. Zasuwa w końcu roletę. Słyszy jeszcze, jak motocykl z piskiem opon odjeżdża.

Następnego dnia, po nieprzespanej nocy, Marta decyduje, że pojedzie do Oliviera. Jest zdezorientowana i czuje ogromną pustkę. Chce, żeby przyrzekł, że to nie jego sprawka.

W domu go nie ma, jedzie więc na siłownię, gdzie zwykle chodzi. Rzeczywiście znajduje go tam. Przygląda mu się z zastanowieniem. Czy mógł to zrobić?

Słuchawki w uszach, on, worek treningowy i wściekłość, ogromna wściekłość. Nic innego się w tej chwili nie liczy. Wyprowadza mocne, celne ciosy. Worek przyjmuje je z trudem pozostając na miejscu. Olo jest naprawdę rozzłoszczony. Całą tę złość wkłada w uderzenia. Jednak kiedy spostrzega Martę, jego spojrzenie łagodnieje.

-Postanowiłaś ze mną porozmawiać?- stara się być spokojny

- Skąd wiedziałeś o Przemku?

-Kosa do mnie zadzwonił.

- Wiesz o co chcę spytać.

- Tak, spodziewałem się , ale lepiej tego nie rób.- ostrzega

-Muszę to od ciebie usłyszeć.

- Aż tak słabo mnie znasz?

- Myślę, że znam cię aż tak dobrze.

- I uważasz, że mógłbym to zrobić?- wyraz jego oczu zaczyna się zmieniać. Pojawiają się w nich irytacja i przerażenie

- Odpowiedz mi.

-Oceniłaś mnie z góry, prawda?

-Dobrze wiesz, dlaczego tak pomyślałam.

- Gdybym chciał zatłuc każdego, kto się w tobie kocha, wybiłbym pół miasta!

-A jego?

-Kurwa! Za kogo ty mnie masz?- emocje zaczynają brać górę

- Powiedz, że to nie ty.

- Wyjdź stąd.- cedzi przez zaciśnięte zęby. Jest coraz bardziej wściekły

- Powiedz mi w tej chwili.

-Wynoś się!- krzyczy. Łapie Martę za przedramię i siłą wypycha ją na ulicę- Co ty, do kurwy nędzy sobie wyobrażasz? Że każdy pobity palant w tym mieście to moja sprawka?

-Oli! Jak możesz?- protestuje dziewczyna

- Jeśli tak ma to wyglądać to zapomnij o mnie! Nie dzwoń! Nie przychodź! Zapomnij!

- Czemu nie chcesz mnie przekonać?

-Powinnaś to wiedzieć! Kurwa! Mam dość tego twojego burżujskiego podejścia do życia!- krzyczy na nią na środku ulicy

- Czy ten człowiek panią zaczepia?- pyta przechodzący chodnikiem chłopak

-Gówno ci do tego!- wrzeszczy Olivier, powoli tracąc panowanie nad sobą

- Potrzebuje pani pomocy? Wezwać policję?- interesuje się znów chłopak, ale zanim Marta otworzyła usta, Olo wymierza mu mocny cios. Chłopak pada na ziemię.

- Nie wpierdalaj się w nieswoje sprawy!- krzyczy poirytowany Olivier pochylając się nad leżącym chłopakiem

-Oli!- Marta chce go odciągnąć i chwyta go za ramię. Olivier szarpie się i odpycha ją z całej siły. Teraz również ona ląduje na chodniku. Krwawiący chłopak szybko zbiera się i ucieka. Olo dopiero po chwili odzyskuje panowanie nad sobą zaczyna rozumieć co się stało

-Marta...- przeraża się. Ma obdarte dłonie,  kolana i pękniętą wargę.

-Co ty wyprawiasz?! Jak mogę ci wierzyć?- rozpłakuje się. Jest przerażona. Wierzchem dłoni wyciera krew z ust.

- Marta...- powtarza głucho. Po jej rękach spływają czerwone strużki. Chce pomóc jej się podnieść, ale mu nie pozwala

-Odejdź! Nie dotykaj mnie!- zbiera się i rusza wolno w stronę domu

- Marta! Niech to szlag!!- ktokolwiek obił tego gnojka, miał rację! Olivier powinien mu pogratulować! Co więcej, on sam nie raz miał ochotę to zrobić. Wraca na siłownię

-Te! Francuz! Od kiedy to pozwalasz się awanturować lasce?- śmieje się chłopak stojący obok recepcji. Olo odwraca się i trach. Silny, celny cios pada wprost na twarz chłopaka, a ten zwala się z nóg dosłownie w sekundach.

-Nie wpierdalaj się.- mówi z zaciśniętymi zębami i wraca na salę treningową.

jkamp   
gru 15 2015 do ilu razy sztuka? 13

13

Na początku lipca Marta dowiaduje się, że Olivier wrócił. Szuka kontaktu z nim, ale on o to nie dba. W końcu ktoś podaje jej nowy adres chłopaka. Nie zastanawia się długo. Postanawia do niego pojechać. Na jednym z domofonów znajduje jego nazwisko. Rozgląda się dookoła. Jego motor stoi na parkingu. To znaczy, że jest w domu. Stoi chwilę pod klatką i myśli, co mu powie, kiedy otwierają się drzwi. Korzysta z okazji i wślizguje się do środka.

Olo właśnie wychodzi spod prysznica, kiedy słyszy pukanie. Owija się ręcznikiem i, pewien, że to listonosz, uchyla drzwi. Zamiera, kiedy widzi Martę.

- Wejdź. – wpuszcza ją do środka.- Ubiorę się, poczekaj.- kątem oka dziewczyna widzi, jak w łazience wciąga na siebie dolne części garderoby. Już prawie zapomniała, jak dobrze jest zbudowany. Z łazienki wychodzi prosto na  balkon. Marta rozgląda się po mieszkaniu. Jest świeżo pomalowane, ale brakuje w nim mebli. W rogu dużego pokoju leży materac i spora ilość pudeł. Rusza za Olivierem.

- Palisz?- pyta niepewnie

- Tylko, kiedy się denerwuję.

- I teraz akurat się denerwujesz?

- Do diabła! Jasne, że tak!

- Oli... ja...

- No właśnie. Ty! Ciągle ty! A ja? Mnie też ten układ nie odpowiadał. Wiedziałaś o tym. Robiłem wszystko, żeby to jakoś, kurwa nadrobić. Postawiłem wszystko na jedną kartę i się spierdoliło! Co jeszcze mam ci powiedzieć?

- To nie tak!

- Dałbym się za ciebie zabić, a ...  zresztą! Nie chce mi się o tym rozmawiać.

-  Daj sobie wytłumaczyć! To nieporozumienie!

- Nieporozumienie? Nieporozumienie to jest to, że tutaj jesteś. Nie wiem po co przyszłaś. Nie rób tego więcej.

- Wyjaśnijmy to jakoś.

- Chciałem to wyjaśnić od razu, ale zdecydowałaś inaczej, a teraz idź już

- Ale Oli! Ja ....!

-Muszę odebrać.- rozmawia chwilę, a potem idzie ubrać koszulkę. Najwyraźniej spodziewa się gościa. Kilka minut później dzwoni domofon.

Gościem okazuje się być chuda, uśmiechnięta dziewczyna o ciemnych włosach i intensywnie zielonych oczach, Marcie wydaje się znajoma. Kiedy ich spojrzenia się spotykają, wyraz twarzy dziewczyny zmienia się. Maluje się na niej przerażenie.

-Wchodź Wika.- wpuszcza ją do środka i gromi Martę spojrzeniem- Na razie Marta- przytrzymuje jej otwarte drzwi, czekając aż wyjdzie.

- Tak, cześć.- jest w szoku, że tak ją potraktował. Schodzi na dół i nie wie co zrobić.   Zdaje sobie sprawę z tego, że na dawnych przyjaciół nie ma co liczyć. Sama z nich zrezygnowała na rzecz Przemka. Musi to dobrze rozegrać, jeśli chce znów być z Olivierem. Idzie wolno w stronę domu i myśli intensywnie.

Następnego dnia wstaje wcześnie. Ubiera dres i wychodzi. Od dawna nie biegała. Nie sądziła, że tak szybko się zmęczy. Po drodze do Oliviera wstępuje do jego ulubionej piekarni i kupuje rogaliki. Uwielbia je. Myśli, że będzie to dla niego miła niespodzianka, jeśli tym razem to ona będzie się o niego martwiła.

Dzwoni domofonem do pierwszego z brzegu mieszkania i informuje, że przyniosła ulotki. Klatka otwiera się. Wbiega cicho na piętro i stoi chwilę pod jego drzwiami. W mieszkaniu panuje cisza. Albo jeszcze śpi, albo już wyszedł- ryzyk-fizyk! Dzwoni, zostawia pakunek na wycieraczce i zbiega na dół. Po chwili drzwi otwierają się.

- Słucham?- słyszy zaspanego Oliviera i szelest otwieranej paczki.- Halo?- głos jest już mniej zaspany. Olivier najwyraźniej przechyla się przez barierkę i obserwuje klatkę. Chwilę później słyszy odgłos zamykanych drzwi. Marta uśmiecha się. Czuje, że to jest ten dzień, w którym musi zmienić wszystko. Do domu wraca zadowolona.

- Cześć, mała!- po kuchni krząta się Przemek.

- Cześć. Zrób kawę.- mruga do niego i swoim zwyczajem opiera się o blat.

- Wychodzisz ze mną wieczorem?- staje przed nią i opiera ręce tak, żeby nie mogła uciec

- Mam już inne plany.- uśmiecha się. Przemek nachyla się do niej i szepcze tuż przy uchu:

- Będziesz żałowała.- muska wargami jej szyję. Marcie uginają się nogi- ...ale skoro nie chcesz- śmieje się. – Twoja kawa- podaje jej z uśmiechem kubek i idzie na górę.

Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się zareagować w ten sposób na ten śmieszny zwyczaj szeptania do ucha. Dlaczego to robi? Przecież doskonale wie, że chce wrócić do Oliviera. Prawdę mówiąc, przez ostatnie pół roku kilka razy wyrwało mu się, że powinni być razem, ale zawsze mówił to w żartach. Marta też nie traktowała tego poważnie.

- Przemek!- woła za nim

- Czyżby nagła zmiana decyzji?- śmieje się

- Dokąd idziesz?

- Jeszcze się zastanawiam.

- To dziś ja cię zapraszam.

-Ty? Mnie?

- Tak! Tym razem ty mi potowarzyszysz.

- To jakiś podstęp, prawda?

- Jeden. Malutki. No! Może dwa!

- No wal! Czekam.

- Bez dymka.

- Uuuuu! Stawiasz ciężkie warunki.

- Jestem tego warta, wiesz o tym- uśmiecha się

- Co jeszcze?

- Idziemy tam, gdzie ja chcę.

- Słuchaj, mała...- podchodzi do niej i delikatnie obejmuje ją w pasie dłońmi-...nie jestem aż tak głupi, na jakiego wyglądam. Mów o co chodzi.

- To skomplikowane.

- Czyli już wiem. Znowu ten twój amant, tak?

- Och! Przemek no! Nie daj się prosić! Sama nie pójdę!

- A nie uważasz, że pora odpuścić?

- Do tej pory odpuszczałam. Teraz pora to ogarnąć.

- I podjęłaś tę decyzję ot, tak?!

- ....tak...

- Dobra, pójdę z tobą. Chcę tylko wiedzieć jedno. Idę jako kumpel, kuzyn czy jak to sobie wyobrażasz?

- Przecież nie jesteś moim kuzynem!

- To mnie akurat cieszy najbardziej. Zwyczajowo o 20?

- Zwyczajowo.

Wieczorem Marta umalowała się i założyła imprezowe ciuchy. Czekając na Przemka postanowiła zrobić sobie kawę.

- Dziecko! Zdrowia ci nie szkoda? Kawa teraz?

-Mamo! Muszę się trzymać! Wychodzę.

-Sama?

-Nie, idziemy z Przemkiem potańczyć.

- Tak jest, ciociu!- do kuchni wchodzi uśmiechnięty Przemek. Zarzuca na siebie bluzę i jest gotowy do wyjścia.

Przemek nigdy nie należał do tęgich chłopaków. Zawsze był szczupły i wysoki, a teraz pracuje po 10 godzin i zarywa  noce na imprezach, co sprawiło, że jeszcze schudł. Dziś wygląda wyjątkowo dobrze. Luźne spodnie co prawda wiszą mu na biodrach, ale obcisła koszulka podkreśla mięśnie na klatce i rękach. Jedno należy mu jednak przyznać- niezależnie od tego, w jak złym stanie się aktualnie znajdował, zawsze czuć od niego było perfumy. Tym razem także. Przemek jest facetem, który zawsze ma dobry humor i mało co potrafi go wytrącić z tego stanu. Według Marty, nie jest zbyt przystojny, ale wszędzie gdzie się pojawi otacza go masę dziewczyn. Śmieje się z tego i powtarza, że ma magnetyczną osobowość, prawda jest jednak taka, że Przemek jest flirciarzem. Zawsze wie, co powiedzieć, żeby dziewczyna czuła się wyjątkowa i jak pokierować rozmową, żeby to ona zrobiła pierwszy krok.

            W Klubie znajduje się masę ludzi. Gdzieś między gośćmi dostrzega znajome postacie i dziewczynę, którą widziała u Oliviera. Ta jednak, szybko opuszcza lokal. Siadają przy barze.

- Czyli mam cię pilnować?- zaczyna

- Nie. Dziś sama się przypilnuję. Ty możesz się bawić.

- Będziesz tu siedziała cały wieczór?- staje przed nią i kładzie jej ręce na udach. Uśmiecha się przy tym i pyta-  I mam wierzyć na słowo, że będziesz grzeczna?

- Obiecuję!

- To ja za chwilę wracam. Nie odchodź nigdzie.- potakuje głową, a Przemek znika w tłumie ludzi. W ułamku sekundy spostrzega obok siebie znajomą postać

- Grzesiek! Cześć!

- O kurczę! Marta! Nie poznałem cię! Szukasz Francuza?

- A jest tutaj?

- Wyszedł przed chwilą! Dawno cię nie widziałem! Wyglądasz zajebiście! Gdybyś mnie nie zaczepiła to bym cię nie poznał.- Grzesiek mierzy Martę wzrokiem

- Jestem. Kto to?- jak spod ziemi pojawia obok niej Przemek. Grzesiek nie jest zachwycony

- To mój znajomy Grzesiek, a to Przemek. Pilnuje mnie- śmieje się

- I dobrze, bo jest czego! Ja znikam! Na razie!

- Do zobaczenie!

- O! Marta! Przyjdź na koncert za tydzień.

- Jasne! Dzięki!- patrzy na Przemka. Wygląda dziwnie.

- Dobrze się czujesz?

- Minąłem się z kimś.- przejeżdża dłonią po policzku i Marta już wie, co się stało

- Olivier?- kiwa tylko głową.

Marta znajduje Agnieszkę i Marcina. Wita się z nimi. Bawią się razem aż do zamknięcia Klubu, choć przyjaciółka nie ukrywa, że nie bardzo cieszy się z towarzystwa Przemka. Znowu wracają  nad ranem.

- Zdejmuję te buty! Już nie mogę!

-Trzymaj fason!

- Wiesz, kupowanie ciuchów z tobą to prawdziwa przyjemność.

- Pamiętaj! Kobieta kobiecie nie doradzi dobrze! To wasza kobieca zawiść na to nie pozwala, żeby ta druga wyglądała lepiej. Tylko my, faceci naprawdę się na tym znamy.

- A ty się znasz jak nikt inny!

- Owszem! Przed przyszłą sobotą też gdzieś wyskoczymy. Muszę uzupełnić szafę! A z ciebie zrobię taką laskę, że ten twój amant padnie z wrażenia!

- Już to zrobiłeś!

- A co bym jeszcze zrobił, gdybyś mi tylko pozwoliła!- przewraca oczami

- Hej! To jakiś podtekst?

- Kto wie!- śmieje się.

W domu nikogo jest cicho i pusto. Rodzice mają nocne dyżury i jeszcze nie wrócili.

- Padam! Nie wiem jak przeżyję ten dzień!

- Wchodź na górę i nie marudź!- wbiegają po schodach na piętro. Nagle Przemek wybucha głośnym śmiechem

- Co jest?

- Wiesz! Z tej perspektywy wyglądasz jeszcze lepiej!

- Jesteś zwariowany!- ale nagle przestaje się śmiać. Przypomina jej się pierwsza ucieczka z Olivierem, kiedy wchodziła po pergoli do swojego pokoju.

 Marta bierze szybki prysznic, ale przed pójściem do łóżka wygląda na ulicę. Mogłaby przysiąc, że widzi Oliviera. Otwiera  szeroko okno. Chłodne powietrze nocy wdziera się do pokoju. Szybko zbiega na dół. Słyszy daleki warkot silnika. Przystanek jest pusty.

Rano, tak, jak poprzedniego dnia ubiera dres i wychodzi. Wie, że bieganie tuż po dyskotece to raczej marny pomysł, ale skoro się powiedziało „a” to trzeba powiedzieć „b”. Swoje kroki kieruje w stronę ulubionej piekarni Oliviera. Codziennie przez parę dni powtarza ten rytuał, kiedy w końcu któregoś ranka natyka się na ludzi wnoszących do środka jakieś narzędzia.

- Dzień dobry!- zaczyna wesoło

- Dzień dobry.- starszy z mężczyzn mierzy ją

- Do którego mieszkania to panowie wnosicie?

- Do 6.

- O! To wspaniale! Bardzo się spieszę, a panowie już tam idziecie. Czy mogłabym was prosić o podrzucenie właścicielowi paczki?

- Duża ta paczka?

- Nie, to tylko pieczywo!- śmieje się

- A to nie ma sprawy.

- To w ramach podziękowań, proszę! Słodkie bułki do kawy!- uśmiecha się do nich

- Nie trzeba!

- Nalegam! I dziękuję!- rusza truchtem w kierunku domu. Powtarza tę trasę każdego dnia. Wieczorami stara się kłaść jak najwcześniej, ale przy Przemku nie jest to możliwe

Któregoś dnia spotyka ją rano  kuchni. Staje cicho tuż za nią i zaczyna ją delikatnie łaskotać po przedramieniu. Spogląda na niego zdziwiona.

- Co znowu?

- Czy to był twój żart?

- Jaki?

- Dzwonili do mnie ze szkoły i kazali być w ciągu pół godziny.

- Niestety! Nic mi o tym nie wiadomo!

- To jak ja tam dojadę? Mam kaca jak diabli! Nie wsiądę do auta!

- Jedź autobusem!

- Ale zobacz, jak ja wyglądam!

- Nie panikuj! Zrób to, co zwykle! Prysznic, perfumy, sam wiesz!

 - A! Idź ty!- idzie do łazienki. Zanim Marta zjada śniadanie, Przemek wygląda jak nowonarodzony.

- Już jest ok.!- śmieje się

- Czuję się kijowo!

- Wcale tak nie wyglądasz.

- Dobra! Dobra! Lecę! Masz gościa!- krzyczy jeszcze od drzwi i znika. Okazuje się, że to Agnieszka.

- Wchodź porozmawiamy.

- Wiesz, że Olo wrócił?

-Tak. Zdążył już przyłożyć Przemkowi.- Agnieszka śmieje się. Nie przepada za lokatorem Golańskich.

Siadają w kuchni długo rozmawiają. Nie robiły tego od dawna. Agnieszka ma za to trochę żalu do przyjaciółki. Spędzają razem cały dzień. Marta zwierza się Agnieszce, jak za dawnych czasów. W końcu wyjaśniają to nieporozumienie, które je pokłóciło. Przerywa im Przemek, wpadając jak burza do kuchni

-Mała! Nie uwierzysz! Miałem dziś egzamin!

- I zapomniałeś o nim?

- Tak, ale to nieważne! Zaliczyłem z wyróżnieniem!

- Super! Gratuluję!

- Nie ma czego, bo musiałem odejść od Marietty.

-Dobra! Wy sobie gadajcie, a ja już lecę.- decyduje Agnieszka i wychodzi.

-Przemek? Odszedłeś od Marietty?

- Tak. Nie miałem wyjścia. Postawiła mnie pod ścianą.

- To niemożliwe!

- Dobra, to mało ważnie. Idziemy na zakupy. Jutro koncert. Musisz wyglądać ekstra.

- Jesteś szalony!

- Marta, ale obiecaj mi coś. Jeśli to nie wyjdzie, to dasz sobie spokój, dobrze?

- Nie mogę ci tego obiecać.

- Więc ja muszę wyjść z tego błędnego koła. Ostatni raz ci pomagam. Przepraszam, ale teraz muszę zająć się sobą.

- Och! I tak jesteś kochany!- cmoka go

- Hej! Bo się do tego przyzwyczaję!

Popołudnie ciągnie się w nieskończoność. Marta jest gotowa na długo przed wyjściem. Czeka na Przemka w kuchni.  Jak na złość rozpadało się.

- O! Już gotowa?

- Tak. Nie mogłam się doczekać.

- To lecimy.

- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale leje.

- Dobra, ja pojadę.

- Ty? Pojedziesz?

- Tak. I obiecuję, że będę w stanie wrócić.

- Jesteś moim mistrzem!- ściska go.

- Chodź już!

Koncert zebrał pełen Klub. Marta siada przy barze i ogląda wszystko z daleka. Zespól daje z siebie wszystko. Gdzieś między barem a lożami spostrzega znajomą postać. To ON. Wygląda niesamowicie. Śmieje się i widać, że jest rozluźniony. Stoi z Marcinem i tą dziewczyną! Kto to jest u diabła? Marta wpatruje się w niego intensywnie. Olo wyczuwa to i kiedy zauważa Martę zamiera. Dziewczyna z, którą rozmawia rozgląda się i podąża za wzrokiem Oliviera. W końcu gładzi go po ramieniu, daje całusa w policzek i odchodzi. Olo zostaje tylko z Marcinem i dopiero po chwili wraca do rozmowy. Kiedy spostrzega obok niej Przemka, na jego twarzy pojawia się wściekłość. Szybko żegna się ze znajomymi i znika w tłumie. Marta chce z nim porozmawiać. Niestety, już nie może go odnaleźć.

- Marta! Wychodzimy!

- Ale Przemek!

- Chodź! -ciągnie ją za sobą

- Co ty robisz?

- On już wyszedł! Widziałem go kilka minut temu. Gdzie mam cię zawieźć?

- Zrobisz to dla mnie?

- Ostatni raz.- Marta podaje mu adres i Przemek zawozi ją pod sam blok. Kiedy się zatrzymują, on wysiada pierwszy i rozkłada parasol. Pomaga Marcie wysiąść.

- Słuchaj, jakby coś nie wyszło, to jestem w dyskotece 2 ulice stąd. Dzwoń. Idź już.- odsuwa się i ciepły deszcz zaczyna zacinać na Martę

- Zmoknę! – protestuje

- Znasz faceta, który nie wpuści do domu przemoczonej dziewczyny?

- Ty chyba żartujesz?

- Wcale. Leć.

Marta idzie przez parking, a deszcz spływa jej po twarzy.  Bierze głęboki oddech i dzwoni domofonem.

- Oli, wpuść mnie, proszę.- drzwi natychmiast się otwierają. Kiedy wchodzi do klatki, słyszy już dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach mieszkania.

- Marta! Boże! Jak ty zmokłaś! Wchodź szybko!- wpuszczają do środka i od razu owija grubym ręcznikiem. Przygląda się jej z nieodgadnioną miną.

- Wiesz, że nawet teraz wyglądasz nieziemsko?- całuje ją delikatnie- Jesteś zmarznięta. Zdejmuj to szybko.- niemal zdziera z niej ubrania i nie przestaje jej całować.

-Kocham cię, Oli.

- Byłem taki głupi...- tuli ją do siebie.

Rano Marta budzi się wtulona w Oliviera. On już nie śpi. Wpatruje się w nią z szerokim uśmiechem

- Dzień dobry, kotku.

-Dzień dobry- uśmiecha się

- Jak myślisz? Kto nam przyniesie rogaliki, skoro ty jesteś tutaj?

- Skąd wiedziałeś?

 - Nikt inny nie mógłby na to wpaść.

- Czyli mi się udało.

- Nie mogłem się przyzwyczaić, że nie ma cię przy mnie. Nie spałem wiele nocy przez ciebie.

- Mówiłam, że cię kocham. Naprawdę jestem tylko twoja.

- Byłem tak strasznie zazdrosny, że nie potrafiłem nad tym zapanować. Mam przez to naprawdę  masę kłopotów!

Olo wstaje się z materaca i robi im śniadanie. Pożycza też swoje ubrania, bo te, które Marta miała na sobie wieczorem, nie nadają się do paradowania po mieście.

Po południu odwozi Martę do domu.

- Mamo! Jestem taka szczęśliwa!!

- Cieszę się, kochanie!

- Mamo, ale ty masz jakiś problem?

- Martwię się.

- O co?

- Przemek wrócił dziś rano tak pijany, że koledzy go przyprowadzili.

- Żartujesz? Wczoraj wieczorem był normalny! Zawiózł mnie do Oliviera.

-  Wydaje mi się też, że coś bierze...

- Mamo! No co ty?!- rozmowę przerywa właśnie Przemek.

- Hej dziewczyny, mogę zjeść śniadanie?

- Idźcie do salonu. Zaraz  wróci wujek i podam obiad.

- Ciociu, ale.....

- Proszę was!- oboje przechodzą do pokoju.

- Nie mam siły na rodzinne obiadki.

- Widzę! Chyba wczoraj zabalowałeś.

-To mało ważne. Udało ci się?

- Tak,! Dziękuję!- tuli go

- Marta! Daj spokój! Ledwie trzymam się na nogach!- kiedy tak siedzą, matka Marty otwiera drzwi i słyszą wesołą rozmowę. Przemek krzywi się. Okazuje się, że to jego rodzice.

- Szlag! Jeszcze oni!- nie jest zachwycony

- Dziecko! Jak ty wyglądasz?- jego matka łapie się za głowę.

- Wszystko ok.- stara się jakoś trzymać.

- Marta, zostawisz nas samych na trochę?- prosi ojciec Przemka. Marta wychodzi na korytarz, skąd dalej przysłuchuje się rozmowie.

- Od kiedy to trwa?- zaczyna rzeczowo ojciec.

- Co trwa? Tato?

- Przecież widzę! Jesteś jeszcze pijany! Prochy też już bierzesz?

- Skąd ci to przyszło do głowy?

-  A jak myślisz?

- Wybacz, ale chyba raz w tygodniu mogę wyjść z przyjaciółmi?

- Raz w tygodniu powiadasz? A Marietta za co cię wywaliła?

- To cios poniżej pasa! Nie ma nic do rzeczy!

- A ja myślę, że ma!

- Bzdura! Sam od niej odszedłem!

- Stawałem na głowie, żeby ci załatwić porządny początek a ty tak to załatwiasz?

- Nie masz o niczym pojęcia!

- Miałeś się uczyć!

- Uczyłem się! Zaliczyłem kursy z wyróżnieniem! Czy to nie dość?

- A co? Praca tak bardzo boli?

- Nie! Nie praca! Relacje z Mariettą uległy zmianie!

- Nie chcę tego słuchać! Znowu zaczynasz te swoje gierki!

- Nic nie zaczynam! Obiecywaliście mi, że jeśli zaliczę rok praktyki i kursy to pomożecie mi otworzyć coś swojego.

- Mam inwestować kolejne pieniądze w twoje zachcianki? Następne zresztą!

- Tato! Jeśli nie oddam w ciągu roku, to pójdę do takiej pracy, jaką ty mi wybierzesz i zapomnę o wszystkim.

- Ty chyba żartujesz?

- Wcale. Daj mi rok.

- Nie wiem, czy chcę się w to bawić.

- Jeśli mi nie pomożesz, to znajdę sobie innego inwestora, a ty będziesz tego żałował...

- Odpowiem ci jutro. Muszę to przemyśleć.

Marta musi przyznać, że Przemek sprytnie to rozgrywa. Łapie go po południu.

- Czemu nie powiedziałeś o swoich kłopotach?

- A co by to zmieniło? Zamieszkałem tu na siłę. To oni postanowili, że muszę zmienić otoczenie. Skazali mnie na tę ich Mariettę! Że najlepsza stylistka i tak dalej...

- Ale ty sam odszedłeś?

- Musiałem odejść. Nasze prywatne sprawy zaszły za daleko. Z mojej strony wszystko szybko się skończyło, a ona myślała, że...

- Przecież ona jest koło 50!

- Ale ma potrzeby, jak każdy!

- Ty naprawdę jesteś szalony! Myślisz, że masz szansę odrobić wszystko w rok?

- Mam baaaaardzo wierne klientki...

- Czy ty znowu mówisz o tym, co myślę?

- Zależy o czym myślisz!- uśmiecha się znacząco

- Nie! Z tobą nie da się poważnie porozmawiać!

- Chcesz na poważnie? Wyprowadzam się.

- Ale jak to?

- Ojciec załatwił mi lokal z mieszkaniem na piętrze. Zresztą, sam mu to zasugerowałem.

- Dlaczego to robisz?

- Mam swoje powody. Muszę się ogarnąć, a ten dom mi nie bardzo pomaga.

- Nie rozumiem!

- Nie musisz rozumieć!

- I co? Znowu zostanę tu sama?

- Przecież masz swojego amanta, tak całkiem sama nie będziesz!

- Zawsze chciałam, żeby był tu ktoś taki, jak ty! Ty zawsze mi pomożesz! Jesteś jak... starszy brat i przyjaciel w jednym!

- Nie osłabiaj mnie! A teraz muszę lecieć, bo obiecałem, że podjadę do klientki do domu.- Przemek zbiera się szybko i wychodzi. Marta jest zdziwiona jego reakcją. Wydawało jej się, że ich przyjaźń jest dla nich obojga tak samo ważna. Nie rozumiała, dlaczego Przemek chce się wyprowadzić.

jkamp